niedziela, 31 maja 2015

003/2 Zamówienie | One Shot Ruggcedes "Rozjaśnij prawdę w głowię cz.2"



Parring:Ruggcedes 
Zamawiający: ~care~ 
Uwagi: Jest to druga część :) 


 -Ruggero, przepraszam. Ja naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło - nieśmiało powiedziała Mercedes, tuż po odklejeniu się od moich ust, cholera ten niesamowity pocałunek trwał zdecydowanie za krótko. Powinniśmy go powtórzyć. 
- Spokojnie kochanie, nic się nie stało, obydwoje tego chcieliśmy - odpowiadam jej zgodnie z prawdą, pragnę jej, a ona pragnie mnie. Czy to nie dobry moment, aby wykorzystać jej stan i pójść z nią do łóżka? Jestem na nią napalony jak komornik na szafę, wiec powinienem w pełni wykorzystać sytuacje. 
-Nie jesteś niczemu winna skarbie. Pójdziemy do pokoju? 
 Mercedes delikatnie kiwa głową na tak, no Pasquarelli masz dzisiaj farta. - Wezmę Cię na ręcę dobrze? - palcami przejeżdżam po jej policzku. Mercedes zgadza się, więc szybkim ruchem biorę roztrzęsioną dziewczynę na ręcę. Jej delikatne rączki zaciskają się na mojej szyji, a główka dociska do mojej klatki piersiowej. Uśmiecham się do siebie, jej dotyk naprawdę sprawia mi przyjemność. Kurwa, Ruggero co ty pieprzysz? Jesteś ostrym dzikiem, każda świnia przy tobie kwiczy! Tak jesteś boski Rugg i teraz masz wejść z nią do pokoju, rozebrać i wyszpachlować. Zero czułości, kminisz? Kminisz ?! 
Jak najszybciej udaje się do jej pokoju, w moim może siedzieć Cande więc nic nie wyszłoby z mojego planu. 
- Ruggero, ale Can...
- Spokojnie, ona nie musi o niczym wiedzieć kochanie
- Nie chce, żebyś przeze mnie ją stracił. Kochasz ją, a ja... 
- Kotku daj spokój, pragnę Cię i wiem, że ty czujesz to samo. Dasz mi kluczyki? 
  Mercedes sięga ręką do kieszeni i wyciąga dwa srebrne elementy. Biorę je od niej i otwieram drzwi do jej małego, tymczasowego królestwa. Wchodzę i rzucam ją na wielkie łożę okryte puszystym, czarnym nakryciem, które pięknie łączy się z jej blond włosami . Nachylam się nad nią i namiętnie muskam jej usta. Są takie delikatne i miękie, a brzoskwiniowy błyszczyk dodaje im słodkiego smaku, który doprowadza mnie do szaleństwa. Językiem zlizuje słodką warstwę, po czym rozchylam nim wargi Mechi i wdzieram się do środka jej buzi. Jest mi tak przyjemnie. Podobno niektórzy ludzie potrafią dostać orgazmu od samego pocałunku. Czy ja, aby napewno do nich nie należe? Mniejsza o to. Teraz liczy się tylko Mercedes. 
 Odrywam się od jej soczystych warg i opieram czoło o jej policzek.
- Dziękuje, Rugg 
- Za co mi dziękujesz? - posyłam jej pytające spojrzenie 
- Za to, że opiekujesz się takim zerem jak ja - wymiękłem, po tych słowach nie mogę tak po prostu jej skrzywdzić. Ja w ogóle nie mogłe jej skrzywdzić. Jest taka krucha i delikatna. Wzbudza we mnie emocje, których nie odczuwam przy Cande. 
Cholera, co ja w ogóle pierdole. Ona, jest kobietą, a ja mężczyzną, ona ma bułeczkę, a ja mam kiełbaskę. Robimy hot-dogi w tej chwili ! Weź się w garść ty włoski, przystojny pacanie i zrób z nią to na co tylko masz ochotę. No przytul ją w końcu i dodaj otuchy... to znaczy wyruchaj ją, tak zrób to teraz i tu ! 
- Ruggero, powiedziałam coś nie tak? - zapytała zdezorientowana 
- Wszystko w porządku Lud, po prostu dzieje się ze mną coś dziwnego.
- Opowiadaj - zachęca mnie - chętnie Ci pomogę 
 Jej słowa dodają mi dziwnej otuchy. Mam ochotę powiedzieć jej wszystko. - A więc - zaczynam niepewnie, nie chcę, aby domyśliła się, że chodzi mi o nią - jestem z Candelarią, ale czuje, że nie powinniśmy być dalej razem. Ostatnio, to znaczy jakiś czas temu poznałem bliżej kogoś, no nie wiem wyjątkowego? Przepraszam, ale trudno mi o tym mówić, ta dziewczyna budzi we mnie uczucia, o których zawsze marzyłem, ale nie jestem pewny czy to zakochanie. Myśle, że tak źle mi z Cande, że zaczynam majaczyć i wyobrażać sobie niestworzone rzeczy, rozumiesz mnie?
- Chyba tak. Nie jest mi smutno z powodu straty Xabiego - jestem zaskoczony, jak to nie? Myślałam, że ona go kocha, czyżby było inaczej? 
- Przyznaje na początku, było mi źle. Ale po kilku dniach spędzania czasu z kimś niezwykłym sprawiło, że zapomniałam o Xabim i zaczęłam myśleć o Tob.. o nim, dobrze się przy nim czuje, jest mi z nim dobrzek ale... 
- Ale? - pytam z ciekawością 
- Ma kogoś, z kim chyba nie jest szczęśliwy - kurwa, czy ona mówi o mnie? 
- Skąd wiesz, że nie jest szczęśliwy? 
- Sam mi o tym powiedział - zamurowało mnie, ona naprawdę o mnie myśli. 
- Może powinnaś mu o tym powiedzieć, może on czuje to samo
- A jeżeli nie czuje tego co ja i po prostu mnie wyśmieje? 
- Czasami warto zaryzykować, tylko na twoim miejscu poczekałbym dopóki on nie rozstanie się z tą dziewczyną, narazie nie warto mieszać - doradzam jej - przez ten czas powinnaś zastanowić się czy to co czujesz jest prawdziwe 
 Mówiąc te słowa, patrze jej głęboko w oczy. Wiem, że obydwoje powinniśmy zastanowić się nad tym wszystkim. 
- Mam tylko nadzieje, że nie powiesz mu o niczym, nie chcę aby atmosfera między mną, a Jorge była...   
  Nie słucham jej dalej. Ona mówi o Jorge? Jorge? Jorge? Dlaczego on? Co takiego ma on, czego nie mam ja? Przecież całowliśmy się, poszliśmy razem do pokoju, mieliśmy uprawiać seks i po co ja się przed nią otworzyłem? Dlaczego bezlitośnie jej nie wyruchałem? Bo jestem zakochany? Zakochany jak się okazuje bez wzajemności? Nie, nie może tak być, muszę stąd wyjść i to jak najszybciej.
 - Przepraszam Mer, ale zapomniałem czegoś ważnego - okłamuje przyjaciółkę - Cande pewnie na mnie czeka 
- Ruggero, ale mieliśmy... 
   Opuszczam jej pokój w masakrycznie szybkim tempie, obecnie czuję się zraniony. Jest mi źle, właśnie dostałem kosza od dziewczyny, która w pewnym sensie była dla mnie bardzo ważna. 


  Siedzę w pokoju hotelowym i zastanawiam się nad bardzo ważną decyzją w moim życiu. Razem z obsadą jesteśmy w Belgii, gramy koncert w Brukseli. Cudowne miasto. Po wyznaniu Mechi o jej uczuciu do Jorge, przestałem się z nią kontaktować. Minął prawie miesiąc. Miesiąc pełen spędzania czasu z samą Candelarią, nie mam ochoty widzieć Blanco i reszty. 
 Nagle po całym moim pokoju rozlega się głośne pukanie do drzwi. Podchodzę do nich i modlę się, aby nie spotkać za nimi Cande.
  Otwieram, a moim oczom ukazuje się starszy mężczyzna, w siwym garniturze. 
- Yyy.. Dzień Dobry? - witam nieznajomego, na co on posyła mi delikatny uśmiech 
- Dzień Dobry, nazywam się Martin Sabat - mężczyzna podaje mi rękę, którą od razu ściskam - pewnie wiesz, że jestem producentem Disney Latino. Powiem prosto z mostu chciałbym Cię w mojej nowej produkcji
 Jestem zaskoczony. Chcą mnie w nowej produkcji? To ogromna szansa dla mnie. 
- Zaskoczył mnie pan. Może wejdziemy do mojego pokoju i obgadamy sprawę? 
- Dobrze, mam nadzieje, że przystaniesz na moją propozycję 
  Mężczyzna wchodzi do mojego pokoju i siada na jasnym, futrzanym fotelu. 
- A więc, nagrywam nowy serial. Soy Luna i chciałby, abyś w nim wystąpił. To produkcja na podstawie Violetty miłość, muzyka, pasja. Czyli to co lubisz najbardziej 
- Okej, ale kogo miałbym grać? Kiedy? Gdzie? - zaciekawiony zadaje pytania jedno za drugim 
- Grałbyś Federico, po śmierci Pablo zacząłbyś być derektorem Studia. Byłbyś mężem Ludmily, albo na odległość, albo żyli byście we wspólnym mieszkani, o ile Mercedes zgodzi się na kolejną Disney'owską produkcję. Zdjęcia zaczynamy w kwietniu, tego roku w Argetynie 
  W kwietniu? Przecież wtedy będę w trasie. Nie mogę tak po prostu odejść. - A co z ViolettaLive? 
- Musiałbyś zrezygnować z drugiej części. To konieczne, jeżeli chcesz z nami współpracować
- Nie mogę podjąć tej decyzji już teraz, potrzebuje czasu, aby to przemyśleć 
- Rozumiem Cię, ja też nie potrafiłbym podjąć takiej decyzji w ciągu kilku min... 
 Martin nie jest w stanie dokończyć wypowiedzi, ponieważ do pokoju wbiega roztrzepana Candelaria. Kurwa mać, tylko nie ona. 
 - Rugguś słoneczko moje, mamy problem. Połamałam paznokietki - zaczyna bełkot, na temat swojego "trudnego" życia. Mam jej dosyć. 
- Zmieniłem zdanie, chętnie wystąpie w pana nowej produkcji 


Podjąłem decyzję. Dobrą decyzję. Tak myślę. Teraz jesteśmy w Niemczech, mam tylko kilka dni na pożegnanie się z przyjaciółmi. Przed ostatnie państwo, w którym gram razem z nimi. Została jeszcze Polska. Mam nadzieje, że ten koniec będzie cudowny. Czemu zdecydowałem się na serial? Po pierwsze będę z dala od Cande, po drugię będę mógł zapomnieć o Mechi. Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie. Obydwoje damy sobie spokój. Czemu? Ponieważ myślę o niej całymi dniami jak jakiś pojebany. Tak nie może być, ona kocha mojego przyjaciela i nie mogę nic z tym zrobić. 
 Błąkam się tymi zasranymi niemieckimi uliczkami i zdaję sobie sprawę z tego, że moje życie zaczyna być do dupy. Ukrywam się przed swoją dziewczyną, przed moimi znajomymi i przed Mercedes. Do tej pory nie rozmawiamy ze sobą, mimo że ona próbuje zrobić wszystko, aby ze mną pogadać. Unikam jej i mam zamiar robić to do końca swojego życia. Najgorzej jest jednak przy śpiewaniu "Luz, camara, accion", kiedy musimy patrzeć sobie w oczy i być bardzo blisko siebie. Czasem mam ochotę odłynąć przy niej i zapomnieć o całym bożym świecie. Jednak za chwilę przypominam sobie jej zauroczenie Jorge i cały czar pryska. Czasami czuje się jak w jakieś noweli. Tylko nie gram w niej tego przystojniaka, głównego bohatera, który z wzajemnością zakochuje się w swojej księżniczce. Ja jestem jego najlepszym przyjacielem, zakochanym w jego dziewczynie. Tym, którego nikt nie lubi, ponieważ chcę rozdzielić tą piękną, szczęśliwą dwójeczkę. Tylko zazwyczaj ten bohater próbuje zdobyć swoją lubę, a ja? A ja na starcie wolałem się poddać. Może jednak powinienem walczyć o jej serce? A może powinienem powiedzieć jej o swoich uczuciach i dać upust emocją? Może wtedy zrobi mi się lepiej i będę w stanie zapomnieć o niej? A może nie powinienem się ośmieszać? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Szkoda, że nie potrafie znaleźć magicznej lampy, albo kapelusza Merlina, aby dzięki nim spełnić swoje największe marzenia. Czy ja właśnie stwierdziłem, że bycie z Mercedes jest moim marzeniem?
Cholera, ja naprawdę ją kocham. Powinienem spotkać się z Candelarią i powiedzieć jej o tym co czuję. Ten cały cyrk ciągnie się zdecydowanie za długo. Ranie ją, a nie chce tego. Może i jestem wrednym chujem, ale ona na to nie zasłużyła. Pogadam też z Mercedes, zrobię to w dzień wyjazdu. Powiem jej o wszystkim, a potem wyjadę. Przynajmniej w ten sposób oszczędze sobie tego całego wstydu.


- Rugguś, ale ty nie możesz mnie tak po prostu zostawić - wypowiedziała zrozpaczona Cande, po czym przywaliłam mi w twarz z otwartej dłoni - i co tak chcesz zakończyć naszą miłość, tak? Jesteś beznadziejnym frajerem słyszysz frajerze? - no to teraz się zacznie, a już myślałem, że rozstaniemy się w zgodzie.
- Nie mów tak do mnie, nie zrobiłem nic złego. Gdybyś była normalna to wszystko skończyłoby się dobrze
- Ja jestem normalna, to ty jesteś dupkiem. Starałam się, byłam miła, kochana i nawet nie zwyzywałam Cię kiedy dowiedziałam się o twoim pocałunku z Mechi w Paryżu - zatkało mnie, ona o tym wiedziała i nic nie mówiła?
- Skąd wiesz?
- Widziałam was dupku, słyszałam jak do niej mówiłeś. Kochanie, kotku i inne czułe słówka, potem poszliście do pokoju, a tam pewnie się pieprzyliście
- Nie, mylisz się. Pomiędzy mną, a Mercedes nie było nic więcej, ponieważ...
- Czyli, że mnie kochasz? - nie dała mi dokończyć, z resztą nie pierwszy raz.
- Nie, nie kocham Cię. Nie mogłem przespać się z Mercedes, ponieważ ją kocham - powiedziałem to na głos pierwszy raz i o dziwo, przyniosło mi pewny rodzaj ulgi.
- Wiedziałam, po tylu pocałunkach... wiedziałam, że coś między wami jest. Jednak ty, zawsze zaprzeczałeś. Robiłeś ze mnie idiotkę, nigdy Ci tego nie wybaczę Ruggero - z jej oczu ciurkiem zaczęły lać się łzy, a mnie ani trochę to nie ruszyło.
- Nie musisz mi wybaczać, nie oczekuje tego od Ciebie. Chcę mieć tylko święty spokój od twojego chorego charakterku, rozumiesz?
  Candelaria gwałtownie podnosi się z mojego łóżka i wybiega. No i tyle ją widziałem. W końcu. Miałem być delikatny, ale mi chyba nie wyszło. Z resztą mam ją w nosie. Ja jej nie wyzwałem, zachowałem się jak dojrzały mężczyzna, a ona? Jak roztrzepana małolata. Boże i po co ja marnowałem na nią czas?
- Stary, o co Ci kurwa chodzi? - nawet nie zauważyłem kiedy obok mnie zjawił się Jorge. No tak, dawno z nim nie rozmawiałem.
- Co masz na myśli?
- Nie rozmawiasz z nami, olewasz wszystkich, rzucasz Cande i ranisz Mercedes- ranie Mercedes? Czym ja ją kurwa ranie, przecież my nie gadamy. To ona rani mnie. Nic nie rozumiem.
- Nie przesadzaj, wszystko jest w porządku - spławiam go, nie mam ochoty gadać z miłością, mojej miłości.
- Nic nie jest w porządku Rugg, ty po prostu zupełnie się od nas odciąłeś
- No i co z tego?
- No i to, że ranisz tym nas wszystkich, a najbardziej Mechi
- Dlaczego, akurat ją? - pytam zdziowiony
- Bo jest w tobie zakochana, a ty tak po prostu ją odrzucasz - daje mi do zrozumienia.
  Zamarłem, przecież z tego co wiem, to Mer kocha Jorge z resztą sama mi tak powiedziała. Czyżbym źle odebrał sygnały, które mi wysyłała?
-To niemożliwe, ona powiedziała,że...
- Że jest zakochana we mnie, a co Ci miała powiedzieć ty bezuczuciowy włoski baranie? Że Cię kocha? Sam kazałeś jej trzymać dystans, wiesz ile nocy przez Ciebie przepłakała? Wiesz, jak bardzo speszyła się kiedy wybiegłeś z jej pokoju, po tym jak chciałeś ją wyruchać? Weź ten pieprzony tyłek w troki i zrób coś, bo obecnie tracisz wszystkich, którym na tobie zależy
- Jest zakochana we mnie? - dalej nie mogę uwierzyć w jego słowa. To nie jest możliwe.
- Tak, też się dziwie. Mer to świetna dziewczyna, nie zasłużyła na takiego dupka, jakim jesteś ty. Mógłbym stać tu godzinami i gadać jakim jesteś kretynem, ale tego nie zrobię, ponieważ ktoś musi pocieszać i Candelarie i Mercedes. Jesteś z siebie dumny?
- Jest zakochana we mnie?
 Jorge czerwienieje ze złości i patrzy na mnie tak jak rodzic na niegrzeczne dziecko.
- Wiesz co? Tracę tutaj tylko czas, nasza rozmowa do niczego nie prowadzi
   Tuż przed drzwiami mój przyjaciel zatrzymuje się i mówi tym swoim idiotycznym, zawiedzionym tonem głosu:
- Powodzenia w nowej produkcji, o tym też nie miałeś zamiaru nam powiedzieć?
 Wyszedł. Zostawił mnie samego, a w mojej głowię echem nadal rozbrzmiewało tylko jedno zdanie
,, Jest w tobie zakochana, a ty tak po prostu ją odrzucasz ''.
  Uśmiecham się, ona mnie kocha.


Ostatni koncert w Polsce. Między nami, a fanami panuje cudowna atmosfera. Wszyscy śpiewają, bawią się i dodają nam niewymuszonej otuchy. W pierwszym rzędzie widzę dziewczynę ubraną w koszulkę z moją podobizną. To takie urocze.
 Za dziesięć minut ostatni raz wchodzę zaśpiewać ,,Luz, camara, accion" mojego Federico. Smutno mi, że moja przygoda z Violettą dobiega końca, mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Tyle wspomnień łączy mnie z tymi ludźmi, nadali mojemu życiu cudowny smaczek. Nigdy nie zapomnę odpałów z Jorge, wszystkich scen z Martiną w serialu, dobrych chwil z Candelarią, wspólnych spacerów z Albą i Facu, no i pocałunków, rozmów oraz scen nagrywanych z Mercedes. Nie porozmawiałem z nią. Nie miałem odwagi podejść i zamienić z nią nawet kilku słów. Zepsułem wszystko. Gdybym nie był taki głupi to już dawno bylibyśmy razem. Ach, Ruggero ty idioto.
 Do moich uszu dociera melodia piosenki ,, Underneath It All ", po niej wchodzę ja, cholera jasna. Nie jestem gotowy. Skoro występuje ostatni raz, to mój pokaz powinien być idealny, ale ja nie mogę tak po prostu tam wyjść. Stresuje się, cholernie się stresuje.

Underneath it all
I'm missing you so much
Baby let's not give it up.

 Ostatnie słowa. Denerwuje się. Cholera jasna.
  W pewnym momencie czuje uścisk na swojej dłoni. Odwracam głowę w bok, a moim oczom ukazuje się osoba, której niespodziewałem się zobaczyć obok siebie.
- Poradzisz sobie Ruggero
  Mercedes posyła mi delikatny uśmiech, który ja odwzajemniam.
- Musimy porozmaw...

Let's not give it up
O Oohhhhhh

- Ruggero, wchodzisz - słyszę głos w słuchawcę, w uchu.
 Mechi puszcza moją dłoń, a ja wybiegam na scenę i mimo, że nie jestem gotowy to nie mam innego wyjścia.
  W każde słowo piosenki, wkładam odpowiednie emocje, staram się jak głupi, żeby nie zawieść ludzi, którzy przyszli tu specjalnie dla mnie.
 Tańcze, śpiewam i wydurniam się. Kocham to robić. Obok ludzi, którzy są dla mnie ważni, dla ludzi którzy uśmiechają się na mój widok. Czy
,, Soy Luna" jest warta zostawienia tego co mam? Zostawienia osób, które kocham? Nie, ale na wycofanie się jest już za późno. Gdybym wtedy, zastanowił się dłużej, to nie musiałbym teraz odchodzić. Niestety za błędy trzeba płacić.

Luz, cámara y acción
Luz, cámara y acción
Muy precisos movedizos

  Na scenę wbiega uśmiechnięta Mercedes. Czas zacząć show.
Patrząc jej głęboko w oczy śpiewam ostatnie wersy piosenki.

Como la luna quiero brillar
Hasta las piedras quieren bailar

 Przerzucam Mechi przez ramię, po czym szybkim ruchem obkręcam ją wokół własnej osi.
  Piosenka kończy się, a my olewając głos w słuchawcę, który każe nam zejść ze sceny, stoimy dalej na jej środku.
- Kocham Cię - wypowiadam te dwa proste słowa do mikrofonu.
- Ja też Cię kocham, Federico - zaskoczona odpowiada mi w postaci Ludmily
- Nie. Ja, Ruggero Pasquarelli, zdrowy umysłowo mówię tobie, Mercedes Lambre, że Cię kocham
 Nie czekając długo całuje zaskoczoną dziewczynę.
 Po całej arenie rozchodzą się głośne piski szczęścia i brawa uznania. Ktoś płaczę, ktoś się śmieję. A ja wraz z moją księżniczą zastygam w gorącym pocałunku, który dla mnie mógłby nie mieć końca.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejoł <3
Dałam radę, skończyć pisać tego Shota, przed godziną 12 XD
Care, mam nadzieje, że druga część Ci się spodoba <3

Kocham i pozdrawiam
Ola <3

WAŻNE, LAURUŚ JEŻELI TO CZYTASZ TO BŁAGAM DO CHOLERY JASNEJ ODPOWIEDZ MI !

Czemu usunęłaś bloga? Wiesz jak bardzo go lubiłam? Jak bardzo chciałam się dowiedzieć czy Ruggcedes w końcu będą razem? Czy Liv, w końcu zginię? Czy dzikie sokoły będą razem do końca? I czy Mechi przezwycięży strach przed sceną? Błagam, wróć do nas i napisz zakończenie tej cudownej histori.

Z poważaniem smutna Ola :(

   








niedziela, 24 maja 2015

Chapter 31

~Federico~

Mam dosyć tej pieprzonej świadomości, że dalej ją tak cholernie kocham. Dobra, wysłałem jej kwiaty z wierszem jak za dawnych czasów, ale ona i tak kurwa nie zareagowała. Muszę coś z tym zrobić, bo inaczej się wykończę. Jadę do niej do domu. Niech mnie wyśmieje, zbije na kwaśne jabłko albo niech się ze mną pieprzy na kuchennym stole. Jest mi to teraz obojętne, żeby tylko ją zobaczyć. Chociaż nie ukrywam, że osobiście wolałbym trzecią opcję. Tyle lat bez seksu źle na mnie działa. Stop! Koniec! Nie mogę teraz wspominać naszych wszystkich akcji pt. "Przyjaciele od zaspokajania swoich potrzeb". Jadę do domu Ludmi komunikacją miejską. Jak się okazuje nie trudno się dowiedzieć gdzie mieszka. Wczoraj wpisałem jej nazwisko w Internet, a tu taka niespodzianka "Ludmila Ferro - pani minister z aspiracjami". W sumie nic dziwnego, w szkole była prymuską, a ambicję i potrzebę władzy ma wypisane na czole. Wysiadam z autobusu i pieszo docieram do celu. Trochę się stresuję. Co ja gadam! Umieram ze stresu. Tak, ja major Federico Pasquarelli jeden z najskuteczniejszych żołnierzy armii brytyjskiej ostatnich lat boi się pogadać ze swoją byłą. Poprawiam i tak idealną grzyweczkę i pukam do drzwi. Czekam. Nikt nie otwiera, więc odwracam się do wyjścia. Nagle słyszę za sobą znajomy głos:
- O, Pasquarelli! Co za niezwykłe spotkanie!
Uśmiecham się ironicznie, zwracając się do mojego "ukochanego" kolegi ze szkoły - Hernandeza. Jest na wózku inwalidzkim. Są dwie opcje. Albo przeżył bardzo bliskie spotkanie z traktorem, albo to ja dwanaście lat temu na zawsze zabiłem sprawność fizyczną jego dolnych kończyn. Próbuję się uspokoić. Nie mogę dać mu tej cholernej satysfakcji. Biorę głęboki wdech i pytam:
- Co ty tutaj robisz?
- Mieszkam - odpowiada ze spokojem, ale wiem ma ochotę połamać mi kości. Staram się nie wybuchnąć.
- Jest Ludmila?
- Nie i nie pytaj o nią. Nie zbliżaj się do niej. Nie przychodź pod dom. Nie masz tu czego szukać. Każdą twoją próbę zachodzenia Lu mogę zgłosić na policję i nie zawaham się tego zrobić, pieprzony egoisto. Idź się ruchać z menelami z pod mostu. Tylko na tyle zasługujesz po tym co zrobiłeś Ludmi...
Nie mogę dłużej słuchać tego co mówi Hernandez. Jestem zwyczajnie załamany. Nie mam siły mu odpowiedzieć jak za dawnych czasów. Szepczę tylko kilka słów, ale nie mam pewności, że je słyszy.
- Wiem, spieprzyłem na całej linii, ale dalej całym sercem kocham moją księżniczkę.
Odchodzę jak najszybciej. Można nawet powiedzie, że biegnę. Wsiadam do pierwszego autobusu i chyba tylko jakimś cudem jest to ten co trzeba. Po długiej drodze pełnej wspomnień i chaotycznych myśli wbiegam do pokoju hotelowego. Nie mogę nocować u Leona i tak zbyt namieszałem w jego życiu. Nie mam co ze sobą zrobić, więc wchodzę pod prysznic żeby spłukać z siebie cały stres dzisiejszego dnia. Do tego włączam muzykę na cały regulator, chcąc zagłuszyć własne myśli. Okazuje się to złym pomysłem. Docierają do mnie słowa "Love me like you do", a w głowie widnieje obraz odważnych zabaw z moim kochaniem. Boli to jak nigdy wcześniej i jak nigdy wcześniej mam ochotę ją zobaczyć i poczuć jej zapach. Nie mogę się do niej zbliżyć. Zostaje mi tylko jedna opcja by zabić tę cholerną tęsknotę. Powrót do wojska. Ale najpierw muszę iść do marketu zrobić jakieś zakupy, ponieważ umieram z głodu.


~Ludmila~

Z zamiarem wejścia chcę postawić nogę w kierunku sklepu, niestety ja, jako największa łamaga na świecie potykam się i z hukiem padam na podłogę.
- Nic Ci się nie stało? - pyta mnie tajemnicza postać pochylająca się nade mną. Zaraz, zaraz ten głos, ta sylwetka i te brązowe oczy. Jestem w szoku.
- Nie, nic mi nie jest. A z resztą co Cię to obchodzi Castillo? - wstaje z podłogi z lekką pomocą mojej byłej przyjaciółki.
- Hej Lu, nie zmieniłaś się, ani trochę
- Jesteś ostatnią osobą, która będzie mówić mi takie rzeczy Castillo
- Verdas - posyłam jej pytające spojrzenie - jeżeli chcesz zwracać się do mnie po nazwisku, to przynajmniej używaj tego właściwego, Ferro
- Nie Ferro, tylko Hernandez - O w dupę, czy ja naprawdę to powiedziałam?
- Wyszłaś za Diego?
- Tak... hmm... dwa lata temu. Jesteśmy razem... hmm... jestem taka szczęśliwa, obydwoje jesteśmy - ściemniam jak najęta, w sumie sama nie wiem dlaczego nazwałam Diego swoim mężem, może to przez zazdrość? Jeżeli to wycieknie do prasy, to jestem skończona.
- Myślałam, że będziesz czekać na...
- Na kogo? Na Federico? Na tego dupka, który zniszczył moje szczęście? Na kogoś takiego nie warto czekać, a Diego jest wspaniały, troskiwy i nie zostawia mnie z byle powodu - czuje jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, wspominanie tego wszystkiego jest dla mnie bardzo trudne
- Gdyby nie Diego, to Fede nigdy by Cię nie zostawił, zapomniałaś już co Ci zrobił? Zapomniałaś przez co go straciłaś?
- A może pocałunek z Diego był mi potrzebny? Może to był jakiś pieprzony znak od Boga, abym zmieniła obiekt uczuć? - rzucam bez najmniejszego zastanowienia - a poza tym z Diego jest mi cudownie, a tobie chuj do tego.
  Violetta patrzy mi przez chwilę w oczy, po czym kieruje wzrok na czubki moich szpilek.
- Przepraszam Lu, po prostu dużo zmieniło się przez te wszystkie lata
- Wiem, ale zrozum, jestem szczęśliwa. Nie warto rozdrapywać starych ran, nie chce z tobą rozmawiać, więc pójdę już. Żegnaj
- Żegnaj Lu
  Przechodzę obok szatynki i zostawiam ją samą. Jedyną rzeczą o której teraz marzę jest uwalenie się na mojej puszystej kanapie i zapomnienie o całej tej rozmowie. Okłamałam ją, ale przecież musiałam, ona wyszła za Leona, jest szczęśliwa. A ja? A ja nadal myślę o Federico. Ciągle widzę przed oczami jego czekoladowe tęczówki za którymi tak cholernię tęsknie. Próbuje o nim zapomnieć, ale kurwa tak się nie da. Gdybym wtedy się z nim pożegnała, gdyby on tylko pozwolił mi spojrzeć na siebie jeszcze raz to wykorzystałabym ten czas jak najlepiej. Oczywiście nawet bym nie mrugała, tylko upajała się jego widokiem. Dlaczego to takie trudne? Dlaczego chcąc o czymś zapomnieć, myślimy o tym zachłanniej?
  Wychodzę z Westfield London i kieruje się na parking, muszę znaleźć samochód. Cholera nie sądziłam, że można zgubić auto w takim miejscu, a jednak. Zaparkowałam w przedziale E32/45 , a może E45/32, ewentualnie B1. Jedynym rozwiązniem jest zapikanie, tym małym przyciskiem na kluczykach. Chyba nie za dobry ze mnie kierowaca, jeżeli mówię takie rzeczy. Ale moment jeżeli nim zapikam, a mnie nie będzie obok, to ktoś może się przypałętać i mi je ukraść, a wtedy będę zmuszona kupić nowe. Bez przesady. Nie zarabiam, aż tyle, żeby pozwolić sobie na taki wydatek, mimo, że jako minister zarabiam sporo to mieszkam z Diego, który nie pracuje. To ja go utrzymuje, ale nie mogę mieć mu tego za złe, przecież on tak bardzo mnie wspiera. Wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko, nawet ściągnąłby Pasquarelliego, abym na spokojnie z nim porozmawiała. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb.
  Stoje na środku tego pieprzonego parkingu i czuje się cholernie bezsilna,nie potrafie znaleźć samochodu, jak dobrze, że nie jestem matką, bo zgubienie dziecka mogłoby się źle skończyć. Dobra, walić ten samochód, przyjdę tu po zamknięciu galerii i wtedy napewno go znajdę. Ferro, czasem masz przebłyski inteligencji. Czyli co muszę iść na piechotę, cudownie. W sumie przyda mi się mały spacerek, to tylko trzy i pół kilometra, dasz radę Lu.
 Po przejściu pierwszego kilometra moje nogi nie są w najlepszym stanie, bolą mnie i mam odciski na palcach, więc w ramach rekompensaty postanowiłam zamówić taksówkę. To zdecydowanie lepszy pomysł.
Pojazd powinien być tu za piętnaście minut i co ja mam robić w tym czasie, nawet nie mam z kim porozmawiać.
Chyba, że zadzwonię do mojego kochanego BFF,tak przynajmniej zleci mi trochę czasu.
 Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer mojego przyjaciela.
Jeden sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Odebrał.
- Co chcesz Lu? - ten jeden zwrot, padający z jego ust, a ja już wiem, że stało się coś o czym Diego mi nie powie
- Chciałam pogadać, czekam na taksówkę - tylko niech nie pyta mnie o samochód
- Co zrobiłaś z autem? - kurwa mać, no musiał to zrobić
- Zgubiłam je, ale znajdę j e po zamknięciu galerii, spokojnie mam wszystko pod kontrolą. Jak tam zajęcia?
- Zajęcia spoko, Francesca jest moją nauczycielką, wpadłabyś na to? - zapytał mnie najwyraźniej poirytowany całą sytuacją.
- Ach, ten zbieg okoliczności. Ja spotkałaś się dzisiaj z Castillo, rozmumiesz to? Z Castillo, a nie przepraszam z panią Verdas. Wiedziałeś, że wzięła ślub z Leonem? Wiedziałeś, że przez przypadek powiedziałam jej, że jesteśmy małżeństwem? Rozu...
- Co ty jej powiedziałaś? Nie pamiętam, żebym podejmował tak głupią decyzję w swoim życiu - dobra Diego żaruje z tej sytuacji, czyli nie jest tak źle, mogę odetchnąć z ulgą.
- Aż tak źle Ci ze mną Diego?
- Bywało lepiej, mówiąc szczerze mamy dzisiaj jakiegoś cholernego pecha, nagle spotykamy wszystkich naszych dawnych znajomych. Ty spotkałaś Violette, a ja Fran i Fe... Feministka się z niej zrobiła - Diego wypuścił powietrze z płuc, tak jakby udało mu się czegoś uniknąć, coś tu jest nie tak.
- Francesca Feministką? To całkiem dziwne, nawet jak na nią
- No wiem, niestety moja żonko robię żarełko i nie chce spalić nam kolejnej patelni, więc rozłączam się - uśmiecham się na myśl o naszych wszystkich posiłkach, które krótko mówiąc nie wyszły.
- Tylko nie rób naleśników. Narazie Kochanie
- Papa skarbie - żegna się i rozłącza zostawiając mnie samą z własnymi myślami.
 Moment po zakończeniu naszej rozmowy nadjeżdża taksówka. Wsiadam i podaje kierowcy adres na który chcę dojechać. Kiedy byliśmy pod supermarketem zauważyłam pewnego mężczyznę stał na pasach, trzy metry od auta. Momentalnie wstrzymałam oddech, a pod powiekami zebrały mi się łzy. Kazałam zatrzymać się kierowcy tuż przed nim. Tajemniczy mężczyzna dostrzegł mnie, rzucił siatki z zakupami, które trzymał w rękach i podszedł do szyby przykładając do niej swoją dłoń, ja również to zrobiłam. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Z moich oczu łzy zaczęły lać się strumieniami. Cholera jasna.
Mężczyzna otwiera drzwi samochodu, ja w tym czasie wyjmuję pierwszy lepszy banknot z portfela i podaje kierowcy. Wysiadam i wpadam w ramiona szatyna. Tak bardzo za nim tęskniłam. Tak bardzo chciałam, żeby był przy mnie. I jest. W końcu go odzyskałam. Po tych wszystkich latach jest tu przy mnie, cały i zdrowy.
- Tęskniłem Lu, tak bardzo za tobą tęskniłem księżniczko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czy wy się tego spodziewaliście?
Mam nadzieje, że nie XD
W każdym razie zapraszam was do głosowania w ankiecie <3
Pozdrawiają was
Ola i Mar <3






sobota, 23 maja 2015

003 Zamówienie | One Shot Ruggcedes "Rozjaśnij prawdę w głowię cz.1"

Parring:Ruggcedes
Zamawiający: ~Care~
Uwagi: Pojawią się dwie części

- Cande, ile razy mam Ci mówić, żebyś odpuściła? - naburmuszony odwracam się w stronę mojej dziewczyny, która po raz siedemnasty tego dnia robi mi kłótnie o moją serialową postać Federico i jego partnerkę Ludmile. Jej zdaniem pocałunek między mną, a Mechi w specjalnej scenie na końcu odcinka osiedemdziesiątego był realny, aż za realny. Kazali mi się na nią rzucić, pocałować z pasją i zaangażowaniem, mój Federico musiał wyjść na ostro napalonego na swoją piękną blondi więc próbowałem zrobić to jak najlepiej i mi się udało. Czy Candelaria nie powinna być szczęśliwa, że wypadłem, aż tak dobrze?
- Ale Ruggero ! Musiałeś ją całować? Ona tylko czeka, aż oddalimy się od siebie, a wtedy będzie mogła zająć moje miejsce obok Ciebie
- Czy ty, aby napewno trochę nie przesadzasz kochanie? Mechi i Xabiani są razem szczęśliwi i wątpie w to, żeby chciała Ci mnie, że tak powiem ukraść. Wiesz, że kocham tylko Ciebie - podchodzę do rudowłosej i posyłam jej swój uśmiech numer cztery i w mgnieniu oka staje się tym włoskim ciaptakiem, któtego ona wprost uwielbia i mimo, że ja nienawidzę robić z siebie ciepłej kluchu, to muszę udawać, bo czego nie robi się dla miłości prawda?
- Mam nadzieje. Jeżeli ta małpa się do Ciebie zbiży to wezmę ją za te blond kłaki, rozwale łeb o szybę i wypierdole z hotelu przez pierwsze lepsze okno - dziewczynka z temperamentem? Oto cała Cande! W sumie nie pochwalam jej zachowania, ale zależy jej na mnie i tylko to się dla mnie liczy. A co do sprawy z Mechi to wydaje mi się, że jej oskarżenia są bezpodstawne. Mnie i Lambre nigdy nic nie łączyło. Może i całowaliśmy się na planie, może i uprawialiśmy seks poza nim, ale to wszystko było zupełnie bez znaczenia.
- Spokojnie. Jestem pewny, że nie będziesz musiała nikogo zabijać kotku - dziewczyna zarzuca mi ręcę na szyje, po czym delikatnie całuje w usta. A ja? Ja, stoje jak głupi. Przez moje ciało nie przechodzi fala przyjemnych dreszczy, moje serce nie kołocze w klatce piersiowej jak oszalałe, a oczy wcale nie mają ochoty się zamykać. Nie wiem czy to normalne, ale wydaje mi się, że tak nie wygląda miłość. Zawsze myślałem, że gdy się zakocham, to będę czuł się jak naćpany życiem, jednak przy niej nie czułem nic specjalnego, czułem się wręcz normalnie. Na początku próbowałem porównywać nasz związek do relacji Fedemily. Ich miłość była orginalna, jedyna w swoim rodzaju. Obydwoje czuli do siebie coś wyjątkowego. To miłość, która powstała z popiołów nienawiści i przetrwała wszystkie próby. Moim zdaniem byli idealni i stworzeni dla siebie. Ja i Cande jesteśmy przy nich słabą parką dwojga ludzi, którzy wyobrażają sobie niewiadomo jak poważny związek. Zupełnie jak dzieci.
- Rugguś kochanie ty moje najwspanialsze, ty mój cukiereczku - dziewczyna chwyta dwoma palcami mój policzek i lekko podszczypuje, nienawidzę tego - kotku ty mój przesłodziutki, mój męski włochu - czasami mam dość tego jej słodzenia mi, ale to chyba dobrze, że jest taka troskliwa.
- Candy, wyluzuj troszeczkę, bo dostanę cukrzycy od tej słodyczy
- Czy ty sugerujesz, że jestem za słodka?
- Taaaa. Ale może chodźmy na próbę co? Niedługo jedziemy w trasę
- A tam się ode mnie nie uwolnisz - i tego najbardziej się obawiam, jeżeli ona pojedzie z nami to będzie koniec resztek mojej dotychczasowej wolności.


Po próbie razem z Jorge postanowiliśmy nakręcić kilka filmików na Vine. Uwielbiam wygłupiać się i spędzać czas z moim przyjacielem, a poza tym rozpowszechnianie naszej głupoty w internecie w jakimś stopniu jest pokazaniem naszym fanom jacy naprawdę jesteśmy.
- Ruggusiu cukiereczku, a Cande nie będzie zła, że spędzasz ze mną pół godziny? No, bo wiesz ty, mój kociaku nie chce, aby taka słitaśna dziewczyna Cię zostawiła - Blanco jak zwykle nabija się z mojego związku. Twierdzi, że Cande pozbawia mnie jaj i, że nie zupełnie do mnie pasuje, ale ja nigdy nie słucham go w tej sprawię.
- Spokojnie, to ja rządze w tym związku, więc mogę robić co mi się żywnie podoba - może i to nie dokończa prawda, ale przecież nie powiem mu, że to ona nosi tu spodnie - Dobra, nie ważne. Nie mam ochoty dłużej o niej słuchać. Wiesz, że Mercedes i Xabiani nie są już razem? - unoszę brwi do góry ze zdziwienia.
- Naprawdę? Co się stało?
- Gdybyś gadał częściej z naszą paczką to wiedziałbyś, że od dawna mieli problem z odległością, która ich dzieliła. Nie dawali rady, więc rozstali się
- Mechi napewno bardzo to przeżywa - szkoda mi jej, mimo że nie za bardzo się znamy. W sumie rozmawialiśmy ze sobą tylko na planie. Nie to, żebyśmy się nie lubili, co to, to nie, ale nigdy nie mieliśmy okazji na poznanie się bliżej, poza tym jednym razem w klubie. Popiliśmy, przespaliśmy się ze sobą i to tyle. Nic więcej.
- Nie, rozstali się raczej w przyjaznej atmosferze, obydwoje byli na to gotowi
- No cóż, to dobrze. Mercedes wydaje się być naprawdę w porządku i nie życzyłbym jej źle - mówie zgodnie z prawdą - napewno znajdzie tego jedynego
- Pasowalibyście do siebie - posyłam Jorge zdziwione spojrzenie,o czym on w ogóle mówi?
- Ty i Mechi, macie podobne upodobania w związku. Gdybyś z nią był to mógłbyś przestać udawać słodkiego kociaka i w końcu stać się drapieżnym psem
- Ale ja już jestem drapieżnym psem - przyjaciel patrzy na mnie przez chwile, po czym wybucha śmiechem
- Rugg, nie obraź się, ale ty i drapieżnictwo to dwie różne rzeczy. Kiedy tylko w pobliżu znajduje się Cande to stajesz się pieprzonym króliczkiem z oklapnietym uszkiem
- Nie pierdol Blan... - niestety nie jest dane mi dokończyć, ponieważ z tylnej kieszeni moich spodni dochodzi dzwięk piosenki "Quiero" w wykonaniu Lambre. No wiem, dziwnie to wygląda, ale ja naprawdę lubię tą piosenke. Mercedes ma naprawdę fantastyczny głos, którego zazdrości jej wiele dziewczyn i to właśnie dlatego ustawiłem sobie akurat tą piosenkę.
Wyciągam telefon z kieszeni i spoglądam na wyświetlacz na, którym widnieje zdjęcie mojej Mercedes. Cały czas zastanawiam się czy... chwila,chwila czy ja pomyślałem o... nieważne to przez Jorge, zrobił mi sieczkę z mózgu i teraz majacze. W każdym razie powinienem odebrać od Candelari, tak Pasquarelli brawo za spostrzegawczość!
- Witaj misiaczku - jej głos rozbrzmiewa w moich uszach jak najgorszy pisk na świecie
- Hej, coś się stało ? - nie żeby mnie to teraz interesowało, ale jeżeli nie zapytam to może mi się dostać, a nie lubie jak ona na mnie krzyczy
- Koteczku, musimy jechać na zakupy. Kupisz mi coś ładnego dobrze?
- Tak, tak kochanie, ale kiedy chcesz jechać w tej ważnej sprawie? - no przecież nie mogę powiedzieć przy Jorge, że muszę jechać z nią na zakupy, byłbym pośmiewiskiem w jego oczach przez cały najbliższy rok. - Chce teraz Rugguś! Jeżeli nie kupię butów to wpadne w szał rozumiesz?
- Tak, rozumiem. Za chwilę po Ciebie wpadnę - oczywiście zrobię to bardzo niechętnie, bo nienawidzę zakupów, ale WYDAJE MI SIĘ, tak specjalnie wyodrębniłem słowa WYDAJE MI SIĘ, ponieważ to nic pewnego, więc jeszcze raz WYDAJE MI SIĘ, że ją kocham dlatego jestem gotów poświęcić pięć godzin z życia na jej zakupy, chyba gotowy.
- Tylko kochanie. Mechi ma zły chumorek, dlatego pojedzie z nami dobrze misiu pysiu? - nie rozumiem rozumowania tej dziewczyny. Najpier wyzywa ją i robi mi awantury o pocałunki z jej serialową postacią, a potem zaprasza na zakupy, no bo, przecież fałszywość jest teraz w modzie.
- Oczywiście kocie. Będę za dziesięć minut
Rozłączam się i wciskam przyjacielowi jakąś łzawą bajeczkę o tym, że mama Cande leży w szpitalu i musimy do niej jechać. Na moje szczęście kupił tą kiepską wymówkę i puścił mnie bez głupich komentarzy.
Mam tylko nadzieje, że Mercedes nie wyda mnie przed nim i zgodzi się ukrywać prawdę, bo inaczej moja przyjaźń może ucierpieć, a tego bym nie chciał.


Od ponad czterech godzin razem z dziewczynami chodzę po sklepach i dźwigam ich torby. No dobra, torby Cande, ponieważ Mechi nie kupiła zbyt dużo. W sumie wydaje mi się, że ona tak samo jak ja, nie ma ochoty na cały ten cyrk zwany shopingiem. Moja dziewczyna obecnie zniknęła gdzieś między wieszakami w sklepie H&M, a ja zostałem sam z Mercedes. Jej towarzystwo, bardzo mi pasuje mamy wiele wspólnych tematów do rozmów, obydwoje chcemy iść w takim samym kierunku z karierą i w sumie lubimy to samo jedzenie, co dla mnie jest mega ważne, chodziaż Cande ma zupełnie inne kubki smakowe niż ja. Więc chyba jestem zaślepiony miłością, albo kurwa już dawno oślepłem.
- Dajesz radę, Ruggero? - och, jak miło usłyszeć swoje pełne imię, bez tego przesłodzonego tonu głosu
- Tak, Mer. Silny ze mnie facet, nie chodzę na siłkę na marnę - podwijam rękaw mojej marynarki i napinam biceps - no wiesz to się samo nie robi - Jak widać Candelaria jest twoją motywacją
- Nie. Robię to tylko dla siebie
- Jejku, zaczynam zazdrościć wam tego szczęścia. Jesteście niesamowitą parą, ale jak dla mnie to trochę za dużo tej całej słodyczy. Moim zdaniem facet powinien mieć swoje zdanie, a nie być ciągle na rozkazy swojej dziewczyny - zaraz, zaraz czy ona chce zasugerować mi brak męskości? Och, zdziwiłabyś się Lambre, gdybym pokazał Ci swoją prawdziwą naturę i na chama wyruchał Cię w pierwszych lepszych krzakach.
- Nie jestem na jej rozkazy okej? Ja po prostu chce ją uszczęśliwiać
- Nawet własnym kosztem? Nie pociągniesz tak za długo, Ruggero. Będę z tobą szczera. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jesteś z nią szczęśliwy - podchodzi do mnie tak, że nasze łokcie stykają się ze sobą - jeżeli chcesz, mogę Ci to udowodnić.
   Rzucam w jej stronę zwykłe ,,okej" mając nadzieje, że wbije się swoimi ustami w moje, że pozwoli mi się bezwarunkowo całować. Żadnej miłości, żadnych uczuć zwykła przyjemność. Każdy facet w swoim życiu odczuwa chęć pobawienia się z dziewczyną, która kręci go tylko pod względem fizycznym. Tak właśnie mogę powiedzieć o Mechi. Kręci mnie i to wszystko. Kocham Cande i jestem PRAWIE, takie duże PRAWIE pewny swoich uczuć, ale mówiąc szczerze jej uroda nigdy mnie nie zachwycała. To znaczy, oczywiście czasem mnie podnieca, jestem tylko facetem prawda? Jednak nigdy nie podziwiałem jej w taki sposób jaki robili to inni. Mało tego ja nigdy nie powiedziałem jej, że jest najpiękniejsza. Nie lubie kłamać, więc kiedy trzeba mówię jej po prostu, że jest ładna i to wystarcza. Mercedes natomiast jest jej zupełnym przeciwieństwem pociąga mnie swoją urodą. Zachwyca mnie swoim pięknem. Jest dojrzała. Jedynym minusem jest to, że nie mogę powiedzieć zbyt wiele o jej charakterze. Jednak, te kilka godzin daje mi dużo do myślenia.
- Więc, jak się przy niej czujesz? Motyle w brzuchu? Kręci Ci się w głowię? Czy może dostajesz wymiotów jak ją widzisz? - zdecydowanie to trzecie, tym jej słodkim głosikiem rzygam na kilometry, a tak w ogóle panno Lambre dlaczego zadaje mi pani tak banalne pytania, zamiast po ludzku mnie pocałować i sprawdzić czy moja miłość do Cande, aby napewno istnieje. Bo na obecny moment w głowię mam tylko widok pani ust zamykających się na moim penisie. Och, rozkosznie !
 - Nie wiem, żadne z powyższych. Taka odpowiedź Cię usatysfakcjonowała? - blondynka patrzy mi głęboko w oczy i przygryza dolną wargę. O MÓJ PENIS !
- Oj, Pasquarelli co by tu z tobą zrobić? - jak nie wiesz, to mogę Ci pomóc. Potrzebna nam tylko łazienka.
- Matko boska, zapomniałbym- rozkładam rękę i wymierzam sobie w czoło głośnego plaskacza - Nie możesz nikomu powiedzieć o tych zakupach, powiedziałem Jorge, że jadę do szpitala. Musisz mnie kryć. Błagam Cię Mechi
- Dobrze, masz u mnie dług wdzięczności Ruggero, jestem ciekawa jak go spłacisz
Przybieram uwodzicielski ton głosu i wprost do jej ucha szepczę: ,,Nie martw się się Lambre, wymyśle coś przyjemnego".


 Razem z ekipą od ponad trzech miesięcy jesteśmy w trasie koncertowej. Mój związek z Candelarią rozkwita jak róża z kolcami, które niosą tylko cierpienie mojej biednej duszy i uszą. Jak ta dziewczyna mnie irytuje. Obecnie jesteśmy w Paryżu, mieście miłości, której kurwa nie czuje, ale nie mogę z nią zerwać, to byłoby okrutne. Dlatego robię wszystko, żeby tylko mnie zostawiła. Nie myję się. Na koncertach nawet na nią nie patrzę. Kiedy idziemy zwiedzać, to idę z naszą paczką, a kiedy idę z nią to w połowie drogi, daje nogę w pierwszą lepszą uliczkę, a potem udaje, że się zgubiłem. No i co? No i ona nadal mnie kocha. Kurwa, ten mój urok osobisty czasem jest cholernyn przekleństwem.
 Wstaje z puszystej kanapy i udaje się w kierunku wyjścia z hotelu. Muszę się przewietrzyć, bo za chwilę zwariuje. Niestety nie jestem w tym sam, przed wejściem napotykam Mechi, no tak jest smutna, przez Xabiego. Kocha go i jest w stanie zrobić dla niego wszystko, ale przez cholerną odległość nie potrafią ze sobą być, to smutne. Jednak jedna rzecz bardzo mnie satysfakcjonuje, od kiedy pojechaliśmy na zakupy z Cande, to moje kontakty z Mercedes znacznie się polepszyły. Lubimy swoje towarzystwo i to bardzo mi odpowiada. Podchodzę do blondynki i delikatnie przytulam ją od tyłu
- Zawsze kiedy jesteś smutna, to po prostu pomyśl o tym, że właśnie gdzieś na świecie jest debil, który ciągnie drzwi, na których jest napisane ,,Pchać". Ma pani kiepski dzień, pani Lambre? - moja przyjaciółka kiwa przecząco głową, po czym patrzy mi głęboko w oczy
- Mam kiepskie życie Pasquarelli
- Nie możesz tak mówić. Każdy z nas ma cudowne życie, trzeba tylko umieć nastawić je na właściwy tor - zjeżdżam wzrokiem do rąk Lu i widzę w nich paczkę z jej ulubionymi cuksami
- Widzę, że podjadasz cukieraski. Och, Mechi, Mechi, Mechi... ty mały pulpecie. A potem będę słuchał: nikt mnie nie chce, nikt mnie nie kocha, nie ma seksów na stole - kładę jej rękę na ramieniu w celu dodania otuchy, niestety nic z tego. Z oczu Mercedes zaczyna wypływać rzeczka łez.
Przybieram poważny wyraz twarzy. Sytuacja nie jest wesoła, więc muszę działać ostrożnie, niestety moje czyny nigdy nie zgadzały się z moimi poczynaniami i jak największy kretyn mówię jej:
- Nie czekaj, kurwa dziewczyno nie czekaj. Nie czekaj, bo nie masz na co. On z tobą nie będzie, więc nie czekaj. Nie czekaj dziewczyno, nie czekaj, bo się kurwa nie doczekasz, znajdź sobie kogoś z kim możesz być szczęśliwa
 Mercedes patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym robi coś co sprawia, że staje przed nią sparaliżowany, a mianowicie zarzuca mi ręcę na szyje, wspina się na palce i delikatnie złącza nasze usta w niesamowicie słodkim pocałunku. Przez moje ciało przechodzi fala przyjemnych dreszczy, moje serce
 kołocze w klatce piersiowej jak oszalałe, a oczy zamykają się. To jest to czego tak bardzo chciałem. W kończu czuję się naćpany życiem.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ :) !

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam was, w ten sobotni poranek o godzinie 7:32 -.- Tak, genialna ja postanowiłam wstać o 6:21 i dokończyć tą część OS'a <3
Następna część pojawi się 1.06 <3
Mam nadzieje, że się wam spodoba i wrócicie na następną część <3
A więc kocham i pozdrawiam
Ola <3


niedziela, 17 maja 2015

Chapter 30






~Diego~
 Właśnie wybieram się na kurs włoskiego. Od razu po naszej rozmowie zapisaliśmy się do szkółki językowej, ale Lu coś dzisiaj wypadło i może mnie tylko podwieźć. Potem musi gdzieś jechać. Mam nadzieję, że dam radę sam na moich pierwszych zajęciach. W końcu ludzie z mojej grupy to dorośli, więc wszystko powinno być w porządku.
- Diego, przestań się stroić przed tym lustrem. I tak ci nic nie pomoże - Ludmila śmieje się cicho przytulając się do mnie od tyłu. Osobiście ignoruję jej uwagę i pytam:
 - Gotowa?
- Tak, chyba tak. A ty zamierzasz tam podrywać laski czy uczyć się włoskiego? - dziewczyna drąży temat.
- I to i to, a co? Masz z tym problem przyjaciółko? - zabawnie poruszam brwiami, a ona śmieje się w niebogłosy. Chwilę później Lu zarządza wyjazd i wsiadamy do samochodu, na szczęście w bagażniku jest dużo miejsca i mieści się mój wózek. Póki co, bez tego ani rusz. Jedziemy chwilę, ale jak to bywa w godzinach szczytu zastajemy korek uliczny. Najgorsze w tym wcale nie jest samo czekanie aż ruszy się chociażby o milimetr, tylko czekanie na to z Ludmi. Dawno nie słyszałem takiej paplaniny, a zebrało jej się na nią akurat wtedy gdy nie mam drogi ucieczki. Co za ironia, jesteśmy w domu albo jakichkolwiek w miarę wolnych przestrzeniach - ona milczy. Jesteśmy zamknięci w samochodzie po drodze na zajęcia - potok słów zalewa jej kostki i tworzy jezioro u stóp. Wreszcie jedziemy. Po jakiś 15 minutach parkujemy przed szkółką. Lu mnie wysadza i zostawia na pastwę losu z krótkim tekstem "Poradzisz sobie". Odjeżdża z piskiem opon swoją nieziemską furą, a ja jadę w stronę pokaźnego budynku. Po wejściu do holu zauważam windę - mój ratunek. Jakoś się do niej gramolę i ostatecznie dostaję się na trzecie piętro. Zaraz po pojawieniu się na nim mężczyzna niewiele starszy ode mnie podchodzi do mnie.
- Nazywam się Esteban Barela i jestem właścicielem, a zarazem dyrektorem tej placówki. Jak się pan nazywa? - pyta.
- Diego Hernandez, miło mi - uśmiecham się do gościa, a on zagląda do listy, którą trzyma w ręku. Pan Barela marszczy czoło, myśląc nad czymś. Po chwili przerywa milczenie.
- Ma pan zajęcia w sali numer 36 na końcu korytarza, ale chyba zaszła pomyłka. Na liście nie mam zaznaczone, że jest pan..
- Niepełnosprawny?
- Tak, właśnie. Gdybyśmy wiedzieli inaczej ustawilibyśmy grafik aby pana grupa miała zajęcia na parterze - dyrektor wygląda na przejętego i bardzo dokładnego w swoim fachu, ale trochę chce mi się z niego śmiać.
- Ja specjalnie tego nie zaznaczyłem w formularzu zgłoszeniowym, który dostarczyła moja pełnosprawna przyjaciółka - mój rozmówca kiwa głową ze zrozumieniem i prowadzi mnie do sali. Wystawia krzesło z pierwszej ławki tak, że robi się miejsce dla mnie i mojego przyjaciela - wózka inwalidzkiego. Czekam jeszcze kilka minut, a sala zapełnia się ludźmi. Nagle do pomieszczenia wchodzi nauczycielka, a mnie aż wciska w oparcie. Nie spodziewałem się spotkać Fran po tylu latach i to do tego w roli mojej nauczycielki włoskiego. Ona chyba mnie nie zauważa, wita się z grupą i zaczyna czytać listę aby nas poznać. W pewnym momencie zacina się, głośno przełyka ślinę i jak za dawnych czasów wymawia:
- Diego Hernandez - podnosi wzrok na grupę, a ja unoszę rękę i odpowiadam tonem jak kiedyś na matematyce:
- Obecny, proszę pani - do tego jeszcze szeroki uśmiech. To wszystko dzieje się jakby w spowolnionym tempie do momentu, kiedy Francesca zatrzaskuje głośno dziennik. Lekcja mija jak kilka minut. Powoli zgarniam otrzymane materiały do plecaka. Podjeżdżam wózkiem do biurka.
- Co za spotkanie, prawda? - dziewczyna kiwa głową na tak.
- Widzę, że wracasz już do zdrowia - Fran wciąga głośno powietrze na wspomnienie tamtych czasów. Wiem, że męczy ją tamten okres.
- Powiedzmy, niedawno wypisali mnie ze szpitala po dwunastu latach gnicia. Ogólnie to nie dają mi szans na wstanie z wózka, ale mam nadzieję, że się uda. A co tam u ciebie?
- Całkiem dobrze. Pracuję w szkole z młodzieżą i od kilku dni tutaj w szkółce. Nie narzekam. No, może troszeczkę doskwierają mi korki w centrum, ale to jak większości ludzi.
- Cieszę się, że ci się ułożyło. Ja dopiero wracam do życia. A tak w ogóle to kończysz już zajęcia?
- Mam jeszcze dwie lekcje wieczorem, ale teraz mam przerwę, a co?
- Może wybrałabyś się ze mną na kawę? Ty wybierasz miejsce, bo przez te wszystkie lata mojego zamknięcia pewnie dużo się zmieniło - oboje zaczynamy się śmiać z niczego. Prawie jak za czasów dzieciństwa. Fran przystaje na moją propozycję i prowadzi mnie do kawiarenki niedaleko szkółki. Rozmawiamy zapominając o wydarzeniach ze szkoły, żadne z nas nie chce tego wspominać, więc wymieniamy uwagi na neutralne tematy. Składamy zamówienia, a chwilę potem delektujemy się nieziemską kawą i ciastem owocowym. Niebo w gębie po tylu latach szpitalnego żarcia przeplatanego przysmakami gotowanymi przez Ludmi. 
- Jak tam twój stan cywilny, co? - pytam Fran.
- Mam chłopaka, Marco. Pamiętasz go? - kiwam głową na potwierdzenie - Mieszkamy razem, ale nie jesteśmy po ślubie. A ty?
- Wolny, ale mieszkam z Ludmilą, która pomaga mi wrócić do siebie.
Nagle Fran poważnieje, prostuje się na krześle. Bierze jeszcze kilka głębokich oddechów i czerwienieje jak burak. Pytam czy wszystko w porządku i co się stało, ale ona tylko wybiega zalana łzami.


~Ludmila~

Nie mogłam iść z Diego do tej szkółki, ponieważ to byłoby dla mnie za dużo. Ja rozumiem, mój przyjeciel chce zmienić swoje życie, ale kurwa dlaczego akurat Włochy? Czy on chce mnie dobić psychicznie? Jeżeli tak, to wychodzi mu to idealnie.
- Och! Policzymy się Hernandez
Na obecny moment mam ochotę sprać go na kwaśne jabłko, ale biorąc pod uwagę to, że już jest kaleką to wolę oszczędzić mu bólu. Jak ja nienawidzę mieć dobrego serduszka.
 Zatrzymuje samochód przed ogromnym centrum handlowym w centrym miasta, skoro mam trochę wolnego czasu to wykorzystam go na zakupach. Potrzebuje kilku ładnych i eleganckich sukienek, które będą mówiły "Jestem panią minister i chętnie skopie Ci dupę, no chyba, że masz na nazwisko Pasquarelli to możemy iść się ruchać". Dobra, ostatnie słowa możemy pominąć. Obiecałam sobię więcej o nim nie myśleć, więc Ferro weź się w garść.
Westfield London to zdecydowanie moje ulubione zbiorowisko sklepów. Zawsze przychodziłyśmy tu z Violą i Fran i wybierałyśmy masę niepotrzebnych nam ciuchów tylko dlatego, że nam się podobały. Pieprzyć to, że nie mieściłyśmy się w nie, albo wpadałyśmy i pływałyśmy. Najważniejsze było to, że nasze szafy wypełnione były po brzegi. Francesca zawsze mówiła, że... no właśnie Fran, jak ja dawno jej nie widziałam. Nawet nie wiem co u niej. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, a teraz ? Teraz mówiąc szczerze obydwie mamy się w dupie. Przykro mi, że tak to właśnie wygląda, ale cóż bywa.
Wychodzę z auta i kieruję się w stronę swoich ulubionych sklepów. Marks&Spencer nic ciekawego, same ciemne i nijakie ciuchu. Next? Jeszcze gorzej, młodzieżowe ciuszki na lewo i prawo. Bershka? Nie mogę uwierzyć, że aż tak zeszli na psy. Kiedyś elegancki sklep, dzisiaj brudne łachmany. Zara, niby jest elegancko, ale zupełnie nie w moim stylu. French Connection w tym sklepie znalazłam idealną małą czarną, taką która mówiła "Bierz mnie", niestety nie wcisnęłam się w rozmiar 32. Cholera powinnam troche zrzucić. Czas zapisać się na siłownię, Federico lubił chodzić na siłkę. Nie myśl o nim Ferro!
- Przepraszam, może mogę w czymś pani pomóc? - pyta mnie czarnowłosa, szczupła dziewczyna. Na oko dam jej dwadzieścia lat.
- Nie dziękuje
- Gdyby jednak zmieniła pani zdanie, to proszę mnie zawołać
Kiwam leciutko głową, po czym wychodzę ze sklepu. Taka jestem milutka! Moim następnym celem jest Hollister Co. Nigdy nie lubiłam tego sklepu, ale tonący brzytwy się chwyta. Wiem, że Leon i Federico często się w nim ubierali. Uwielbiali ten sklep. No i znowu o nim myśle ! Z zamiarem wejścia chcę postawić nogę w kierunku sklepu, niestety ja, jako największa łamaga na świecie potykam się i z hukiem padam na podłogę.
- Nic Ci się nie stało? - pyta mnie tajemnicza postać pochylająca się nade mną. Zaraz, zaraz ten głos, ta sylwetka i te brązowe oczy. Jestem w szoku.
- Nie, nic mi nie jest...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Helow <3
I jak wam się podoba?
Czy wiecie kim jest tajemnicza postać, wydaje mi się, że łatwo się domyślić.

WAŻNE!!!!!!!!!

A TERAZ SPRAWA DO WAS !!!

Mam pomysł na trzy opowiadania, wy musicie pomóc mi wybrać jedno, a więc:

* Pierwsze opowiadanie byłoby o Federico przestępcy i Ludmile adwokacie, który by go bronił. Wspominałam wam już o nim.

*Drugie opowiadanie byłoby czymś na podstawie serialu "Teen wolf: Nastoletni wilkołak" Federico byłby wilkołakiem, a Ludmila byłaby Kitsunem czyli lisem. Walczyłaby mieczem i znała sztuki walki

* Trzecie opowiadanie dotyczyłoby Ludmily, która ma siedemnaście lat i Federico, który ma około trzydziestu lat. Zakazana miłość, młodszej dziewczyny i starszego mężczyzny.

Wybór należy do was, bo ja szczerze mówiąc z jednego z tych trzech pomysłów zrobie opowiadanie, a z dwóch pozostałych napisze OS'y :)

W każdym razie zapraszam do wyrażania opini na temat rozdziału i kolejnego opowiadania :)

Pozdrawiamy Ola i Mar <3




sobota, 9 maja 2015

Chapter 29


~Diego~

Już kolejny raz siedzę przed kominkiem i patrzę na niego zamglonym wzrokiem. Znowu mam przed oczami obraz palących się kwiatów, a w głowie brzęczą mi słowa tego wiersza. Jak za starych "dobrych" czasów, co nie? Mam okropne wyrzuty sumienia. W końcu nie tak zachowuje się przyjaciel, któremu Lu pomagała przez te wszystkie lata. Powinienem przekazać jej ten bukiet i pomóc w podjęciu trudnej decyzji, co dalej ma robić. Z drugiej strony, wszystko co robię robię dla jej dobra. Chronię ją. Nie mogę pozwolić by on skrzywdził ją po raz kolejny. Lu wycierpiała za dużo i to o wiele za dużo. Stara się to ukrywać, lecz widzę jak bardzo chce sama zadecydować o swojej przyszłości, bez myślenia o tym co było (czytaj: bez myślenia o Pasquarellim, jego grzywce i zawartości gaci). Dobra, koniec z wyrzutami sumienia. W końcu tak jest lepiej. Czasu nie cofnę, więc co się będę zamartwiał. Burczy mi w brzuchu jakby stado mamutów biegło przez środek Londynu. Idę, znaczy jadę do kuchni i wyjmuję z lodówki składniki. Czas na naleśniki z przepisu mistrza Diegito. Ostatni raz robiłem je przed wypadkiem, ale takich przepisów się nie zapomina. Jakimś cudem wyrabiam masę naleśnikową o odpowiedniej konsystencji. Jaram się tym jak Harry Potter swoją różdżką. Smażę pierwszego naleśnika - idealny. Drugi jest trochę gorszy od pierwszego. Piąty naleśnik - "O kurwa! Pożar!". Jak najszybciej się da na tym wózku inwalidzkim ugaszam ogień ścierką, która leży na stole. Nagle do kuchni wchodzi Ludmila. Serio? Lepszego momentu nie mogła sobie wybrać. Uśmiecham się szeroko z miną "Ja nic nie wiem!", jednocześnie zasłaniając bałagan. Ferro podchodzi do mnie i całuje w policzek.
- Część. Jak ci mija dzień? - pytam żeby odwrócić jej uwagę od smrodu spalenizny.
- Całkiem do... O, cholera! Co tu się stało? - nie wiem czy jest zła czy rozbawiona.
- Małe gotowanko, a co?
- Nie, nic. Wszystko dobrze. Nawet nie lubiłam tej patelni, ale mimo wszystko następnym razem pytaj czy możesz coś spalić - Ludmi śmieje się głośno wyrzucając patelnię do kosza. Podaję jej przypaloną ścierkę.
- To chyba też do wyrzucenia - uśmiecham się niepewnie.
- Tę ścierkę akurat bardzo lubiłam, wiesz? - Ferro próbuje zachować powagę, ale coś jej nie wychodzi. Oboje zaczynamy chichotać jak małe dzieci. W końcu, gdy możemy już złapać oddech mówię:
- Panienko Ferro, a pamięta pani jak to spaliliśmy patelnię w domku w liceum? Też miały być naleśniki i też nie wyszły.
- Panie Hernandez, oczywiście że pamiętam. Nie ma innej opcji. Czy tylko mnie bawiła nasza matematyczka? Te jej teksty i duma kiedy udało się jej rozśmieszyć całą klasę.
- Zdecydowanie była genialna, ale muszę ci coś powiedzieć bo potem zapomnę. Wiem, że dopiero co wyszedłem ze szpitala, ale muszę coś zmienić w swoim życiu. Tyle lat tkwiłem w szpitalu, nieruchomy z widokiem na brudną biel ścian. Mam ochotę zobaczyć coś na świecie. Myślałem o Włochach. Mediolan, Turyn, Rzym, Neapol i takie tam. Zawsze chciałem tam pojechać. Myślę, że teraz jest na to najlepszy moment. Przez to, że jestem przykuty do wózka jeszcze bardziej docenię to co zobaczę.
- Powinniśmy pojechać razem. Nie myśl tylko, że chcę być twoją niańką. Też mam ochotę odwiedzić Włochy, więc skorzystalibyśmy oboje. Co ty na to? - Ludmi zaskakuje mnie tą propozycją, ale mimo to bardzo mi się podoba.
- Jeszcze tak sobie myślałem żeby pójść na kurs włoskiego przed wyjazdem. W końcu to niesamowity język - proponuję, a na ustach Ferro pojawia się szeroki uśmiech. Uzgadniamy szczegóły. Szczerze, nie spodziewałem się tak szybkiej reakcji na propozycję wyjazdu.

~Francesca~

Mega się cieszę, że dostałam pracę w tej szkółce. Nie wiem ile będę tu pracować, ale sam staż w tej firmie daje młodym ogromne możliwości na przyszłość. Muszę spełnić oczekiwania moich przyszłych kursantów jednocześnie pokazując im, że to mnie mają słuchać. Wchodzę do budynku, w którym mieści się owa szkoła językowa. Szczerze powiedziawszy, robi wrażenie. Już na zewnątrz wygląda na porządną instytucję, a w środku jest jeszcze lepiej. Pewnym krokiem zmierzam do gabinetu dyrektora placówki. Wczoraj wysłano mi maila z dokładną instrukcją jak tam trafić, więc dzisiaj nie mam żadnego problemu. Pukam delikatnie do drzwi w ten charakterystycznie profesjonalny sposób. Głosem rodem z filmów jeszcze nieznany mi mężczyzna odpowiada "Proszę". Delikatnie się spinam na widok człowieka niewiele starszego ode mnie. Do tej chwili byłam pewna, że za kimś o nazwisku Esteban Barela kryje się starszy pan o lasce.
-Witam, Esteban Barela. Jak mniemam panienka Cauviglia? - tylko nie tak oficjalnie, bo tu zwątpię.
- Witam. Mam nadzieję, że przyjemnie będzie się nam współpracowało - mężczyzna śmieje się cicho i odpowiada pewnym głosem.
- Nie wątpię, że ta współpraca będzie owocna. Teraz zapraszam na zewnątrz. Oprowadzę panią po szkole. Przy okazji omówimy kilka szczegółów pani pracy u nas - wychodzimy do holu i przechodzimy do jednej z sal lekcyjnych. Jestem pod wielkim wrażeniem. Wszystko jest do siebie dopasowane, a technologii to tu nie brakuje. Każde stanowisko opatrzone jest w słuchawki z mikrofonem, na ścianie wisi tablica interaktywna. Do tego w całym pomieszczeniu porozwieszane są tablice ze słownictwem.
- To sala do francuskiego. Chciałbym pani pokazać te do języka włoskiego, ale trwają w nich obecnie zajęcia, a nie chcę przeszkadzać studentom. To jest zrozumiałe, prawda? - pyta a ja tylko kiwam głową, potwierdzając jego wypowiedź.
- Kontynuując moją wypowiedź, dzisiaj pokażę pani tylko gdzie co jest. Zresztą dużo tego nie ma. Na pierwszym piętrze mamy coś w stylu pokoju nauczycielskiego. Może pani tam trzymać materiały dla uczniów, swoje prywatne rzeczy czy coś. Ma pani tam swoją własną szafkę zamykaną na klucz - mówiąc to podaje mi mały srebrny kluczyk na smyczy - Na końcu korytarza jest bufet z pysznym domowym jedzeniem. Polecam.
Mój szef oprowadza mnie jeszcze z 15 minut i kieruje się z powrotem do swojego gabinetu. Jak na dżentelmena przystało odsuwa mi krzesło, które jest wyjątkowo miękkie.
- Mam dla pani grupy z osobami w wieku 28 do 35 lat. Preferują poznanie włoskiego jako języka do codzienne użytku. Mam nadzieję, że cieszy to panią.
- Naturalnie. Bardzo satysfakcjonuje mnie pana przydział - czy ja to mówię na głos? Brzmię jak nie ja.
- A co do zarobków...
- Zgadzam się na kwotę podaną w umowie - uśmiecham się niepewnie.
- W takim razie jeszcze tylko formalny podpis i będzie pani należeć do naszej załogi - chwytam długopis i kształtnymi literami wypisuję "Francesca Cauviglia".

~Leon~

-Nie Federico, ja nie potrafię Cię zrozumieć. Mogłeś napisać mi głupią wiadomość - podnoszę ton głosu i posyłam Pasquarelliemu poirytowane spojrzenie. Ja, jako Leon Mateo Verdas potrafie połapać się w wielu trudnych sytuacjach, ale jego zrozumieć się nie da.
- Co ja Ci miałem w niej napisać? Cześć Leon, to ja Fede. Idę sobie do wojska, bo zostałem kompletnie sam i nie wiem co robić?
- Ty nigdy nie byłeś sam Federico, ty zawsze miałeś mnie. Jak widać ja Ci nie wystarczałem
Odwracam głowę w stronę szyby i opieram o nią czoło. Jego słowa naprawdę sprawiły mi ból. Cały czas myślałem tylko o tym jak bardzo za nim tęsknie i jak bardzo mi go brakuje, a on? A on tak naprawdę miał mnie w dupie. Najlepsi przyjaciele na zawsze? Może kiedyś, na obecny moment nie mam go ochoty znać.
- Leon, to nie miało tak zabrzmieć. Chodzi o Lu..Ludm...ile. Wiesz jak bardzo ją kochałem i jak bardzo mnie zraniła. Nie radziłem sobie z własnymi uczuciami. Wolałem uciec od problemu i zostawić was bez jakiegokolwiek słowa. Żałuje, że nie dałej jej się wytłumaczyć. Wszystko spieprzyłem
- Masz racje - potakuje głową - ale nie wszystko jest jeszcze stracone. Lu napewno za tobą tęskni, a mi z czasem przejdzie złość i nadal będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Po prostu muszę wszystko przemyśleć
- Jesteśmy na miejscu panowie. Należy się 16€ - odpinam pas i wyciągam portfel z kieszeni. Wyjmuje wystarczającą ilość pięniędzy i podaje starszemu mężczyźnie.
- Dziękujemy. Do widzenia
 Z Federico nie czekamy na odpowiedź, tylko jak najszybciej opuszczamy samochód. Z bagażnika, wyciągam czarną torbę sportową Nike z ciuchami przyjaciela? Kolegi? Znajomego? Któregoś z nich.
- Nie musisz nosić za mnie torby, nie jestem, aż tak poszkodowany - nawet nie zauwarzyłem, kiedy zjawił się obok mnie
- W takim razie, bierz to - rzucam torbę włocha na chodnik i napięcie odchodzę w kierunku domu. Perspektywa mieszkania z nim, nie za bardzo mi się podoba, ale nie mogę go, przecież zostawić samego.
- Mam nadzieje, że nie będę wam przeszkadzał prawda? - nawet nie zauwarzyłem kiedy znalazł się obok mnie.
- Nie, damy radę. A tak w ogóle to co Ci jest? No wiesz, w sensie zdrowotnym - Federico zastanawia się przez chwile nad odpowiedzią, po czym zatrzymuje się przed wejściem do domu - Hallo! Federico? Umarłeś?
- Tak, każdego dnia umieram z tesknoty
- To ty ją zostawiłeś
- Wiem, ale chce to naprawić. Chcę ją odzyskać i mieć przy sobie
- Wątpie, żeby było to realne. Myśl logicznie. Minęło tyle lat, ona napewno o tobie zapomniała
- Nasza miłość jest wieczna. Tobie i Violi się udało, mi i Lu też się uda
- Jesteś niemożliwy
Jego odwaga i twierdzenie o wielkiej miłości do Ludmily bawi mnie. On naprawde myśli, że ona tak po prostu rzuci mu się w ramiona jak gdyby nigdy nic? Już widzę minę Ferro, gdy tylko go zobaczy.
- Dobra Romeo, chodźmy do domu, bo robi się zimno
- Ugotujesz mi coś?
- Popierdoliło Cię chyba stary - otwieram drzwi i przepuszczam w nich Federico, który rzuca torbę w pierwszy lepszy kąt pokoju i uwala się na mojej kanapie. Cudownie kiedy Violetta to zobaczy, to zdecydowanie zabije mnie za przyprowadzenie tu tego zwierzaka. No właśnie, a co do mojej małżonki, to chyba wypadałoby ją przeprosić za zachwanie sprzed dwóch godzin. Zachowałem się jak kretyn, ale to nie moja wina, że ten włoski Romeo postanowił się do mnie odezwać.
- Ej, gdzie masz pilot, bo chciałem włączyć sobie telewizor. A tak w ogóle masz może piwo w lodówce, bo nie daje rady na trzeźwo - zaczynam nie wytrzymywać jego zachowania. Rozumiem jest poszkodowany, bo... ma złamane serce... ja pierdole, ale to nie usprawiedliwia jego chamskiego zachowania.
- Nie mam piwa, w moim domu nie pije się alkoholu - odpowiadam mu zgodnie z prawdą
- To się kurwa zacznie pić alkohol - Pasquarelli wybucha śmiechem, a ja mam ochotę wyjebać go z mojego domu, ale nie, ja jestem spokojnym i opanowanym facetem nie dam mu się sprowokować
- Nie będziesz pił w moim domu, mogę powiedzieć Violi, żeby zaparzyła moje ulubione ziółka, chcesz też? - włoch wstaje z kanapy i podchodzi do mnie, uważnie mi się przyglądając - o co Ci chodzi?
- Po pierwsze gdzie podziały się twoje jaja? A po drugie gdzie podziała się twoja żona, bo jakoś jej nie widzę?
 Rozglądam się po całym domu i dochodzi do mnie, że ten kretyn ma racje żona mi zniknęła. Kurde, ona nogdy nie wychodzi bez powiedzenia mi tego. Kurde, gdzie ona jest. Biorę do ręki telefon i wybieram jej numer, po trzech sygnałach rozłączam się i udaje do kuchni.
- Mam rozumieć, że idziesz mi po piwo - zabije go kurwa
- Zamknij ryj , Pasquarelli
- Okej, stary. Zawsze do usług. Pomóc Ci z tym piwem czy sam dasz radę?
- Violetta zniknęła, a ty chcesz pić? - pytam poirytowany jego zachowaniem
- Alkohol, to najlepszy przyjaciel człowieka. Zabija wszystkie smutki
- Zamknij się w końcu. Przyjachałeś z dnia, na dzień. Niepotrzebny i zbędny do naszego dalszego życia. Wszyscy byli szczęśliwi, nagle zjawiasz się ty i niszczysz wszystko. Myślisz, że przyjdziesz do Ludmily, a jej zmiękną nogi i rzuci się na Ciebie. Nie, Federico, tak nie będzie. Przestań żyć marzeniami i wróć w końcu do żywych, bo jedyne co robisz to wkurwiasz mnie
- Jak widać, jestem dla Ciebie problemem. Przepraszam, ale ja tylko chce was odzyskać - włoch spuszcza głowę do dołu i momentalnie robi się smutny, ale kurde to on odszedł od nas, a nie my od niego.
- Nie sądzisz, że jest już trochę na to wszystko za późno i nie warto tego naprawiać?
- Ja nie mam nikogo Leon
- Przykro mi, ale nie warto budować już nic więcej z naszej relacji. Najlepiej będzie jak wyjdziesz. Przepraszam
- Nie, masz racje. Ja już pójdę. Żegnaj, Leon
- Żegnaj, Federico
 Włoch bierzę swoją torbę i znika za drzwiami mojego domu. Straciłem go, teraz już nieodwracalnie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak, wiem mavie prawo mnie zabić, ale byłam w szpitalu i źle się czułam, po operacji. Przepraszam was, że tyle czekaliście :(
Następny rozdział będzie szybciej <3

KOCHAMY I POZDRAWIAMY
OLA I MAR <3




sobota, 2 maja 2015

002 Zamówienie | One Shot Fedemila "List do wroga"

Parring:Fedemila
Zamawiający: Nicol Lambre Pasquarelli 




Mój drogi wrogu!
Witaj, pewnie dziwi Cię to co widzisz. Tak ja, Federico Pasquarelli postanowiłem napisać do Ciebie kilka słów. Jaki jest cel tego listu? Chciałbym wyjaśnić w nim moje zachowanie w stosunku do twojej osoby. Chce powiedzieć Ci skąd wzięła się nienawiść, którą do Ciebie czuje.
Zacznijmy od początku.

14.06.2009 rok, godzina około 20:30. Pamiętam wydarzenia z tego dnia, jakby wydarzyły się wczoraj. Leon zabrał mnie pierwszy raz do klubu, w którym przebywał niemal codziennie. Chciał wprowadzić mnie w "dorosłe" życie mimo, że miałem zaledwie siedemnaście lat. To wszystko było takie ekscytujące, nowe miejsce, nowe doświadczenie, nowi znajomi. No właśnie nowi znajomi. Podeszliśmy do stolika. Leon zapoznał mnie z Violettą, Maxim, Natalią i z TOBĄ. Twoje blond loczki w ciągu kilku sekund zawładnęły moim ciałem, duże oczy o kolorze ciepłego bursztynu kupiły moją duszę, a pełne usta, podkreślone czerwoną jak krew szminką, zostały obiektem mojego porządania. Miałaś na sobie czarną, idealnie podkreślającą twoje kształty sukienkę, a twoje nogi wydłużały lakierowane szpilki, w kolorze sukienki. Stanęłaś obok mnie, a twoje usta spoczęły na moim policzku. Kurwa jakie to było cudowne! Mój penis od razu zareagował tak jak powinien. Po litrach wypitego piwa i masie przelotnych spojrzeń na Ciebie,
w końcu usiadłaś obok mnie. Zaczeliśmy rozmowę, dowiedzieliśmy się o sobie wiele istotnych rzeczy. Wiesz, że do teraz pamiętam tytuł twojego ulubionego filmu, ulubioną potrawę, albo nazwe firmy produkującą twoją ulubioną szminkę numer 032 w kolorze krwistej czerwieni. Sam się sobie dziwie, że zapamiętałem takie bezużyteczne bzdety. Nasza rozmowa zeszła na trochę inne tory. Rozmawialiśmy o seksie. Podniecałaś mnie i doskonale zdawałaś sobie z tego sprawę. Wykorzystywałaś to, jednak mi to nie przeszkadzało, a co gorsza podobało mi się to i pozwalałem wykorzystywać Ci się bardziej. Stawiałem Ci drinki i jedzenie, przynosiłem serwetki i spławiałem kolesi, których nie chciałaś widzieć w swoim towarzystwie. Robiłem wszystko czego tylko mogłaś sobie zażyczyć, aby zwrócić na siebie twoją uwagę. Czy to nie dziwne, że pragnąłem uwagi dziewczyny, którą znałem od niecałych trzech godzin?
Na chwile odszedłem od stolika po następne drinki, kiedy wróciłem siedziałaś obok Maxiego i mimo, że wiedziałem, że między wami nie ma żadnej głębszej relacji to poczułem zazdrość, cholerną zazdrość. Nie chciałem na to patrzeć, więc wyszedłem. Zostawiłem was za sobą, myśląc, że już nigdy więcej Cię nie zobacze. Myliłem się, tego dnia wybiegłaś za mną.

11.08.2009 rok
Bardzo ważna dla mnie data. Pamiętasz ją? Ten dzień, był taki wyjątkowy.Już Ci tłumacze dlaczego. Od dnia, w którym wybiegłaś za mną w klubie, dużo się zmieniło. Zostaliśmy przyjaciółmi, to znaczy tylko dla Ciebie była to zwyczajna przyjaźń, bo ja oczekiwałem od nas czegoś więcej. Jak zwykle siedzieliśmy u mnie w domu, za oknem świeciło słońce, a termometr wskazywał temperature powyżej czterdziestu stopni. Zapytałaś mnie czy miałbym problem, jeżeli zostałabyś przy mnie w samej bieliźnię. Zgodziłem się, no kurwa, kto by się nie zgodził. Rozebrałaś się, a ja poczułem jak krew w moim ciele buzuje. Ja również postanowiłem pozbyć się ciuchów i to był mój błąd. Kiedy zdejmowałem spodnie, na światło dzienne wyszła moja erekcja. Było mi cholernie wstyd, ale nie mogłem nic na to poradzić. Twoje ciało zwodziło mnie. Czarny, koronkowy stanik podkreślał twój duży biust, a majteczki zostały idealnie dopasowene do górnej części. Fuck! Kiedy teraz o tym myśle, reaguje tak samo jak wtedy, ale przejdźmy do rzeczy. Pamiętam chytry uśmieszek, którym obdarowałaś mnie po zauważeniu mojego sterczącego kolegi. W tym wszystkim najgorsze było to, że wprowadzanie mnie w taki stan, było dla Ciebie niezwykłą zabawą. Szeptałaś mi do ucha świńskie słówka, rękami dotykałaś mojego rozgrzanego brzucha, kolanami delikatnie zachaczałaś o mojego penisa, jednak kiedy ja próbowałem dotykać Ciebie to odsuwałaś się. Nie pozwalałaś mi na tą rozkosz, mówiłaś, że muszę zasłużyć. Kręciło mnie to. Zacząłem się starać. Prawiłem Ci masę niewymuszonych komplementów, robiłem dla Ciebie różne rzeczy, jednak nadal nie pozwalałaś mi zająć się swoim ciałem. Po kilku godzinach męczenia mnie i odpychania od siebie, zadzwonił twój telefon. To twoja mama, musiałaś wracać do domu na kolacje. Mówiąc szczerze nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Ubrałaś się, a mi było cholernie smutno kiedy wyszłaś z mojego domu bez jakiegokolwiek słowa pożegnania. Po chwili dostałem sms'a. Do dziś pamiętam jego treść ,,Świetnie się bawiłam. Śpij dobrze KOCHANIE". Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się cieszyłem, kiedy przeczytałem ostatnie słowo twojej wiadomości i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że pragnę, abyś nazywała mnie tak częściej.

31.12.2009 rok.
Sylwester. Obydwoje bawiliśmy się ze sobą cudownie. Rozmawialiśmy, popijaliśmy alkohol i tańczyliśmy. Nasz taniec nie był normalny. Był erotyczny. Mówiłaś mi, że mnie pragniesz, że podniecam Cię i doprowadzam do szaleństwa. Pocałowałaś mnie, kurwa cały czas marzyłem o twoich ustach i nagle mogłem mieć je na wyłączność. Jednak nie skorzystałem. Wiedziałem, że jesteś pod ogromnym wpływem alkoholu i nie zrobiłabyś tego, gdybyś wiedziała co robisz. Wziąłem Cię na ręcę i zaprowadziłem do pokoju. Rozebrałem i położyłem na łóżku, wyszeptałaś mi do ucha dwa proste słowa "Kocham Cię". Zasnęłaś, a ja całą noc spędziłem na przyglądaniu się tobie.

20.02.2010 rok
Nie powiedziałem Ci o słowach, które wypowiedziałaś do mnie w Sylwestra. Wolałem zatrzymać je dla siebie i myśleć, że naprawdę coś do mnie czujesz, niż powiedzieć Ci o tym i usłyszeć z twoich ust, że te słowa były dla Ciebie bez znaczenia. Jednak teraz nie o tym. Dwudziestego lutego wybraliśmy się do klubu. Imprezowaliśmy bez alkoholu, uznaliśmy, że nie jest nam potrzebny. Nie zwracaliśmy uwagi na naszych znajomych. My się po prostu dobrze bawiliśmy we własnym towarzystwie i nikt inny nie był nam potrzebny. Podczas naszego namiętnego tańca zaczęłaś ciągnąć mnie w stronę toalet. Nie wiedziałem o co Ci chodzi. Zaczęłaś mnie całować, byłem w szoku. Całowałaś mnie na trzeźwo. W końcu zaciągnęłaś mnie do trzeciej kabiny, a tam przeżyliśmy swój pjerwszy raz. I to właśnie tam, po raz drugi powiedziałaś mi, że mnie kochasz tym razem odpowiedziałem Ci tym samym. Do dziś wspominam to jako najpiękniejszą chwile życia.

30.03.2010 rok
Moje urodzin. Mimo, że uprawialiśmy seks i znaliśmy swoje uczucia to nie byliśmy razem. Jednak każdego dnia patrząc sobie głęboko w oczy wyznawaliśmy sobie miłość. Pamiętasz te ckliwe wyznania jakie kierowałaś w moją stronę? Bo ja pamiętam wszystkie. Wtedy bałem się zadać Ci to oficjalne pytanie. Myślałem, że ośmiesze się przy tobie. W tym ważnym dla mnie dniu z Włoch przyjechał mój najlepszy przyjaciel- Diego. Poznałem was ze sobą i do dziś tego żałuje.

16.05.2010 rok
Od moich urodzin zrobiłaś się dziwna. Nie spędzałaś ze mną zbyt wiele czasu. Olewałaś mnie i odrzucałaś za każdym razem. Mówiłaś, że jesteś zajęta i nie masz wolnej chwili. Miałaś racje nie miałaś wolnej chwili dla mnie, bo każdą spędzałaś z Diego. Zastępił Ci mnie. To do jego ucha szeptałaś czułe słówka, to jemu oddawałaś swoje ciało w klubowej toalecie, to on stawiał Ci drinki i to on był na każde twoje zawołanie. Cierpiałem, za każdym jebanym razem, kiedy widziałem waszą dwójkę. Szesnastego maja dowiedziałem się od Leona, że jesteście razem. Byłem zrozpaczony, ponieważ łudziłem się, że między nami będzie dobrze. Mimo wszystko nie potrafiłem przestać Cię kochać.

12.01.2011 rok
Sylwester spędziłem sam, z resztą jak inne dni. Zniszczyłaś mnie. Nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Bez Ciebie czułem się martwy. Nie odzywałaś się do mnie przez sześć miesięcy. Chciałem czuć nienawiść do twojej osoby. Aż dwunastego stycznia zapłakana pojawiłaś się w moich drzwiach. Powiedziałaś, że Diego odszedł do innej. Chciałem wyrzucić Cię z mojego domu, ale nie potrafiłem, byłaś miłością mojego życia. Pamiętam jak wtuliłaś we mnie swoje kruche ciałko, a po chwili zasnęłaś. Prawie całą noc patrzyłem na Ciebie i przypominałem sobie nasze wspólne przeżycia, tamtej nocy nie zasnąłem, ponieważ rozkoszowałem się twoją obecnością.

1.04.2011 rok
Wszystko było dobrze. Znowu byliśmy blisko. Spędzaliśmy razem noce, wyznawaliśmy sobie miłość w świetle gwiazd i w końcu byliśmy jednością. Jednak nadal nie spytałem Cię o bycie razem. Wiesz czemu? Bo bałem się, że znowu odejdziesz i miałem racje. W połowie marca poznałaś Tomasa, a pierwszego kwietnia powiedziałaś mi, że jesteś z nim szczęśliwa. Popłakałem się na twoich oczach. Ty niestety wyszłaś zostawiając mnie samego.

3.12.2013 rok
Po poinformowaniu mnie o związku z Tomasem nie odezwałaś się do mnie słowem. Historia znowu się powtórzyła. Byłem wściekły, ponieważ nadal Cię kochałem i nie potrafiłem przestać. Widziałem twój uśmiech w porannym kubku kawy. Chciałem wyrzucić Cię z pamięci. Właśnie dlatego trzeciego grudnia, młotkiem próbowałem wybić sobie Ciebie z głowy. Jak widać za lekko próbowałem.

30.11.2014 rok
Mimo upływu czasu nadal nie potrafiłem przestać Cię kochać. Jednak wiedziałem, że muszę wziąść się w garść i zacząć żyć. Zatrudniłem się w dość dużej korporacji. Siedzenie za biurkiem nigdy nie było moim marzeniem, ale musiałem zarabiać pieniądze. Mówiąc szczerze z każdym dniem było ze mną coraz lepiej. Moja miłość do Ciebie ustawała i zastępowała ją nienawiść. Tak, zdałem sobie w końcu sprawę z tego, że ty mnie nigdy nie kochałaś. Byłem dla Ciebie zabawką, którą bawiłaś się, kiedy nie było przy tobie osoby na, której mogłoby Ci zależeć. Widziałaś moją naiwność i zafascynowanie swoją osobą. Wykorzystywałaś mnie, a ja głupi pozwalałem Ci na wszystko. Nigdy mnie nie kochałaś. Nigdy nie byłem dla Ciebie ważny. Kiedy zdawałem sobie z tego sprawę, postanowiłem naprawdę o tobie zapomnieć. Jednak los nigdy mi nie sprzyjał.
Trzydziestego listopada okazało się, że mam w pracy nową koleżankę- Ciebie.

11.07.2014 rok
W pracy widywaliśmy się praktycznie codziennie. Często próbowałaś zacząć ze mną rozmowę. Jednak ja byłem nieugięty, chciałem o tobie zapomnięć, więc unikałem Cię. Nie mogłem pozwolić Ci się do siebie zbliżyć, nie chciałem, abyś znowu wykorzystała moją naiwność. Więc na każdym kroku, pokazywałem Ci jak wielką nienawiścią Cię darze. Była udawana i skuteczna. Ty ją kupiłaś i zaczęłaś darzyć mnie tym samym uczuciem. Jedenastego lipca trafiłem do szpitala z podciętymi nadgarstkami.

16.07.2014 rok
Kiedy wróciłem do pracy wszyscy zaczęli zadawać mi pytania o mój stan psychiczny i przyczynę cięcia. Okłamałem ich, powiedziałem, że umarła mi babcia. Oczywiście, powód okaleczenia się miałem inny, a mianowicie nie potrafiłem wytrzymać nienawiści, którą zaczęłaś mnie darzyć. Jednak zasłużyłem na nią. Szesnastego lipca podeszłaś do mojego biurka i czterema, prostymi słowami zabiłaś moją dusze ,,Szkoda, że jednak żyjesz". Wybiegłem z biura. Tamtego dnia, ty nie wybiegłaś za mną.

10.10.2014 rok
Najgorszy dzień w moim życiu. Nasz szef, kazał jechać nam w delegacje do Paryża. TYLKO NASZA DWÓJKA! No kurwa. Myślałem, że zabije tego dupka. Wszyscy wiedzieli, że pajamy do siebie cholerną nienawiścią, jednak ten zasrany pajac postanowił wysłać nas razem. No co za ironia! W duchu cieszyłem się, że spędzimy razem trochę czasu. Kiedy dojechaliśmy do hotelu okazało się, że mamy wspólny pokój... z jednym łóżkiem. Nie cieszyło Cię to... chyba. W sumie twoja reakcja była dziwna. Mówiłaś, że jedno łóżko to jakiś żart, wyglądałaś na zbulwersowaną, jednak kiedy chciałem wykupić osobny pokój, to zatrzymałaś mnie. Nie wiedziałem o co chodzi. Kiedy się rozpakowaliśmy, obsługa przyniosła nam wino. Jak za starych dobrych czasów, usiedliśmy i spijaliśmy alkohol, dobrze się przy tym bawiąc. Rozmawialiśmy o naszym życiu. Powiedziałaś, że rzuciłaś Tomasa, ponieważ nic do niego nie czułaś. Mówiłaś, że każdego faceta, porównujesz do swojego ideału, którym jest twój dawny przyjaciel. Poczułem zazdrość. Po wypitym alkoholu usnęliśmy w swoich objęciach.

20.10.2014 rok
Podczas naszej delegacji postanowiłem znowu Ci zaufać. Dałem szanse naszej znajomości. Ostatniej nocy przespaliśmy się ze sobą, znowu. Było mi cudownie. Czułem się jak nowo narodzony. Jakbym zaczął żyć. Zmartwychwstanie. Tak opisuje stan w jakim wtedy się znajdowałem. Oczywiście, nadal miałem uraz, po twoich poprzednich ucieczkach. Jednak w tobie było coś cholernie niesamowitego, coś co sprawiało, że chciałem Ci ufać. Ślepo wierzyłem, że zostaniemy przyjaciółmi, a może i nawet kimś więcej. W ciągu kilku dni cząstka nienawiści jaką Cię darzyłem zniknęła. Dwudziestego października po naszym powrocie do domu postanowiłaś powiedzieć mi kilka słów: ,, Pamiętaj Pasquarelli, nienawidzę Cię. A nasza noc, była chwilą słobości". Chciałem umrzeć.

10.01.2015 rok
Napewno pamiętasz ten dzień. Z resztą był dwa miesiące temu, więc
wątpie, żebyś miała, aż tak krótką pamięć. Dziesiąty stycznia jest jednym z dni o, których szczerze wolałbym zapomnieć. Zrobiłem... powiedziałem coś czego teraz cholernie żałuje. A więc jak zawsze po przyjściu do pracy, udałem się najpierw do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Taki mój rytuał, który każdy znał. Kiedy wszedłem do kuchni to oczywiście ty i nasz szef, już tam byliście. On opierdalał nas za bezczynne stanie, a my broniliśmy się wczesną godziną. Jednak tego dnia było inaczej. Spojrzałaś na mnie, uśmiechnęłaś się chytrze i beszczelnie zaczęłaś firtować z naszym szefem. Myślałem, że zwariuje. Miałem ochotę krzyczeć, płakać i uciekać od was jak najdalej. Zamiast tego stałem tam jak głupi i patrzyłem jak kręcisz dupą i pozwalasz obmacywać się temu burakowi. Nie mieliście żadnych hamulców. A najgorsze jest to, że nie potrafiłem wyjść spokojnie i zostawić was samych. Po prostu podszedłem do tego frajera i przywaliłem mu w twarz, aby pokazać Ci, że... że mimo wszystko to sprawia mi ból, że mimo całej udawanej nienawiści jaką pokazywałem Ci na co dzień tak naprawdę kochałem Cię i nie potrafiłem przestać. Chciałem dać sobie z tobą spokój, ale moje serce nie pozwalało mi zastąpić twojej osoby kimś innym. Więc odpuściłem, nie chciałem robić nic na siłę, postanowiłem kochać Cię skrycie.
Dałem temu burakowi po mordzie, aby pokazać Ci, że mi zależy. Ty odebrałaś to inaczej. Zaczęłaś na mnie krzyczeć i pieprzyć, że niszcze twoje życie, że wszystkiego Ci zazdroszcze i chcę Cię zniszczyć. Nigdy nie chciałem zrobić Ci krzywdy. Nigdy nie chciałen Cię zranić. Przysięgam. Po twoich słowach, które oczywiście mnie zraniły, pod wpływem emocji postanowiłem Ci nawtykać. Kurwa jak ja się za to nienawidzę. Pamiętasz co Ci powiedziałem? Że jesteś szmatą bez uczuć, że Cię nieznosze, że nie jesteś godna jakichkolwiek uczuć, że nie masz serca i zachowujesz się jak puszczalska dziwka. Rozpłakalaś się, a ja czułem cichą satysfakcje, jednak nie na długo. Kiedy ochłonąłem byłem zły na samego siebie. Próbowałem Cię znaleźć i przeprosić, było mi wstyd. Strasznie wstyd. Kiedy wróciłem do swojego biura, szef zwolnił mnie z pracy. Tego dnia dowiedziałem się, że ty również odeszłaś.

Mam nadzieje, że po przeczytaniu moim słów zrozumiesz o co mi chodzi. Zrozumiesz czemu tak się zachowywałem. Ja po prostu nie potrafie zapomnieć o tym co do Ciebie czuje. Po niefortunym wydarzeniu sprzed dwóch miesięcy nie miałem okazji Cię zobaczyć, a tak mocno tęsknie za widokiem twoich blond loczków, bursztynowych oczek i krwisto czerwonych ust. Umieram bez Ciebie, nie chce już tej całej nienawiści. Jestem gotowy dać Ci jeszcze jedną szanse. Jestem gotowy znowu cierpieć. Daj mi tylko jeden dzień swojej obeności, a potem mogę umierać.
Twój Federico!

~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieje, że OS się spodoba <3
Bo mi mówiąc szczerze do gustu nie przypadł. Jest beznadziejny i nie podoba mi się. Na początku miał być to pamietnik, ale FACET i pamiętnik? FACET? PAMIĘTNIK? NOŁ... A więc mamy list do Ludmily XD
Czekam na opinie :)
Pozdrawiam Ola <3