poniedziałek, 30 marca 2015

Wszystkiego najlepszego Olu!



Kochana Olu, nie wiem od czego zacząć żeby głupio nie zabrzmiało, więc zacznę od początku. Bardzo, ale to bardzo dziękuję Ci za możliwość współpracy z Tobą. Dajesz mi możliwość przeżywania każdego komentarza i oczekiwania na Twoją część rozdziału, ale nie o tym chciałam tu pisać.
Dzisiaj masz 16 urodziny, więc tak jak (zgaduję) wiele osób, chcę złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia. Nie znamy się zbyt długo, ale przez ten czas stałaś się kimś bardzo ważnym w moim życiu. Mam nadzieję, że zostaniesz w nim na dłużej (spokojnie, to nie są oświadczyny). Kochana, życzę Ci (oprócz zdrowia, szczęścia, pomyślności):
- uśmiechu na pół twarzy (jak banan)
- częstszych spotkań z Ruggem, niech uśmiecha się tylko do Ciebie (no dobra, czasem też do innych, bo jego wszystkie żony mogłyby być zazdrosne i Cię staranować)
- tekstów, od których nie mogę przestać się śmiać (jak ostatnia sytuacja z Cande)
- cudownych rozdziałów (pisz tak dalej, a potnę się mydłem w płynie z zazdrości o talent)
- spotkania ze mną
- udanego sierpniowego spotkania z przystojniakiem i jego cudownymi oczami 
- żebyś cudownie mówiła po włosku i mnie kiedyś nauczyła
- spełnienia najskrytszych (i tych mniej skrytych) marzeń
Na koniec mam jeszcze jedno życzenie. Bądź z nami jak najdłużej się da. Dawaj nam powody do płaczu, śmiechu i refleksji. Naprawdę, jedyne co teraz mogę napisać to: Dziękuję za to, że jesteś! Myślę, że nie tylko ja jestem za to wdzięczna.

Twoja Mar :*




niedziela, 29 marca 2015

Chapter 24



~Francesca~ 

Jestem taka szczęśliwa. Nie wiem jakim cudem mogłam mieć jakieś wątpliwości czy coś. Teraz jestem w stu procentach pewna, że dobrze wybrałam. Marco jest mega mega kochany, słodki, nie szczędzi dla mnie kasy. Zawsze mnie broni, staje po mojej stronie. Tak jak wtedy, gdy ostatnio jedna z dziewczyn z naszego roku wywaliła się o moje nogi. No bo jak można tak nie uważać i plątać się koło takiej gwiazdy jak ja? Wkurzyłam się na maxa. Każdy wie, że mnie się nie tyka. No i ostatecznie zgniotłam jej dłoń ostrym obcasem. Poskarżyła się Marco, który podszedł do nas. On jest na szczęście taki cudownie naiwny, że tylko szepnął do mnie, przygryzając płatek mojego ucha "Nie przejmuj się nią, skarbie. Kocham cię". Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Odkąd zaczęłam spotykać się z moim misiem, układy cheerleaderskie nie stanowią dla mnie problemu. Tyle osiągnęłam w tym roku. Nie mam pojęcia co jest lepsze: chodzenie z Travellim czy wyrzucenie Lary z drużyny. Szybko wykopałam ją ze stanowiska kapitana, a że nikt mi się nie sprzeciwił to przejęłam to stanowisko. Baroni przeszkadzała mi w tym składzie, więc wyprawiłam ją z kwitkiem. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Już dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego. Muszę wyglądać cudownie, żeby wszyscy padli z wrażenia. Zakładam na siebie czarną koronkową sukienkę z wyciętymi plecami. Do tego czarne szpileczki z czerwonym spodem. Dwunastocentymetrowe chyba wystarczą. Jeszcze makijaż i fryzura, ale to za chwilę. Ktoś wchodzi do pokoju. Camila Torres. Ostatnio w kółko zawraca mi dupę. 
- Fran, pomożesz mi dobrać dodatki? Nie mogę się zdecydować - mówi to tak niepewnie jakbym miała ją zaraz ugryźć. W sumie to jest w tym trochę racji. Jej towarzystwo potwornie mnie drażni. Jeszcze do tego te prośby. Istna masakra!
- Nie! Torres, radź sobie sama. Jak nie wiesz co założyć na siebie to idź na to zakończenie nago, tylko nie plącz mi się pod nogami - ile można wysłuchiwać jej pojękiwań o bezinteresowną pomoc. Nie sobie dziewczyna sama radzi. Oczy Camili szklą się niebezpiecznie, ale mnie to nie rusza. Moja koleżaneczka zaczyna drzeć się nie wiadomo o co. - Wiesz? Chciałabym odzyskać dawną Fran. Tę Francescę, która nosiła sukienki w groszki, była nieśmiała, miła i zakochana w Diego!
Po tych słowach wybiega zalana łzami. Dobrze, że była nieumalowana bo by jej się tusz rozmazał. Bawi mnie jej upór. Ogólnie Camila zachowuje się jak jakaś milutka dziewczynka, która nie rozumie dlaczego zabrali jej lalkę. Powinna dorosnąć. Zrozumieć, że takie jest życie. Śmieję się cicho. Chociaż ja przejrzałam na oczy. Ktoś puka do drzwi. Nie mam ochoty z nikim się widzieć, ale odpowiadam "Wejdź". Do pokoju zagląda Marco już ubrany w idealnie dopasowany garnitur. Jaki on przystojny. - Coś się stało? Widziałem jak Cami wybiega cała zapłakana. Nie dało rady jej zatrzymać.  - Tak? Naprawdę? Nie była u mnie. Nic nie wiedziałam. Widocznie musiało się coś stać, ale teraz zostawmy ją w spokoju. Potem z nią pogadam - ostatnie słowa wypowiadam prosto w jego usta. Całuję go jak tylko najlepiej potrafię. Uśmiecha się. Teraz mam pewność, że nie wypyta mnie o nic więcej.

 ~Leon~

Federico zniknął kilka miesięcy temu, a ja dalej mam wrażenie, że obudzę się i go zobaczę. Pobijemy się. Ugotuję mu coś. On przeczyta mi kolejny wiersz, który napisał z myślą o Ludmile. Prawie nie wychodzę z pokoju. Co jakiś czas jednak muszę się pokazywać. Gra pozorów. Na półce leży mała karteczka wypisana niekształtnym pismem lekarza psychiatry. Podobno mam depresję, ale ja im nie wierzę. Kurwa, przecież wszystko było tak dobrze. Wszyscy w szczęśliwych związkach, miłość, przyjaźń, ptaszki ćwierkają. Tak było na początku września. Spieprzyłem wszystko. Zupełnie wszystko. Gdyby nie ja, on dalej by tu siedział. Może byłby z Ferro, ale nie. Ja stanąłem po stronie przyjaciółki zamiast kumpla. Przecież on też cierpiał. Też mógł nienawidzić siebie i Lu za to co się stało. Nie okazywałem mu wystarczającego wsparcia. Gdyby nie ja, wszystko byłoby dobrze. A tak to Pasquarelli szwenda się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co. Może jest teraz mega głodny i spragniony, a może pławi się w luksusach i niczego mu nie brakuje. Może właśnie teraz myśli o nas, naszej paczce i chce wrócić, ale coś go powstrzymuje... Może tym czymś jest fakt, że nie żyje? W końcu przez te wszystkie miesiące nikt go nie znalazł. Nie mamy pewności czy dalej oddycha. Z jego temperamentem to nie zdziwiłbym się gdyby teraz konał na Saharze. A powinien być tu z nami. Kończyć kolejny rok szkolny. Wnerwiać się, że zawalił matmę, cieszyć z celującego z angielskiego i oblewać huczne zwycięstwo drużyny rugby. Szkoda, że wcale nie było takie huczne. Federico wyjechał. Diego dalej jest w śpiączce. Ja na treningach pojawiałem się spontanicznie. Ledwo przerznęliśmy pod wodzą Marco. Szkoda, że on też się zmienił. Biorę z komody nasze wspólne zdjęcie z Fede. On i jego metrowa grzyweczka zajmują prawie cały kawałek papieru. Pamiętam dzień, w którym je zrobiliśmy. Wtedy nie było jeszcze problemów. Byliśmy szczęśliwi... Łzy ciurkiem lecą mi z oczu. Już nie mogę, nie mogę bez niego wytrzymać! Ktoś bezczelnie wchodzi do pokoju, a przecież nikt nie ma tu wstępu. To Violetta. Siada koło mnie i zaczyna szeptać pocieszające słowa. W normalnej chwili uznałbym to za idealną sytuację do pocałowania jej, ale teraz potrzebuję samotności. Ona tego nie rozumie. Zawsze przychodzi w niewłaściwym momencie. Castillo kładzie mi dłoń na ramieniu. Strącam ją i podchodzę do okna. Wyglądam przez nie, a właściwie wpatruję się w niewidoczny punkt na niebie. Nie odwracając się mówię do Violetty:
- Chce być sam – mimo, że jej nie widzę, czuję to. Pragnie mi coś powiedzieć, ale moja oschłość skutecznie ją ucisza. 

~Ludmila~

Kolejny stracony dzień na siedzeniu przy Diego w szpitalu. Mimo upływu czasu nie obudził się, ciosy które dostał od MOJEGO Federico, były poważniejsze niż myślałam. Naszczęście jego stan nadal jest stabilny, co chodziasz troszkę mnie uszczęśliwia. Wiem, że to wszystko to moja wina, wiem, że gdyby nie moje wkroczenie do ich świata to nadal byliby szczęśliwymi przyjaciółmi, cieszącymi się ze wspólnie obchodzonego zakończenia roku. Niestety przeze mnie pokłócili się, stracili do siebie zaufanie, a na koniec rozstali , przecięłam gruby sznur symbolizujący ich przyjaźń, który już nigdy może nie związać ich z powrotem. 
Po moim policzku spływa pierwsza tego dnia, samotna łza, którą szybko wycieram kciukiem. 
Lekarze nie zwracają swojej uwagi na Hernandeza, twierdzą, że jest "warzywem", które nie przeżyje. Gówno prawda, Diego jest silnym facetem, wierze w poprawe jego stanu i powrót do "świata żywych". Czasem nawet z nim rozmawiam, przepraszam go za siebie i za Fede, który do tej pory nie postawił swojej nogi w szpitalu. Boli mnie to, każdego dnia zastanawiam się gdzie jest i co robi? Czy myśli o mnie... o nas? Czy kocha mnie jeszcze? Czy żałuje tego, że zostawił Leon, bez słowa wyjaśnienia? Czy kiedykolwiek będzie w stanie wybaczyć mi to, co zrobiłam? I czy tęskni za mną? 
Bo ja, tęsknie za nim codziennie, brakuje mi go. Dziś oddałabym wszystko za jego uroczy uśmiech, chamskie zachowanie i romantyczne wiersze, które dostawałam codziennie razem z bukietem czerwonych róż. Nie mogę przestać o nim myśleć, nie mogę o nim zapomnieć. Leon popadł w depresje, z resztą nie ma co się dziwić, stracił go, mimo tego, że zawsze był przy nim i okazywał mu wsparcie... stracił brata, którego naprawdę kochał. Przez to wszystko cierpi jego związek z Vils. Moja przyjaciółka codziennie płacze po nocach, ponieważ Verdas stał się dla niej dość oschły i zmienił swoje zachowanie w stosunku do nas dwóch. Przestał rozwijać swoją pasje związaną z gotowaniem, w sumie cały czas siedzi w pokoju i nie daje oznak życia. Martwie się o niego, jego rodzice postanowili nawet wysłać go do psychiatry... Moje rozmyślania przerywa pikanie sprzętu medycznego, zerkam na łóżko na, którym leży Diego, chłopak ma silne drgawki. Jak szalona zrywam się z krzesła i biegnę do najbliższego pokoju w, którym przebywają lekarze. Niestety niespotykam ani jednej żywej duszy, nie wiem co robić kurwa mać, gdzie podziali się Ci pieprzeni medycy? Jak mała dziewczynka siadam na środku holu i wydzieram się o pomoc, nie wiem co robić. 
-Kurwa pomóżcie mu - krzycze najgłośniej jak potrafię - błagam, pomóżcie mu. 
Nigdy tak bardzo się nie bałam. On nie może zginąć, nie przeze mnie. 
-Przepraszam, co się stało? - podnoszę wzrok na osobę stojącą obok. Młody szatyn, z grzywką postawioną wysoko do góry, TAKĄ SAMĄ JAK JEGO. Ubrany w biały kitel posyła mi pytające spojrzenie
-Ratujcie mojego przyjaciela, błagam 
- Jak się nazywa pacjent i w której sali przebywa? - po tonie jego głosu mogę uznać, że jest zdenerwowany.
- Diego Hernandez, sala ... - 
-Przykro nam, jemu nie da się już pomóc. - przerywa mi, a przez moje serce przechodzi kolejny cios. 
ZABIŁAM GO. 

~~~~~~~~~

Witamy <3 

Dziś niestety dość krótko, ponieważ z Mar musiałyśmy skończyć pierwszą cześć opowiadania. Następny rozdział zacznie drugą połowę <3 


JAKO, ŻE JUTRO MAM URODZINY TO SZYKUJE DLA WAS NIESPODZIANKE <3 

POZDRAWIAJĄ WAS 
Ola i Mar <3 


poniedziałek, 23 marca 2015

Chapter 23



~Federico~

Złość i duma to jedyne uczucia jakie towarzyszą mi podczas samotnej wędrówki po mieście. Nie mam ochoty wracać do domu, po całej sytuacji z Diego jedyne o czym myśle to wrzucenie się pod pierwszy lepszy samochód... odechciewa mi się żyć kiedy przypominam sobie wczorajszy wieczór. Dlaczego ona mi to zrobiła? Starałem się. Dawałem z siebie wszystko, czasem byłem zakichanym romantykiem, a czasem prymitywnym gnojem. Podobno dawałem jej tyle szczęścia, gdybym tylko wiedział co robie nie tak, gdyby tylko powiedziała mi co mam w sobie zmienić, to zrobiłbym to, wtedy nie musiałaby szukać pocieszenia w ramionach innego. Czy naprawde byłem, aż taki zły? Cholera jasna, do mojej głowy ciśnie się masa pytań, jednak brak odpowiedzi zostawia mnie w nieprzyjemnej nie wiedzy, co wcale mi się nie podoba. 
Cały czas idę prosto, nie mam obranego kierunku drogi, po prostu udaje się w miejsce do, którego poniosą mnie nogi. Jedyne co ze sobą mam to torba sportowa, która w sumie towarzyszy mi zawsze. Mam w niej sterte zapisanych kartek, mase złamanych ołówków i kupkę wspomniej jaka towarzyszyła mi podczas pisania każdego wiersza o... o NIEJ. O Ludmile. Kurwa, czy ja naprawdę nie potrafię myśleć o niczym innym. Dla mnie ta dziewczyna jest już skończona, jest dla mnie nikim... i kogo ja się staram oszukać? To oczywiste kocham tę zdzire, ale zrobiła coś niewybaczalnego i spisała nas na strate swoim debilnym zachowaniem.
Może i się nad sobą użalam, może i widzę tylko jej błędy i nie pozwalam wytłumaczyć się i dojść do słowa, ale kurwa, gdybym ja zachował się podobnie i przespał na przykład z Torres to byłbym największym chujem na świecie, który też nie miałby prawa głosu, bo zachciało mu się pić i ruchać, Fuck logic. Jednak nie, teraz wszyscy klęczą nad Ludmilą, ponieważ zerwałem z nią w "brutalny" sposób. Kurwa, ja też potrzebuje wsparcia i pomocy, to ja cierpie teraz najbardziej, może i brzmi to egoistycznie, ale taka jest prawda. 
Przez chwile zatrzymuje się i patrze na miejsce do którego przybyłem. Ten sam park, to samo miejsce, ta sama ławka... dlaczego akurat tutaj? To właśnie tu zaczęliśmy być razem, to właśnie tu wszystko się zaczęło. 

~ -Gdzie ty byłeś Fede?
-Zaraz pogadamy, daj mi złapać oddech
Mimo, że jestem zawodnikiem Ruggby, to zmęczyłem się jak głupi stres, bieg i zdezorientowanie potrafią wykończyć człowieka. Mój oddech po mału stabilizuje się i uspokaja, a więc czas zabrać się do roboty. Wstaje z ławki i klękam przed Lu, albo teraz, albo nigdy.
-Ludmilo Ferro, jesteś wszystkim czego potrzebuje do życia, kocham Cię i chce, abyś była w moim życiu zawsze. Może to głupie, ale muszę Cię o to zapytać. Czy zechcesz zostać moją...
-Federico, nie mogę za Ciebie wyjść w tak młodym wieku
-...Dziewczyną?
Zawstydzona blondi patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi, bursztynowymi oczkami, po czym wbija się w moje usta. Nie potrzebuje innej odpowiedzi, wiem że pocałunkiem wyraziła swoją opinie na ten temat. Dotyk jej ust, sprawia że czuje się jak nowo narodzony.
-To dla Ciebie
Podaje Lu czekoladki w kształcie dużego serca, dziewczyna patrzy przez chwile na biały napis na pudełku, po czym śmiało odpowiada
-Ja Ciebie też Federico~ 

Gdybym tylko wiedział, jak to wszystko się skończy to nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie starania. Nigdy nie dbałbym o nią i omijał jak ogień wody. Myślałem, że ona jest inna, że mnie nie zrani, że nie będzie tak jak moja matka, która wbija mi nóż w plecy przy najbliższej okazji... a jednak okazała się być gorsza. 
Podchodzę do starej, drewnianej ławki i delikatnie na niej siadam. Chwytam swoją torbę i zwinnym ruchem ją otwieram w celu znalezienia butelki z wodą, mam nadzieje że jeden łyk oczyści moje myśli i pozwoli mi choć na chwile odetchnąć. Przegrzebuje się przez stertę śmieci, a moją uwagę przykłuwa kolorowy materiał, co to kurwa jest? Sięgam ręką po niego , a moim oczom ukazuje się cieniutka, różowa koszuleczka... jej piżama. 

~ Przegrzebuje całą walizkę i widzę w niej samą bieliznę, nie żebym narzekał, bo dziewczyna idealnie trafiła w mój gust, ale to jednak nie tego szukałem. Zamykam ją i otwieram następną... BINGO! 
Wyciągam pięć kompletów piżam i wrzucam je do swojej torby sportowej, kiedy będę wychodził na trening, wyrzuce je do pierwszego lepszego kubła na śmieci.~

Uśmiecham się sam do siebie. Zapomniałem tego wszystkiego wyrzucić, cały czas nosiłem je ze sobą, jestem kompletnym idiotą, a co jeżeli by się zorientowała? Co jeżeli zajrzała by do torby i natrafiła na nie ? Domyśliłaby się, że spiskuje przeciwko niej i napewno się wkurwiła. W sumie przez to wszystko zapomniałem o swoim planie... miałem ją rozkochać, wyruchać i zostawić... szkoda tylko, że to ona "wyruchała" mnie. Tak, skazała mnie na porażkę, zrobiła mnie w chuja. Zachciało mi się miłości kurwa, chciałem, żeby ktoś dał mi troskę, opiekę i sam chciałem ją dawać. Przeliczyłem się, cholernie się przeliczyłem i zawiodłem. A miało być tak pięknie. Nie Pasquarelli STOP, w tej chwili muszę o niej zapomnieć. Muszę zdać sobie sprawę z tego, że już jej nie ma i nigdy nie będzie. 
Chowam koszulkę z powrotem i sprawnym ruchem zapinam torbę, wstaje z ławki, a moje nogi znowu prowadzą mnie do zapewne dobrze znanego mi miejsca. Mijam kilka sklepów i kolorowy bilboard Milki, moje serce boli coraz bardziej, wszystkie wspomnienia z tego "pięknego" dnia wracają do mnie, mimo, że próbuje powstrzymać je z całych swoich sił. Jednak to nie reklama sprawia mi największą przykrość. Stawiam kilka kroków w kierunku tak dobrze znanej mi kwiaciarni "Flowers&Roses". Podchodzę do cieniusieńkiej szyby i wraca do mnie to co kiedyś sprawiało mi przyjemność. 

~ Łagodne promienie słońca padają na kawałek białej kartki, którą za moment ozdobi moje pismo. Co o godzinie 6:09 robie w kwiaciarni?
To proste, kupuje jedne z najpiękniejszych róż, po to, żeby zaobaczyć uśmiech na twarzy Lu.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie nasze wspólnie spędzone chwile przez te wszystkie lata. Od ciągnięcia ją za warkocz w pierwszej klasie, przez podstawianie nogi i oblewanie napojem w drugiej, aż do teraz, do kłótni, które łamią mi serce każdego dnia na nowo.~

Dlaczego?Dlaczego?Dlaczego? Dlaczego?Dlaczego?Dlaczego? 
Czemu ona mi to zrobiła? Czemu to, aż tak boli? Próbuje być silny, ale łzy splywające mi po policzkach zdradzają moje prawdziwe uczucia. 
Jestem załamany i nie potrafie zrobić z tym kompletnie nic. 
Roztrzęsiony siadam na środku chodnika, chowam twarz w dłonie i zaczynam płakać. Nie zwracam uwagi na ludzi, którzy patrzą na mnie jak na idiotę, po prostu daje upust moim emocjom. Nie potrafie o niej zapomnieć, napewno nie tutaj... muszę zniknąć... nie mogę zostać dłużej w Londynie... muszę odejść. 



~Leon~

Od dłuższego czasu siedzę z Violettą i Ludmilą na szpitalnym korytarzu. Krzesła wrzynają się nam w tyłki, ale nie ruszamy się ani o krok. Co chwilę zerkam na zegarek, mając wrażenie, że te cholerne wskazówki nie ruszają się nawet o milimetr. Za każdym razem kiedy jakiś lekarz przechodzi koło nas próbuję go zatrzymać, ale oni jakby spiskowali przeciwko nam. Zupełna olewka na moje pytania. Gdyby nie fakt, że Hernandez jest w nienajlepszym stanie, to zbulwersowałbym się na te wszystkie pielęgniarki. Żadna nie ulega mojej ślicznej buźce. Nawet się do mnie nie odwraca. Ale nie o tym teraz. Nie wiemy co się dzieje z Diego. Kompletne i okrągłe zero. Lu płacze i szepcze jakieś niezrozumiałe słowa. Z Vilu jest tylko trochę lepiej, próbuje uspokoić Ludmi. Tylko ja w pełni zachowuję spokój. To mnie przypada rola rozeznania się w sytuacji. Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Wstaję i biegnę za jednym z doktorków.
- Proszę pana, to ważne. W jakim stanie jest Diego Hernandez? - wreszcie udaje mi się o to zapytać.
- A kim pan jest dla pana Hernandeza?
- Bratem - odpowiadam bez namysłu. W końcu kiedyś byliśmy jak bracia. To się chyba liczy, co nie? Lekarz przez chwilę patrzy się na mnie dziwnym wzrokiem, ale w końcu mówi:
- Stan pacjenta jest stabilny, niestety ciągle pozostaje nieprzytomny - doktor odchodzi kawałek ode mnie i nagle się odwraca. Szybko z powrotem staje koło mnie. Wydaje się być przejęty sprawą Diego w porównaniu do jego kolegów.
 - A jaka jest przyczyna pobicia pana Hernandeza? - No i co ja mam niby powiedzieć? Nie mogę wydać Federa bo pójdzie za to do pierdla, a co gorsze wkurzy się na mnie tak, że zostanie po mnie  jedynie palec u stopy. Już otwieram usta by szasnąć jakimś mało ambitnym tekstem, gdy czuję na plecach dotyk czyjejś drobnej dłoni.
- Znaleźliśmy Diego na ulicy, niedaleko internatu. Leżał na ziemi cały pobity. Przenieśliśmy go do domu. Tak zobaczyliśmy, że jest z nim naprawdę źle i zadzwoniliśmy po pogotowie – Viola kłamie jak z nut i jestem jej za to bardzo wdzięczny. Mam tylko nadzieję, że nie zabrniemy w tym wszystkim zbyt daleko. Lekarz bierze głęboki oddech. Widać, że wierzy w każde słowo Violetty. Pociera zmęczone oczy i mówi już w pełni profesjonalnym głosem.
- Powinni państwo udać się z tym na policję. Nie można takich spraw lekceważyć. Osoba, która pobiła pana Hernandeza może stanowić potencjalne zagrożenie dla otoczenia – doktor patrzy na zegarek i kontynuuje. – Przepraszam was bardzo, ale muszę iść do innych pacjentów. Przemyślcie zgłoszenie tego pobicia gdzie trzeba. Chwytam Violę za rękę i idziemy w stronę załamanej Ludmi. Nie wygląda zbyt dobrze. Musi strasznie to wszystko przeżywać. W końcu chłopak, którego kocha wyzwał ją od najgorszych i z nią zerwał, a ona nie wie dlaczego bo nic nie pamięta. Do tego ten sam Włoch pobił na jej oczach kolesia, który zawinił w całej sprawie. Teraz pewnie nie wie co ma czuć i takie tam. Nie chciałbym być na jej miejscu. W każdym bądź razie Viola kuca przed Ludmilą i pyta cichutko, że sam ledwo słyszę:
- Lu, co się tak naprawdę stało? Dlaczego Diego jest teraz w takim stanie, co? - Ferro bierze głęboki oddech i ociera wierzchem dłoni pojedyncze łzy.
- Poszłam do Diego żeby się dowiedzieć od niego co się dokładnie wydarzyło. On powiedział mi, że mnie kocha i w ogóle wtedy wieczorem nie mógł się oprzeć bo tak... – Lu głośno przełyka ślinę – podniecił go mój wygląd. Podobno byłam napalona i bardzo tego chciałam. Rozmawialiśmy o Pasquarellim. On się do mnie niebezpiecznie zbliżył i wtedy wszedł Federico. Krzyczał, że go zabije. Bił Diego tak, że mi samej kręciło się w głowie. Zawołałam Leona. Dalszą część historii jest wam znana.

 ~Francesca~ 
Jestem już niedaleko kawiarni, w której umówiłam się z Marco. Tak się cieszę, że jakaś masakra. Gdyby nie te szpilki na nogach to skakałabym jak dziecko. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale muszę się ogarnąć. Inaczej Travelli może uznać mnie za jakąś wariatkę. A tego nie chcę. W każdym bądź razie wchodzę do tej małej kawiarenki. Od razu zauważam Marco, siedzące przy jednym ze stolików. Gdy jestem już blisko wstaje i odsuwa mi krzesło. Jaki gentelmen z niego.
- Hej – mój bardzo inteligentny tekst.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz, wiesz? – czy to ma być podryw czy mi się wydaje. Dobra, nie wiem, ale można się poprzekomarzać.
- Tak? Naprawdę?
- Naprawdę. Wyglądasz powalająco. Bardzo dobrze wpłynęła na ciebie ta metamorfoza. 
- Dziękuję – dlaczego rumienię się jak głupia? No nie ważne. Zostałam wybawiona przez kelnerkę, która zebrała od nas zamówienia. Teraz gadamy już na normalniejsze tematy niż mój atrakcyjny wygląd.
- Jak tam podoba ci się w szkole w tym roku, co? 
- W sumie to sporo się dzieje, ale nie narzekam. Mogło być o wiele gorzej – odpowiadam wymijająco. – A tobie jak się podoba?
- Mega, jak zwykle. W sumie to pomijając naukę to ten internat jest takim kurortem wypoczynkowym. Siłownia, baseny, boisko. Oprócz małych spięć w drużynie to rok zapowiada się dosyć przyjemnie – czy on właśnie puścił do mnie oczko? Nie, Fran zdawało ci się.
- To świetnie. Ja też się świetnie bawię w tym roku. Wiesz, treningi cheerleaderskie i w ogóle. Póki co uczę się tych wszystkich układów, ale idzie mi coraz lepiej...
- Może wystąpisz na meczu na oficjalne rozpoczęcie sezonu? Myślę, że nie będzie z tym problemu. Jesteś tak zdolna, że zaraz załapiesz o co chodzi w tych wszystkich piramidach, gwiazdach, saltach i co tam jeszcze robią cheerleaderki. 
- Bez przesady – uśmiecham się delikatnie.
- Wcale nie przesadzam, Fran. Tak w ogóle mówił ci ktoś jakie masz śliczne oczy? Nigdy wcześniej tego nie widziałem. Naprawdę wyjątkowe – teraz to są już serio otwarcie mówione komplementy. Co dziwne, wcale mi nie przeszkadzają. To takie miłe jak ktoś mówi mi takie rzeczy. Już dawno, nikt nie prawił mi komplementów. Zapomniałam jak to jest przyjemnie. Patrzę tępo na Marco, który opowiada mi trochę o sobie. Okazuje się, że jest trochę inny niż myślałam. Słucham go uważnie, chłonę każde słowo. Jest taki cudny. Szkoda tylko, że ma dziewczynę i jest tu ze mną tylko jako koleżanką. Jestem jakaś głupia. Trzeba być mną żeby nie wyciszyć telefonu na takie spotkanie. Dźwięk przychodzącego sms’a rozchodzi się po kawiarni. Szybko wyciszam powiadomienia, uśmiecham się do Marco i mówię krótkie „Przepraszam”.
- Sprawdź chociaż od kogo. Może to coś ważnego – nie sposób mu odmówić. Wyciągam komórkę jeszcze raz. Na ekranie widzę małą kopertę, a obok niej napis „numer nieznany”.

Od: Numer nieznany

Fran, był „mały” wypadek i Diego wylądował w szpitalu. Jest w dosyć ciężkim stanie. Mimo wszystko chcę żebyś o tym wiedziała. Leon Verdas.

6/09/2015 16:34

- I co? Coś ważnego?
- Nie, nie. To tylko operator sieci – uśmiecham się. – O czym przed chwilą mówiłeś?
- O tym jak złamałem rękę na pierwszym treningu rugby. Jak wróciłem do domu mama powiedziała, że już nigdy nie zagram...

~~~~~~~~~~~

No hejoł <3 

Jak tam u was? Co sądzicie o rozdziale? Jeżeli macie jakieś pytania do postaci, to możecie zadać je w zakładce "Zapytaj bohatera". 
Dziękuje wam za wszystko <3 

Pozdrawiamy i kochamy 

Ola i Mar <3 

środa, 18 marca 2015

Chapter 22

 ~Violetta~
To jakaś masakra. Czy oni nie mogą zachowywać się normalnie. Jeszcze wczoraj byli najbardziej zakochaną w sobie parą a teraz jedno ryczy, drugie wrzeszczy lub coś w tym stylu. No dobra, ja rozumiem że teoretycznie Lu zdradziła Fede, ale no do jasnej cholery, przecież ona była tak wstawiona że pewnie nic nie pamięta. Pasquarelli powinien wiedzieć jak to jest schlać się w trzy dupy i nie kontaktować. W ogóle to oboje powinni się ogarnąć i na spokojnie porozmawiać. Jakim cudem można w kilka minut tak zniszczyć swój związek? Odpowiedź jest jedna. Diego Hernandez. Mam ochotę go pobić, poćwiartować, zszyć wszystkie kawałki i na koniec zabić, powolnie niszcząc jego psychikę. Niestety taka opcja nie wchodzi w grę. Nie mam zamiaru przez takiego gnoja siedzieć w więzieniu. Z tych bardziej realnych rzeczy zostaje mi udupić go na milion sposobów. W sumie to w tych nerwach nie mogę wpaść na żaden ambitniejszy pomysł, ale to nic. Leon mi potem pomoże. Zgaduję, że ma teraz podobne nastawienie do sytuacji w naszym domku. O wilku mowa. Do mojego pokoju wchodzi Leon. Widać, że jest nieziemsko wyczerpany. W końcu kto by nie był na jego miejscu? On najwięcej pomógł w całej sprawie. Zajął się Lu, ogarnął chociaż trochę Federa i w ogóle zaradził konfliktom które mogłyby powstać. Ale widać po nim, że stało się coś jeszcze. Leon kładzie się na moim łóżku i ciężko oddycha. Jak mi go szkoda. Tyle wytrzymuje dla swoich przyjaciół. I jak tu nie cieszyć się, że ma się takiego chłopaka? Dobra, ale nie o tym teraz. - Nie wierzę, że Lu nie zareagowała na pocałunki Diego. No może i go nie odepchnęła, ale to można wyjaśnić na kilka sposobów. A - nie zdążyła przed wejściem Federico. B - była tak wstawiona, że nie wiedziała kto to. Zresztą jest duże prawdopodobieństwo że tak było - Verdas unosi jedną brew w geście zapytania. - No bo my we dwie miałyśmy co do was no... em.. tak. Jak to powiedzieć? - moja twarz zalewa się gorącym rumieńcem. Leon uśmiecha się delikatnie. - Erotyczne zamiary? - pyta, a ja delikatnie kiwam głową. - Diego sam musi nam powiedzieć jak było. Bez tego ani rusz. Lu nic nie pamięta. Zero. Kompletna pustka - mój chłopak zmienia temat kończąc tym moje rumieńce. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. - Dokładnie, ale znając życie nie powie prawdy - szepczę załamana. - A mi się wydaje, że może jednak coś tam wydukać. Gdy go dzisiaj widziałem wyglądał na skruszonego. Mimo wszystko po nim możemy spodziewać się wszystkiego.
Cała sytuacja nie przedstawia się najlepiej. Pewnie jeszcze przez dłuższy czas w domu będzie panowała niespokojna atmosfera. Oboje z Leonem myślimy nad chociaż częściowym poprawieniem humorków naszych przyjaciół. - Zabiorę Federa do klubu. Popijemy trochę, on się wyluzuje. Może nawet coś do niego dotrze - sugeruje Verdas. - Nie. Lepiej nie, bo jak się Ludmila dowie to będzie mega mega zazdrosna i Fede miałby przesrane, a Lu jeszcze gorzej. - No to nie wiem. Z nimi się nie da.  Oboje jesteśmy w zupełnej kropce. No bo co niby mamy zrobić? Na ludzi z tak ciężkimi charakterami jak Ferro i Pasquarelli trudno w jakikolwiek sposób wpłynąć. Nagle  czuję na szyi przyjemnt dotyk warg mojego chłopaka. Uśmiecham się delikatnie. Tego właśnie mi było trzeba. Niby dalej mam świadomość, że za ścianą siedzą Federico i Lu ze swoimi problemami, ale mi też się coś czasem od życia należy. Odwracam się przodem do Leona i całuję go jak tylko najlepiej potrafię. Chcę mu tym pokazać, że już nie trzymam w pamięci złych chwil z obozu, że teraz wszystko jest dobrze.
- Kocham cię – szepczę prosto w jego usta. Czuję jak się uśmiecha.
- Ja ciebie bardziej, kotku.
- A założymy się? – pytam siadając na nim okrakiem.
- Okay – twardy z niego zawodnik. Nie odpuszcza. Nie powiedziałam już nic więcej tylko wznowiłam nasze pocałunki. Po chwili wyczerpani całym dniem usnęliśmy wtuleni w siebie.
 ~Francesca~ 
Właśnie kończę trening z Camilą. Jak zwykle nie szło mi zbyt dobrze. Wręcz fatalnie. Szczerze, to coraz mniej podoba mi się bycie cheerleaderką. Znaczy się, jest fajnie nią być, ale żeby nauczyć się tych układów to już o wiele wiele gorzej. Niby Cami ciągle mi powtarza „idzie ci coraz lepiej”, „jest już naprawdę dobrze”, ale ja tego nie czuję. W pewnym sensie mam wrażenie, że nigdy się nie nauczę tych kroków. Póki co kończymy na dziś. Może następnym razem będzie lepiej. Mam niezbyt dobry humor, który diametralnie się poprawia. Dostaję krótkiego, lecz treściwego sms’a od Marco. Tak na serio to myślałam, że nie napisze wcale, a tu taka niespodzianka. Szybko czytam „Fran, mam dzisiaj chwilę. Może w The Ship of Adventures o 16:00?”. Ani chwili się nie waham. Odpisuję „Mi pasuje J”. Ale mam podjadę. Dawno się tak nie cieszyłam. Z mojej twarzy nie schodzi uśmiech jakbym się sera nażarła. Szybko zbieram wszystkie szpargały. W końcu trzeba się jakoś wyszykować, a z moim obecnym stanem szafy to chyba spędzę tam z tydzień.
- Francesca?
- Tak?
- Od kogo ten sms, że wyglądasz jakbyś wygrała milion dolców? Czyżby Diego? A może inny cichy wielbiciel – karcę się w myślach, że okazałam swoją radość.
- Nie, to tylko operator sieci. Doładowali mi konto, a wiesz że kasa na koncie to podstawa – na pierwszy rzut oka widać, że Cami mi nie wierzy, ale to szczegół. Wychodzę z boiska kierując się prosto do domku. Tak w ogóle to ciekawe czy to spotkanie z Marco to randka. Niby on jest z Larą, no ale przecież to wszystko wygląda jak prawdziwa randka. Nie no, nie mam pojęcia. Muszę pójść do Violi i Lu. One mi pomogą. Lu zawsze wie jak to jest z tym męskim myśleniem. Łzy zebrały mi się pod powiekami. Nie przyjaźnię się już z Castillo i Ferro. Strasznie się z tym czuję. Masakrycznie za nimi tęsknię. Dlaczego to wszystko tak zwaliłam?


~Ludmila~ 

Stoje przed dużymi, drewnianymi drzwiami i zastanawiam się czy wejście przez nie będzie dobrym pomysłem. Z jednej strony chce dowiedzieć się wszystkiego na temat wczorajszej nocy, ale z drugiej mogę pogorszyć tym moje stosunki z Federico, a tego bym nie chciała. Kocham go i wiem, że on kocha mnie, tylko musze go za to przeprosić i zrobić wszystko, aby mi wybaczył, co oczywście nie będzie proste. Jednak zanim zacznę go przepraszać, chce dowiedzieć się wszystkiego o całym zajściu od osoby, która wie najwięcej. Zaciskam dłoń w pięść i leciutko pukam w drzwi, gdy słysze ciche "proszę" postanawiam wejść do pokoju Hernandeza.
- Diego musimy porozmawiać - wyrzucam z siebie na wejściu, chce załatwić to jak najszybciej aby Federico nie dowiedział się, że u niego byłam. 
- Tak, musimy wyjaśnić sobie wiele rzeczy - odpowiada mi dość sposępniałym głosem
- Co zaszło między nami wczoraj? 
- Pasquarelli Ci powiedział? - chłopak posyła mi pytające spojrzenie, a ja odrazu poruszam głową na "tak". 
- Myślałem, że powiem Ci pierwszy
- Chce wiedzieć jak do tego doszło - 
cała ta sytuacja jest dla mnie bardzo trudna, a wysłuchiwanie o tym jak zdradziłam chłopaka nie jest niczym cudownym. 
- Byłaś napalona i mówiłam, że chcesz tego, a ja uległem. 
Czuje jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, trudno mi w to uwierzyć, ale przecież Diego jest moim przyjacielem i nigdy by mnie nie okłamał, a poza tym po co miałby to robić?
- Czemu mi niby uległeś? 
Hernandez wciąga głośno powietrze i mocno się nad czymś zastanawia, coraz bardziej zaczyna mi się nie podobać jego postawa. 
- Kocham Cię Lu 
- Słucham? - jego słowa uderzają we mnie w bardzo nieprzyjemny sposób. 
- Kocham Cię i wiem, że ty nie czujesz tego samego. Przynajmniej nie zdajesz sobie z tego jeszcze sprawy. Uwierz mi... - Diego podchodzi do mnie bliżej i chwyta za dłoń - uczucie którym Cię darze jest najprawdziwsze. To dzięki tobie zrozumiałem, że nie oczekuje od życia popularności, tylko szczęścia, które czuje tylko w twojej obecności kochanie. 
- Nie mów tak 
- Daj mi dokończyć Lu. Uważam, że ty i Federico to jedna wielka pomyłka, jestem pewien, że przy mnie byłoby Ci lepiej... o wiele lepiej. 
-Nie mów tak.
Po moich policzkach spływają pierwsze łzy, które Diego szybko ściera swoim kciukiem. 
- Dlaczego? Bo mówie prawdę? 
- Ty nie wiesz co mówisz Diego, nie możesz mnie kochać. 
- Mówisz tak tylko dlatego, że nie dałaś mi szansy. Przez Federico nie pozwolilaś otworzyć się swojemu sercu na mnie. To ja powinienem być na jego miejscu, on na Ciebie po prostu nie zasługuje, co można zauważyć po tym, że od razu z Ciebie zrezygnował. Pozwolił Ci przynajmniej na jakiekolwiek wyjaśnienia? 
- Nie - odpowiadam najciszej jak tylko potrafie, może on ma racje i Federico naprawdę już ze mnie zrezygnował, a ja jak głupia staram się to naprawić. 
- No widzisz. Ja nigdy bym tak nie zrobił. Nie pozwoliłbym Ci się obwiniać za własne błędy. To, że szukałaś pocieszenia w ramionach innego powinno otworzyć Ci oczy na moją miłość i udowodnić, że Federico nie daje Ci tego czego oczekujesz od swojego partnera. 
- Federico jest tym jedynym. 
- Nie jest Lu. Wsłuchaj się w głos swojego serca, ponieważ jestem pewny, że bije w rytm mojego imienia. - Nie rób sobie złudnych nadziei, moje serce należy do Federico, ty jesteś dla mnie tylko przyjacielem. Przepraszam, że to mówie i ranie Cię, ale taka jest prawda. 
Diego uśmiecha się do mnie i przybliża jeszcze bardziej, czuje strach, ale nie odsuwam się. W końcu ufam mu i wiem, że nie robi mi krzywdy. 
- Wiesz czemu wczoraj chciałaś, żebym Cię pocałował? Bo w głębi serca czujesz do mnie to samo. Odwzajemniasz moje uczucia tylko muszę pomóc Ci je odkryć. 
Jego twarz znajduje się coraz bliżej mojej twarzy. Nie wiem co robić...nie wiem jak zareagować. Po prostu stoje jak słup soli i nie jestem w stanie zrobić nic. 
Nagle drzwi do pokoju gwałtownie się otwierają i staje w nich najmniej oczekiwana przeze mnie osoba- Federico.
- Ty skurwielu ! - rzuca w strone Diego, na co ten odskakuje ode mnie jak oparzony. - zabije Cię ! 
Po chwili włoch silnym pchnięciem popycha mnie na ściane i rzuca się z pięściami na Hernandeza. Z moich oczu po raz kolejny tego dnia spływa rzeka łez. Wołam Leon, tylko on będzie potrafił zareagować na tą sytuacje. Staje w kącie pokoju i przyglądam się całemu zajściu, ciosy które zadaje Federico są bezwzględne, nie ma w nich ani grama zawachania. Brzydzę się takim zachowaniem. 
Do pokoju w końcu wchodzi Leon, wydaje mi się, że od mojego wołania go minęła cała wieczność. 
- Federico kurwa uspokój się ! - wrzeszczy wściekły szatyn próbując odgonić przyjaciela od Diega. - nic tym kurwa nie osiągniesz 
rozumiesz?  
Włoch jest jednak nie ugięty i zadaje kolejne ciosy, żaden z nich nie zwraca uwagi na moją obecność, po prostu robią to co uważają za słusznę. 
- Kurwa, Pasquarelli daj spokój słyszysz kurwa? 
Ukradkiem spoglądam na twarz Hernandeza. Ma zamknięte powieki i bezwładne ciało, cholera... on jest nieprzytomny. Federico w końcu przestaje być katem i po prostu opuszcza pokój, nawet na mnie nie patrząc, jego zachownie sprawia mi przykrość, ale to nie jest teraz najważniejsze. 
Verdas podchodzi do ciała Diega i szturcha delikatnie za ramiona, nie otworzył oczu. 
- Lu zadźwoń po karetkę, Diego chyba nie oddycha. 
Ignoruje polecenie Leona, nadal stoje jak słup soli i przyglądam się hiszpanowi, jestem w szoku nie zdawałam sobie sprawy z tego, do czego zdolny jest Federico. 

       ~~~~~~~~~~~~~~

Hejoł <3 

A więc tutaj macie next, za którego zapewne mnie znienawidzicie. Pisałam perspektywe Lu i mówiąc szczerze wydaje mi się beznadziejna :( 

A poza tym 
DZIĘKUJE <3 
Za co? 
Za 41. 000 wyświetleń <3 
Dziękuje wam bardzo i pamiętajcie, że robie to tylko dla was. A każde wyświetlenie i nowy komentarz sprawia, że czuje się spełniona w tym co robie. 


Blog ma cztery miesiące czyli wychodzi po 10.000 wyświetleń na miesiąc. Dziękuje kochani, to naprawdę cudowne uczucie :) 

Mam nadzieje, że zostaniecie do końca i docenicie to ile czasu razem z Mar ( która także jest dla mnie wielkim wsparciem i zgodziła się zostać do końca opowiadania ) poświęcamy temu wszystkiemu. 

I jeszcze raz jedno wielkie 

DZIĘKUJEMY <3 





sobota, 14 marca 2015

Chapter 21


~Francesca~

Bardzo się cieszę z przemiany jaką zafundowały mi Cami i Lara. Początkowo miałam wielkie obawy, nie chciałam wyjść na jakiegoś plastika czy coś w tym stylu. Na szczęście wszystko wyszło cudownie. Dawno nie czułam się tak świeżo i przyjemnie. Dalej od czasu do czasu mam zamiar zakładać moje sukienki w groszki, ale teraz mam mnóstwo innych, ciekawszych ubrań. Chyba nigdy nie miałam takiego problemu z wybraniem ciuchów jak dziś. Dobrze, że dziewczyny były w pogotowiu i mi pomogły. Nie wiem jak one to robią. Lara tylko otworzyła szafę, spojrzała na

wszystko przelotem i wyciągnęła śliczną ciemno burgundową spódniczkę. Potem Cami wybrała cieniutką bluzeczkę bez rękawków w czarno-białe szerokie paski. Spojrzały na mnie, a ja kiwnęłam głową z uznaniem. Wspomniały jeszcze tylko żebym dobrała dodatki i poszły same się ogarnąć. Właśnie siedzę i zastanawiam się co dobrać do mojej dzisiejszej stylizacji. Ostatecznie wybieram kilka złotych bransoletek i małą torebkę w lamparcie cętki. Mam nadzieję, że Diego spodoba się moja nowa odsłona. W końcu groszki towarzyszyły mi od dawna, a teraz stawiam na coś innego. Niby jakoś drastycznej zmiany nie przeszłam, ale Hernandez powinien docenić moją przemianę. Żeby mu się przypodobać kupiłam nawet kilka par krótkich spodenek, które on widział u mnie ostatnio chyba w podstawówce. Dokładnie pamiętam dzień, w którym postanowiliśmy zbudować domek na drzewie. Byliśmy samowystarczalni. Poszliśmy do miejscowego składu drewna i powiedzieliśmy panu pilnującemu wejścia „My byśmy chcieli deski na domek na drzewie”. Uśmiechnęliśmy się słodko i już wiedzieliśmy, że drewno mamy załatwione. Nasze „mieszkanko” budowaliśmy bardzo długo, nie chcieliśmy pomocy dorosłych. Zdolne dzieci potrafią wszystko. Uśmiecham się na samo wspomnienie naszego pierwszego wejścia do domku na drzewie. Mieliśmy wtedy po 12 lat. Byłam tak podekscytowana, że prawie wypadłam przez sporawe okno. Na szczęście Diego był szybszy. Złapał mnie w tali i uśmiechnął się swoim uśmiechem nr5 „Księżniczko, nie dziękuj za uratowanie”. Jednak ja musiałam mu podziękować. Przysunęłam się do niego powoli. On przejął inicjatywę i nasze usta złączyły się w pocałunku. To było niesamowite uczucie. Niestety właśnie wtedy dotarło do mnie, że tak nie może być. Musiałam jakoś się od niego odsunąć. Strasznie za nim tęsknię. Dlaczego nie może być tak, jak wtedy gdy byliśmy blisko siebie? Było nam wtedy tak dobrze. Razem potrafiliśmy pokonać wszystkie przeciwności. Nie powinnam tęsknić za kimś kogo straciłam z własnej woli. Dobra, koniec z użalaniem się nad własnym życiem. Idę po Camilę. Dzisiaj znowu mamy wspólny trening. Kiedyś wreszcie muszę załapać ten cholerny układ. Nie może być wcale taki trudny skoro reszta dziewczyn już się go nauczyła. Dam radę i koniec kropka. Do pokoju Cami i Lary nie mam daleko, więc nie spodziewam się nikogo spotkać. A tu taka niespodzianka. Wpadam na Marco – chłopaka Lary. Bywa u tutaj dosyć często. W końcu najpopularniejsza para w szkole musi spędzać ze sobą mnóstwo czasu. Oni to mają dobrze. On jest graczem rugby, a ona główną cheerleaderką. Zwykle nie rozmawiam z Travellim. Nie chcę ograniczać czasu jego spotkań z Larą. Tym razem jednak jest inaczej.
– O, hej! Przepraszam, nie miałam zamiaru na ciebie wpadać. Jestem dzisiaj jakaś zamyślona – szybko tłumaczę się Marco, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Nic się nie stało. Chyba już się przyzwyczaiłem do wpadających na mnie dziewczyn – Travelli zaczyna się śmiać a ja razem z nim. – Fran, wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej. Zmieniłaś styl?
- Tak, w pewnym sensie tak. Byłam wczoraj na zakupach za Cami i Larą no i one zaproponowały mi lekkie zmiany w mojej szafie – odpowiadam z lekkim uśmiechem.
- Powiedziałbym ci teraz niewybredny komplement, ale ze względu na to, że moja dziewczyna siedzi za drzwiami to się powstrzymam. Za to może chciałabyś wyskoczyć ze mną na kawę? Chodzimy do tej budy już trzeci rok, a wcale się nie znamy. Trzeba to zmienić.
- A Lara? Nie obrazi się?
- Nie, no co ty. Nie ma problemu – Travelli wygląda na wyluzowanego. Za to ja nie jestem pewna czegokolwiek.
- No to okay. A kiedy i gdzie? – pytam ostatecznie.
- Dogadamy się w tygodniu. Wiesz jak to jest. Ja mam treningi rugby, a ty cheerleaderskie. Przed sezonem jest niezła spina, więc zobaczymy kiedy będzie czas, ok.? – kiwam głową na potwierdzenie, a Marco znika w drzwiach pokoju dziewczyn. Nie wiem co się ze mną dzieje. Dopiero co myślałam jak oszalała o Diego, a teraz po rozmowie z Marco jestem w stanie zupełnie odsunąć od siebie myśli o nim. Mam wrażenie jakby Travelli wsadził mi do brzucha stado rozszalałych motyli. Boję się, a jednocześnie uśmiecham się jak głupia.

~Diego~

 Sam nie wiem co właściwie robię, do czego zmierzam. Niby już sobie odpuściłem, a jednak wczorajsza akcja nie mogła się zaliczyć do odpuszczania. Co kurwa we mnie wstąpiło, że zacząłem ja wtedy całować i pieścić. Nie mogę się usprawiedliwiać tym, że podniecenie wzięło górę. Jestem na siebie cholernie wściekły. Tak bardzo chcę przeprosić Ludmilę, ale przecież ona może różnie zareagować. Była upita, może nie pamiętać co się działo. Poza tym tylko ja wiem, że podczas naszych pocałunków nazwała mnie „Federico”. W jej gestach było coś dziwnego, jakby czuła że jest coś nie tak. Pewnie Pasquarelli inaczej całuje, pieści... Jednak była na tyle upita, że nie docierało do nie, że to ktoś inny. Przez to wszystko tak cholernie namieszałem w ich związku, a przecież miałem pozwolić im cieszyć się szczęściem. Przecież mogę mieć tyle lasek, a mi akurat przywidziała się dziewczyna mojego byłego przyjaciela i kapitana drużyny, w której tak zupełnie przez przypadek gram. Nie ma to jak robić bagno w czyimś związku. Nie wiem jakim cudem mam naprawić ten cały bajzel, ale jakoś muszę. W końcu jak się narozrabiało to trzeba przyjąć konsekwencje. Muszę wszystkim wszystko wytłumaczyć. Tak, przyda się szczera rozmowa. Jest tylko jeden problem. No w sumie to dwa. Po pierwsze, oni mi nie wybaczą. Po drugie, zabiją mnie zanim skończę mówić. Nie mam pojęcia co jest gorsze. Drzwi pokoju, który dzielę z Verdasem otwierają się. Wchodzi Federico. Pewnie mnie skrzyczy, zbije lub coś w tym stylu, ale nie. Podchodzi do szafy i zaczyna czegoś szukać. Udaje, że mnie nie widzi. Chamsko, ale ta sytuacja daje mi szanse do zaczęcia rozmowy bez złamanych wszystkich kończyn. Nie wiem jak mam zacząć. To wszystko jest zbyt trudne.
- Federico, chciałbym cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Wiem, zawaliłem na całej linii. Wyobrażam sobie twoje cierpienie i nie musisz mi wybaczać, ale chociaż wybacz Ludmile – dziwne, że Pasquarelli mi nie przerywa.
 - Nie waż się nawet do mnie odzywać, a co dopiero pouczać komu mam wybaczać – dobra, zmieniam zdanie. Fede jest na maksa wkurzony.
- Ja tylko nie chcę sporów. Ani w domku, ani na boisku – nie wytrzymuję już i krzyczę.
- To się kurwa zamknij. Wiem co mam robić, żeby było dobrze – już ma wychodzić kiedy mówi przenikliwym szeptem. – Jak coś, to teraz już możesz lecieć do swojej dziwki Ferro.

Jego słowa tak mnie szokują, że nie jestem w stanie nic powiedzieć.Jedynie zaciskam mocno powieki i kręcę głową. Nie dociera do mnie, że zepsułem związek Lu i Fede.

~Leon~

Wściekły opuszczam pokój Ludmily. Dziewczyna jest załamana, cudem udało mi się wyjść z jej pokoju, ponieważ od dwóch godzin przytulała mnie i płakała w ramie. Serce boli mnie gdy na nią patrze, rozumiem zawiniła, każdemu z nas zdarza się popełnić jakiś kretyński błąd, którego bardzo żałujemy, ale postawa Federico totalnie wyprowadziła mnie z równowagi. Jest zły, poprawka jest wściekły. Każdy na jego miejscu byłby właśnie taki, ale zerwanie w tak okrutny sposób, bez jakichkolwiek wyjaśniej jest poprostu dziecinne. Niespodziewałem się tego po nim, liczyłem na to, że mimo wszystko porozmawia z nią jak normalny człowiek, jak widać przeliczyłem się. Podchodzę do niewielkiego stolika w przedpokoju i jednym, sprawnym ruchem zrzucam stojący na nim wazon. Wiem, to nie pomoże w rozwiązaniu całego tego bagna, ale to jedyny sposób na rozładowanie gniewu jaki we mnie siedzi. Jednak, dzięki temu wcale nie poczułem się lepiej, to tylko wzbudziło we mnie chęć do dalszego demolowania naszego domu. W napadzie istnego szału jaki towarzyszył mi w drodzę do mojego pokoju rozwaliłem kilka...naście rzeczy. Na szczęście były to tylko nic nie warte śmiecie, za które zapłace conajwyżej dwadzieścia euro, mam przynajmniej taką nadzieje. O dziwo, wchodząc do pokoju robie się spokojny, widok załamanego Diego jest najlepszym widokiem w całym moim życiu. Tylko nie rozumiem, dlaczego on siedzi smutny? Dopiął swego, Lu i Fede nie są razem, co dziwne teraz to on jej nienawidzi, więc czemu nie siedzi przy niej i nie pociesza zapewniając tym sobie prostej drogi do jej głupiego serca?
-Jesteś z siebie zadowolony? Ludmila i Federico nie są razem. Poskacz trochę z radości, przecież w końcu spełniły się twoje marzenia.
 - beszczelnie go dobijam - No leć do niej, upij i wyruchaj, bo tylko wtedy, kiedy nie ma kontaktu ze światem pozwala Ci na coś więcej.
-Zamknij ryj Verdas
-Masz farta, że mam na tyle dobre serce, aby pozwolić tobie na powiedzenie jej prawdy. Ona o niczym nie wie. Myśli, że Federico zerwał z nią bez żadnego powodu.
Ale ty masz zmienić jej tok myślenia. - chwytam go za kurtkę i silnym pociągnięciem zmuszam do wstania - Masz powiedzieć jej do czego między wami doszło tej nocy, jeżeli się nie odważysz to po prostu Cię udupie frajerze, rozumiesz?
-Tak, rozumiem. Tylko nie myśl sobie, że się Ciebie boje. Ja naprawdę tego żałuje. - odpowiada, z nutką szczerości w głosie - Żałuje, że zniszczyłem ich związek. Po prostu, kiedy tam leżała, była nieziemsko podniecająca i ...
-Stop !- przerywam mu - Nie mam ochoty tego słuchać. A po za tym , jak już będziesz przepraszać Federa to obmyśl jakiś lepszy argument, bo za taki tekst możesz dostać od niego w ryj.
- Ja i tak dostane od niego w ryj.
-W sumie masz racje, ale Ci się należy. Nie tyka się zajętych dziewczyn, dziwi mnie tylko fakt, że Ludmila się na to zgodziła.
-Była podpita...
Widzę, że coś ukrywa, ale nie mam już siły z nim rozmawiać. Ogólnie mam ochotę wpieprzyć się do łóżka i leżeć tam do jutra z myślą, że wszystko ułoży się samo.
-Dobra, ja wychodzę. Trzymam Cię za słowo Diego i mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz.
-Obiecuje.
Wychodzę z pokoju...nareście. To wszystko jest naprawdę męczące, Diego i Lu chcą się ze sobą przespać, Federico wpada w furie, Ludmila nic nie pamięta, Feder z nią zrywa, ja i Vilu wszystkich pocieszamy... kurwa mać, mam dosyć. Jeżeli za chwile nie uwale się na kanapie przed telewizorem to zwariuje.
Schodzę po drewnianych schodach i udaje się w kierunku salonu, jednak moje plany chuj strzelił. Na kanapie leży podpity Feder, no tak jedyny sposób na otaczające nas problemy- alkohol. Zapewne będzie z tego kolejna awantura, z której ktoś nie wyjdzie cało i wydaje mi się, że tym kimś będzie Diego.
-Stary pijesz i mnie nie zawołałeś, mam się obrazić? - pytam sarkastycznie
-Spierdalaj - ton jego głosu mówi sam za siebie, to nie czas na żarty.
-Sorry, po prostu ten dzień już wyprowadza mnie z równowagi, a mamy dopiero dziewiątą trzydzieści
-Spierdalaj
- Wydaje mi się, że sobie nie pogadamy
-Spierdalaj - jego odpowiedzii zaczynają mnie coraz bardziej irytować.
-Federico, co ja Ci zrobiłem, że taki dla mnie jesteś?
-Spierdalaj
-No tak, przecież teraz będziesz się na mnie wyżywał, ponieważ twoja dziewczyna była...
-Nie wspominaj przy mnie o tej szmacie.
-Nie wyzywaj jej, a po za tym przesadziłeś z tym listem, powinieneś być delikatniejszy.
-Ta suka nie zasługuje na moją delikatność.
-Ogarnij się kurwa. - ton mojego głosu zmienia się w cholernie nieprzyjemny, a ja przestaje nad sobą panować.
-Jeżeli chcesz kurwy, to idź do Ferro. Zapewni Ci niebywałą rozrywke, z resztą jak każdemu z nas.
-Jesteś kutasem - rzucam w jego stronę.
-A Ferro to kurwa. Jeden zero dla mnie.
-Nie mam ochoty się z tobą kłócić, jak wytrzeźwiejesz to pogadamy.
Dzisiaj raczej nie dane jest mi pobyć w samotności. Wszędzie ktoś jest, wszędzie ktoś płacze, albo drze ryja. Czy w tym domu, choć raz nie może być normalnie?


~Ludmila~

Siedze wtulona w Violette i moczę jej jeansową kurteczkę łzami. Płacz to jedyna czynność, którą wykonuje od kilku godzin. Jestem załamana, a najgorsze jest to, że nie wiem co ze sobą zrobić. Oczywiście moja przyjaciółka okazuje mi wsparcie, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. Niechce wychodzić z pokoju, ponieważ boje się, że go spotkam, a przejście obok niego będzie będzie ciosem w serce.
-Daj spokój Lu, wydaje mi się że wszystko się ułoży
Jej słowa wydają mi się puste i bezsensowne, przecież Violetta nie powie mi co tak naprawdę myśli. Będzie wkręcała mi kity, abym poczuła się lepiej. To takie typowe zachowanie.
-Vils, chciałabym pobyć trochę sama. Chyba mnie rozmiesz prawda? - wyrzucam z siebie
-Spoko, to napewno dobrze Ci zrobi. Po południu pójdziemy na zakupy, a Leon zrobi obiad, twoje ulubione włoskie spaghetti, co ty na to?
-Git. - tylko to udaje mi się z siebie wydusić, nawet głupie wspomnienie przez nią o włoskim makaronie, a moje myśli kierują się w jego stronę.
-To wychodzę, na razie Lu
Dziewczyna wstaje z łóżka i wychodzi z pokoju zostawiając mnie samą, ale czy aby napewno tego właśnie chce? Czy chce przytłaczającej samotności? Nie, oczywiście, że nie. Ja chce tylko i wyłącznie JEGO.


 ~ - A co Ferro? Ze mną się nie przywitasz?
Jego głos, wkurza mnie bardziej niż w poprzednim roku. Do moich nozdzy dociera paskudna mieszanka trzech różnych zapachów perfum męskich.
Cholera jasna, nasi "cudowni" Rugbiści postanowili się przywitać. Odwracam się napięcie, a moim oczom ukazują się trzy wysokie, dobrze zbudowane sylwetki.
- Wiesz Pasquarelli, jakoś nie lubie psów, więc uciekaj
Przez chwile zastanawiam się czy nie jest mu za duszno. Czarna, opinająca się na jego idealnie wyrzeźbionej klacie koszulka, biała bejsbolówka z długimi rękawami i długie jensy to niezbyt dobrze dobrany strój jak na dzisiejszą temperaturę. Muszę przyznać wygląda pociągająco, ale to nie zmienia faktu, że jest głupim, rozpuszczonym psem, bez jakiejkolwiek wyobraźni.
- Każdy pies, ugania się za swoją właścicielką kochanie
- Kiepski podryw Pasquarelli, na twoim miejscu poćwiczyłabym trochę bajere, bo zmiast rzucać ci się w ramiona, mam ochotę schawtować ci się do torby. ~


I kto by pomyślał, od nienawiści do miłości. Jak mogłam być tak głupia i nie zwracać na niego wystarczającej uwagi wcześniej? Może gdybym wtedy postanowiła dać mu szanse, to nasz los byłby zupełnie inny.



~ - Jeju, nie przeczuwałem, że masz aż tyle ciuchów Ferro, pod tym względem idealnie do siebie pasujemy
- No właśnie, skoro masz tyle ciuchów to może ubrałbyś się co? 
Twoja golizna mi przeszkadza 
- Nie narzekaj tak, przynajmniej masz na co popatrzeć, a po następne powinnaś się przyzwyczajać, ponieważ ja śpie nago i nie mam zamiaru zmieniać przyzwyczajeń, bo ty tak chcesz
-Hohoho, nie ma mowy nie będziesz spać nago w jednym łóżku ze mną psie
- Ludmila, czy ja cię wyzywam? 
- Nie, ja też tego nie robie, ja po prostu mówię do ciebie po imieniu kundlu
-Miło ~


Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że raniłam go tymi słowami. Może on po prostu chciał się na mnie zemścić za te wszystkie lata nienawiści? Może jego planem było rozkochanie mnie w sobie i... i zostawienie? Nie, to nie możliwe. Federico taki nie jest... napewno nie. 



~- Lu, ja ci to wytłumacze
- Nie musisz mi nic tłumaczyć kundlu, chciałeś wyrzucić moje kwiaty i zrobić mi na złość, a myślałam, że mogę cię polubić, zakichany szczeniak z ciebie wiesz?
- Ludmila, to nie tak
- To nie tak? W takim razie jak? Wytłumacz mi
Włoch patrzy na mnie zakłopotany i zastanawia się co powiedzieć, pewnie wymyśli jakieś kłamstwo ,w które i tak nie uwierze
- Masz racje, chciałem zrobić ci na złość... Przepraszam
- Wiesz co kundlu, wsadz sobie w dupe to swoje przepraszam, mam cię dosyć, jesteś moim cholernym problemem, nienawidzę cię
- Wiem~


A w tym wszystkim najgorsze jest to, że nawet nie przeprosiłam go za wszystkie wypowiedziane przeze mnie obelgi w jego kierunku. Może naprawdę jestem zwykłą szmatą?


~- Co chciałaś Lu?
- O co poszło tobie i Diego?
- Nie będę z tobą o nim rozmawiać Lu
- Czemu niby?
Federico przewraca oczami i podchodzi do mnie bliżej
- Lu, naprawdę niechce o tym gadać, ale za to mam ochotę na coś innego
Jego ręcę lądują na mojej tali, uśmiecham się na myśl, że zaraz mnie pocałuje. Nasze usta są coraz bliżej siebie, w końcu złączają się.~



Piękne chwile, które mimo, że nie trwały długo są najważniejszymi momentami w moim życiu. Kocham go i chce być tylko z nim.




~-Jesteś tego pewny?
-Tak, jak niczego innego w życiu kochanie
Razem z Fede przekraczamy próg szkolnego korytarza, jednak tym razem idziemy jako jedność... jako para? W sumie sama nie wiem czy jesteśmy razem, czy po prostu jesteśmy przyjaciółmi. Wiem że nie chce być daleko od niego. ~


I kto by pomyślał, że w tak krótkim czasie, między nami zmieni się, aż tyle? Największy kujon w szkole i najlepszy sportowiec... razem... szczęśliwi.



~-Twój prywatny książe z bajki uratował naszą gospodarke ekonomiczną i zakończył bezużyteczne marnowanie wody, nie musisz dziękować skarbie
Nawet nie zauważyłam kiedy spowrotem pojawił się obok mnie
-Mój ty bohaterze, a teraz walnij się na łóżko, bo chce się przytulić
-Jakaś ty bezpośrednia
Włoch rzuca się na łóżko obok mnie i rozchyla szeroko ramiona. Przyjmuje jego zaproszenie i wtulam się w jego wilgotny tors.
-Jesteś najlepszą dziewczy... prawie dziewczyną, jaką miałem. Nie wiem, jak bardzo dziękować mam Bogu za zesłanie mi takiego anioła
Uśmiecham się chciał nazwać mnie "swoją dziewczyną", jezu jaki on jest słodki, mam ochotę possać go jak lizak... nie, to określenie nie zabardzo pasuje do tej romantycznej sceny.
-A ty jesteś zupełnie inny niż myślałam. Jesteś moją bratnią duszą i chce, żeby już tak zostało
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiesz. Czasem wydaje mi się, że to sen, że to nie dzieje się naprawdę i wiem, że jest jedna rzecz, która może rozwiać moje obawy
Fede unosi moją głowę za podbródek i leciutko całuje mnie w usta, pogłębiam nasz pocałunek i oddaje mu się poraz kolejny.
-Kocham Cię Lu
-Ja Ciebie też Federico~



Dlaczego? Dlaczego to wszystko tak szybko się skończyło? Dlaczego nadal nie możemy być szczęśliwi? Dlaczego on nie leży teraz obok mnie i nie wyciera łez rękawem swojej koszulki? Miał być NA ZAWSZE, a okazał się być tylko NA CHWILE.

Z zamyślenia wyrywa mnie głośny huk otwieranych drzwi mojego pokoju. Mówiłam Violettcie, że chce zostać sama, więc po co znowu tu przychodzi? Napięcie odwracam się stronę wejścia, jednak moje oczy nie spotykają w nich mojej przyjaciółki, a miłość mojego życia- Federico.
-Kochanie, posłuchaj musimy porozmawiać - błagam go, jakby od tego zależało moje życie.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
-Wyjaśnij mi tylko dlaczego?
Do moich oczu napływają łzy. Czuje, że nie dam rady, że za chwile padne przed nim na kolana i zacznę błagać o powrót, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego.
-Nie udawaj, że nie wiesz, bo to żałosne.
-Piłeś?
-To nie powinno Cię już obchodzić.
-Porozmawiaj ze mną. - wypowiadam przez łzy
Chłopak omija mnie i wyjmuje z szafek swoje rzeczy, wiem jakie ma plany- wyprowadzka. Nie mogę mu na to pozwolić, on musi ze mną zostać. Wstaje z łóżka i przytulam się do jego pleców, naszczęście Federico nie odsuwa mnie od siebie, ani nie wyrywa się. Po prostu stoi i pozwala mi na to.
-Ty i Diego...wczoraj w nocy... wy leżeliście na kanapie... dotykał Cię i całował... pozwalałaś mu.
Odsuwam się od niego, nie mogę uwierzyć w słowa jakie przed chwilą z siebie wydusił. Ja i Diego? To niemożliwe. Feder odwraca się w moją stronę, w końcu dostrzegam jego twarz, widzę na niej drobny strumyczek łez spływający z jego oczu. Omija mnie i wychodzi z pokoju, ja niestety jestem zbyt oszołomiona całą tą sytuacją, aby wyjść za nim.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejoł <3

Mam nadzieje, że rozdział się podoba ^^

Pozdrawiamy
Ola i Mar <3




środa, 11 marca 2015

Chapter 20



~Leon~

 Jak on tak mógł? Doskonale zdaję sobie sprawę, że Hernandez chciał wykorzystać Ludmi. Przecież ona jest ślepo zapatrzona w Federico, nie byłaby w stanie go zdradzić. Poza tym nie powinna narzekać na brak atrakcji seksualnych. Krzyki wydobywające się czasem z ich pokoju mówią same za siebie. Mam tylko nadzieję, że Lu nic się nie stało. Jako jedyny zachowuję zimną krew. Muszę jakoś pomóc, zaradzić całej tej sytuacji. Biorę Lu na ręce. Jest leciutka jak piórko, chociaż to że jej ciało jest bezwładne nie ułatwia mi zadania. Skąd w takiej małej istotce bierze się tyle energii aby poskromić Federa? Ale nie o tym teraz powinienem myśleć. Niosę Ferro do pokoju i kładę na łóżku. Chociaż jedną osobę mam z głowy. Teraz muszę zająć się Pasquarellim. Z nim nie pójdzie tak łatwo, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Niestety zastaję go w kompletnej rozsypce. Siedzi z twarzą schowaną w dłoniach i głośno oddycha. To jeszcze gorzej niż jakby krzyczał i rozwalał wszystko co popadnie.
- Ej stary, Hernandez chciał ją wykorzystać, nie była świadoma tego co się dzieje. Schlała się w trzy dupy, nie było szans żeby kontaktowała. Rozumiesz co do ciebie mówię? – nie no, wolę się upewnić bo Fede nie rusza się ani o milimetr. Nagle bierze gwałtowny oddech i mówi z prędkością torpedy:
- Nawet jej nie usprawiedliwiaj. Nie ważne, że była upita. Powinna zawsze być mi wierna. Niezależnie od sytuacji – Federico wydaje się być wściekły jak nigdy. Mówi przyciszonym głosem, ale mam wrażenie jakby wrzeszczał. Boję się go w takim stanie, ale nie mam wyjścia muszę go przekonać do słuszności mojej sprawy. Już biorę wdech żeby powiedzieć Pasquarelliemu, że źle postępuje nie dając Lu szansy, gdy nagle ktoś wparowywuje do pokoju. O, Viola! Może ona mi pomoże w przekonaniu Federa. Ej, coś jest zdecydowanie nie tak. Jakaś masakra, nie wiedziałem, że one są zdolne tak się schlać. Violetta jest równie upita co Ferro. Patrzę jej w oczy i widzę tylko i wyłącznie wściekłość pomieszaną z... pożądaniem. Chwytam ją za ramiona, próbuję jakoś uspokoić. W życiu nie widziałem jej w takim stanie. Viola stara się mnie pocałować, a gdy ją odsuwam mówi dosyć głośno:
- Federico, wyjdź. Mam ochotę pobawić się z moim misiem. Tak dawno nie spaliśmy razem, że muszę go porządnie zaspokoić – jej głos jest zachrypnięty, ledwo trzyma się na nogach. Po chwili ciszy i wymianie spojrzeń między mną a Fede Violetta odzywa się z powrotem. – No Fede, rusz się. Lu czeka na ciebie w pokoju. Nie każ jej czekać!
– Diego - Pasquarelli robi zbolałą minę, co wyraźnie działa na Vilu. Uspokaja się i siada na łóżku. Mój kumpel zaczyna opowiadać o wydarzeniach sprzed kilkunastu minut.
- Diego, on... dotykał moją Lu, a ona się nie sprzeciwiała. Oddała się mu. Bez protestów. Tak po prostu, rozumiesz? On ją całował, pieścił jej piersi...- widzę, że to dla niego mega trudne. Kładę rękę na jego ramieniu żeby okazać mu wsparcie. Pasquarelli chce coś jeszcze dodać, ale przerywa mu roztrzęsiona Violetta
-To moja wina! Ja dolewałam do kieliszka, a potem zostawiła ją samą w salonie. Byłam pewna, że dojdzie sama do pokoju. Niepotrzebnie zgasiłam światło w salonie. Gdyby było jasno to by się tak nie skończyło! – Vilu zaczyna płakać. Przytulam ją do siebie i szepczę jej „To nie twoja wina, skarbie. Nie martw się”. Jakaś kompletna załamka. Dwie najważniejsze dla mnie osoby są w zupełnej rozsypce. Violetta moczy mi koszulkę, a Federico lamentuje nad swoim losem:
- No i co ja mam teraz niby zrobić? Przebaczyć „tak o” że mnie zdradziła i udawać pełne zadowolenie czy skończyć znajomość? Mam teraz zwyczajnie pójść do naszego pokoju? No może od razu zaproponuję jej upojną noc razem, co? – głos Pasquarelliego jest coraz bardziej podenerwowany. Szkoda mi gościa.
 – Ziom, nie przejmuj się tak teraz. Musisz się z tym przespać. Teraz w nerwach nie podejmiesz dobrej decyzji. Zostajesz u mnie na noc i tyle. Zrobimy sobie takie męskie plotkowanko jak za dawnych lat. Wygadamy się, pogadamy o sporcie i naszych pasjach. Ostatnio znalazłem niezły przepis – poruszam sugestywnie brwiami i lekko się uśmiecham. Nagle, ni z tego z owego Viola wychodzi z pokoju. Nic nie mówi, nawet nie odwraca się do nas. Zwyczajnie wyplątuje się z moich objęć i znika z naszego pola widzenia. Dobra, to było dziwne. Nie wnikam w jej zachowanie, ale to zdecydowanie nie było normalne. Przed chwilą chlipała jak opętana w mój cudowny, pachnący T-shirt i jak widać odwidziało się jej. Wymieniamy z Fede zdziwione spojrzenia i lekko się śmiejemy.
- Leon, kobiet nigdy nie zrozumiesz.
Po chwili, w której każdy z nas myślał o swoim skarbie, odzywam się ja we własnej osobie. Rozumiem, że Fede potrzebuje teraz oderwania od rzeczywistości, ale muszę to powiedzieć:
- Federico, powinieneś pójść do Ludmi i zobaczyć jak się czuje. Nie wyglądała najlepiej gdy ją zostawiałem u was w sypialni. Jej stan może nie być najlepszy po dawce alkoholu jaką sobie zafundowała.- Niestety nie otrzymuję odpowiedzi od mojego szanownego kumpla. Rozmowę przerywają nam odgłosy dosyć niemiłe: tłuczona porcelana i szkło oraz wrzaski. Castillo i Hernandez. Serio to tego nie można nazwać wrzaskami. Bębenki normalnie pękają. Jakie ta moja dziewczyna ma płuca!
 – No to co, idziemy zobaczyć co tam się dzieje? – Fede pyta jakby nagle zainteresowany sytuacją. Kiwam głową i ramię w ramię zbiegamy na dół. Stwierdzam jedno – nie znałem Violi od tej strony! Wszystkie szafki w kuchni są otwarte i do połowy puste. Hernandez siedzi skulony w kącie przy zlewie, rękoma chroniąc głowę. Violetta rzuca w niego wszystkim co popadnie, a z każdym naczyniem leci nowa wiązanka wyzwisk.
- Jak mogłeś jej to zrobić! Jesteś wrednym chamem, chujem, skurwielem...
Jest całkiem spoko. Nie mamy zamiaru przerywać Violi. Jest taka urocza kiedy się wścieka. Nie to żeby coś, ale Hernandez zasłużył na taki los. Niby kiedyś byliśmy kumplani, a teraz nawet mi go nie szkoda. Może teraz poczuje ból jaki zadawał Federico przez cały czas kiedy łaził za Ludmilą. Jeszcze chwilę patrzymy na to widowisko.
- Będzie dobrze! Ja ci to mówię Fede. Nie masz się czym martwić – mówię to z uznaniem przyglądając się swojej dziewczynie. – Zaraz wracam – rzucam jeszcze krótko. Idę po najlepsze znieczulenie na takie sytuację – wódkę.


~Ludmila~

Budzi mnie przeszywający moją głowę ból, do którego przyczynił się wypity wczoraj alkohol. Jest mi niedobrze, mam ochotę rzygać na prawo i lewo, nawet nie pamiętam wspólnie spędzonej nocy z moim księciem z bajki. No właśnie, jeżeli mowa o Federico, to gdzie on do cholery jasnej jest? Powinien leżeć obok i przytulać mnie do siebie najmocniej jak tylko potrafi, w końcu jestem przyszłą panią Pasquarelli.
Wstaje z łóżka i dość chwiejnym krokiem udaje się do łazienki. Otwieram drzwi, a moim oczom ukazuje się przerażająca pustka.
Mam złe przeczucia, w sumie nie pamiętam nawet co wczoraj się wydarzyło, no i jak znalazłam się w swoim pokoju. Ostatnie co zostało mi w pamięci to otwieranie z Violettą kolejnej butelki wina, a potem ciemność. Może Federico jest na mnie zły, bo za dużo wypiłam, albo domyślił się, że mam kaca i właśnie robi mi cudowne śniadanko w kuchni. Napewno już niesie je na tacy z uśmiechem na ustach i czeka na złączenie naszych ust poprzez namiętny pocałunek. Taki chłopak jak on to prawdziwy skarb, a ja głupia miałam wątpliwości. Jak widać czasem ryzyko naprawde się opłaca, przy nim czuje, że żyje.
 Zamykam drzwi łazienki i rozglądam się po naszym pokoju. Zerkam na łóżko, na którym brakuje poduszki Fede, pewnie poszedł ją wywietrzyć, albo zmienia pościel. Przez sen strasznie się poci, a ja nienawidzę tego smrodu. Czasami zastanawiam się czy, aby napewno to nie jest sen, z którego za chwile się wybudze i boje się wtedy, że go stracę... na zawsze. Nie wiem jak radziłabym sobie ze wszystkim, napewno byłabym załamana. Na szczęście to dzieje się naprawdę i pan Federico "boski" Pasquarelli jest ze mną.
 Moją uwagę przykłuwa biała, duża kartka i pudełko czekoladek na komodzie. Czyżby mój chłopak, postanowił zrobić mi kolejną niespodziankę?
Podchodzę do niewielkiej, drewnianej komody i chwytam za papier, który przykładam do nosa. Zapach jego męskich perfum sprawia, że moje nogi stają się jak z waty i uginają się w każdą stronę. W końcu jednak odczytuje treść listu:

 ~ "Kochana" Ludmilo
To nie była miłość, jak w "Przeminęło z Wiatrem",
Ty miałaś duży biust, a ja miałem sałatę.
Impreza u chłopaków, potem wziąłem cię na chatę.
Wtedy nie wiedziałem, że pierdolę zwykłą szmatę.
O 8:00 na rynku - knajpa, impra no i poszło,
Nowa sytuacja - wydawała się być prostą.
Szkoła, potem rynek, a wieczorem czas dla ciebie,
Tak ładnie pierdoliłaś, że jest ci jak w niebie.
Moim kumplom ciekła ślina na widok twojej dupy,
Przyspieszał puls i sztywniały fiuty!
Rozumem nie grzeszyłaś, za to nadrabiałaś ciałem,
Jedno jest pewne, nigdy Cię nie kochałem!
Na wierną sukę ostro Cie tresowałem,
Jak prywatną prostytutkę, tak cię traktowałem
Miałem rację, bo byłaś głupią dupą.
Głupią, pierdoloną i niewyżytą suką!
Pocałuj mnie w dupę, jak gówno poczuj się,
Bo ze wszystkich sił ja dzisiaj pierdolę cię!
Teraz upijam się i robię to co chcę.
Pierdolisz, że tęskniłaś za wspólnymi chwilami,
Zapomniałaś o jednym - nie tańczysz z frajerem,
Więc gówno Ci pomoże udawanie szczerej!
Chłopaki mi donieśli o twoich krzywych ruchach,
Zła kobieta z Ciebie, głupia pierdolona suka!
I nie ma zmiłuj, dlatego bujaj się mała.
I tak mi się znudziłaś, a więc – wypierdalaj!
                                 Już nie twój
                                    Federico
PS: W ten orginalny sposób, mówi Ci, że to już koniec. Nie pozwole dalej robić się w chuja, napewno nie tobie. Dużo zainwestowałem w nasz związek, który doskonale podsumowałaś wczorajszym zachowaniem. Mam do Ciebie tylko jedną prośbe : Zdychaj ! "

Do moich oczu napływają łzy, czuje się upokorzona, zdradzona, wyśmiana i wykorzystana. Zerwał ze mną... rzucił mnie, a ja nawet nie wiem czemu. Cholera jasna, co ja zrobiłam? O co tu kurwa chodzi?
Biorę do ręki pudełko po jak się okazuje wczorajszych czekoladkach. Widnieje na nim przekreślony napis "kocham Cię", a zamiast niego czarnym markerem, jego pismem napisane duże " Nienawidzę Cię". Jeżeli to jakiś głupi żart, to mało śmieszny. Jestem przerażona, momentalnie zapomniałam o bólu głowy i wczorajszym dniu. Czuje się masakrycznie.
Po moich bladych policzkach spływają pierwsze łzy.
-Mogę wejść?
Napięcie odwracam się w kierunku drzwi mając nadzieje, że to Fede. Niestety, do pokoju wchodzi smutny Leon, który widząc moje łzy, podchodzi do mnie i mocno przytula. Odwzajemniam to, potrzebuje wsparcia zwłaszcza w tej sytuacji.
-Dlaczego? - pytam załamana
-To pomyłka Lu, nie przejmuj się. Wszystko się wyjaśni. - odpowiada bez krzty pewności.
-Co ja mu zrobiłam?
-Pogadamy później, a teraz się wypłacz.
Na jego słowa wybucham niekontrolowanym płaczem, straciłam cząstke siebie. Straciłam JEGO.


~~~~~~

Hejoł :3
A więc tak prezentuje się rozdział <3
Czekamy na opinie i pozdrawiam <3

Ola i Mar <3


niedziela, 8 marca 2015

Chapter 19


~Diego~

Mamy wieczorny trening, aby na pewno nie zapomnieć, że życie to nie bajka i mamy harować jak woły by w wielkim stylu zacząć sezon. Jak zwykle mamy rozgrzewkę indywidualną, ale i tak ćwiczymy w grupkach. Kiedyś od razu zabrałbym się do roboty z Verdasem i Pasquarellim, a teraz nawet nie ma szans żeby się zgodzili przebywać tak blisko mnie. Trenuję z Marco i Maxim. Ostatnio to taki standard. Szkoda, że nie może być jak kiedyś. Od pewnego czasu to właśnie Ponte i Travelli spełniają funkcję moich życiowych doradców. Niby podczas ostatniej rozmowy nieźle mi namącili to i tak są jedynymi, z którymi mogę pogadać jak ziomek z ziomkiem.  - Jak tam sytuacja z Federico? - Maxi pyta szeptem żeby nie było afery. Jestem mu za to wdzięczny. Chyba związek z Natalią ma na niego dobry wpływ. Jest jakiś bardziej rozważny i trzeźwo myśli. - Debilnie. Wczoraj próbowałem pogodzić się z Verdasem - myślałem, że z nim pójdzie łatwiej, a potem jakoś zaczniemy gadać z Fede. Zrobiło się tylko jeszcze większe błoto. Szkoda gadać - nie mam nastroju na opowiadanie szczegółów i na szczęście moi kumple nie wypytują mnie o nie.
- Pogadaj z nim osobiście. Musicie to wszystko wyjaśnić. Nie tylko dla waszej przyjaźni, ale też dla dobra drużyny - mówi Ponte rzucając piłkę w moją stronę. - Ale on mnie zabiję. Przecież wiecie, co było ostatnio. Nie chcę tego powtarzać w bardziej drastycznej wersji - rzucam, spoglądając ukradkiem na Pasquarelliego.
- No to umów się z nim i Ferro na "pogawędkę". W jej obecności nic ci nie zrobi. Ona ma na niego kojący wpływ - Maxi ma chyba rozwiązanie na wszystko.
- Ja tam sądzę, że powinieneś pokazać Pasquarelliemu kto tu rządzi. Przecież nie musisz się go słuchać. Postaw mu się i walcz o Ludmilę. Skoro ją kochasz to nie powinieneś mieć wątpliwości i serio postarać się ją zdobyć - i jak zwykle Travelli ma inny pomysł na moje życie. Czy oni chociaż raz nie mogą się ze sobą zgadzać?
- Nie wiem Marco. Mimo wszystko mam wątpliwości, co do tej miłości do Lu. Ona chyba będzie szczęśliwsza z Fede. On da jej to, czego ja bym nie mógł. Ale wiesz co Maxi? - odwracam się do Maxiego. - Zrobię tak jak mówisz. Pogadam z nim, wyjaśnię sprawę przy Ludmile. Wtedy ona też będzie wiedziała na czym stoi, a Fede nie zabije mnie na miejscu.  Nagle słyszymy krzyk trenera. Chyba nie jest najszczęśliwszy.
- Koniec gadania! Do roboty! Jak wy chcecie wygrać ten sezon?! Z takim przygotowaniem to cud jak skończycie na ostatnim miejscu!!! - trener bierze głęboki wdech i już spokojniej mówi. - Dobra, teraz rzuty w parach.  Travelli i Verdas, Pasquarelli i Hernandez... - dalej już nie słucham. Nie ma co! Fede też nie jest zadowolony z tej decyzji. Kłóci się z trenerem, ale to twardy gość. Wszyscy wiemy, że nie złamie się gadką byle jakiego kapitana drużyny. Po długich, głośnych i mało efektownych krzykach Pasquarelliego zaczynamy ćwiczyć. Coś czuję, że nie wyjdę z tego treningu żywy, ale nie no, jest szansa na zaczęcie jakiejkolwiek rozmowy.
- Federico, bo ja chcę cię przeprosić. Zachowałem się jak najgorszy chuj, ale tak mega mega tego żałuję... - już myślę, że Fede wysłucha mnie do końca i może nawet stwierdzi "zakopanie toporu wojennego". Niestety nadzieja matką głupich.
- Co ty sobie myślisz, co? Kurwa, jesteś tylko i wyłącznie zwykłym patafianem, który nie zna męskiego kodeksu. Doskonale wiesz jak bardzo mi na niej zależy, ale nie Wielki Pan Hernandez musi mieć wszystko lepsze ode mnie. Cholera jasna! Wiesz jaka jest moja sytuacja i gdy wreszcie mogę otwarcie kochać Lu to ty chcesz mi ją zabrać. Myślisz, że ci to wybaczę? Znasz mnie. Przebaczam dużo, biorę wszystko na luzie, ale jeżeli chodzi o moją księżniczkę to nie masz teraz szans na przyjaźń ani chociażby kolegowanie się ze mną - Pasquarelli drze się tak, że chyba słyszą go w Chinach. Nie wiem co mam zrobić. Ostatecznie puszczają mi nerwy.
- Kurwa, a ty nie umiesz wybaczyć kumplowi? Zrobiłem źle, wkopałem się w takie gówno, ale żałuję. 

~Francesca~ 

Po cudownie męczącym treningu postanowiłyśmy z Cami i Larą iść na małe zakupy. Tak, maluteńkie zakupy. Jak większość dziewczyn, a zwłaszcza cheerleaderek uwielbiamy kupować, więc pewnie na niewinnych kilku ciuszkach się nie skończy. Ja jak zwykle poluję na moje ulubione sukienki w grochy. Mam nadzieję, że znajdę coś fajnego. Chodzimy już jakiś czas. Wchodzimy do mojego ulubionego sklepu. Tam zawsze jest to czego szukam. Już mam wchodzić do przymierzalni z cudną granatową princeską w białe kropeczki, kiedy odzywa się Lara:
- Fran, nie chciałabyś kupić czegoś zupełnie nowego? W innym stylu?
- Tak, nie masz ochoty na jakiś ciuszek, którego twoja szafa nie widziała? – pyta Camila. Przez chwilę się waham, jednak już po chwili jestem pewna, czego chcę. Odkładam wcześniejszy wybór, chwilę chodzę między ubraniami. Biorę z wieszaka króciutką, różową sukienkę. Zwykle nie chodzę w takich rzeczach, ale co mi tam.
- Może ta? – pytam dziewczyn przykładając ciuch do siebie.
- Nie, ta kiecka pasuje bardziej do Ferro niż do ciebie. Ona gustuje w takim różu, do tego ta długość nie jest dla ciebie odpowiednia. Myślę, że powinnaś poszukać czegoś innego – mówi Baroni ze skrzywioną miną. Za to Cami szeroko się uśmiecha.
- Nie no, ja sądzę, że jest fajnie. Nawet bardzo. Spodobałoby się Diego. Hernandez uwielbia takie fatałaszki – Torres nachyla się nade mną i szeptem dodaje. – Szczególnie na tobie. - Nie obchodzi mnie w ogóle jego zdanie. Może je zatrzymać dla siebie – dziewczyny spoglądają na mnie jak na wariatkę i przewracają oczami, jednak nic nie mówią. Wiem, że mają ochotę wykrzyczeć mi prosto w twarz „Przecież widać na kilometr, że na niego lecisz. Nie ukryjesz tego”.
- Dobra, jak chcesz. No to może wybierzemy się teraz na małą kawę i jakieś ciacho. W końcu nawet cheerleaderki czasem mogą zjeść coś słodkiego – proponuje Lara. My ochoczo kiwamy głowami i zaraz siedzimy w pobliskiej kawiarence. Plotkujemy na różne babskie tematy. Nagle, ni z tego ni z owego dziewczyny proponują mi modową transformacje.
- Nie masz ochoty zostawić tych groszków i spróbować czegoś bardziej wyraźnego? My chętnie ci w tym pomożemy. Nie martw się. Jesteśmy po prostu najlepsze w tych sprawach.
- Nie do końca podoba mi się ten pomysł – szepczę.
Dziewczyny zaczynają mnie przekonywać. Wymieniają wszystkie korzyści. Ich pomysł wydaje się nie mieć wad. Dalej nie jestem do końca zdecydowana, no ale cóż. Czego nie robi się dla przyjaciółek. Może nawet wyjdzie mi to na zdrowie i przyciągnie uwagę Diego?
- Zgadzam się. 


~Ludmila~

Pod nieobecność chłopaków razem z Violettą, postanowiłyśmy urządzić sobie babski wieczór z winem, komedią romantyczną i plotami na wszystkie możliwe tematy. Obydwie zgodnie stwierdziłyśmy, że poświęcamy sobie za mało czasu. Nasi chłopcy zajmują nam sobą każdą chwile, nie twierdze, że towarzystwo Federa jest dla mnie uciążliwe, ale nie mogę przecież porozmawiać z nim o nim, to byłoby totalnie bezsensu. 
-To jaki film oglądamy? 
Z zamyślenia wyrywa mnie głos Castillo, która z płytami w ręku czeka na moją odpowiedź
-Wszystko mi jedno ważne, żeby było zabawnie 
-Może "Joe Black"? 
-Może być, ale wydaje mi się, że to dramat, albo Thriller, a nie komedia romantyczna 
-Masz jakiś problem Ferro? Ty włącz film, a ja ide po wino. 
Violetta znika za drzwiami kuchni, a ja wstaje z sofy i powolnym krokiem udaje się do odtwarzacza DVD, będę szczera w życiu nie miałam jeszcze okazji obsługiwać takiego cholerstwa. Myślałam nawet, że już tego nie produkują, ale jak widać myliłam się. Wyjmuje płyte z białej koperty i obkręcam kilka razy na swoim palcu. To chyba jedyna czynność, jaką potrafie wykonać z kawałkiem tego plastiku, ponieważ za nic nie wiem jak włożyć to do sprzętu, aby na ekranie pokazał się film. 
-Jeszcze tego nie włączyłaś? 
-Nie umiem, to skomplikowane 
-O boże, czasem przypominasz mi Leona 
-Mam się na ciebie obrazić? 
-Powinnaś
Razem z Violettą wybuchamy głośnym, niekontrolowanym śmiechem. 
-Tylko ty potrafisz jeździć po swoim chłopaku, jak kosiarka po trawniku. 
-Oj ty i Fede za niedługo też tacy będziecie, o ile w ogóle ze sobą będziecie. 
No tak, Violetta jeszcze nie wie, że jesteśmy razem. Powinnam jej powiedzieć, bo Leon napewno już o tym wie, w końcu Federico to chodząca papla, która myśli, że jeżeli powie kilka słów za dużo to nic nikomu się nie stanie, ale jeżeli naprzykład Leon powie za dużo to jest największym plotkarzem. 
-Ja i Fede jesteśmy razem 
Dziewczyna rzuca mi się na szyje i piszczy do ucha, chyba ucieszyła się bardziej niż ja, ale co się dziwić w końcu ja też byłam w niebie kiedy dowiedziałam się o jej związku z Verdasem.
-No już wystarczy, Federico nie jest Zackiem Efronem, żebyś aż tak to przeżywała.
-To było bardzo nie miłe dla Federa
-Nie musi wiedzieć, a teraz włącz ten idiotyczny film, bo chce już usiąść z dupą na sofie i się upić.
-Alkocholiczka 
"Wytykam" język do Violetty i biegiem rzucam się na siedzisko, aby zająć jak najwygodniejszą pozycję. Przez chwile zerkam na Violette, która w ten sam sposób co ja męczy się z DVD, czyżby okazało się, że panna "Umiem to zrobić, bo jest takie proste" myliła się co do swojego przekonania? 
-To się chyba popsuło
Jej stwierdzenie zwala mnie z nóg, ona nawet tego nie dotknęła, gdyby był tu Feduś to od razu zająłby się tym problemem i mogłybyśmy w spokoju obejrzeć film ale nie on musiał iść na jakiś bezsensowny trening, z którego wróci wkurwiony i spocony jak świnia. Dlaczego nie ma go wtedy, kiedy jest potrzebny? Zawsze pałęta się pod nogami, a teraz zostawił mnie samą... chce mi się płakać. 
-Poczekaj Lu, zadzwonie po Leona, on przybiegnie i nam pomoże 
-On jest na treningu, nie przyjdzie tutaj
-A chcesz się założyć? 
Szatynka wyjmuje z kieszeni swojego białego iphona i przykłada go do ucha. 
" Ratuj pali się... przyjdź... aaaaa
... Nie, słysze cię..."
Tylko tyle udało mi się zrozumieć z tej ich "rozmowy", jeżeli on tu przyjdzie to jest skończonym idiotom, a jeszcze gorzej będzie jeżeli powie o tym Federowi i przyjdą tu razem. Wtedy najprawdopodobniej zgine
z jego rąk. 
-Za chwile powinien być z nami 
-Ale wiesz, że on nas zabije prawda? 
-Spokojnie, Federico jak tylko usłyszał słowo "pali" to zaczął panikować i krzyczeć. 
-Jak to Federico? Przecież dzwoniłaś do Leona? 
-Ale nie odebrał, więc zadzwoniłam do Federa, chyba się nie obrazi co nie? 
-Nie no co ty, tylko urządzi nam taksańską masakre piłą łańcuchową, ale napewno nie będzie zły. 
W moim głosie słychać sarkazm, no bo przecież to chyba normalne, że wkurwi się jak nienormalny. W każdym razie czas się schować. 
-Vilu, ja idę do... łazienki, poprawić make-up, bo Fede nie może zobaczyć mnie w takim
Pzynajmniej do trumny nie będą musieli mnie malować. Jeszcze w życiu tak bardzo się nie bałam, zwarzając na to, że Diego po "konfrontacji" z moim chłopakiem skończył z pizdą pod okiem, to ja skończe bez zębów czy z rozwalonym nosem? Nie no, mój cudowny, spokojny i wyrozumiały Feduś napewno mnie zrozumie, jeżeli powiem, że się stęskniłam i chciałam go zobaczyć... no i kogo ja próbuje oszukać? On mnie zabije. 
Do moich uszu dobiega głośny huk wyważanych drzwi. Świetnie, a ja nie zdąrzyłam się schować. 
-No i gdzie ogień? - pyta zdenerwowany całym zdarzeniem Leon - przerwaliśmy trening, aby wam pomóc 
-Nie mieszajcie mnie w to, nie mam z tym nic wspólnego - bronie się - Niech Violetta się tłumaczy, ja nie chce zginąć. 
-Lu, nie mogłaś zadzwonić i powiedzieć, że nic się nie dzieję? Naprawdę się o Ciebie bałem kochanie.
-Przepraszam Fede
Spuszczam głowę w dół, jest mi strasznie głupio. 
-My wracamy na trening, a wy przemyślcie czy to było normalne zachowanie. Za godzinę będziemy- dodaje Leon, po czym razem z Fede wychodzą z domku. 
No to zajebiście, teraz Federico jest na mnie zły, ale okaże to dopiero jak będziemy sami. Przeczuwam, że mój tyłek tego nie wytrzyma. 
-Może darujmy sobie ten film, co Lu? 
-Tak, to będzie świetny pomysł, otwieraj wino muszę się napić. 
-Dobra, siadaj i pijemy.
Obydwie siadamy na sofie i wypijamy wino, kieliszek po kieliszku rozmawiając przy tym w najlepsze. 
Jestem już lekko "wcięta", a co za tym idzie strasznie napalona, jak tylko Fede wróci to wynagrodze mu dzisiejszą sytuacje ostrym numerkiem, o ile wcześniej nie zasnę.
-Nigdy nie podejrzewałabym, Leona o taki romantyzm. Ten wiersz był niesamowity. Czasem wydaje mi się, że on tylko udaje takiego kretyna 
No tak sprawa z wierszem, który napisał Fede, powinnam powiedzieć jej o kłamstwie Verdasa, ale nie mogę. Ona jest z nim taka szczęśliwa. 
-Chłopcy powinni zaraz być, a my jesteśmy schlane Vilu, nie będą zadowoleni. 
-Nie wiem, jak ty Lu, ale ja mam zamiar wziąść Leona i dać mu to na co tak długo czeka. 
-Vilu czyżbyś miała erotyczne plany co do Leona? 
-Oj, Lu ty i Fede będziecie robić dokładnie to samo. A teraz spadam się ogarnąć, szalonej nocy życze 
-Wzajemnie, zgaś światło po drodzę
Violetta dość chwiejnym krokiem dociera do schodów i wciska wyłącznik, po chwili w całym domu panuje przyjemna ciemność. Muszę iść do pokoju i w nim czekać na mojego chłopaka, taka niespodzianka napewno przypadnie mu do gustu. 
Próbuje wstać, ale moje nogi nie wytrzymują ciężaru mojego ciała i zwyczajnie ląduje na podłodzę. 
Cholera jasna, jak widać jestem zmuszona do czekania na zbawiciela.
Zamykam oczy i myślami wracam do porannych igraszek z Pasquarellim. Temperatura mojego ciała od razu wzrasta. Kiedy tylko pomyśle o jego nagim, spoconym ciele, które za chwile będzie w moim posiadaniu... mam ochotę krzyczeć. 
W pewnej chwili docierają do mnie odgłosy kroków, które zmierzają w moją stronę. A więc pan Pasquarelli wrócił, dziwi mnie fakt, że nie krzyczy, ale to zapewne moja kara, którą za chwile przyjmę z wielką przyjemnością. Jego silne dłonie podnoszą mnie i sadzają na sofie.
-Fede przepraszam za dzisiaj. Nie chciałam, żeby tak wyszło. W każdym razie wynagrodzę Ci to. 
Nie odpowiada mi po prostu zbliża się do mnie i brutalnie całuje. Coś jednak mi nie pasuje, jego usta nie są tak delikatne i miękkie, jak zawsze. A język błądzi w mojej buzi bez jakiegokolwiek celu. Musi być naprawdę na mnie zły, że robi to tak bezuczuciowo. Czuje na piesiach jego dotyk, co z lekka mnie zastanawia, on nigdy tak nie zaczyna. Woli najpierw się poprzytulać, a potem zająć moim tyłkiem, biust zawsze zostawia sobie na koniec. Może tym razem postanowił zrobić to inaczej? 
Jedo usta zjeżdżają po mojej szyji i zostawiają mokry ślad, cholera jasna o co tu chodzi? Przecież on uwielbia robić mi malinki na szyji, czemu więc nie zrobił tego teraz? Chce go dotknąć, niestety jego szorstkie dłonie nie pozwalają mi na to. Co jest kurwa? 
Nagle w salonie zapala się światło, a ja zamykam nieprzyzwyczajone do niego oczy.
-Co tu się kurwa dzieje?
Dociera do mnie głos Fede, ale on był przecież obok. Jedyne co pamiętam przed zaśnięciem to widok Leona, odciągającego Federa od osoby, którą obdarzał silnymi ciosami na podłodzę, a mianowicie Diega. 









~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejoł <3 
Jestem, a więc tak wygląda Chapter 19, wydaje mi się ,że jest dość
ciekawie, ale ocene zostawie w waszych rękach kochani. 


A teraz coś ważniejszego, a więc myśle o nowym opowiadaniu. 
Również o Fedemile, tylko nie wiem czy z opublikowaniem jej mam czekać do końca tej historii czy zacząć już teraz? 

O co chodzi? 
A więc nowa historia dotyczyłaby tego: 
Ludmila jest szanowaną panią prawnik, pewnego dnia przychodzi do niej
pewien mężczyzna i prosi o pomoc, przy znalezieniu dowodów, na niewinność jego przyjaciela, który zostł skazany na dożywocie za masową egzekucje ponad piędziesięciu kobiet. 

Napiszcie w komach co o tym myślicie <3 
Pozdrawiam Ola<3