czwartek, 16 kwietnia 2015

Chapter 27


~Diego~

Po tej nie najprzyjemniejszej wizycie w restauracji już w trochę lepszych humorach pojechaliśmy do domu Ludmi. Teraz siedzę na moim cudownym, "kochanym" wózeczku inwalidzkim, a Ferro zmienia pościel w pokoju gościnnym. Szczerze to chciałbym kiedykolwiek mieć taki dom jak ona. Nieźle się dorobiła na tej polityce kiedy ja dochodziłem do siebie, ale nie o tym teraz. Lu kończy ogarniać dla mnie łóżko i zaczynamy wypakowywać moje szpargały. Nie ma tego zbyt dużo, w końcu ostatnie lata spędziłem w szpitalu, a tam do minimalnego szczęścia dużo nie potrzeba. Niedbale wrzucam ciuchy do szafy, ale nie mogę na spokojnie tego skończyć. Moja przyjaciółka jednym sprawnym ruchem wygarnia wszystko na podłogę i dzieli na stertki. Patrzę na nią jak wryty, co ona robi? Nagle zatrzymuje się.
- Co się jopisz? U mnie nie masz taryfy ulgowej Diegito. Wszystko ma być elegancko wypracowane, nawet ciuchy na półce. Może i w łóżku lubię szaleństwo, ale w mieszkaniu ma być schludnie – uśmiecha się, już wiem że to nie było na mega poważnie. – A teraz tak na serio pomóż mi. Zaczniemy od spodni. Idziemy zgodnie ze schematem: ty podajesz, ja składam i wkładam do szafy. Ok?
Kiwam delikatnie głową. W końcu nie mam wyjścia. Pracujemy jeszcze jakiś czas, gdy przerywam nasze odpałowe zachowania.
- Ludmi, wiem że to nie mój dom i w ogóle, ale mam dla ciebie rozkaz – dziewczyna unosi brew w pytającym geście. – Idź spać, bo ziewasz jak jakiś ziewajec czy coś, a chyba pani minister nie wypada przyjść do pracy z worami pod oczami. Jakby to wyglądało w mediach? – oboje śmiejemy się do upadłego, jednak po chwili Ferro siada na podłodze, biorąc głęboki wdech i ocierając łzy – oczywiście te, które popłynęły ze śmiechu.
- Teraz to na serio idę się położyć. Dasz sobie radę? Jedzenie jest w lodówce, naczynia w szafkach. Możemy się rano nie zobaczyć, więc od razu mówię.
- Tak, dam radę, a teraz leć bo jeszcze jutro nie wstaniesz – uśmiechamy się do siebie delikatnie po czym Lu wychodzi. Zostaję sam. Idę się szybko ogarnąć i tak jak moja przyjaciółka kładę się spać. Jak na mnie w ostatnim czasie to był mega ekstremalnie wyczerpujący dzień. Zasypiam i zaraz się budzę. Serio. Mam wrażenie, że spałem maks 5 minut, ale za oknem jest już rano. Nieporęcznie gramolę się na wózek i sprawnym ruchem wyjeżdżam z pokoju. 
- Ludmila? – krzyczę na całe gardło. Pewnie już wyszła, bo odpowiada mi głucha cisza. Nagle do salonu wbiega Ludmi, zgarniając potrzebne rzeczy.
- Ja już wychodzę. Widzimy się później, co? Nie masz wyjścia. Jakby coś się działo to dzwoń, tylko nie wtedy kiedy mam spotkanie – rzuca mi blady uśmiech.
- A kiedy masz spotkanie?
 - Nie wiem. Zobaczy się. Kiedyś na pewno – całuje mnie w polik na pożegnanie i wybiega z domu. Nie ma to jak mieć panią polityk za przyjaciółkę. Dobra. Trzeba się zająć sobą. Kieruję się do kuchni i wybieram jakieś składniki, które jestem w stanie sięgnąć. Nagle ktoś puka do drzwi. Super, nie powiem że nie. W najszybszym tempie jakie się da jadę otworzyć. Otwieram drzwi frontowe, ale nikogo nie ma... Serio? Ktoś robi obie ze mnie bekę, ale nie. Na wycieraczce leży ogromny bukiet czerwonych róż. Podnoszę go, a pośród kwiatów odnajduję karteczkę z wykaligrafowanym wierszykiem:

Wiele kilometrów, tak daleko od siebie...
tak trudno powiedzieć dowidzenia, 
kiedy serce co innego podpowiada.
Każdy sen czasami się kończy, 
kiedy niczego już nie da się skleić na nowo.
Jednak czy prawdziwa miłość może przeminąć, 
zgasnąć niczym płomień świecy...
umrzeć śmiercią naturalną...
czy można o niej zapomnieć,
 kiedy serce nie chce zapominać...
Choć tak daleko od siebie, wciąż blisko
i żadna chwila nie chce odejść w zapomniane.
Twój F.P.

Szybko zamykam drzwi i podejmuję zupełnie spontaniczną decyzję. Muszę chronić Ludmilę. Nie pozwolę mu jej skrzywdzić. Nie tym razem. Wrzucam bukiet razem z bilecikiem do kominka i zapalam go. Patrzę jak gorące płomienie trawią jedyny dowód tego, że on jeszcze w ogóle żyje i pewnie ją kocha. 

~Leon~

-Mógłby pan powtórzyć? - pytam czarnoskórego Komandora stojącego w moich drzwiach. Wieści, które przekazał mi przed chwilą jeszcze do mnie nie dotarły. 
- Oczywiście. Pana przyjaciel Major Pasquarelli został postrzelony na misji. To nic poważnego, zaledwie strzał w prawe ramię. Jednak prosiłbym pana, o zajęcie się nim. Na początku szukaliśmy jakiejkolwiek rodziny Majora, niestety nikogo nie znaleźliśmy. Pan Pasquarelli jako jedyną rodzine podał pana, panie Verdas. 
- I całe zakichane dwanaście lat siedział sobie w wojsku, tak ? - pytam, nadal nie dowierzając w słowa, które wydobyby się z ust pana Caprio.
- Tak, dwanaście lat. Do przejścia na emeryture zostały mu trzy lata, ale ze względu na jego oddanie ojczyźnie i dzielną walkę na terytorium nie przyjaciela, rada wyższa postanowiła zwolnić go z obowiązku tych trzech lat i oznaczyć jego dokonania w najbliższym czasie. 
- I ja mam się nim zająć? 
- Tak. Major znajduje się w szpitalu świętego Tomasza na ulicy Westminster Bridge Road, London SE1 7EH. Ma pan jeszcze jakieś pytania ? 
 Kiwam przecząco głową. Nie wiem zrobić, jak się zachować i co powiedzieć.
- Federico jest straszliwie zawziętym, młodym człowiekiem. Popełnił w swoim życiu kilka błędów. Zostawił tych, których zostawiać nie powinien. Myśle, że jego powrót, zmieni bardzo dużo rzeczy w życiu waszej dwójki. On naprawdę żałuje tego co zrobił. Tego, że zostawił Ciebie i zostawił ją. Bardzo dużo z nim rozmawiałem i wiem, że za wszelką cene chciałby cofnąć czas i odzyskać was wszystkich. 
- Nie sądzi pan, że jest o jakieś dwanaście lat na to za późno? 
  Mój rozmówca głośno wzdycha, po czym rozpina dwa górne guziki swojej kamizelki. 
- Wydaje mi się, że jest pan dla niego niesprawiedliwy. On naprawdę cierpiał. Po całym tym niefortunnym zdarzeniu, był na tyle zdesperowany, że wstąpił do armii. 
- To go nieusprawiedliwia - jestem nieugięty - A poza tym wydaje mi się, że wyjaśnienia z całej tek sytuacji zrelacjonować powinien mi Federico, a nie pan. Nie wiem czy będę chciał się nim zajmować. Może tak jak on odpuszczę sobie i zostawie go samego? 
- Zrobi pan to co będzie uważał za słuszne. Na mnie już pora. Miłego dnia i żegnam. Radziłbym tylko przemyślec sobie kilka spraw. 
- Jeżeli będę potrzebował rad to wykupie sobie karnet u psychologa. Żegnam ! 
  Zatrzaskuje drzwi i daje upust swoim emocją. Wyjechał, zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia i nagle z dnia na dzień, po kilku latach cierpienia postanowił sobie wrócić. A co gorsza, każe mi się sobą opiekować. Czuje się jak w jednej z tych beznadziejnych hiszpańskich telenoweli, w których przez jakieś głupie zdarzenie cały świat głównego bohatera wywraca się do góry nogami. 
- Kochanie, coś się stało? - głos Violetty, wyrywa mnie ze świata własnych myśli. 
- Federico wrócił 
 Violetta zamiera. Patrzę na nią i stawiam niepewny krok w jej kierunku. Jest w szoku, ja też byłem. Do póki nie dowiedziałem się, że wrócił dla mnie, bo musiał
- Ale jak to? Żartujesz prawda?
- Nie. Przed chwilą był tu jakiś komandor i zawiadomił mnie, że Federico jest w Londynie
- Dlaczego komandor?
- Ponieważ Major Pasquarelli został postrzelony na misji... rozumiesz? On cały ten czas był w wojsku.
- Postrzelony? - moja dziewczyna wydaje się być przerażona, w sumie wcale jej się nie dziwie. Dla mnie to też jest nowość
- Nic mu nie jest, ale mam się nim zaopiekować. Rozumiesz? Jak on może robić mi to po tych wszystkich latach? W wojsku... w wojsku... w wojsku. No ja pierdole w wojsku - podchodzę do szklanego stolika na środku salonu i jednym kopnięciem rozwalam go. Szkło rozsypuje się po całym pokoju. Ogromna złość przeszywa moje całe ciało, rujnując mnie od środka. Znowu czuje to co wtedy. Znowu wszystko się sypie.
- Leon, proszę uspokój się. Błagam - Violetta podchodzi do mnie i delikatnie kładzie swoją rękę na moim ramieniu, niestety złość jest silniejsza.
- Nie Kurwa, słyszysz! Nie uspokoje się kurwa ! Bo jestem wkurwiony i pierdole to czego ty kurwa chcesz. Wypierdalaj stąd słyszysz? Nie chce Cię kurwa widzieć.
- Ale Leon...
- Co Leon? No co kurwa Leon? Nie rozumiesz co do Ciebie mówię? Jesteś kurwa głucha?
  Violetta patrzy mi głęboko w oczy, jest roztrzęsiona. Pierwsza łza spływa z jej oka, zostawiając czarny, mokry ślad za sobą. Może i przesadzam, może i jestem beszczelnym chujem, ale w tym momencie mam to w dupie. Nie chcę jej widzieć, nie chce widzieć nikogo. Mam ochotę upić się i mieć wyjebane w cały świat. Niestety, nie mogę. Muszę, wsiąść w mój pierdolony samochód i pojechać, do tego włoskiego dupka.
- Naprawdę chcesz, żebym wyszła?
- Nie musisz wychodzić, bo to ja kurwa sobie idę
 Omijam zapłakaną Violettę i kieruje się do wyjścia, jej łzy sprawiają mi ból, jednak na razie, ani trochę mnie to nie wzrusza. Wychodzę z domu, kolejny raz trzaskając drzwiami.
Wiem, nie zachowuje się jak kochający mąż, ale moje zachowanie powinno być usprawiedliwione. W każdym razie Violetta na pewno to zrozumie, zresztą jak zawsze, kiedy zdarza mi się taka sytuacja.
Powolnym krokiem udaje się na przystanek, sprawdzam godzinę na timetables i uznaje, że wole udać się na piechotę.
  Po drodzę mijam różnych ludzi. Szczęśliwych zakochanców, ponurych buraków z teczkami w ręku i na pozór normalnych mieszkańców Londynu, nie wyróżniających się niczym specjalnym. Cholera, jak bardzo pragnąłbym być jednym z nich. Walić pieniądze, które mam. Walić sieć restauracji, w których dorobie się majątku. Walić mój "szczęśliwy" związek małżeński z Violettą. Oddałbym to wszystko za jeden dzień, bez tych wszystkich cholernych problemów.
 Droga mija mi na tyle szybko, że nie zauważam nawet kiedy doszedłem do małego pomieszenia w szpitalu z napisem "RECEPCJA", w którym przez starszą, miłą panią zostaje skierowany do pokoju numer 34 na drugim piętrzę. Cholera, nienawidzę szpitali.
Gdy wkońcu udaje mi się odnaleść salę z przydzielonym numerem, to zatrzymuje się przed nimi. Nie wiem czy chce tam wejść. Nie wiem czy chcę go widzieć. Nie wiem czy powinienem dawać mu kolejną szansę.
- Witaj Leon - Ten głos. To jego głos.Stoi za mną. Napięcie odwracam się, a moim oczom ukazuje się ON. Cały i zdrowy.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Przyjacielu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Witajcie <3
Mam nadzieje, że rozdział spodoba wam się choć trochę <3
Życzcie mi powodzenia na egzaminie, który pisać będę we wtorek (Masakra XD ) i zostawiajcie opinie, jeżeli myślicie, że coś źle robimy <3

A tak.wgl ZAPRASZAM was na mojego tumblra

Loveruggero.tumblr.com.  <3
Pozdrawiają Ola i Mar <3 

34 komentarze:

  1. Jeju jestem pierwsza!! ^,^
    Superowy rozdzialik :)
    Fede i Leon to best friend forever (xd) nieh sie pogodzą :/ Wrócę jeszcze jutro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra jednak nje jestem pierwsza ale przed sekunda tego komentarza wyzej nie było :(

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Świetny jak zawsze. Masz talent.
      DIEGO JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ!!
      Kiedy wkońcu będzie FEDEMILA?
      Jak Leona tak mógł potraktować Vilu przeciesz ona mu nic nie zrobiła!!
      Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

      Powodzenia na egzaminach. ;D

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Powodzenia na egzaminie xD
      OMG Lusia jaka BFF <3
      Diego ty chuju!
      Czemu ty do kurwy nędzy to spaliłeś? ON come back!
      Do you understand me?
      OMG my english xD
      Diego strzelam focha!
      Fede love....
      Leon widzę, żeprzeklinać to sie nie oduczyłeś!
      Czekam na next
      Besos :-*

      Usuń
  4. Kurwa kurwa kurwa DIEGO TY PIERDOLONY CHUJU!!!!!! ( przepraszam poniosło mnie :/)
    Rozdzial zajebisty !!! XD
    Ale serio Diego bez komentarza...
    Lu minister ♡
    Leon jaki wkurw ale rozumiem pewnie też bym tak zareagowała ^^
    Violcia i tak mu pewnie wybaczy XD
    FEDUSIEK WYSŁAŁ JEJ KWIATY!
    FEFUSIEK CHCE NAPRAWIC BŁĘDY!
    FEDUSIEK WRÓCIŁ ♡♥♡♥

    Powodzenia na egzaminach ^^ będe trzymać kciuki! I taka drobna rada odemnie nie stresuj się nim zabardzo nie jest taki straszny jak mówią XD

    Kocham :*
    ~care~

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Słyszałaś, że Tini i Peter się rozstali?
    Ale nie o tym. Diego!!! Zabiję Cię!!!!!!!!!!!
    Te kwiety były dla Lu :'(.
    Leon ty chamie.
    Fede <3, wróciłeś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A... zapomniałabym ;). Powodzenia na egzaminach Olu <3/

      Usuń
    2. A słyszałaś, że Mechi i Xabiani też się rozstali ? :((((

      Usuń
    3. Jeszcze tylko Ruggero i Cande i będę happy

      Usuń
    4. Fedemila, u mnie też jest nowy ;) rozdział https://www.youtube.com/channel/UCIpOkYTYs3fQUxO8Y0uAuHg?spfreload=10 dawno nie komentowałaś, drugi post ;).

      Usuń
  6. Diego mnie trochę wkurzył, ale o dziwo go rozumiem xd ..
    Chciałabym, żeby Violetta NIE wybaczyła Leonowi. Wkurwia mnie bardziej od Diego aaaawwwr -.
    Nie wiem czy Leon powinien wybaczać Federico..

    Kochana, poradzisz sobie na tych testach - podobno nie są aż takie trudne :* xp
    Powodzenia, Olu :)
    Pozdrawiam,
    Ula <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i zapraszam Cię na mojego nowego bloga, którego prowadzę z przyjaciółką (: --> http://historie-przyjaciolek.blogspot.com/2015/04/prolog.html

      Usuń
  7. Jezuuuu*!!!!!!
    Nie blagam!
    Glupi Diego!
    Po co spalil te roze****
    Leon jak pieprzony chuj sie zachowal!
    Nawet gorzej...
    Blagam cie ja chce Fedemilcieeeeeee!!
    Ja zwykle rozdzial boski
    Swietny
    Piekny
    Cudny
    Wow
    Odlot
    Zniewalajacy
    Super
    Fajny
    Fantastyczny
    Magiczny
    Ciekawy
    Niezwykly**
    Zapraszam do mnie, zalezy mi na twojej opini*
    Do szybkiego nexta mam nadzieje
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Powodzenia na egzaminie
    Rozdział jak zwykle boski
    Nie wiem czy cos jeszcze napisać bo wszystko będzie się powtarzać :-)
    Diego do jasnej cholery co ty wyprawisz?
    A o Leonie ro już nawet nie wspomne bo trochę obelg w jego stronę by poleciało
    Czekam na nexta i jeszcze raz życzę powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wrócę!
    (Cheba...)
    Masz miejsce na ~Descubra...!



    ^^Soph^^
    Dawniej MECHI♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Omg jestem w totalnym szoku jak Violetta :OOO FEDERICO W WOJSKU ? Serio ? Nieźle to wymyślił i wcale nie jestem zaskoczona reakcją Leona. Zjawia się po tylu latach i oczekuje nie wiadomo czego. Fakt ta jego złość, że niby Lu go zdradziła ... Ale nie chciał jej przecież wysłuchać i na dodatek nie musiał od razu rzucać się na Diego, który tak czy inaczej zasłużył sobie na to, ale nie do tego stopnia, że jest teraz kaleką. Ciekawa jestem co zrobi Leon. Pewnie mu pomoże no bo byli przecież przyjaciółmi, a przynajmniej tak mi się wydaję. Co do tego bukietu róż pozostawionych na wycieraczce przez Federico. No błagam ! Co on sobie wyobraża. Wyzwał ją nie mając pojęcia jaka była prawda i zmył się, a teraz ten wiersz ?! Trochę wkurzyłam się gdy Diego postanowił spalić to. Nie powinien się w to mieszać, ale z drugiej strony chce chronić Lu chodź dobrze wie, że ona dalej go kocha. Kompletnie to zagmatwane ... Kiedy w końcu będzie coś z Diecescą ? :D Nie mogę się doczekać.
    Wrócę tu ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Mechi i Xabisni się rozstali okrppność
    Rozdział jest cudny ;**

    OdpowiedzUsuń
  12. BOSKI!!!
    Ale czy wy innych nie piszecie?
    Jaki wierszyk^^^^ Czy on coś znaczy???? xD
    Ja tu już takie podejrzenia mam w swojej główce xD
    León zły :/ Ale myślę, że jak pogadają sobie to będą jak wcześniej braćmi :)
    FEDE!!!!^^^^ Taka podnieta normalnie xD
    Ygh... egzaminy... -.- Ja też je muszę pisać :/
    Więc łączmy się w siłach :)
    Powodzenia!
    Buziaki♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy to prawda że Lodo wzięła ślub?

    OdpowiedzUsuń
  14. Swietne kurde czy jak Fedmila może się zejść to ktoś musi to spieprzyć...
    Foh..
    Psieplasiam ,ze tak krótko ,ale mam tyle na głowie ,że masakra..
    Czekam na nexcik <3
    Magic Rose

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy to kolejny skok w czasie? Minelo 12 lat. A oni mieli 19 gdy wyjechali.
    Potem 25 (jak napisalas w pytaniach do bohaterow) a teraz ze 12
    19+12=31

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że pomyliłam się w pytaniach :( Bo w opowiadaniu się zgadza :)

      Usuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ej no! Dawaj. Teraz. Nowy! Czekammmmm

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedy można spodziewać się nexta?

    OdpowiedzUsuń