czwartek, 13 sierpnia 2015

Chapter 39

~Violetta~

Nie mam pojęcia jak mogłam tak spokojnie i obojętnie zaakceptować propozycję Leona. Przecież ja go tak bardzo kocham, a on kocha mnie. Wybaczyłam mu, że pieprzył się z moją koleżanką na łóżku obok mnie, starałam się, pomagałam podczas najgorszych chwil depresji. Wszystko było w jak najlepszym porządku; on tak nagle wyskoczył z tą waloną separacją. Skąd mu to przyszło do głowy? W końcu w każdym małżeństwie są wzloty i upadki. To, że mamy delikatnie gorszy okres nie oznacza rozpadu związku. Co on sobie ubzdurał? Mam tego dość, nie rozumiem co się dzieje wokół mnie. Ryczę jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Ścieram łzy i głośno oddycham. A może właśnie jestem takim dzieckiem? Może Verdas był tylko elementem życia, który można zastąpić chociaż wydaje się nie do zastąpienia. Sama już nie wiem co mam myśleć, to wszystko jest zbyt skomplikowane. Jednego jestem pewna. Nie mogę się tak nad sobą użalać. Jestem silną i niezależną kobietą z wykształceniem i mnóstwem zalet. Poradzę sobie bez niczyjej pomocy, bez współczucia i spojrzeń pełnych zrozumienia. Co mnie obchodzą inni, może Leonowi nie zależało na mnie tak bardzo jak myślałam. To wszystko jego wina, pieprzony dupek. Pewnie chciał małżeństwa ze mną tylko dla seksu, w końcu nie ma lepszej w łóżku niż ja. Pokażę wszystkim kto tu rządzi. Z zapuchniętą twarzą i uśmiechem na ustach otwieram lodówkę. Coś trzeba ugotować, ale co? Może zrobię pizzę. Poszukajmy przepisu. O! Mam, jak dobrze, że Leon zostawił notes ze swoimi przepisami. Pewnie zna je na pamięć, a mi przyda się kilka wskazówek.

Składniki ciasta do pizzy:
• półtorej szklanki mąki pszennej
• pół szklanki letniej przegotowanej wody
• dwie łyżki oleju roślinnego
• 3 do 4 gram drożdży instant (w proszku), można również użyć świeżych
• pół łyżeczki soli
• pół łyżeczki cukru
• jako dodatek dwie łyżki ziół prowansalskich (w celu urozmaicenia wyglądu i smaku ciasta można użyć dowolnych przypraw, lub nie używać ich wcale)
Okay, rozumiem. Szukam wszystkich składników po szafkach. Na szczęście w kuchni kucharza nie może zabraknąć takich składników. Nie mija dłuższa chwila, a wszystko jest na blacie Ze znalezieniem wszystkiego męczę się około dwudziestu minut, jestem już cała mokra i zmęczona. Ostatecznie zakładam na siebie fartuszek i dokładnie przyglądam się instrukcji. To musi być proste skoro nawet Leon Verdas potrafi przyrządzić to bez problemu.
1. Do dużej miski wsypać mąkę, drożdże i dobrze wymieszać.
Rozsypuję trochę mąki na blat, a kawałek drożdży przypadkowo ląduje na podłodze, ale to nie ma większego znaczenia. Kogo w ogóle obchodzi lekki nieład w kuchni? Posprząta się później.
2. Następnie dodać olej, cukier, sól i znowu wszystko dobrze wymieszać.
No nie ma sprawy! Olej trochę nadmiernie wylewa mi się z butelki, a pół łyżeczki soli zamienia się w półtorej. Myślę, że to bez różnicy. Całkiem lubię słone rzeczy, a olej chyba i tak wyparuje podczas pieczenia... Tak przynajmniej myślę.
3. Zacząć stopniowo dolewać wodę i łyżką, a pod koniec już ręką wyrabiać ciasto aż powstanie jednolita kula (jeżeli ciasto się lepi to dodać mąki i dalej wyrabiać).
Z tym nie mam zupełnego problemu. No może minimalny. Masa ma dziwną konsystencję i jakoś tak przypadkiem ląduje na moim fartuszku w ananasy, ale udaje mi się ją uratować. Przysięgam, nic wielkiego się jej nie dzieje. Dalej całkowicie nadaje się do jedzenia.
4. Ciasto powinno trochę urosnąć, dlatego należy uformować kulę ciasta i zostawić w ciepłym miejscu w przykrytej misce na 20-30 minut.
O jak dobrze. Mam chwilę dla siebie. Nastawiam w telefonie przypomnienie na za pół godziny i idę się wykąpać. Muszę koniecznie zmyć z siebie to cholerne ciasto. Dosłownie czuję jak wyrasta mi we włosach. Nie żartuję. To straszne uczucie i nie polecam go testować. Zdejmuję z siebie wszystkie ubrania i wchodzę do wanny, która powoli napełnia się wodą. Dolewam do niej mój ulubiony płyn karmelowo-fiołkowy i zaczynam się relaksować. Nie mija pięć minut, a moje powieki przymykają się. Normalnie, bez żadnych żartów, zasypiam podczas kąpieli... Budzę się w zimnej już wodzie. Szybko myję się i wybiegam z łazienki, przerażona myślą co mogło stać się z moim spodem od pizzy. Jest jedynie odrobinę przerośnięty, ale ogólnie wygląda spoko. Nie oszukujmy się, wygląda dziwnie. Mimo wszystko wierzę, że pizza wyjdzie pysznie.
5. Kiedy ciasto odpoczywa, przygotować składniki do ułożenia na pizzy.
Co? Jak to? Nie mam w lodówce takich składników. Nie ma mojego ulubionego sera, a nie zjem pizzy z samą szynką i oliwkami. Muszą być jakieś krewetki, pomidorki i jeszcze... i jeszcze... Nie wiem co jeszcze, ale coś na pewno. Dobra, zobaczmy co jest w następnym punkcie.
6. Ciasto najpierw rozgnieść dłońmi na gruby placek, a następnie porozciągać. W ten sposób uformuje się ładna okrągła pizza, którą należy ułożyć na posmarowanej odrobiną oleju blasze i jeszcze dłońmi rozprowadzić placek tak, żeby zajmował całą formę.
Uff, chociaż jeden prosty punkt. Wykonuję polecenie chociaż okazuje się trudne, bo przez to, że ciasto wyrosło tak duże nie mieści się normalnie w blaszce. Nie wiem jak ja to robię, ale wciskam całość do formy. Może jak schowam to do lodówki i pójdę do sklepu po składniki to nic się nie stanie. Szybko analizuję pozostałe etapy przygotowania pizzy.
7. Na ciasto nałożyć sos pomidorowy i kilka rzeczy zalegających w lodówce (salami, oliwki, cebula pocięta w piórka).
Serio? Tym zajmę się później.
8. Tak przygotowaną pizzę należy włożyć do piekarnika nagrzanego uprzednio do temperatury 220 stopni Celsjusza.
Teraz włączę piekarnik i nagrzeje się do mojego powrotu. Delikatnie chwytam rączkę piekarnika, żeby otworzyć „drzwiczki” i wyjąć blachy, które Leon trzyma w środku. Cholera jasna! Serio? Teraz?!? To musiało stać się akurat teraz? Drzwiczki odpadły od reszty piekarnika. No super. Przez tyle lat nic się nie działo, a jak ja chce upiec pizzę to się rozwalają. Nie wierzę. Vilu, spokojnie. Dasz sobie radę. Teraz pójdę do sklepu po składniki potem upiekę pizzę na patelni. Na sto procent wyjdzie. Jak wrócę to posprzątam też kuchnię. Będzie idealnie...
Wysiadam pod supermarketem i wpadam do niego jak torpeda. Wkładam do koszyka potrzebne mi składniki plus stertę słodyczy i dwie butelki wina. Tak na wszelki wypadek. Gonię jak szalona, aż nagle wpadam na kogoś. Jeszcze tego mi kurwa brakowało. Ludzie powinni bardziej uważać. Ja tu przeżywać kryzys, a oni plączą mi się pod nogami.
- Przepraszam panią bardzo, ja naprawdę nie chciałem na panią wpaść. Wygląda pani na podenerwowaną. Może mogę pani... – nie mogę słuchać jego przeprosin, wygląda na takiego skruszonego.
- Jestem Violetta Verdas, ale już niedługo. Rozwodzę się, chyba – nie wiem dlaczego to mówię. mam wrażenie, że mogę mu zaufać i wyżalić kimkolwiek jest.
- Heredia. Tomas Heredia.
- Miło mi.
- Mi również – i ten jego śliczny uśmiech.

~Ludmila~

- Ale jak, przecież Leona tu nie było - zaskoczona spoglądam na szczerzącego się do mnie szatyna.
- Nie takiej reakcji się spodziewałem - odpowiada mi naburmuszony włoch, który trzyma mnie mocno w swoim niedźwiedzim uścisku.
- Federico, ja nie wiem co powiedzieć - mówię zgodnie z prawdą, niespodziewałam się tego wyznania, przynajmniej nie dzisiaj, przecież ja nawet nie jestem na nie gotowa. Nie mam zrobionego idealnego makijażu, jestem ubrana jak zwykła kura domowa, a nie dziewczyna, która właśnie ma przyjąć oświadczyny.
- Za wcześnie? - zapytał ze smutną podkówką na twarzy.
- Nie, no co ty zwariowałeś, ja po prostu źle wyglądam, nie mam sukienki i wyglądam jak szop pracz - prawą ręką próbuje ogarnąć siano na głowię, ale Federico mnie powstrzymuje.
- Skarbie, wyglądasz pięknie - delikatnie całuje mój lewy policzek - idealnie. Jest idealnie Lu.
- Tak myślisz? - spuszczam głowę w dół, a na moją twarz wkradają się dwie różowe plamy, no cudownie, jeszcze mi rumieńców brakowało.
- Tak, a teraz pozwól, że zrobię to tak, jak należy - szepczę na nad moim uchem, po czym szybko przekręca mnie twarzą do siebie i klęka na prawę kolano - Pamiętasz jak się poznaliśmy? Tak pięknie dostałaś tą piłką, że nie mogłem oderwać od Ciebię wzroku. Cały czas patrzyłem i patrzyłem, nie potrafiłem nasycić się twoim pięknem. Miesiące mijały, a ja chciałem więcej. Nie mogłem zrozumieć czemu tak się dzieje, ale teraz już wiem. Po latach nienawiści, uprzykrzania Ci życia, aby zwrócić na siebię twoją uwagę i niefortunnej rozłące, w końcu to zrozumiałem. Jestem w tobie na zabój zakochany i równocześnie przerażony, że kiedykolwiek mógłbym Cię stracić. Dlatego nie chce ryzykować, ani chwili dłużej. Ludmilo Ferro wyjdź za mnie.
  Nawet nie wiem kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Federico Pasquarelli właśnie mi się oświadczył, a ja mam tylko jedno wyjście, które uważam za słuszne.
- Tak - odpowiadam mu, a już po chwili z brylantowym pierścionkiem na palcu wtulam się w jego ciepłe ramiona i namiętnie całuje w te idealne, pełne usta.
- Ulżyło mi - mówi z wyraźną ulgą w głosię, w końcu wyluzował nie lubię go takiego spiętego, zdecydowanie wolę kiedy żartuje i uśmiecha się od ucha do ucha.
- Myślałeś, że Ci odmówię?
- Nie mogłem być przecież pewny w stu procentach, wiesz jak stres potrafi wykończyć człowieka? - mocno zaciska dłonie na mojej tali, tak jakby bał się, że za chwile mu ucieknę.
- Kocham Cię Federico.
- Ja też Cię kocham Lu.
 Włoch po raz kolejny złącza nasze usta w pocałunku pełnym pasji i pożądania. Teraz wiem, że nie porzeba mi nic więcej do życia.
- Czy ktokolwiek tutaj pamięta jeszcze o mojej obecności? - pyta smutny Leon zajadają skrzydełko kaczki - Ptak mi stygnie.
  Na słowa Verdasa wszyscy wybuchamy głośnym śmiechem, nie wiem czy tekst bym zamierzony, ale napewno trafiony.
 - A więc Bonne journée Appétit.
- Chyba Bon Appétit - upominam go.
- Ludmila, kto tu jest szefem kuchni, ja czy ty? - zbulwersowany szatyn wymachuje rękoma w różne strony.
  Podnoszę ręcę w obronnym geście i przepraszam Leona, który szepcząc coś pod nosem opuszcza salon i udaje się do kuchni.
- Więc zostaliśmy sami - Fede przygryza dolną wargę i zaczyna dosłownie pożerać mnie wzrokiem.
- No i jest idealnie - dodaje.
- Tak mocno Cię kocham Lu - szepczę w moje włosy.
   Patrzę w jego czekoladowe oczy, a potem całuje go namiętnie, obejmując mocno za szyje. Swoimi zwinnymi palcami przejeżdża po mojej talii, wywołując przyjemne dreszcze, a następnie nie odrywając się od moich warg ciąhnie mnie w stronę sypiali, gdzie delikatnie układa moje ciało na mięciutkiej pościeli. Pod wpływem emocji objejmuję go nogami w pasie, a dłońmi zaczynam badać każdy fragment jego idealnie umięśnionych ramion. Ustami zaczyna tworzyć mokre ścieżki od moich ust, przez brodę i szyję, aż do obojczyków, którę delikatnie podgryza i całuje, sprawiając mi tym niebywałą rozkosz. Kiedy dłonie Federico znajdują zapięcie mojej czerwonej sukienki, to modlę się tylko o to, aby jak najszybciej pozbył się jej ze mnie i dalej zajął moim spragnionym ciałem. Najwidoczniej szczęście mi sprzyja, bo po kilku sekundach część garderowy leży gdzieś w kącie czterech ścian. Zaraz za sukienką leci stanik. Rumienie się kiedy Federico bacznie przygląda się mojemu biustowi.
- Jesteś piękna - szepczę delikatnie przygryzając płatek mojego ucha.
Czerwienieje jeszcze mocniej, a każde kolejne doznanie utwierdza mnie w przekonaniu, że kocham go jak wariatka.




~Diego~

Francesca jest naprawdę cudowna, taka troskliwa i opiekuńcza. Cały czas próbuję zrozumieć dlaczego wcześniej jej nie zauważałem, nie dopuszczałem do siebie jako kogoś więcej niż przyjaciółkę.
- Kochanie? - kocham brzmienie jej głosu.
- Tak, skarbie? - nie mogę się nie uśmiechać, patrząc na nią. Kocham moment gdy jej kąciki ust unoszą się delikatnie do góry w niepewnym uśmiechu jakby nie do końca wiedziała na ile może sobie pozwolić wobec mnie.
- Sprawdzam czy jeszcze przy mnie jesteś - rozbawia mnie jej uwaga, a jednocześnie wzrusza. Kocham tę jej niewinność, wręcz zakłopotanie, wstydliwość.
- Jestem i zawsze już będę. Nie pozbędziesz się mnie tak szybko - przybliżam się do niej, a gdy nasze wargi dzielą milimetry Fran szepcze:
- Boję się - całuję ją i nie odsuwając się pytam:
- Czego się boisz, skarbie?
- Że cię stracę. Tak na zawsze i bezpowrotnie, że już nigdy się nie zobaczymy - samotna łza spływa po jej policzku. Nie potrafię patrzeć jak płacze, a jednocześnie kocham ją pocieszać i pokazywać jak bardzo mi na niej zależy.
- Nie stracisz mnie. Nie mam zamiaru ruszać się stąd - ścieram kciukiem łzy płynące z jej cudownych oczu.
- Kocham cię, Diego.
- Też cię kocham, Fran - całuję ją delikatnie. Siedzimy dłuższą chwilę przytuleni do siebie. Jest nam tak przyjemnie, że moglibyśmy nie ruszać się z tej kanapy do końca życia. Nagle Francesca zaczyna rysować palcem kółeczka na wierzchu mojej dłoni, wyrywając mnie tym z rozmyślań.
- Zrobię nam kawę, może być? Wczoraj upiekłam ciasto. Powinno ci smakować - Fran zawsze o wszystkim pomyśli.
- Jesteś dla mnie za dobra. Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem?
- Nie wiem, nie wiem, ale jestem pewna, że jeszcze nie jedno wycierpisz. Może i wydaję ci się taka miła, ale z pewnością będę twoim największym wyzwaniem.
- Możliwe, ale za tobą skoczyłbym w ogień - mówię wpatrzony w parę unoszącą się nad kubkami z kawą.
- Już mi tu nie słodź tylko pomyśl czy masz dzisiaj siłę?
- Siłę na co? - pytam zdziwiony, upijając łyk napoju.
- Za chwilę mam zajęcia z grupą zaawansowaną. Spotykamy się w szkole i nie mogę się spóźnić, ale pomyślałam, że byłaby to idealna okazja - na jednym tchu pochłania prawie połowę kubka kawy - żebyś porozmawiał z Ludmilą. Zawiozę cię i przyjadę po zajęciach. Może być?
- Tak, mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.
Kończymy kawę z ciastem i jedziemy w stronę mieszkania Ferro. Czuję się trochę zestresowany. W końcu to nie będzie lekka rozmowa. Francesca wysadza mnie przed budynkiem i życzy powodzenia. Zanim zdążę doliczyć do trzech, odjeżdża, wtapiając się jak kropla w morze samochodów. Pewnie pukam do drzwi, nie muszę długo czekać. Ludmila pojawia się przede mną w krótkich spodenkach i koszulce Pasquarelliego. Widzę, że dobrze im się układa.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - nie ma to jak miłe powitanie.
- Lu, muszę ci wszystko wyjaśnić. Ja się zmieniłem...
- Po pierwsze: nie mów do mnie Lu. Po drugie: nie mam zamiaru słuchać tego co masz mi do powiedzenia - Ferro zamyka mi drzwi przed nosem.
- Jestem z Fran. Kocham ją nad życie - wyduszam to z siebie. Nawet nie wiem dlaczego. Nie mam też pewności czy Ludmila mnie słyszała. Wiem tylko, że odzyskanie relacji pomiędzy nami będzie bardzo trudne o ile w ogóle możliwe.
Sam, tylko w towarzystwie wózka inwalidzkiego, kieruję się do pobliskiego Starbucks'a. Co innego mam zrobić w takiej chwili.
Do Fran :
Kochanie, czekam na Ciebie w Starbucks'ie koło mieszkania Ludmili. Ferro nie chce mnie znać.

~Federico~

- No co za dupek - klnie moja narzeczona na Hernandeza, który po raz kolejny miał czelność pokazać się nam na oczy. Pieprzony baran. Wyrwałbym mu jaja, gdybym tylko mógł, ale jest już wystarczającą kaleką.
- Spokojnie kochanie, po takim dniu nie powinnaś się denerwować. Miałaś być szczęśliwa, a jesteś zła - spuszczam głowę w dół i wyginam usta w podkówkę, to zawsze na nią działa.
- Oj Feduś, nie bądź smutny, jestem szczęśliwa, bo jesteś przy mnie, ale ten frajer strasznie mnie wkurwił.
 Blondyneczka siada obok mnie, po czym obejmuje mnie w pasie i wtula się we mnie niczym w pluszowego misia.
- No dobrze, ale za to coś mi się należy - wskazuje palcem na policzek, na który po chwili pada krótki całus- i tak mi pasuje.
- Kiedy chciałbyś wziąść ślub? - pyta mnie tym swoim słodziutkim głosikiem.
- Albo w Sierpniu, albo we wrześniu - odpowiadam po chwili namysłu.
- Dlaczego?
- Bo małżeństwa, które biorą ślub w miesiącu mającym ,,r" w nazwię są uznawane za najbardziej trwałe - to niby tylko głupi przesąd, ale tu chodzi o Lu, a z nią wolę już wziąść ten ślub w takim miesiącu, żeby było dobrze, niż potem żałować.
- Gdzie to wyczytałeś? W poradniku panny młodej? - kpi ze mnie.
- Nie - naburmuszony odwracam głowę - w Women's Health.
 Na moją odpowiedz Ludmila wybucha śmiechem.
- Wiesz, że to pismo dla kobiet kochanie?
- Wiesz, że facet na kiblu przeczyta wszystko księżniczko?
- Zmień temat - wypowiada szybko.
- Ile chcesz mieć dzieci? - jak na zawołanie Ferro zaczyna się krztusić.
- Nie wiem, nie myślałam o tym jeszcze - zaskoczona patrzy na mnie jak na idiotę.
- A ja chce mieć dwóch chłopczyków. Nicka i Rayana, a jak będzie dziewczynka to Demi, ale dziewczynek nie chcemy, pamiętaj o tym skarbie.
- Ale skąd ja mam wiedzieć co nam wyjdzie? - patrzy na mnie zażenowana.
- Nie wiem, to ty za to odpowiadasz. Nie możesz sobię wybrać?
- Jak ja mam sobię niby wybrać? - czyżbym ją irytował?
- Nie wiem, w szkole zawsze olewałem biologie kochanie.
  Ludmila wstaje łóżka i podchodzi do biurka z, którego zgarnia białego laptopa. Nie wiem czego ona w nim szuka, ale lekko mnie to niepokoi, jeszcze włączy mi jakiś filmik z porodu, a tego bym nie przeżył. Jak za kilka lat będę przy porodzie, to chyba zemdleje. Oczywiście będę szczęśliwy, ale przerażony też będę, no bo jednak to jest straszne.
- A więc tak kochanie, przeczytaj sobięten artykuł, a jak już coś zrozumiesz to mi powiedz.
  Podtyka mi laptop przed nos po czym wychodzi z pokoju zostawiając mnie samego. Wzrokiem lustruje linijki teksu i staram się dobrze zapoznać z treścią, no i naszczęście rozumiem wszystko, a co najlepsze jato wszystko wiem i nie wydaje mi się, że powinienem czytać wszystko.
- Lusiu skończyłem - krzyczę na głos, mógłbym przysiąc, że słyszałem słowo "Spierdalaj" wypowiedzine głosem Verdasa. Mam nadzieje, że mi się przesłyszało, bo inaczej nie napije się już z nim piwa.
- Kochanie. Nie to, żebym wątpiła w twoje zdolności, ale nawet ja bym tak szybko tego nie przeczytała - jak zwykle zabawna pani Ferro.
- Do zapłodnienia dochodzi drogą płciową, poprzez wpuszczenie plemnika, który znajduje się w spermie do twojej komórki jajowej - dumny z siebie wstaje i wysoko unoszę głowę do góry.
- Jestem z Ciebie dumna kochanie - podchodzi do mnie i całuje mnie w nos.
- Ja wolę w usta księżniczko - robię dziubek i czekam, aż moja przyszła żona da mi soczystego buziaka. I właśnie tak się dzieje, bez krępacji w końcu mogę cieszyć się z towarzystwa mojej kobiety.
Jeszcze kilka lat temu, nie sądziłem, że oświadcze jej się tak szybko, ale jak widać, życie jest pełne niespodzianek, a najpiękniejszą z nich mam obecnie u własnego boku.


~~~~~~~~~~~~~~~~

Helow <3
Oto jest ostatni rozdział tej histori :(
Smutno mi bardzo, bo kończę to, ale z drugiej strony, zacznę coś nowego <3
Ogólnie bardziej rozpiszę się przy epilogu ( który będzie jutro) więc tyle wam wystarczy narazie xD

Pozdrawiają was Ola i Mar <3

PS JAKI PREZENT CHCECIE NA 100k WYŚWIETLEŃ? Kocham was i pozdrawiam <3


26 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Serdeluś przybył <3
      I postara się rozpisać ale nic nie obiecuję XD]

      Rozdział jest fantastyczny <3 <3
      Violetta jest jakaś dziwna nie zdziwiłabym się gdyby wylądowała w zakładzie psychiatrycznym :")
      To jak przygotowywała pizze jednocześnie jest śmieszne jak i trochę tragiczne :/
      Ciekawe czy boli Cię jak to czytasz Potworku skoro gotowanie to twoja pasja :3
      I spotyka Tomas...
      LU SIĘ ZGODZIŁA <3 <3
      Verdas jak duch pojawia się i znika XD
      I Luśka się zamartwia swoim wyglądem :3
      Dla Fede zawsze będzie wyglądac idealnie <3
      "Ptak mi stygnie " :")
      Czy tylko ja widzę w tym podtekst :")
      NO I NARESZCIE CHWILA IDEALNA <3 <3
      Diecesca jak słodko *.*
      I bardzo dobrze że Lu mu nie wybaczyła XD
      Rozmawiaja o Ślubie <3
      I dzieciach <3
      No i widać kto nie uważał na biologii XD
      MAJĄ BYĆ RAZEM JUŻ NA ZAWSZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
      <3 <3 <3

      Cudowny wygląd bloga *o*

      Nie mogę uwierzyć że to już koniec :c
      Ale nowe opowiadanie będzie zajebiste <3
      Czuję to :*

      GRATULUJĘ TYLU WYŚWIETLEŃ <3
      Choć według mnie zasługujesz na więcej :*
      Prezencik jakikolwiek zrobisz będzie wspaniały <3

      KOCHAM MOCNO POTWORKU <3
      CARE <3

      Usuń
    2. Jak widać rozpisanie mi nie wyszło :c

      Usuń
  2. kiedy epilog?
    rozdział cudny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam czytać notki pod rozdziałami, albo korzystanie z terminarza, bo w końcu po to jest xD
      Epilog jutro xD
      A Prolog nowego opowiadania pojutrze xD

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Fantastico!
      Oczywiście idealna Viola -.-
      Jednakże rozwaliła system, chcąc upiec pizzę xD Oh nie! Tylko nie Tomas -.- Chociaż on i Violetta są siebie warci. xD
      Fedemila zaręczyny! Jak pięknie ♥
      Diecesca^^ Przynajmniej coś z tej intrygi na dobrze wyszło ^^ [?]
      Końcówka rozwala system xD Lu z tym artykułem i Fede nagle taki mądry xD Chociaż Leóna to nie przebiją xD Najlepsza postać ever!
      Szkoda, że to już ostatni rozdział :(
      No nic... Zostaje mi czekać na epilog...
      Buziaki♥

      PS: Śliczny szablon ♥

      Usuń
  4. Fenomenalnie
    Szkoda ze to już ostatni
    Wiem co czujesz
    Violetta nie widzi błędów i uwarzą się za najlepsza a Leona wini za wszystko. Lu i Fede razem lepiej byc nie mogło :) kocham ich i im kibicuje. UwZam tez ze Diego nie zasługuje na Fran. Powinien sam zdychać w cierpieniu i biedzie.
    Na prawde świetne
    Zapraszam do mnie u mnie jest już epilog i mam nadzieje ze ci się spodoba

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże jaki cudowny rozdział. Trochę szkoda że kończysz opowiadanie ale z drugiej strony sie z tobą zgadzam że fajne są nowości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział :)
    Nie mogę doczekać się epilogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny rozdział ! :*
    Violka -,-
    Fdemila *o* nareszcie. Opłacało się poczekać xd
    Szkoda że to juz ostatni rozdział ;(
    To do epilogu:D
    Pozdrawiam Maybe You ✌ <3

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę jaki Feder zawzięty.
    Luśka za niego murem, a ten dalej swoje wredota jedna
    Czekam na nexta
    RiCzI

    OdpowiedzUsuń
  9. Bozi juz nie dlugo 100 tysiecy...
    gratki

    cudo ♥
    Nic nie musicie robic
    KC ♥♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeej! Ten rozdział jest po prostu genialny! :*
    Violetta... nie lubię jej! -.-
    Mam nadzieję, że Leon się ogarnie i zakończy to głupie małżeństwo...
    Lu i Fede! To było po prostu piękne! Jak dobrze, że przyjęła oświadczyny! <3
    A Diego i Fran to takie słodziaczki! Cudnie opisałyście ich wątek! Z resztą nie tylko ich! Cały rozdział jest genialnie napisany! ^^ Lepiej się nie da! :*
    Szkoda, że już koniec... ale nowe opowiadanie będzie cudne! Czuję to! ^^
    Czekam na epilog i prolog! Mam nadzieję, że dodasz mnie do zaproszonych czytelników!
    Przy okazji zapraszam na najdłuższy rozdział pierwszy w historii! http://destronado-am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. No i pięknie.
    Wszystko się ułożyło. Chyba że dowalisz coś w epilogu, nigdy nie wiadomo.
    Wszyscy tacy szczęśliwi.
    I Fedemiła razem.
    Wprost cudownie.
    Trochę szkoda mi, że to już koniec, ale mimo wszystko będę czekać na prolog nowej historii.
    Pozdrawiam.
    ~Anonim Juleśka ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialne *o*
    Płacze ;c
    Będę tęsknić za tym opowiadaniem ;(
    Było naprawdę cudowne ;**
    Czekam na epilog ;*

    Kocham <33
    ~Ola ;***

    OdpowiedzUsuń
  13. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń