~Federico~
Złość i duma to jedyne uczucia jakie towarzyszą mi podczas samotnej wędrówki po mieście. Nie mam ochoty wracać do domu, po całej sytuacji z Diego jedyne o czym myśle to wrzucenie się pod pierwszy lepszy samochód... odechciewa mi się żyć kiedy przypominam sobie wczorajszy wieczór. Dlaczego ona mi to zrobiła? Starałem się. Dawałem z siebie wszystko, czasem byłem zakichanym romantykiem, a czasem prymitywnym gnojem. Podobno dawałem jej tyle szczęścia, gdybym tylko wiedział co robie nie tak, gdyby tylko powiedziała mi co mam w sobie zmienić, to zrobiłbym to, wtedy nie musiałaby szukać pocieszenia w ramionach innego. Czy naprawde byłem, aż taki zły? Cholera jasna, do mojej głowy ciśnie się masa pytań, jednak brak odpowiedzi zostawia mnie w nieprzyjemnej nie wiedzy, co wcale mi się nie podoba.
Cały czas idę prosto, nie mam obranego kierunku drogi, po prostu udaje się w miejsce do, którego poniosą mnie nogi. Jedyne co ze sobą mam to torba sportowa, która w sumie towarzyszy mi zawsze. Mam w niej sterte zapisanych kartek, mase złamanych ołówków i kupkę wspomniej jaka towarzyszyła mi podczas pisania każdego wiersza o... o NIEJ. O Ludmile. Kurwa, czy ja naprawdę nie potrafię myśleć o niczym innym. Dla mnie ta dziewczyna jest już skończona, jest dla mnie nikim... i kogo ja się staram oszukać? To oczywiste kocham tę zdzire, ale zrobiła coś niewybaczalnego i spisała nas na strate swoim debilnym zachowaniem.
Może i się nad sobą użalam, może i widzę tylko jej błędy i nie pozwalam wytłumaczyć się i dojść do słowa, ale kurwa, gdybym ja zachował się podobnie i przespał na przykład z Torres to byłbym największym chujem na świecie, który też nie miałby prawa głosu, bo zachciało mu się pić i ruchać, Fuck logic. Jednak nie, teraz wszyscy klęczą nad Ludmilą, ponieważ zerwałem z nią w "brutalny" sposób. Kurwa, ja też potrzebuje wsparcia i pomocy, to ja cierpie teraz najbardziej, może i brzmi to egoistycznie, ale taka jest prawda.
Przez chwile zatrzymuje się i patrze na miejsce do którego przybyłem. Ten sam park, to samo miejsce, ta sama ławka... dlaczego akurat tutaj? To właśnie tu zaczęliśmy być razem, to właśnie tu wszystko się zaczęło.
~ -Gdzie ty byłeś Fede?
-Zaraz pogadamy, daj mi złapać oddech
Mimo, że jestem zawodnikiem Ruggby, to zmęczyłem się jak głupi stres, bieg i zdezorientowanie potrafią wykończyć człowieka. Mój oddech po mału stabilizuje się i uspokaja, a więc czas zabrać się do roboty. Wstaje z ławki i klękam przed Lu, albo teraz, albo nigdy.
-Ludmilo Ferro, jesteś wszystkim czego potrzebuje do życia, kocham Cię i chce, abyś była w moim życiu zawsze. Może to głupie, ale muszę Cię o to zapytać. Czy zechcesz zostać moją...
-Federico, nie mogę za Ciebie wyjść w tak młodym wieku
-...Dziewczyną?
Zawstydzona blondi patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi, bursztynowymi oczkami, po czym wbija się w moje usta. Nie potrzebuje innej odpowiedzi, wiem że pocałunkiem wyraziła swoją opinie na ten temat. Dotyk jej ust, sprawia że czuje się jak nowo narodzony.
-To dla Ciebie
Podaje Lu czekoladki w kształcie dużego serca, dziewczyna patrzy przez chwile na biały napis na pudełku, po czym śmiało odpowiada
-Ja Ciebie też Federico~
Gdybym tylko wiedział, jak to wszystko się skończy to nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie starania. Nigdy nie dbałbym o nią i omijał jak ogień wody. Myślałem, że ona jest inna, że mnie nie zrani, że nie będzie tak jak moja matka, która wbija mi nóż w plecy przy najbliższej okazji... a jednak okazała się być gorsza.
Podchodzę do starej, drewnianej ławki i delikatnie na niej siadam. Chwytam swoją torbę i zwinnym ruchem ją otwieram w celu znalezienia butelki z wodą, mam nadzieje że jeden łyk oczyści moje myśli i pozwoli mi choć na chwile odetchnąć. Przegrzebuje się przez stertę śmieci, a moją uwagę przykłuwa kolorowy materiał, co to kurwa jest? Sięgam ręką po niego , a moim oczom ukazuje się cieniutka, różowa koszuleczka... jej piżama.
~ Przegrzebuje całą walizkę i widzę w niej samą bieliznę, nie żebym narzekał, bo dziewczyna idealnie trafiła w mój gust, ale to jednak nie tego szukałem. Zamykam ją i otwieram następną... BINGO!
Wyciągam pięć kompletów piżam i wrzucam je do swojej torby sportowej, kiedy będę wychodził na trening, wyrzuce je do pierwszego lepszego kubła na śmieci.~
Uśmiecham się sam do siebie. Zapomniałem tego wszystkiego wyrzucić, cały czas nosiłem je ze sobą, jestem kompletnym idiotą, a co jeżeli by się zorientowała? Co jeżeli zajrzała by do torby i natrafiła na nie ? Domyśliłaby się, że spiskuje przeciwko niej i napewno się wkurwiła. W sumie przez to wszystko zapomniałem o swoim planie... miałem ją rozkochać, wyruchać i zostawić... szkoda tylko, że to ona "wyruchała" mnie. Tak, skazała mnie na porażkę, zrobiła mnie w chuja. Zachciało mi się miłości kurwa, chciałem, żeby ktoś dał mi troskę, opiekę i sam chciałem ją dawać. Przeliczyłem się, cholernie się przeliczyłem i zawiodłem. A miało być tak pięknie. Nie Pasquarelli STOP, w tej chwili muszę o niej zapomnieć. Muszę zdać sobie sprawę z tego, że już jej nie ma i nigdy nie będzie.
Chowam koszulkę z powrotem i sprawnym ruchem zapinam torbę, wstaje z ławki, a moje nogi znowu prowadzą mnie do zapewne dobrze znanego mi miejsca. Mijam kilka sklepów i kolorowy bilboard Milki, moje serce boli coraz bardziej, wszystkie wspomnienia z tego "pięknego" dnia wracają do mnie, mimo, że próbuje powstrzymać je z całych swoich sił. Jednak to nie reklama sprawia mi największą przykrość. Stawiam kilka kroków w kierunku tak dobrze znanej mi kwiaciarni "Flowers&Roses". Podchodzę do cieniusieńkiej szyby i wraca do mnie to co kiedyś sprawiało mi przyjemność.
~ Łagodne promienie słońca padają na kawałek białej kartki, którą za moment ozdobi moje pismo. Co o godzinie 6:09 robie w kwiaciarni?
To proste, kupuje jedne z najpiękniejszych róż, po to, żeby zaobaczyć uśmiech na twarzy Lu.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie nasze wspólnie spędzone chwile przez te wszystkie lata. Od ciągnięcia ją za warkocz w pierwszej klasie, przez podstawianie nogi i oblewanie napojem w drugiej, aż do teraz, do kłótni, które łamią mi serce każdego dnia na nowo.~
Dlaczego?Dlaczego?Dlaczego? Dlaczego?Dlaczego?Dlaczego?
Czemu ona mi to zrobiła? Czemu to, aż tak boli? Próbuje być silny, ale łzy splywające mi po policzkach zdradzają moje prawdziwe uczucia.
Jestem załamany i nie potrafie zrobić z tym kompletnie nic.
Roztrzęsiony siadam na środku chodnika, chowam twarz w dłonie i zaczynam płakać. Nie zwracam uwagi na ludzi, którzy patrzą na mnie jak na idiotę, po prostu daje upust moim emocjom. Nie potrafie o niej zapomnieć, napewno nie tutaj... muszę zniknąć... nie mogę zostać dłużej w Londynie... muszę odejść.
~Leon~
Od dłuższego czasu siedzę z Violettą i Ludmilą na szpitalnym korytarzu. Krzesła wrzynają się nam w tyłki, ale nie ruszamy się ani o krok. Co chwilę zerkam na zegarek, mając wrażenie, że te cholerne wskazówki nie ruszają się nawet o milimetr. Za każdym razem kiedy jakiś lekarz przechodzi koło nas próbuję go zatrzymać, ale oni jakby spiskowali przeciwko nam. Zupełna olewka na moje pytania. Gdyby nie fakt, że Hernandez jest w nienajlepszym stanie, to zbulwersowałbym się na te wszystkie pielęgniarki. Żadna nie ulega mojej ślicznej buźce. Nawet się do mnie nie odwraca. Ale nie o tym teraz. Nie wiemy co się dzieje z Diego. Kompletne i okrągłe zero. Lu płacze i szepcze jakieś niezrozumiałe słowa. Z Vilu jest tylko trochę lepiej, próbuje uspokoić Ludmi. Tylko ja w pełni zachowuję spokój. To mnie przypada rola rozeznania się w sytuacji. Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Wstaję i biegnę za jednym z doktorków.
- Proszę pana, to ważne. W jakim stanie jest Diego Hernandez? - wreszcie udaje mi się o to zapytać.
- A kim pan jest dla pana Hernandeza?
- Bratem - odpowiadam bez namysłu. W końcu kiedyś byliśmy jak bracia. To się chyba liczy, co nie? Lekarz przez chwilę patrzy się na mnie dziwnym wzrokiem, ale w końcu mówi:
- Stan pacjenta jest stabilny, niestety ciągle pozostaje nieprzytomny - doktor odchodzi kawałek ode mnie i nagle się odwraca. Szybko z powrotem staje koło mnie. Wydaje się być przejęty sprawą Diego w porównaniu do jego kolegów.
- A jaka jest przyczyna pobicia pana Hernandeza? - No i co ja mam niby powiedzieć? Nie mogę wydać Federa bo pójdzie za to do pierdla, a co gorsze wkurzy się na mnie tak, że zostanie po mnie jedynie palec u stopy. Już otwieram usta by szasnąć jakimś mało ambitnym tekstem, gdy czuję na plecach dotyk czyjejś drobnej dłoni.
- Znaleźliśmy Diego na ulicy, niedaleko internatu. Leżał na ziemi cały pobity. Przenieśliśmy go do domu. Tak zobaczyliśmy, że jest z nim naprawdę źle i zadzwoniliśmy po pogotowie – Viola kłamie jak z nut i jestem jej za to bardzo wdzięczny. Mam tylko nadzieję, że nie zabrniemy w tym wszystkim zbyt daleko. Lekarz bierze głęboki oddech. Widać, że wierzy w każde słowo Violetty. Pociera zmęczone oczy i mówi już w pełni profesjonalnym głosem.
- Powinni państwo udać się z tym na policję. Nie można takich spraw lekceważyć. Osoba, która pobiła pana Hernandeza może stanowić potencjalne zagrożenie dla otoczenia – doktor patrzy na zegarek i kontynuuje. – Przepraszam was bardzo, ale muszę iść do innych pacjentów. Przemyślcie zgłoszenie tego pobicia gdzie trzeba. Chwytam Violę za rękę i idziemy w stronę załamanej Ludmi. Nie wygląda zbyt dobrze. Musi strasznie to wszystko przeżywać. W końcu chłopak, którego kocha wyzwał ją od najgorszych i z nią zerwał, a ona nie wie dlaczego bo nic nie pamięta. Do tego ten sam Włoch pobił na jej oczach kolesia, który zawinił w całej sprawie. Teraz pewnie nie wie co ma czuć i takie tam. Nie chciałbym być na jej miejscu. W każdym bądź razie Viola kuca przed Ludmilą i pyta cichutko, że sam ledwo słyszę:
- Lu, co się tak naprawdę stało? Dlaczego Diego jest teraz w takim stanie, co? - Ferro bierze głęboki oddech i ociera wierzchem dłoni pojedyncze łzy.
- Poszłam do Diego żeby się dowiedzieć od niego co się dokładnie wydarzyło. On powiedział mi, że mnie kocha i w ogóle wtedy wieczorem nie mógł się oprzeć bo tak... – Lu głośno przełyka ślinę – podniecił go mój wygląd. Podobno byłam napalona i bardzo tego chciałam. Rozmawialiśmy o Pasquarellim. On się do mnie niebezpiecznie zbliżył i wtedy wszedł Federico. Krzyczał, że go zabije. Bił Diego tak, że mi samej kręciło się w głowie. Zawołałam Leona. Dalszą część historii jest wam znana.
~Francesca~
Jestem już niedaleko kawiarni, w której umówiłam się z Marco. Tak się cieszę, że jakaś masakra. Gdyby nie te szpilki na nogach to skakałabym jak dziecko. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale muszę się ogarnąć. Inaczej Travelli może uznać mnie za jakąś wariatkę. A tego nie chcę. W każdym bądź razie wchodzę do tej małej kawiarenki. Od razu zauważam Marco, siedzące przy jednym ze stolików. Gdy jestem już blisko wstaje i odsuwa mi krzesło. Jaki gentelmen z niego.
- Hej – mój bardzo inteligentny tekst.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz, wiesz? – czy to ma być podryw czy mi się wydaje. Dobra, nie wiem, ale można się poprzekomarzać.
- Tak? Naprawdę?
- Naprawdę. Wyglądasz powalająco. Bardzo dobrze wpłynęła na ciebie ta metamorfoza.
- Dziękuję – dlaczego rumienię się jak głupia? No nie ważne. Zostałam wybawiona przez kelnerkę, która zebrała od nas zamówienia. Teraz gadamy już na normalniejsze tematy niż mój atrakcyjny wygląd.
- Jak tam podoba ci się w szkole w tym roku, co?
- W sumie to sporo się dzieje, ale nie narzekam. Mogło być o wiele gorzej – odpowiadam wymijająco. – A tobie jak się podoba?
- Mega, jak zwykle. W sumie to pomijając naukę to ten internat jest takim kurortem wypoczynkowym. Siłownia, baseny, boisko. Oprócz małych spięć w drużynie to rok zapowiada się dosyć przyjemnie – czy on właśnie puścił do mnie oczko? Nie, Fran zdawało ci się.
- To świetnie. Ja też się świetnie bawię w tym roku. Wiesz, treningi cheerleaderskie i w ogóle. Póki co uczę się tych wszystkich układów, ale idzie mi coraz lepiej...
- Może wystąpisz na meczu na oficjalne rozpoczęcie sezonu? Myślę, że nie będzie z tym problemu. Jesteś tak zdolna, że zaraz załapiesz o co chodzi w tych wszystkich piramidach, gwiazdach, saltach i co tam jeszcze robią cheerleaderki.
- Bez przesady – uśmiecham się delikatnie.
- Wcale nie przesadzam, Fran. Tak w ogóle mówił ci ktoś jakie masz śliczne oczy? Nigdy wcześniej tego nie widziałem. Naprawdę wyjątkowe – teraz to są już serio otwarcie mówione komplementy. Co dziwne, wcale mi nie przeszkadzają. To takie miłe jak ktoś mówi mi takie rzeczy. Już dawno, nikt nie prawił mi komplementów. Zapomniałam jak to jest przyjemnie. Patrzę tępo na Marco, który opowiada mi trochę o sobie. Okazuje się, że jest trochę inny niż myślałam. Słucham go uważnie, chłonę każde słowo. Jest taki cudny. Szkoda tylko, że ma dziewczynę i jest tu ze mną tylko jako koleżanką. Jestem jakaś głupia. Trzeba być mną żeby nie wyciszyć telefonu na takie spotkanie. Dźwięk przychodzącego sms’a rozchodzi się po kawiarni. Szybko wyciszam powiadomienia, uśmiecham się do Marco i mówię krótkie „Przepraszam”.
- Sprawdź chociaż od kogo. Może to coś ważnego – nie sposób mu odmówić. Wyciągam komórkę jeszcze raz. Na ekranie widzę małą kopertę, a obok niej napis „numer nieznany”.
Od: Numer nieznany
Fran, był „mały” wypadek i Diego wylądował w szpitalu. Jest w dosyć ciężkim stanie. Mimo wszystko chcę żebyś o tym wiedziała. Leon Verdas.
6/09/2015 16:34
- I co? Coś ważnego?
- Nie, nie. To tylko operator sieci – uśmiecham się. – O czym przed chwilą mówiłeś?
- O tym jak złamałem rękę na pierwszym treningu rugby. Jak wróciłem do domu mama powiedziała, że już nigdy nie zagram...
~~~~~~~~~~~
No hejoł <3
Jak tam u was? Co sądzicie o rozdziale? Jeżeli macie jakieś pytania do postaci, to możecie zadać je w zakładce "Zapytaj bohatera".
Dziękuje wam za wszystko <3
Pozdrawiamy i kochamy
Ola i Mar <3
Wrócę anioleczki ;3
OdpowiedzUsuńRozdział MEGA!!!!
OdpowiedzUsuńFede chce wyjechać... smutam :(
Violka coraz bardziej mi się podoba^^^^^
Mordercze myśli, napad na Diego, a teraz kłamie jak z nut:)
Czyżby to byłby początek Marcesci?????
Komplementy, spotkania...
Czekam z niecierpliwością na next♥
Buziaki♥
Tak to zdecydowanie początek Marcesci ^^
UsuńMiejsce <3
OdpowiedzUsuńNIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKu*wa zabiję Federa! Bez przesady zachowuje się jak ch*j .
Mam tylko nadzieję że nie wyjedzie!
i musi być Fedemilcia <3
Nie podoba mi się postawa Fran. Odrzuciła prawdziwe przyjaciółki nie martwi się o Diego. No ale pożyjemy zobaczymy!
kocham <3
Next napewno Cię zaskoczy <3
UsuńKURWA FEDERICO NAWET SIĘ NIE WAŻ OPUSZCZAĆ LONDYNU!!!!!!!!! NIE POZWALAM NA TO!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńLeon jedyny odpowiedzialny :3
Biedna Lu sama nie wie co ma teraz myśleć :(
Marco jeszcze wykorzysta Fran :c czemu ona tak łatwo ufa ludziom :(
Kocham ♡
~care~
Spokojnie, nikt nie wykorzysta Francesci ^^
UsuńChcę next. Teraz!
OdpowiedzUsuńPS Sory że tak dużo pytań mam do bohaterów. Ale wybaczysz? ;-)
Oczywiście, że wybacze <3
UsuńFederico to musi zainwestowac w melise XD
OdpowiedzUsuńhahah albo cos na uspokojenie
idealny
info: na ruggchi-w-serduszku.blogspot.com pojawił sie prolog ♥
Besos, Mechiśka ♥
Wiem, już skomentowałam nawet xd
UsuńMisia! Rozdział namber łan! <3
OdpowiedzUsuńJuż lece zerknąć kochana <3
UsuńNie podoba mi się to,
OdpowiedzUsuńże Marco jest tak blisko z Fran!
Lary akurat nienawidzę,
ale uważam,
że każdy zasługuje na szczerość!
Lu, rozumiem, że byłaś pijana,
ale zraniłaś Fede ♥!!!
Leon jedyny mądry!♥
LOVE, LUST, FIGHT, DREAMS.
Te słowa idealnie pasują
do historii. Pozdrawiam ♥*
Zapraszam do mnie
Olu, zmieniłam wygląd strony,
liczę też, że zadasz pytanie
któremuś z bohaterów:
http://amor-en-el-aireblogspot.blogspot.com/
Lecę ♣
Oczywiście, że wpadne :)
UsuńRozdział cudowny
OdpowiedzUsuńNie wiem co jest, ale ostatnio mam tak mało czasu i nawet krótkiego sensownego komentarza nie nie potrafię ;-;
Szkoda mi Federico, ale trochę zbyt gwałtownie zareagował, jednak zawsze stanę za nim murem, choćby nie wiem co to kiedyś obiecałam sobie, że czytając twojego bloga, choćby nie wiem co Federico zrobił w rozdziale to i tak będę zanim i będę szukać pozytywów.... Tylko czemu ? Czemu wyjechać :( (choć robi się ciekawie smutno )
Teraz diego
Dobrze mu tak, zasłużył, szkoda mi go tylko minimalnie, ale to dlatego, że biorę stronę Federa ( odeszłam od tematu), tylko że jednak leży w szpitalu, czyli nie jest za dobrze.....
Czyżby początek Marcessci ? Jupi, ale jednak Diego to głupek ,nie widzi, że Fraqn go kocha/kochała.....
Pozdrawiam Emi :*
Dziękuje <3
UsuńMegaa rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :*
Dziękuje <3
UsuńBędzie dzisiaj rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy rozdzial?
OdpowiedzUsuńMoje! !!♥!
OdpowiedzUsuńR
OdpowiedzUsuńO
UsuńZ
UsuńI
UsuńA
UsuńŁ
UsuńM
UsuńE
UsuńG
UsuńA
UsuńRozdział mega !!!!!!!!!!
UsuńNie możesz wyjechać Fede!!!
A diego niech zginie
Nie mogłaś napisać tego wszystkiego w jednym komie?
UsuńRozdzial bedzie dzis???
UsuńJutro :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWrócę <3
OdpowiedzUsuńMagic Rose
Wspaniały rozdział :) Z wielką chęcią go przeczytałam.
OdpowiedzUsuńFede zamierza wyjechać, oby to się nie stało, bo chcę Fedemile :)
Zaskoczyła mnie również postawa Fran, w ogóle nie przejęła się stanem Diego.
Czekam z niecierpliwością na next, pozdrawiam =)
Dziękuje <3
UsuńKiedy rozdzial?
OdpowiedzUsuń