Menu:

niedziela, 26 kwietnia 2015

Chapter 28


~Violetta~

Jest mi przeraźliwie przykro po tym jak potraktował mnie Leon. Niby mogła się spodziewać takiej reakcji. Przecież powrót majora Pasquarelli’ego nie zdarza się codziennie, tym bardziej, że ów major nie odezwał się słowem do swojego najlepszego przyjaciela przez dwanaście pieprzonych lat cierpienia. Nie wiem jakbym ja zareagowała w takiej sytuacji, ale to nie powód żeby od razu się na mnie drzeć i bezpodstawnie wyrzucać z siebie złość na Federico. Łzy płyną bezwiednie po moich policzkach, ale tak naprawdę nie wiem dlaczego płaczę. W końcu wiem, że on popadł w depresję i to wszystko wróciło po informacji, że on wrócił. Już był tak blisko powrotu do zupełnej normalności, zmniejszył dzienne dawki przyjmowanych leków o prawie połowę i był na dobrej drodze do odstawienia jednego z typów prochów. Ocieram słone krople wierzchem dłoni i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Zapuchnięte oczy. Rozmazany tusz do rzęs. Roztrzepane włosy. Warga zakrwawiona od przygryzania ze zdenerwowania. Nie wiem czy bardziej czuję się urażona czy zmartwiona o obecne położenie Leona. Natlok myśli przytłacza mnie od środka, już nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Drżącymi rękoma wyciągam z szafki kieliszek i czystą wódę. Potrzebuję szybkiego i skutecznego zabicia tego co teraz czuję chociaż nie do końca rozumiem czym to coś może być. Siadam na barowym krześle przy blacie kuchennym. Nalewam sobie pierwszy kieliszek i niepewnie wypijam jego zawartość. Po drugim zaczynam się odrobinę rozluźniać, a po jeszcze jednym odpuszczam sobie kieliszki. Zagryzam co jakiś czas ogórki żeby się nie zerzygać, ale i tak nie jestem pewna czy to w ogóle pomaga. Mdli mnie tak odrobinkę. Tak tylko troszeczkę. Piję jeszcze porządny łyk i przenoszę się na kanapę. Nieudolnie odstawiam butelkę z trunkiem na stolik, a przynajmniej tak mi się wydaje. Słyszę cichy brzdęk tłuczonego szkła. Dziwi nie dlaczego to wszystko się dzieje. Po chwili jednak odpływam i śpię jak zabita. W głowie mam tylko jedną myśl: babeczki z białą czekoladą i malinami się zjarały.

~Francesca~

W ostatniej chwili zmieniają się moje plany na dzisiejszy dzień. Dzwoni do mnie zbyt miły jak na mój gust mężczyzna, ale co mogę na to poradzić. Jak mi takiego dali to nie mam już wyboru. Spokojnie, nie zdradzam Marco. Akurat to nie w moim stylu. Ów gość nazywa się Luigi Garafola, jest po pięćdziesiątce i ma przeprowadzić ze mną rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko nauczycielki języka włoskiego w szkółce dla dorosłych. Zapisują się tam ludzie mniej więcej między 25 a 60 rokiem życia i chcą zmienić coś w sobie. Stwierdzają, że muszą zrobić coś dla siebie i płacą za to grubą forsę. Na tym stanowisku, w tej konkretnej firmie zarabia się o wiele więcej niż normalnie, więc nie mają wyjścia. Muszą mnie przyjąć. Szybkim krokiem wsiadam do swojego samochodu i udaję się do kawiarenki na obrzeżach Londynu. Wiecie, ten neutralny grunt do rozmowy. Po ponad pół godzinie stania w korkach i trąbieniu na nieudaczników, którzy nie wiem jakim cudem dostali prawo jazdy, docieram do celu. Już przez duże okna kawiarni rozpoznaję Luigiego. Wygląda starzej niż myślałam, ma na sobie szary garnitur, szarą koszulę i prawie tak samo szary krawat. Jedynie wyraźny blond włosów dziwnie kontrastuje z całością. Pewnie się farbuje. Wchodzę do środka, a mężczyzna momentalnie się uśmiecha. Już wiem, że pracę mam w kieszeni. Wystarczy tylko pozgrywać przykładną nauczycielkę z kilkuletnim stażem. Garafola nadzwyczaj kulturalnie odsuwa mi krzesło i proponuje złożenie zamówienia. 
- Panno Francesco, jeżeli mogę tak mówić – patrzy na mnie pytająco, a ja lekko kiwam głową na znak zgody – chciałbym zadać pani kilka standardowych pytań i parę nadprogramowych abyśmy w razie przyjęcia panienki do firmy mogli przydzielić do pani odpowiednie grupy wiekowe i z preferencjami nauki języka w danym obszarze życia. Jak już pani wie, panno Francesco, zajęcia w naszej szkole odbywają się w trzech tak zwanych rzutach; wieczorowym, weekendowym i dziennym dla osób niepracujących, ale nie o tym teraz mowa – przerywa na chwilę wypowiedź by napić się wody, która chwilę temu przyniosła kelnerka. Prostuję się na krześle i uśmiecham się profesjonalnie. W końcu trzeba dobrze wypaść. 
- Może zaczniemy od prostych pytań. Jakie jest pani doświadczenie w nauce języka włoskiego? 
- Od kilku lat uczę młodzież szkolną. Wszyscy moi uczniowie osiągają wysokie wyniki w nauce tego języka bez potrzeby korzystania z dodatkowych korepetycji. Dodatkowo jestem z pochodzenia Włoszką, co daje mi możliwość bezproblemowego przekazywania swojej wiedzy na każdym poziomie nauczania – jeżeli każde pytanie będzie tak proste, to na pewno dostanę tę robotę. Mężczyzna zadaje mi jeszcze kilka rutynowych pytań po czym stwierdza:
- Na koniec jeszcze dwadzieścia minut konwersacji po włosku i będzie panienka wolna. Odpowiedź postaramy się przekazać telefonicznie lub mailowo jeszcze dzisiaj.
Rzeczywiście rozmawiamy jeszcze chwilę i wychodzę z kawiarni. Wsiadam do samochodu i odjeżdżam stronę szkoły. Trzeba trochę pomęczyć te nieuki. Znowu korki – norma, w końcu to centrum stolicy Anglii. Ostatecznie docieram 10 minut przed czasem, bo jak to ja wyliczyłam wszystkie możliwości żeby tylko wszystko grało. Nagle rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Marco nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na rozmowę ze mną.
- Co tam skarbie? – pytam siląc się na milutki głos.
- Wszystko dobrze. Chciałem tylko powiedzieć, że będę dzisiaj później w domu, bo... – nie słucham go przez chwileczkę bo odczytuję sms-a, który właśnie do mnie przyszedł. Zaczynam piszczeć do słuchawki jak jakaś głupia.
- Fran? Co się dzieje? – Marco bardzo się niepokoi, a ja nie mogę się uspokoić. Dawno się tak strasznie nie cieszyłam. – Fran? Wszystko w porządku?
-Przyjęli mnie. Zaczynam od jutra.

~Leon~

  Siedzę w taksówce, która zawozi mnie i Federico do mojego domu. Nie rozmawialiśmy ze sobą, po prostu Pasquarelli wziął swój bagaż, wpakował go do taksówki i wsiadł. Nie zapytał nawet o pozwolenie na mieszkanie u mnie. Z jednej strony mam go ochotę zabić, ale z drugiej strony ciesze się, że ten pajac żyje. 
- Dziękuje - włoch odwraca głowę w moim kierunku i delikatnie się uśmiecha - Gdyby nie ty, zostałbym sam
- Spoko - staram się przyjąć lekceważącą postawę. Nie chce, żeby zobaczył, że jego powrót sprawia mi choćby minimalną radość. 
- Co robiłeś przez te dwanaście lat ? - pyta mnie jakby nigdy nic. Robi mi się nie dobrze. Do moich oczu napływają łzy, a przez serce przechodzi przeszywający ból. 
- W sumie nic takiego. Mam sieć restauracji i wziąłem ślub, na którym Cię kurwa nie było - jestem oschły i taki mam zamiar być do póki nie usłyszę tego, czego od niego oczekuje. 
- Z Violettą? 
- Nie kurwa z Ludmilą
  Włoch głośno wciąga powietrze i spuszcza głowę w dół. Czyżbym uderzył w jego słaby punkt? 
- W takim razie życze wam szczęścia
- Pojebało cię? Z Violettą wzieliśmy ślub sześć lat temu 
- To cudownie, a co u Lud...Ludmily? - wypowiada jej imię z niebywałym trudem, a w jego oczach kryje się ciekawość. I co ja mam mu teraz powiedzieć? 
- Nie wiem co u niej. W sumie ostatni raz rozmawiałem z nią na zakończeniu roku. Viola miała z nią jakiś kontakt przez jakiś czas, ale potem jakoś tak wyszło, że zakończyły przyjaźń. Ostatnio widziałem ją z Diego w restauracji. A co u Ciebie? - niechciałem zadawać mu tego pytania, bo doskonale znam odpowiedź. Jednak widząc ból w jego oczach kiedy mówiłem mu o Lu i Diego po prostu musiałem. 
- U mnie dobrze. Byłem w wojsku, odniosłem w nim sukcesy i wydoroślałem
- Wow, no ja jestem w szoku . Niespodziewałem się tego po tobie 🐰
 Obydwoje wybuchamy śmiechem. Kurwa przed chwilą chciałem go zabić, a teraz się z nim śmieje. No ja pierdole. 
- Jesteś na mnie zły Leon?
- Nie no co ty kurwa, przez dwanaście lat skakałem z radości, że nie muszę widzieć twojej głupiej, włoskiej mordy
Federico odetchnął z ulgą, czy on do cholery jasnej nie usłyszał sarkazmu w moim głosie? 
- Już myślałem, że bedziesz wściekły
-Jestem wściekły- podnoszę ton głosu i kieruje wzrok na jego twarz - Jestem wkurwiony Federico
- Przepraszam... ale musiałem wyjechać. Chyba mnie rozumiesz prawda? 
Próbuje być na niego zły, ale nie potrafie długo się na niego gniewać. Tęskniłem za tym debilem i bardzo mi go brakowało. Jednak zranił mnie i nie wiem czy potrafiłbym mu znowu zaufać. Czy dałbym rade znowu być z nim tak blisko? 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A o to rozdzialik <3 
Jesteście ciekawi co dalej? 
Jeszcze dwanaście rozdziałów i koniec :( 

Pozdrawiamy Ola i Mar <3 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Chapter 27


~Diego~

Po tej nie najprzyjemniejszej wizycie w restauracji już w trochę lepszych humorach pojechaliśmy do domu Ludmi. Teraz siedzę na moim cudownym, "kochanym" wózeczku inwalidzkim, a Ferro zmienia pościel w pokoju gościnnym. Szczerze to chciałbym kiedykolwiek mieć taki dom jak ona. Nieźle się dorobiła na tej polityce kiedy ja dochodziłem do siebie, ale nie o tym teraz. Lu kończy ogarniać dla mnie łóżko i zaczynamy wypakowywać moje szpargały. Nie ma tego zbyt dużo, w końcu ostatnie lata spędziłem w szpitalu, a tam do minimalnego szczęścia dużo nie potrzeba. Niedbale wrzucam ciuchy do szafy, ale nie mogę na spokojnie tego skończyć. Moja przyjaciółka jednym sprawnym ruchem wygarnia wszystko na podłogę i dzieli na stertki. Patrzę na nią jak wryty, co ona robi? Nagle zatrzymuje się.
- Co się jopisz? U mnie nie masz taryfy ulgowej Diegito. Wszystko ma być elegancko wypracowane, nawet ciuchy na półce. Może i w łóżku lubię szaleństwo, ale w mieszkaniu ma być schludnie – uśmiecha się, już wiem że to nie było na mega poważnie. – A teraz tak na serio pomóż mi. Zaczniemy od spodni. Idziemy zgodnie ze schematem: ty podajesz, ja składam i wkładam do szafy. Ok?
Kiwam delikatnie głową. W końcu nie mam wyjścia. Pracujemy jeszcze jakiś czas, gdy przerywam nasze odpałowe zachowania.
- Ludmi, wiem że to nie mój dom i w ogóle, ale mam dla ciebie rozkaz – dziewczyna unosi brew w pytającym geście. – Idź spać, bo ziewasz jak jakiś ziewajec czy coś, a chyba pani minister nie wypada przyjść do pracy z worami pod oczami. Jakby to wyglądało w mediach? – oboje śmiejemy się do upadłego, jednak po chwili Ferro siada na podłodze, biorąc głęboki wdech i ocierając łzy – oczywiście te, które popłynęły ze śmiechu.
- Teraz to na serio idę się położyć. Dasz sobie radę? Jedzenie jest w lodówce, naczynia w szafkach. Możemy się rano nie zobaczyć, więc od razu mówię.
- Tak, dam radę, a teraz leć bo jeszcze jutro nie wstaniesz – uśmiechamy się do siebie delikatnie po czym Lu wychodzi. Zostaję sam. Idę się szybko ogarnąć i tak jak moja przyjaciółka kładę się spać. Jak na mnie w ostatnim czasie to był mega ekstremalnie wyczerpujący dzień. Zasypiam i zaraz się budzę. Serio. Mam wrażenie, że spałem maks 5 minut, ale za oknem jest już rano. Nieporęcznie gramolę się na wózek i sprawnym ruchem wyjeżdżam z pokoju. 
- Ludmila? – krzyczę na całe gardło. Pewnie już wyszła, bo odpowiada mi głucha cisza. Nagle do salonu wbiega Ludmi, zgarniając potrzebne rzeczy.
- Ja już wychodzę. Widzimy się później, co? Nie masz wyjścia. Jakby coś się działo to dzwoń, tylko nie wtedy kiedy mam spotkanie – rzuca mi blady uśmiech.
- A kiedy masz spotkanie?
 - Nie wiem. Zobaczy się. Kiedyś na pewno – całuje mnie w polik na pożegnanie i wybiega z domu. Nie ma to jak mieć panią polityk za przyjaciółkę. Dobra. Trzeba się zająć sobą. Kieruję się do kuchni i wybieram jakieś składniki, które jestem w stanie sięgnąć. Nagle ktoś puka do drzwi. Super, nie powiem że nie. W najszybszym tempie jakie się da jadę otworzyć. Otwieram drzwi frontowe, ale nikogo nie ma... Serio? Ktoś robi obie ze mnie bekę, ale nie. Na wycieraczce leży ogromny bukiet czerwonych róż. Podnoszę go, a pośród kwiatów odnajduję karteczkę z wykaligrafowanym wierszykiem:

Wiele kilometrów, tak daleko od siebie...
tak trudno powiedzieć dowidzenia, 
kiedy serce co innego podpowiada.
Każdy sen czasami się kończy, 
kiedy niczego już nie da się skleić na nowo.
Jednak czy prawdziwa miłość może przeminąć, 
zgasnąć niczym płomień świecy...
umrzeć śmiercią naturalną...
czy można o niej zapomnieć,
 kiedy serce nie chce zapominać...
Choć tak daleko od siebie, wciąż blisko
i żadna chwila nie chce odejść w zapomniane.
Twój F.P.

Szybko zamykam drzwi i podejmuję zupełnie spontaniczną decyzję. Muszę chronić Ludmilę. Nie pozwolę mu jej skrzywdzić. Nie tym razem. Wrzucam bukiet razem z bilecikiem do kominka i zapalam go. Patrzę jak gorące płomienie trawią jedyny dowód tego, że on jeszcze w ogóle żyje i pewnie ją kocha. 

~Leon~

-Mógłby pan powtórzyć? - pytam czarnoskórego Komandora stojącego w moich drzwiach. Wieści, które przekazał mi przed chwilą jeszcze do mnie nie dotarły. 
- Oczywiście. Pana przyjaciel Major Pasquarelli został postrzelony na misji. To nic poważnego, zaledwie strzał w prawe ramię. Jednak prosiłbym pana, o zajęcie się nim. Na początku szukaliśmy jakiejkolwiek rodziny Majora, niestety nikogo nie znaleźliśmy. Pan Pasquarelli jako jedyną rodzine podał pana, panie Verdas. 
- I całe zakichane dwanaście lat siedział sobie w wojsku, tak ? - pytam, nadal nie dowierzając w słowa, które wydobyby się z ust pana Caprio.
- Tak, dwanaście lat. Do przejścia na emeryture zostały mu trzy lata, ale ze względu na jego oddanie ojczyźnie i dzielną walkę na terytorium nie przyjaciela, rada wyższa postanowiła zwolnić go z obowiązku tych trzech lat i oznaczyć jego dokonania w najbliższym czasie. 
- I ja mam się nim zająć? 
- Tak. Major znajduje się w szpitalu świętego Tomasza na ulicy Westminster Bridge Road, London SE1 7EH. Ma pan jeszcze jakieś pytania ? 
 Kiwam przecząco głową. Nie wiem zrobić, jak się zachować i co powiedzieć.
- Federico jest straszliwie zawziętym, młodym człowiekiem. Popełnił w swoim życiu kilka błędów. Zostawił tych, których zostawiać nie powinien. Myśle, że jego powrót, zmieni bardzo dużo rzeczy w życiu waszej dwójki. On naprawdę żałuje tego co zrobił. Tego, że zostawił Ciebie i zostawił ją. Bardzo dużo z nim rozmawiałem i wiem, że za wszelką cene chciałby cofnąć czas i odzyskać was wszystkich. 
- Nie sądzi pan, że jest o jakieś dwanaście lat na to za późno? 
  Mój rozmówca głośno wzdycha, po czym rozpina dwa górne guziki swojej kamizelki. 
- Wydaje mi się, że jest pan dla niego niesprawiedliwy. On naprawdę cierpiał. Po całym tym niefortunnym zdarzeniu, był na tyle zdesperowany, że wstąpił do armii. 
- To go nieusprawiedliwia - jestem nieugięty - A poza tym wydaje mi się, że wyjaśnienia z całej tek sytuacji zrelacjonować powinien mi Federico, a nie pan. Nie wiem czy będę chciał się nim zajmować. Może tak jak on odpuszczę sobie i zostawie go samego? 
- Zrobi pan to co będzie uważał za słuszne. Na mnie już pora. Miłego dnia i żegnam. Radziłbym tylko przemyślec sobie kilka spraw. 
- Jeżeli będę potrzebował rad to wykupie sobie karnet u psychologa. Żegnam ! 
  Zatrzaskuje drzwi i daje upust swoim emocją. Wyjechał, zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia i nagle z dnia na dzień, po kilku latach cierpienia postanowił sobie wrócić. A co gorsza, każe mi się sobą opiekować. Czuje się jak w jednej z tych beznadziejnych hiszpańskich telenoweli, w których przez jakieś głupie zdarzenie cały świat głównego bohatera wywraca się do góry nogami. 
- Kochanie, coś się stało? - głos Violetty, wyrywa mnie ze świata własnych myśli. 
- Federico wrócił 
 Violetta zamiera. Patrzę na nią i stawiam niepewny krok w jej kierunku. Jest w szoku, ja też byłem. Do póki nie dowiedziałem się, że wrócił dla mnie, bo musiał
- Ale jak to? Żartujesz prawda?
- Nie. Przed chwilą był tu jakiś komandor i zawiadomił mnie, że Federico jest w Londynie
- Dlaczego komandor?
- Ponieważ Major Pasquarelli został postrzelony na misji... rozumiesz? On cały ten czas był w wojsku.
- Postrzelony? - moja dziewczyna wydaje się być przerażona, w sumie wcale jej się nie dziwie. Dla mnie to też jest nowość
- Nic mu nie jest, ale mam się nim zaopiekować. Rozumiesz? Jak on może robić mi to po tych wszystkich latach? W wojsku... w wojsku... w wojsku. No ja pierdole w wojsku - podchodzę do szklanego stolika na środku salonu i jednym kopnięciem rozwalam go. Szkło rozsypuje się po całym pokoju. Ogromna złość przeszywa moje całe ciało, rujnując mnie od środka. Znowu czuje to co wtedy. Znowu wszystko się sypie.
- Leon, proszę uspokój się. Błagam - Violetta podchodzi do mnie i delikatnie kładzie swoją rękę na moim ramieniu, niestety złość jest silniejsza.
- Nie Kurwa, słyszysz! Nie uspokoje się kurwa ! Bo jestem wkurwiony i pierdole to czego ty kurwa chcesz. Wypierdalaj stąd słyszysz? Nie chce Cię kurwa widzieć.
- Ale Leon...
- Co Leon? No co kurwa Leon? Nie rozumiesz co do Ciebie mówię? Jesteś kurwa głucha?
  Violetta patrzy mi głęboko w oczy, jest roztrzęsiona. Pierwsza łza spływa z jej oka, zostawiając czarny, mokry ślad za sobą. Może i przesadzam, może i jestem beszczelnym chujem, ale w tym momencie mam to w dupie. Nie chcę jej widzieć, nie chce widzieć nikogo. Mam ochotę upić się i mieć wyjebane w cały świat. Niestety, nie mogę. Muszę, wsiąść w mój pierdolony samochód i pojechać, do tego włoskiego dupka.
- Naprawdę chcesz, żebym wyszła?
- Nie musisz wychodzić, bo to ja kurwa sobie idę
 Omijam zapłakaną Violettę i kieruje się do wyjścia, jej łzy sprawiają mi ból, jednak na razie, ani trochę mnie to nie wzrusza. Wychodzę z domu, kolejny raz trzaskając drzwiami.
Wiem, nie zachowuje się jak kochający mąż, ale moje zachowanie powinno być usprawiedliwione. W każdym razie Violetta na pewno to zrozumie, zresztą jak zawsze, kiedy zdarza mi się taka sytuacja.
Powolnym krokiem udaje się na przystanek, sprawdzam godzinę na timetables i uznaje, że wole udać się na piechotę.
  Po drodzę mijam różnych ludzi. Szczęśliwych zakochanców, ponurych buraków z teczkami w ręku i na pozór normalnych mieszkańców Londynu, nie wyróżniających się niczym specjalnym. Cholera, jak bardzo pragnąłbym być jednym z nich. Walić pieniądze, które mam. Walić sieć restauracji, w których dorobie się majątku. Walić mój "szczęśliwy" związek małżeński z Violettą. Oddałbym to wszystko za jeden dzień, bez tych wszystkich cholernych problemów.
 Droga mija mi na tyle szybko, że nie zauważam nawet kiedy doszedłem do małego pomieszenia w szpitalu z napisem "RECEPCJA", w którym przez starszą, miłą panią zostaje skierowany do pokoju numer 34 na drugim piętrzę. Cholera, nienawidzę szpitali.
Gdy wkońcu udaje mi się odnaleść salę z przydzielonym numerem, to zatrzymuje się przed nimi. Nie wiem czy chce tam wejść. Nie wiem czy chcę go widzieć. Nie wiem czy powinienem dawać mu kolejną szansę.
- Witaj Leon - Ten głos. To jego głos.Stoi za mną. Napięcie odwracam się, a moim oczom ukazuje się ON. Cały i zdrowy.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Przyjacielu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Witajcie <3
Mam nadzieje, że rozdział spodoba wam się choć trochę <3
Życzcie mi powodzenia na egzaminie, który pisać będę we wtorek (Masakra XD ) i zostawiajcie opinie, jeżeli myślicie, że coś źle robimy <3

A tak.wgl ZAPRASZAM was na mojego tumblra

Loveruggero.tumblr.com.  <3
Pozdrawiają Ola i Mar <3 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Chapter 26




~Ludmila~

Ostatnia rozmowa z Diego upewniła mnie, że tylko marnuję czas spotykając się z Rayan’em. Może i jest przystojnym Włochem, ale nie jest dla mnie tylko dla grzecznych, miłych dziewczynek z delikatnym charakterem. Osobiście potrzebuję faceta z jajami w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chcę marnować już czasu, więc umówiłam się z Rayan’em w jednej z kawiarni w centrum. Taki neutralny grunt. Specjalnie przychodzę wcześniej żeby na wstępie wypić kawę i najeść się ciasta. Zrywanie z chłopakiem podczas obżerania się nie jest najlepszym pomysłem. Siadam i zamawiam pyszności. Akurat gdy je kończę wchodzi mój prawie ex. Macham do niego z udawanym uśmiechem. Trzeba zachować jakieś pozory, ale nie chcę zachowywać się jak najgorsza świnia więc szybko zmieniam minę na „urzędową”. 
- Hej skarbie. Co tam u ciebie? – dlaczego on o to pyta? Do tego całuje mnie w policzek. Odsuwam się delikatnie. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka dni temu pieprzyłam się z nim, czytaj: kochałam, bo w jego wykonaniu nie mogę tego nawet nazwać porządnym seksem. 
- Mam do ciebie ważną sprawę. Nie bierz tego do siebie, ale muszę z tobą zerwać. Powinieneś znaleźć sobie kobietę, która doceni cię pod każdym względem. Ja nie jestem w stanie dać ci tego na co zasługujesz – wyduszam to z siebie. Rayan ma jakąś dziwną minę, ale na to już nie zaradzę.
- Masz innego? Nie wystarczałem ci – dlaczego on wszystko musi utrudniać? No i co mam mu powiedzieć? Tak, nie wystarczałeś mi. Potrzebują kogoś ostrego w łóżku z dużym penisem, a niestety ty zostałeś obdarzony małym sprzętem i jeszcze mniejszymi umiejętnościami. No chyba nie?
- Nie, nie mam nikogo innego. Zwyczajnie nie chcę ciągnąć związku, który kiedyś i tak musiałby się zakończyć. Przepraszam, ale nie widzę cię na stałe w moim życiu. Jeżeli pozwolisz to ja już pójdę. Trochę mi się spieszy – Rayan kiwa delikatnie głową, że mogę iść. Szybko stamtąd wychodzę i kieruję się do parku. Nie jestem z nikim umówiona, ale nie jestem też w stanie dłużej tam siedzieć. Spaceruję dobre 15 minut. Ostatecznie kieruję się do szpitala. Może chociaż tam usłyszę pozytywne wieści. Na samym wejściu wpadam na lekarza Diego. Zaprasza mnie do gabinetu, szczelnie zamykając drzwi.
- Panno Ferro, pewnie słyszała pani już o tym, że ma pani zająć się panem Hernandezem – tu się na chwilę wyłączam. Oprócz lekarzy zwrotu per pan używała tylko nasza matematyczka z collegu, a z nią wiązały się szczególne wspomnienia „Panno Ferro, tablica znajduje się po drugiej stronie klasy. Wiem, że pan Pasquarelli jest ciekawszym okazem, ale to możesz załatwić po lekcjach” „Ferro, musi się panienka zastanowić, albo Hernandez, albo Pasquarelli. To nie baseball żeby zaliczać wszystkie bazy”.
- Przeprasza. Zamyśliłam się. Mógłby pan powtórzyć – doktorek uśmiecha się z miną „Wpadłaś jak śliwka w kompot”.
- Tak, oczywiście. Już mówię. Przydzieliłem panią jako opiekunkę pana Hernandeza, ale to już pani wie po rozmowie z samym zainteresowanym. Może pani zabrać go ze szpitala już dziś. Powinien być pani wdzięczny, panno Ferro za takie wsparcie.
- Z pewnością jest, ale jeżeli można to poszłabym już zabrać Diego. Myślę, że niedługo zajmie nam zapakowanie wszystkiego. Dziękuję za pomoc. Nie wiem jak się panu odwdzięczę –wychodzę, a w sumie wybiegam z gabinetu. Po trzech sekundach jestem już na drugim piętrze przy łóżku Hernandeza. Całuję go w policzek na powitanie i siadam na skraju „posłania”. 
- Co ty taka wesoła, co?
- Zabieram cię z tego strasznego szpitala już dzisiaj. Zaraz wszystko zapakujemy, pomogę ci znieść te nieliczne szpargały i wprowadzasz się do mnie. Naszykuję ci super pokój, będziesz miał mega wygodnie. Na parterze żebyś dał radę z tym wózkiem, był w miarę samodzielny – gadam jak najęta. Sama nawet nie wiem dlaczego. Nagle łzy zaczynają płynąć mi z oczu potokami. Diego przytula mnie i głaszcze pogłowie.
- Zerwałaś z nim? – delikatnie kiwam głową na „tak” – Ale nie o to chodzi, prawda?
Odpowiedź znowu jest twierdząca. Jak on mnie dobrze zna. Jestem na siebie wściekła. Kiedy stałam się taka przewidywalna? Energicznie ocieram łzy, głośno przełykam ślinę i staję na środku niewielkiego pokoju.
- Pani minister nie wypada tak płakać za jakimś samcem alfa, co? Idę ogarnąć makijaż i włosy, a jak wrócę to chociaż część rzeczy ma być spakowana – nie oglądając się wychodzę z pokoju. Po poprawieniu mojej twarzyczki wracam do Diego. Nie spodziewałam się tego, ale do zapakowania zostały tylko ostatnie drobiazgi jak szczoteczka do zębów. Uśmiecham się szeroko.
- Mam propozycję. Zanim pojedziemy do mnie, zabiorę cię do jakiejś knajpki. Nie mam nastroju na gotowanie i przypalanie patelni jak za dawnych czasów – moja pierwsza myśl „gdy Fede nas zobaczył był zazdrosny” – więc wszamiemy coś na mieście, a potem zrobimy jakieś zakupy. Pasuje?
- Jak dotransportujesz mnie wszędzie na tym debilnym wózku to z taką przyjaciółką mogę iść na koniec świata – Diego pokazuje rząd swoich równych zębów. Po kilkudziesięciu minutach, walce z windą i ochroną szpitala docieramy do mojej ulubionej restauracjo-kawiarni. Zmierzamy do stolika przy oknie gdy w połowie drogi mijamy Leona z Violettą. Nie widzieliśmy się już dobre parę lat, ale nie zmienili się. Cała nasza czwórka ignoruje się wręcz z pasją. Ani oni, ani ja nie mamy zamiaru się odezwać. Odchodzimy w dwie różne strony, siadając przy stolikach w dwóch różnych końcach sali.

~Leon~

Czuje się jak najgorszy człowiek na świecie, jak podła świnia nie godna swojego żywotu. Olałem go. Tak po prostu przeszedłem obok, udając
 że nie poznaje twarzy, która kiedyś znaczyła dla mnie tak wiele. Jednak, on też nie zareagowal entuzjazmem na mój widok. Zresztą nie mogę mu się dziwić. To ja pozwoliłem na zmarnowanie naszej przyjaźni. Oddaliliśmy się od siebie, a ja nawet nie zauważyłem kiedy. Czy to nie zabawne, że prawdziwe uczucia budować możemy latami, ale wystarczy nam chwila na stracenie tego co zbudowaliśmy? Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Widziałem go z Ludmilą, o dziwo nie tęsknie za nią, nasza znajomość nie trwała długo, ale naprawdę ją lubiłem, była ważna dla niego...dla nich. Obydwoje kochali ją jak głupi. Pokłócili się przez nią, zmarnowali przyjaźń i spieprzyli to co mieli. Przez osobę, która mówiąc szczerze bawiła się nimi na każdym kroku. Wiedziała, że Fede jest zazdrosny, na pewno widziała tą cholerną nutkę zazdrości w jego spojrzeniu. Mimo to, kręciła się przy Diego. Najpierw jeden, potem drugi... prała im mózgi z gównem. Och ! Kiedyś myślałem, że ona i Federico byliby cudowną parą. Cholera ! Idealną parą. Myślałem, że Diego wpieprza się tam, gdzie nie powinien. Myliłem się. Kurwa, ja tak bardzo się myliłem ! Pozwalałem, aby robiła z ich życiem coś paskudnego. Jestem na siebie wściekły. Przy naszym "spotkaniu" poczułem niecodzienny szok, który wzbudził wózek inwalidzki. Co musiało się stać, aby skończył w tak okrutny sposób? Kto mu to zrobił? 
Jedyna sytucja z jego życia, która mogłaby spowodobać, tak wielkie uszkodzenie to pobicie przez Federico, ale to nie możliwe. Pasquarelli był moim... jest moim najlepszym przyjacielem i nikomu nie zrobiłby tak dużej krzywdy. Na pewno nie ! 
- Kochanie, co robisz? - głos Violetty rozległ się niespodziewanie po pomieszczeniu. 
 Wrzasnąłem, podskoczyłem jak oparzony i obróciłem się w miejscu. Ujrzałem szczupłą, damską sylwetkę w drzwiach naszej sypialni. 
- Przepraszam, przestraszyłam Cię ? - zapytala mnie tym swoim anielskm głosem, który jako jedyny potrafi ukoić moje serce. 
- Nie, tylko tak po prostu lubie sobie czasem bez najmniejszego powodu pokrzyczeć - odpowiadam jej z ironicznym uśmiechem, na swojej wielce przystojnej twarzy
- Czyżbym słyszała sarkazm w twoim głosie? 
- Nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz kobieto ! - moja ukochana wybucha śmiechem, po czym podchodzi do mnie i siada mi na kolanach.
- Kocham Cię, Leon
- Wiem o tym. Jestem tak w chuj zajebisty, że musisz mnie kochać. Jestem najlepszym co mogło spotkać twój zapchlony tyłeczek. Jestem Bogiem, nałogiem, klejnotem...
- Nie napierdalaj do mnie tym dziwnym hip-hopem skarbie 
- Staram się być romantykiem, a ty nie doceniasz moich starań - krzyżuje ręcę na piersiach i udaje obrażonego. To zawsze na nią działa.
- No nie udawaj obrażonego. Twoje zdolności aktorskie są tak samo do dupy, jak twój autorski przepis na lody... o smaku chleba
- Moje lody byłyby hitem, tego lata 
- Taaa... chyba kurwa w chlebolandi. 
Nie dąsaj się złotko tylko daj mi całuska - szatynka nachyla się do mnie, a ja odwracam twarz w zupełnie innym kierunku. Czyżby dziesięć lat związku ze mną jej niczego nie nauczyły? - nie dasz mi? 
- Jedyną osobą w naszym związku, która "coś daje" jesteś ty Vilu - poruszam zabawnie brwiami - A jeżeli sama to proponujesz, to możemy od razu wziąść się do rzeczy 
- Zboczeniec ! 
- Twój zboczeniec 
- Tylko mój 
 Delikatnie przymykam powieki, kątem oka dostrzegam, że Viola robi to samo. Gdy już mamy się pocałować, przerywa nam dzwonek do drzwi. No kurwa mać ! 
- Kto idzie otworzyć? - pytam mając nadzieje, że jakimś cudem to ona zdeklaruje się zobaczyć kto postanowił nas odwiedzić. Tak bardzo, nie chce mi się wstawać ! 
- Gramy w "papier, kamień i nożyce" ? - Dobra 
 Po trzech przegranych z rzędu musiałem wstać z mojego jakże wygodnego krzesła i iść otworzyć te pieprzone drzwi. 
Po drugiej stronie wrot do mojego domu stoi czarnoskóry mężczyzna, około czterdziestki. Ma ciemne włosy, a jego dobrze zbudowane ciało ozdabia mundur. Jest wojskowym. Zazdroszczę mu. W dzieciństwie razem z Fede i Diego bawiliśmy się w żołnierzy. Zakładaliśmy na siebie czarne bluzki, spodnie moro i zgniło zielone czapki. W naszych rękach dzierżyliśmy zabawkowe karabiny AK-47. Uśmiecham się na to wspomnienie. Kiedyś było tak pięknie. 
- Dzień Dobry. Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Leonem Verdasem? - czarnoskóry zwraca się do mnie, wyrywając mnie tym samym z krainy własnych przemyśleń 
- Tak, to ja. 
- A więc nazywam się Robert Caprio. Komandor stopnia oficerskiego w naszej marynarce wojennej. W każdym razie pana przyjaciel Major Federico Pasquarelli, został ranny na jednej z misji. Pan jako jedyna rodzina podana przez niego musi...
  Nie słucham go. Tylko stoje w drzwiach jak największy idiota, a po mojej głowie rozlegają się echem dwa słowa: "Major" i "ranny".

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jesteśmy !
A więc tak prezentują się dalsze losów naszych bohaterów.
Mam nadzieje, że jest nieźle :)
I nie zanudziliście się na śmierć :(
Od teraz, przez dwa tygodnie
 ( ponieważ za dwa tygodnie, pisze egzamin i potem będę już wolna) będą tylko dwie perspektywy bohaterów w rozdziale :(
Przepraszam, ale nauka goni, a nie mogę też przemęczać Mar :(
Mam nadzieje, że zrozumiecie. <3


Pozdrawiamy Ola i Mar <3


wtorek, 7 kwietnia 2015

001 Zamówienie | One Shot Fedemila "Więź"

   

  Parring: Fedemila  
 Zamawiający: Pozytywnie Zakręcona



 Dwudziestogodzinna jazda z Santa Fe do Buenos Aires okazała się niewyobrażalną katorgą dla osiemnastoletniej Ludmily Ferro, która w połowie drogi postanowiła uciec od rodziny w udawaną drzemkę. 
- Witajcie w Buenos Aires, w mieście, które totalnie zniszczy moje życie towarzyskie - wymamrotała młodsza siostra dziewczyny, gdy przekroczyli granicę miasta.
- Dosyć, Violetta ! - uciął tata siedzący za kierownicą nowego BMW X6
- Ale czy ty nie rozumiesz, że niszczysz mi życie? Co to w ogóle za idiotyczny pomysł z tą przeprowadzką ? - powiedziała znacząco i bardziej złośliwie 
- Uznałem, że to będzie dobre dla naszej rodziny. Nowy samochód, nowe miejsce zamieszkania, nowe życie - wyjaśnił German Ferro - czasem zmiany są dobre, a po naszych ostatnich problemach, wolałbym nie wracać już do Santa Fe. Wiem, że dla was obu jest to trudne. Dla mnie ta sytuacja też nie jest łatwa, ale jesteśmy rodziną i damy sobie radę
- Eeeeeeech ! - zajęczała młodsza Ferro i kopnęła w siedzenie, dając w ten sposób upust swojemu niezadowoleniu. - Po prostu nie mogę tego zrozumieć. Wiem, śmierć mamy była dla nas traumatyczna, ale to nie daje Ci powodu, żeby odgradzać nas od ludzi, którzy w Santa Fe są dla nas ważni 
- Vilu przestań - poprosiła z ciężkim westchnieniem Ludmila, najwyraźniej zmęczona niekończącą się dyskusją na ten sam temat - wszyscy skorzystamy na tej zmianie, zobaczysz. Nie chodzi tylko o śmierć mamy. Studio On Beat to jedna z najlepszych szkół muzycznych w całej Argentynie, a wszyscy wiemy jak bardzo kochasz śpiewać 
- W Santa Fe też są szkoły muzyczne - Violetta nie zwykła dawać za wygraną. Była szatynką o wręcz idealnej figurze i zawsze dostawała to czego chciała. Dziewczyna miała brązowe oczy matki jej idealnie gładką cerę oraz pełne słońca spojrzenie, a także jej naturalnie opaloną skórę. Wydatne kości policzkowe sprawiały wrażenie idealnie wyrzeźbionych, a długie falowane włosy olśniewały ciepłym kolorem. Ludmila była najlepszym dowodem na to, że w każdej rodzinie znajdzie się jakieś brzydkie kaczątko. Dziewczyna żyła w przekonaniu, że w szpitalu musiała zajść pomyłka, w wyniku której po urodzeniu niewłaściwa rodzina zabrała ją do domu. Właśnie dlatego starała się nie przywiązywać szczególnej uwagi do swojego wyglądu. Bo niby czym miałaby się przejmować? Wąski podbródek, drobne zęby i blond włosy. Matowe, bez odrobiny połysku. Jej w pełni sprawne, brązowe oczy bardzo sceptycznie patrzyły na świat. Dla samej Ludmily wygląd nie miał jakiegokolwiek znaczenia, dla niej najważniejszy był jej talent wokalny. Nauczyciele muzyki zawsze wychwalali nieskazitelnie czysty głos, który wręcz hipnotyzował i wywoływał u słuchaczy niewymuszone wzruszenie. 
Nagle blondynka poczuła gwałtowne zatrzymanie samochodu, które wyrzuciło ją w przód.
- A więc witajcie w nowym domu




   - Posłuchajcie dziewczynki potrzebowaliśmy nowego wyzwania. Santa Fe mocno trzymało nas w swoich szponach. Nadszedł czas na zmiany, bo w życiu chodzi o...
- Chcę umrzeć - dobiegł ich rozdzierający krzyk Violetty, wciąż siedzącej w samochodzie. 
- Ja też - wymamrotał pod nosem German 
Ludmila spojrzała na ojca. Gdy ich spojrzenia się spotkały, oboje wybuchnęli śmiechem. 
- Vilu, może damy ojcu odetchnąć i pójdziemy zwiedzić dom? 
Szatynka wyskoczyła z samochodu jak oparzona.
- Kto pierwszy na piętrze, ten bierze największy pokój ! - zawołała i pędem ruszyła w kierunku domu. 
Ludmila zachichotała na widok szczuplutkich nóg siostry poruszających się z zaskakującą prędkością, a po chwili popędziła w stronę domu. Zgrabnie omijając ciężarówki, pomachała na przywitanie mężczyznom, mocującym się z kanapą, po czym jednym skokiem pokonała dwa stopnie wiodące na ganek. 
- Ja chyba śnię ! - wydyszała, stając jak wrytana w progu przestrzennego domu. Ściany w środku miały ciepły, drewniany odcień. Schody również. Na tym tle wyróżniała się jedynie orzechowa podłoga i kamienny kominek. Wnętrze, ani trochę nie przypominało świątyni nowoczesności, w której Ludmila mieszkała w Santa Fe.
- Ratunku ! - zawołałaVioletta 
- Co jest? - zapytała starsza siostra rozglądając się po salonie
- Umieram, mam tylko dwie kreski zasięgu w tej jaskini 
- Serio ? - blondynka przewróciła oczami. Niby były siostrami, ale różniły się od siebie dosłownie wszystkim. 
- Dziwny ten dom no nie? - powiedziała 
- I to bardzo - wyszeptała Ludmila - Czuje, że już mi się podoba 
- Nic dziwnego, ty też jesteś dziwna. 




   Mimo wczesnej godziny Ludmila i Violetta postanowiły ruszyć na zwiedzianie uliczek Buenos Aires. Ku ich zdziwieni okolica wprost tętniła życiem. Obok nich gromadka dzieciaków szalała na rowerach, a zaledwie parę domów dalej jacyś wyjątkowo aktywni przystojniacy grali w piłkę nożną w jednym z ogródków. Ich wariactwa na trawie zdawały się tracić tempo, aż w końcu chłopcy zupełnie wstrzymali grę i tylko przyglądali się siostrom Ferro. 
- Czemu oni się tak na nas gapią? - wymamrotała Ludmila kącikiem ust 
- Faceci zawsze patrzą się na ładne dziewczyny - odpowiedziała Violetta, po czym uśmiechnęła się i zamachała do nich na przywitanie. 
- Przestań ! - syknęła blondynka i trzepnęła dziewczynę w ramię. 
- Wyluzuj- odparła ze śmiechem siostra
- Wszyscy patrzą na nas jak na idiotki - No i mają z tym trochę racji. Widziałaś się dzisiaj w lustrze ? - warknęła Violetta - po całej wyprawie nawet nie zmieniłaś bluzki 
Ludmile kusiło, żeby jej odpyskować, ale się powstrzymała. Nie zmieniło by to za wiele. Violetta zawsze uważała, że kluczem do sukcesu jest wygląd. Natomiast Ludmila zawsze wierzyła, że ludzie są odrobinę mniej płytcy w swoich ocenach. 
  Po leniwej przerwie na kawie latte w 
Starbucks' ie i obleceniu kilku sklepów odzieżowych, które zdaniem Violetty były " Passé " w końcu zrobiło się południe. Za pomocą mapy, którą kupiły w lokalnym kiosku i dzięki wskazówkom przechodniów dziewczyny odnalazły drogę do centrum miasta. 
- To miejsce, ani trochę nie jest warte mojego zachodu - zawołała Violetta wskazując na połyskujący zielenią park - Tyle czasu, tyle chodzenia, a to tylko park? Zabijcie mnie 
- Mmmm, czujesz to świeże powietrze? 
- Mmmm, czujesz ten brak normalnej cywilizacji? - parsknęła Violetta 
- Bardzo zabawne - odcięła się Ludmila, przewracając oczami 
- Nic tutaj nie jest zabawne, to wszystko to jakiś totalny koszmar - powiedziała wskazują na szereg drzew, zupełnie niczym ze starego horroru
- Chodziasz, może nie wszystko jest takie złe? - stwierdziła Violetta, wskazując na dwie pochłonięte rozmową postacie na ławce. - nieźli co nie? 
 Chłopcy siedzieli naprzeciwko siebie i zawzięcie o czymś dyskutowali. Jeden z nich szatyn z rozczochraną na każdą stronę czupryną co chwile zerkał w stronę Violetty swoimi zielonymi jak trawa oczami, natomiast jego kompan wyglądał jak rodem wyjęty z okładki czasopisma " Men's Health ". Posiadał idealne rysy twarzy. Pełne, malinowe usta. Mały, zgrabny nosek i duże, czekoladowe oczy, które przerzywały Ludmile na wylot. Jednak to nie oczy zwracały największą uwagę w jego wyglądzie, a mianowicie kilkunasto centymetrowa grzyweczka postawiona wysoko do góry. 
Ludmila zaczęła się pocić. Jej ciało natychmiast zapragnęło bliskości z nieznajomym. 
- Lepiej stąd chodźmy - powiedziała, łapiąc Violette za ramię. 
- Nie ma mowy. Oni to jedyna rozrywka jaka może spotkać nas w tym nudnawym mieście - zaprotestowała szatynka 
- Błagam ... 
 Było już za późno. Violetta zaczęła ciągnąć siostrę w stronę ławki. 
- Cześć, przystojniacy ! - zawołała, cała rozpromieniona. 
 Chłopcy spojrzeli na nią i zmierzyli wzrokiem od stóp, do głowy. 
- Widziałam jak na nas patrzyliście, z resztą co się dziwić jesteśmy śliczne - dodała zarzucając włosy do tyłu
- Nie wątpie w to. Ja i mój przyjaciel właśnie mieliśmy ruszyć tyłki i zagadać do was. Jednak zdobycz przyszła do nas sama - odparł zielonooki 
- Nazywam się Violetta 
- Ja mam na imię Leon, ale znajomi mówią do mnie " Boski " 
- Spokojnie, nikt tak do niego nie mówi. Ja jestem Federico 
- Ee.. miło mi... Ludmila - przedstawiła się z trudem , paląc się ze wstydu. 
- Mam nadzieje, że jesteście singlami. Bo inaczej po prostu sobie stąd pójdziemy
- Violetta, przestań ! - wyszeptała groźnym tonem blondynka 
- Spokojnie. Jeżeli miałbym dziewczyne, to na pewno nie marnowałbym czasu na was dwie - burknął niezadowolony Leon 
- Ty masz czelność mówić do mnie w ten sposób? Ja rozumiem, moja siostra nie wygląda za dobrze, ale Ja? Powinieneś cieszyć dupe, że postanowiłam zlitować się nad waszą dwójką i pojawić się w waszym towarzystwie. Poza tym wcale nie jesteś taki boski - w głosie Violetty pobrzmiewała złośliwa satysfakcja z wypowiadanych słów. 
- Hej, może odsuniemy się kawałek dalej i pozwolimy na spokojnie się im kłócić co? - wyszeptał Federico w stronę zmieszanej całą sytuacją Ludmily, na co ona tylko delikatnie skinęła głową na "tak". 
   Ludmila posłusznie podążała za Federico po krętych alejkach parku, nie mogąc przestać delektować się jego obecnością. 
- A więc skąd w ogóle jesteście? - spytał Federico, mierząc wzrokiem dziewczynę 
- Santa Fe - odparła niepewnie - przeprowadziliśmy się ze względu na śmierć naszej mamy 
- Świetny tekst na podryw 
- Wybacz, ale to szczera prawda 
 Ściągnięta do tej pory twarz Federico rozpromieniła się w uśmiechu jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki. Odważne wyznanie Ludmily sprawiło, że sam poczuł się pewniejszy 
- Słyszałeś może o szkole Studio OnBeat ? - spytała dziewczyna 
- Oczywiście, sam mam zaszczyt do niej uczęszczać - odparł, siadając na najbliższej ławce 
- Jak tam jest? 
- Jak dla mnie spoko. Jeżeli masz dobry głos, bogatych rodziców i potrafisz się wybić to na pewno dasz radę - odparł Federico, uśmiechając się trochę szerzej, niż powinien. 
- Czyli, że moja siostra doskonale się tam odnajdzie
- A ty? 
- Nie należe do tego typu ludzi. Ja i moja siostra różnimy się od siebie praktycznie wszystkim 
- Zauwarzyłem. Pewnie ona i mój przyjaciel zabijają się wzrokiem.Myślisz, że dobrze zrobiliśmy zostawiając ich samych? - spytał
- Myśle, że powinniśmy przynajmniej powiedzieć im gdzie idziemy
- Dobra wiesz co? Ja będę się zbierał. Może dasz mi swój numer co? - zaproponował chłopak miękkim głosem.
- Serio? - zdziwiła się Ludmila.
 Federico przytaknął, a po chwili wyjął telefon z kieszeni i podał dziewczynie w celu zapisania numeru.
Uważnie przyjrzała się mu jeszcze raz, po czym szybkimi ruchami palców na klawiaturze wystukała kilka cyfr.
- Proszę bardzo - powiedziała, wręczając Federico czarnego smatfona - a teraz leć, bo pewnie Leon Cię szuka
- Do zobaczenia - zamachał na pożegnanie, obrócił się plecami do niej i pospiesznie odszedł.  
 Ludmila uśmiechnęla się do oddalającej sylwetki chłopaka. Nagle poczuła się jak z brzydkiego kaczątka staje się pięknym łabędziem.





Od:551667889
Hej, tu Federico. Typek, którego poznałaś przedwczoraj w parku. Mam nadzieje, że jeszcze mnie pamiętasz.
Sorry, że pisze dopiero teraz, ale gdy Leon dowiedział się o tym, że dałaś mi swój numer to zaczął robić mi wykład na temat - DOSKONAŁEGO PODRYWU i kazał mi napisać dopiero dzisiaj. Zresztą niechciałem wyjść na nachalnego XD
25/07/2015 20:31

Do:551667889
Spokojnie! Chociaż muszę przyznać, że traciłam pomału nadzieje.
25/07/2015 20:34

Od:551667889
No co ty ! Nie zmarnowałbym takiej szansy.
25/07/2015 20:36

Do:551667889
Powinnam mieć wyrzuty do twojego kolegi. Przez niego musiałam wysłuchiwać swojej zdenerwowanej siostrzyczki nawijającej o nim bardzo nie ładne rzeczy :D
25/07/2015 20:39

Od:551667889
Liczyłem bardziej na stwierdzenie "Nie odpuściłbyś mnie? Ale z Ciebie słodziak", ale spoko taki scenariusz także przeżyje XD
25/07/2015 20:45

Do:551667889
Ależ ty słodki - pasuje Ci ? XD
25/07/2015 20:49

Od:551667889
Zapomniałaś dodać słowo "Przystojny", po słowie "słodki" słońce XD
25/07/2015 20:52

Do:551667889
Jedyne o czym mogłam zapomnieć jest słowo "narcyz" . Jakie słońce?
25/07/2015 20:54

Od:551667889
No tak, zapomniałem XD Blondynka XD
25/07/2015 21:09

Do:551667889
Słucham? Blondynka? Stereotypowiec !
25/07/2015 20:11

Od:551667889
Nie używaj słowa "Słucham". Nie przy mnie XD
25/07/2015 20:16

Do:551667889
Słucham? Xd
25/07/2015 20:19

Od:551667889
Nie mów słucham, bo cię wyrucham XD Ostrzegałem XD
25/07/2015 20:21

Do:551667889
Przegiąłeś...
25/07/2015 20:39

Od:551667889
No chyba się nie obrazisz? xD
25/07/2015 20:40

Od:551667889
Lu?
25/07/2015 20:56

Od:551667889
Przepraszam?
25/07/2015 21:35

Od:551667889
No błagam Cię odezwij się do mnie...
25/07/2015 22:54

Od:551667889
Przepraszam
25/07/2015 23:14

Od:551667889
Wybacz mi ! <Błaga>
26/07/2015 00:01

Od: 551667889
<Błaga na kolanach> ?
26/07/2015 01:32

Od:551667889
Dla twojej wiadomości też jestem zły!
Przez Ciebie nie śpie !
26/07/2015 02:43

Od:551667889
BARDZO ZŁY!!!
26/07/2015 03:56

Od:551667889
Dobranoc. Nadal zły Federico...
26/07/2015 04:51




 
  Nocne niebo przęcięła błyskawica. Głośny gmot przypominał odgłos wydawany przez wirujące łopaty śmigieł helikoptera.
Tur-Tur !
 Leżąca na kanapie Ludmila odsunęła się od swojej młodszej siostry i przypucnęła na skraju białej sofy. Wcisknęła PLAY i uśmiechnęła się do siebie na przeczytaną wiadomość w telefonie.

Od: 551667889
Wybacz mi, w końcu !
26/07/2015 22:11

 Sms brzmiał dokładnie tak, jak poprzednie. Co pół godziny Federico wysyłał jej taką samą wiadomość, z nadzieją, że udobrucha nimi zirytowaną Ludmile.
- Powiesz mi w końcu, kto tak natrętnie próbuje się z tobą skontaktować siostrzyczko? - zdziwiła się Violetta, odgarniając swoje długie, ciemne włosy z manierą modelki, reklamującej szampon do włosów.
- Nikt specjalny - wymamrotała Ludmila, unikając badawczego spojrzenia brązowych oczu siostry.
Tur-Tur !
Tur-Tur !
Tur-Tur !
Tur-Tur !
Tur-Tur !
Tur-Tur !
 - Istny spam ! Ktoś naprawdę musi Cię lubić. Czyżby to ten Włoch z którym trzy dni temu gadałaś w parku? Niezły przystojniaczek z niego. Jednak, za stary dla mnie. Możesz go sobie wziąść.
 Ludmila miała ochotę krzyknąć: "Nie musisz mi mówić, kogo mogę sobie brać ! ". Jednak powstrzymała się, ze względu na śpiącego w pokoju obok ojca.
- Skąd ty w ogóle wiesz, że jest włochem i skąd wiesz ile ma lat? - zapytała zmieszana blondynka
- Spotkałam się dzisiaj z tym kretynem Leonem. Rozmawialiśmy trochę. Podobno Federico chodzi dzisiaj jakiś zdesperowany i ciągle wypisuje do kogoś sms'y. Wiem też, że dałaś mu numer telefonu. Jestem z Ciebie dumna siostrzyczko. Tylko moim zdaniem... jest stary, ale jeżeli tobie nie przeszkadza jego wiek to spoko
- Ale co z jego wiekiem jest nie tak? Powiedział mi, że uczęszcza do Studia. Musi być jakoś w moim wieku może dwa lata starszy, ale więcej mu nie dam - stwierdziła Ludmila, poprawiając koszulkę.
- Tak! Uczęszcza do Studia, ale jako nauczyciel. Jest siedem lat starszy od Ciebie Lu !
Tur-Tur !
Tur-Tur !
  Ludmila poczuła dziwne uczucie przygnębienia. Osoba w, którą pokładała szanse na coś więcej, okazała się być dla niej zakazanym owocem. Szkoda tylko, że pokusa jest tak silna, a panienka Ferro nie ma ochoty rezygnować z doświadczeń jakie może zyskać przy pewnym siebie włochu.





Do: 551667889
Dlaczego nie powiedziałeś mi o swoim wieku? Powiedziałeś, że chodzisz do Studia... czyżbym miała uznać to za kłamstwo?
27/07/2015 00:08

Od:551667889
Odezwałaś się :D Sukces !
Co do wieku... czy cyferki mają znaczenie?
27/07/2015 00:09

Do:551667889
Same cyferki...nie ! Ale fakt, że będziesz moim nauczycielem szczerze mnie dobija...
27/07/2015 00:11

Od:551667889
Twoim wychowawcą !
Sprawdziłem to rano
27/07/2015 00:12

Do:Federico
Super... Ciekawe jak moi rodzice i rada szkoły zareagują na tekst o "wyruchaniu" XD
27/07/2015 00:15

Od:Federico
Wolałbym jednak, żeby nie wiedzieli...
A teraz na poważnie. Chciałbym Cię poznać... bliżej poznać. Wiem, różnica wieku, moja posada... to wszystko jest przeciwko nam. Ale jest coś w tobie. Mam nadzieje, że to przemyślisz.
27/07/2015 00:19

Do:Federico
A co reszta twoich uczennic dała Ci kosza Romeo?
27/07/2015 00:21

Od:Federico
Poczułem się urażony. Daj mi swój adres to jutro do Ciebie wpadne i pogadamy jak normalni ludzie co ty na to?
27/07/2015 00:34

Do:Federico
Cuchnie Pedofilem na wylot xD
 Avenida 9 de Julio 34
27/07/2015 00:38

Od:Federico
Dzięki -.- Wpadne napewno...
A teraz idę spać, tobie też to radzę. Wpadne o 10. Dobranoc księżniczko
27/07/2015 00:49

Do:Federico
Dobranoc. Do jutra
27/07/2015 00:51




 - Jesteś pewna, że chcesz zostać z nim sama ? - zawołała Violetta - Ty go nawet nie znasz, co jeżeli jest gwałcicielem? Najpierw będzie udawać słodkiego chłopaczka, a gdy tylko zostaniecie sami to zgwałci Cię i bezdusznie zabije, zaciągając twoje zmasakrowane ciało do najbliższego lasu, aby w nim dokonać rytuału...
- Violetta ! Czy ty, aby na pewno nie przesadzasz? - odparła Ludmila, wzdrygając się na samą myśl o wizji siostry.
- Dobra, jak chcesz. Ja wychodzę z tym pacanem Verdasem. Rozumiesz, że udało mu się mnie namówić na spotkanie? W każdym razie, zaraz się spóźnie więc wychodzę. Pamiętaj prawy sierpowy, lewy sierpowy, a jak zacznie się stawiać to kopnij go w jaja. Ciao ! - oznajmiła młodsza siostra, przeglądając się w lustrze. Jej mocno prześwitująca sukienka, luźno opadała na jej ciało, a czarne szpilki były idealnym wykończeniem.
- Idź już, bo twój książę nie będzie czekać - odparła Ludmila, parskając śmiechem
- Walić takiego księcia - rzuciła i już jej nie było. W miejscu, w którym stała jeszcze przed chwilą unosił się duszący zapach perfum Pure Poison od Diora.
    Leżąc na łóżku, Ludmila zaczęła bezmyślnie podrzucać i łapać małą, białą piłęczkę. Do spotkania z Federico zostało jej jeszcze pięć minut. Najgorsze pięć minut w jej życiu, przepęnionych niecierpliwością i strachem. Nie bała się jego, bała się decyzji jaka padnie z ust obojga po rozmowie, którą odbędą. Mimo krótkiej znajomości przyciągał ją do siebie. Pragnęła całować jego pełne usta, dotykać umięśnionego torsu i przytulać się do rozgrzanego ciała.
 Nagle po jej jasnym pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi.
- O matko to ON ! - zdenerwowana krzyknęła trochę za głośno
- Liczyłem raczej na "proszę", ale to też daje mi uprawnienie, aby tam wejść - Federico chwycił za klamkę i wszedł do jej małego królestwa - całkiem ładnie się urządziłaś.
- Może jakieś "cześć" , albo coś w tym stylu? - zapytała, kompletnie ignorując jego komplement
- Yyy... Cześć?
- Dzień dobry proszę pana - odparła, robiąc krok w jego kierunku.
- To nie jest zabawne. A poza tym, twoja siostra zrobiła mi wykład na temat jakiś rytuałów na dole. Szczerze, nie wiem o czym mówiła, ale brzmiało poważnie - zaśmiał się Federico.
 Jego czekoladowe oczy pojaśniały na jej widok. Z kolei policzki Ludmily pokryły się rumieńcem. Dla obydwojga nowa sytuacja, była dość krempująca, jednak wcale im to nie przeszkadzało.
- Ee, no więc, eee.. - zaciął się Federico. Poprawił dłonią swoją grzyweczkę - Przyszedłem tutaj, aby wszystko Ci wytłumaczyć. Nie jestem pedofilem i nie mam zamiary urządzać jakiś scenek, nad twoim martwym ciałem. Chciałem Cię po prostu poznać ! Nigdy, nie zrobiłbym nikomu krzywdy, a już na pewno nie tobie !
- A to dlaczego? - Ludmila zaśmiała się złośliwie - dlaczego na pewno nie mi?
- Czemu miałbym krzywdzić osobę, która mogłaby wnieść, przynajmniej tak mi się wydaje, wiele ciepła do mojego życia ? - chłopak podszedł do niej zmniejszając tym, dzielącą ich odległość - Mogę wydać Ci się psychicznie chory, ale pięć minut rozmowy z tobą, w zupełności wystarczyło, abym poczuł więź z tobą. Wiem, to dziwne. W sumie ? Sam siebie nie rozumiem, nigdy się tak nie zachowywałem. Mam dwadzieścia pięć lat, a zachowuje się jak zakochany gówniarz. Nie chce wyznawać Ci miłości, bo okłamałbym i Ciebie i siebie, to uczucie nie jest jeszcze tym, ale wiem, że bardzo mi się podobasz i nie zrezygnuje póki Cię dobrze nie poznam.
 Ludmila poczuła, jak zalewa ją kolejna fala przyjemnego ciepła. Nie wiedzieć dlaczego, miała stu procentową pewność, że Federico doświadczył czegoś podobnego. Jeszcze nigdy, nie czuła się tak bezpiecznie przy niemalże obcym mężczyźnie .
Podeszła jeszcze bliżej niego. W jej przytulnym, jasnym i ciepłym pokoju, z miękkim dywanem pod stopami, złączyła ich usta w pocałunku, króry trwał... i trwał... i trwał.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko mordeczki <3
Tak o to, prezentuje się mój pierwszy One-Shot ....
Nie jest najlepiej, nie podoba mi się to, ale obiecałam jednej z komentatorek, że dodam to "coś" dzisiaj :)
A więc obietnicy dotrzymałam <3
Jeżeli chodzi o rozdzialik to powinien pojawić się jutro xd
POWINIEN ponieważ musze jechać do lekarza, którego umówionego mam na 18 i tym rujnuje mi plany...
Ale postaram się go dodać jutro XD


A TERAZ NAJWAŻNIEJSZE !!!

Czemu opublikowałam to dzisiaj ? A więc przyczyną jest 50.000 WYŚWIETLEŃ <3
DZIĘKUJE MORDECZKI <3

UZNAJE TO ZA SUKCES <3
Nie macie pojęcia, jak bardzo cieszy mnie fakt, że chętnie tu wracacie. Jestem szczęśliwa, gdy widzę, że podoba się wam to co wymyślamy razem z Mar, która zapewne też skacze z radości <3

Jednak główne podziękowania lecą do ... WSZYSTKICH, którzy zajrzeli tu i poświęcili swój cenny czas na przeczytanie tego wszystkiego co zostało opublikowane na blogu.
W niecałe PIĘĆ MIESIĘCY... nadal jestem w ciężkim szoku <3

Zaczynając bloga myślałam, że będę mieć może dwóch, góra czterech stałych czytelników, których z przyjemnością będę raczyć nextami.
Jednak spotkało mnie zaskoczenie, każde wasze pytanie "kiedy next?", "gdzie rozdział?" wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

DZIĘKUJE <3
KOCHAM WAS <3
POZDRAWIAM <3
Ola <3
























piątek, 3 kwietnia 2015

Chapter 25


~Francesca~ 

Marco jest taki kochany. Od pewnego czasu codziennie robi mi śniadanie i kolację. To do niego niepodobne, ale mimo wszystko podoba mi się to. Nie muszę harować, męczyć się i trudzić. Mój Misio chodzi na zakupy za mnie, a gotowanie idzie mu coraz lepiej. Mam na niego idealny wpływ. Teraz czekam na poranną kawę i świeżo pieczone francuskie rogaliki z czekoladą.
- Fran? Jaki masz grafik w tym tygodniu? - pyta podenerwowany.
- Spokojnie, ustaliłam sobie zajęcia na ludzkie godziny i spędzimy więcej czasu razem. O ile ty nie będziesz miał tych wszystkich treningów rugby, to w sobotę możemy trochę poszaleć - podchodzę do Marco i przytulam się do jego pleców. Doskonale wiem jak bardzo stara się powstrzymać przed rzuceniem mnie na kanapę i pieprzeniem pół dnia. Uwielbiam tak na niego działać. Niestety czas goni, a ja chcę jeszcze opowiedzieć mu coś co mega mnie zdenerwowało.
- Misiu, wiesz co mi się ostatnio przytrafiło? Przejęłam klasę zaawansowaną z języka włoskiego od tej blondyny Eleonore Smith. Już na drugich zajęciach widziałam, że coś jest nie tak z jedną uczennicą, ale to ignorowałam. W czwartek szeptała coś do swojej koleżaneczki to jej powiedziałam - nie do końca grzecznie, ale o tym Marco nie musi wiedzieć - żeby wstała i opowiedziała klasie o czym tak zawzięcie plotkuje. No i ona powiedziała, że jestem puszczalską dziwką i suką i nie powinno się dopuszczać takich pierdzielonych wariatek do pracy z młodzieżą. Dodała, że sieję terror w szkole i wyszła z zajęć, trzaskając drzwiami jak jakaś wściekła księżniczka.
Travelli ściska mnie mocno i tłumaczy, że to pewnie okres buntu i przejdzie tej dziewczynce. Dobrze, że jak zwykle nie domyśla się całej prawdy. W końcu skądś bierze się moja sukcesywność w pracy, ale na pewno nie z cierpliwości do uczniów. Lubię się tak bezpodstawnie pożalić się nad sobą. Po chwili Marco stawia przede mną pyszne śniadanko i pyta spokojnie:
- Cami przychodzi do nas w przyszły weekend? Trenerowi ubzdurało się, że mam obejrzeć zagrane przeze mnie mecze z ostatniego sezonu. To niby ma zwiększyć efektywność gry.  Może wpadnie na kawę czy coś to poplotkujecie, co? Nie chcę żebyś się nudziła jak będę oglądał samego siebie.
Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie mogę tak nagle zapragnąć zobaczyć tysięcznego meczu Marco, ale nie powiem też że mam dosyć Torres. Nie wiem jakim cudem przez te wszystkie lata od końca liceum nie znudziło jej się namawianie mnie do zmiany. Papla o tym za każdym razem gdy się widzimy. Rzygam tym, a Camila dalej trwa przy swoim. Nie wiem co mam robić. Jakbym jej kazała spierdalać to zwaliłoby mi się pół. Ostatecznie wybieram drogę, która zawsze działa. Teatralnie płaczę się na środku kuchni. Marco już o nic nie pyta tylko mocno mnie przytula. Opanowuję się i słucham bicia serca mojego Misia.
- Skarbie, musimy się zbierać. Jest późno, a chyba nie chcesz żeby trener mnie wykastrował za spóźnienie?

~Violetta~ 
Leniwie przecieram oczy. Na dworze jest już jasno, a Leon dalej śpi jak zabity. Osobiście twierdzę, że to przez za dużą ilość jedzenia, ale on upierałby się że nasze nocne zabawy tak go wyczerpują. No nie ważne. Mój książę z bajki też kiedyś musi wstać. Wpadam na pomysł, skoro tak grzecznie śpi to ja go tak samo grzecznie obudzę. Siadam na nim okrakiem i delikatnie muskam jego wargi swoimi. Czuję jak uśmiecha się po nosem. Zaczyna łapczywie oddawać pocałunki. Tu go mam. Szybko podnoszę się i ściągam z niego kołdrę.
- Skarbie, wstawaj! Spóźnimy się do pracy. Znaczy się, ty się spóźnisz bo ja mam do nadrobienia jakąś papierologię w domu. Kto w ogóle wymyślił, że architekt ma wypełniać dokumenty? - swoją wypowiedź kończę wychodząc z pokoju.
- Violu, goń do łazienki się szykować, a ja w tym czasie  upichcę coś niesamowitego. Masz jakieś konkretne życzenia? - Leon rusza sugestywnie brwiami.
- Tak. Mam jedno - mój kochany mężuś spogląda na mnie pytająco,a ja powoli i seksownie się do niego zbliżam. - Kotek, zrób babeczki malinowe z białą czekoladą. Widzę zawód w jego oczach, który po chwili zamienia się w iskierki radości. Biegnie do kuchni jak poparzony i krzyczy:
- Idź się szykować.
Chyba nie mam wyboru. Biorę prysznic, spłukując z siebie delikatny dotyk Leona. Przypominam sobie jak fatalne były początki naszej znajomości. Najpierw kłótnie, potem akcja z obozem. Na szczęście Ludmila wspierała mnie we wszystkim. No właśnie. Ludmila. Ani ja, ani Leon nie mamy z nią żadnego kontaktu. Razem uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Początkowo Lu przychodziła co tydzień. Każde z nas płakało z tego samego powodu, ale wiedzieliśmy że to nic nie da. Leon przechodził depresję, a towarzystwo Ferro wszystko pogarszało. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Może i się nie widujemy, ale stan mojego męża jest o niebo lepszy. Pomimo, że dalej tęskni za Federico to nie zmaga się już z chorobą. Oboje spełniamy się zawodowo. On szef kuchni, a ja znana pani architekt. Wychodzę z nagrzanego prysznica i szybko wycieram swoje ciało. Zakładam luźny dres. Kto bogatemu zabroni? A tak na serio, co się będę kisić w ciasnych ciuszkach skoro i tak zostaję w domu. Leon puka do drzwi i wchodzi do łazienki. Już chcę mu powiedzieć, że jestem jeszcze nieumalowana i potrzebuję dziesięciu minut na ogarnięcie, ale zamiast tego zaczynam się śmiać. Mój kochaś patrzy na mnie jak na idiotkę, a ja i tak dobrze wiem że on wie dlaczego się zacieszam. Leon stoi oparty o framugę drzwi w samych bokserkach z zarzuconym na to fartuchem z Superman’em. Kostium eksponuje wszystkie mięśnie bohatera, a jego gacie są tak ciasne, że normalny facet jęczałby z bólu. Podchodzę do Verdas’a, ściągam mu fartuch i rzucam go na podłogę. Całuję go namiętnie i szepczę prosto w usta:
- Nie musisz zakładać tego fartucha, żeby mi się podobać. Mimo to jeden punkt dla ciebie za rozśmieszenie mnie – nie pozwalam mu nic powiedzieć, zamykając jego usta kolejnym cudownym pocałunkiem. Ostatecznie z wielką niechęcią odrywam się od mojego Leosia i mówię:
- Skarbie, jesteś spóźniony do pracy.
- Skarbie, nie jestem spóźniony do pracy – odpowiada Leon, przedrzeźniając mnie. Patrzę na niego zdziwiona. Przecież jest prawie dziewiąta, a on ma na ósmą.
- Wziąłem urlop. Muszę pozałatwiać kilka spraw – uśmiecha się do mnie promiennie.
- W takim razie chodźmy zobaczyć co tam dobrego upichciłeś – chwytam go za rękę i ciągnę go kuchni. Razem jemy kolejne z wybitnych osiągnięć kulinarnych Leona. Nie wiem co to jest, ale ważne że nieziemsko pyszne. Rozmawiamy o dzisiejszym dniu. Ostatnio oboje jesteśmy zabiegani. On otwiera nową filię restauracji pod miastem, a ja mam milion zleceń. Ustalamy, że dzisiaj spędzimy miły wieczór z maratonem filmów. Oczywiście horrorów żebym miała pretekst do przytulania się do niego, a on do obejmowania mnie. Tak jak za dawnych czasów.

~Diego~

- Teraz musisz postarać się postawić drugą nogę, tak jakbyś chciał zrobić krok do przodu. To nie jest takie trudne. 
- Ludmila, nie jesteś na moim miejscu i nie wiesz przez co teraz przechodzę, więc daruj sobie te swoje mądrości - odpowiadam dość ostro mojej przyjaciółce. Rozumiem, że ona chce mi pomóc, ale w taki sposób tylko mnie denerwuje. 
- To nie ja pchałam Cię na wózek inwalidzki, możesz podziękować za tą "cudowną" zdolność swojemu kochanemu oprawcy, którego po całym zdarzeniu wcięło w pizdu - jej głos to mieszanka żalu, rozpaczy i złości w jednym. Zresztą jak zawsze kiedy mowa o panu "Mam was w dupie i wyjeżdżam gdzie tylko sobie zapragnę, bo nie potrafie zebrać się w sobie i jak człowiek porozmawiać o zaistniałym problemie, który mówiąc szczerze bardzo zranił moje uczucia "
- Przepraszam, nie powinnam w ogóle o nim wspominać. I mimo, że tęsknie za nim i chciałabym, żeby był obok to jest czubkiem, tak rozumiesz to? Jest czubkiem. Słyszałeś nazwałam go czubkiem? - dziewczyna uśmiecha się szeroko i patrzy na mnie z ekscytacją w oczach - nazwałam go źle. Pierwszy raz od jego wyjazdu. Jestem z siebie taka dumna. 
- Nie ekscytuj się tak, bo od boku wygląda to żenująco
- Czy ty zawsze musisz podcinać mi skrzydła? 
 - Przyjaciółko, nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz - odpowiadam z niekrytą nutką sarkazmu 
- Jesteś kretynem 
- Niepełnosprawnym kretynem - poprawiam przyjaciółkę, która od razu spuszcza głowę w dół - Może zmieńmy temat. Myślisz, że jeszcze kiedyś będę mógł chodzić? - zadaje jej pytanie, mimo, że sam doskonale znam odpowiedź. Szanse, że będę mógł chodzić są nikłe. Bójka z Federico spowodowała połamanie nóg, zerwnie ścięgien i dość ważnych nerwów co uczyniło mnie niepełnosprawnym. Mimo wszystko i tak nie jest źle, gdyby nie Lu, która walczyła o moje życie z lekarzami najprawdopodobniej leżałbył teraz w grobie.
- Moim zdaniem dasz radę i udowodnisz tym zasranym doktorką na co Cię stać. 
- Dziękuje, że tak we mnie wierzysz. To naprawdę dużo dla mnie znaczy - kładę rękę na ramieniu przyjaciółki - Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Jesteś moją BFF 
- Tak to zdecydowanie najlepsze określenie naszych relacji - Najlepsi przyjaciele na zawsze, kilka lat temu byłem gotowy zrobić wszystko, żeby tylko skraść klucz do jej serca, a teraz stoje bezradny i widzę ją w zupełnie innej roli. Po tym wszystkim uznałem, że kocham ją, ale nie w ten sposób. Mogę nazwać ją kompanką, siostrą i towarzyszką, ale nigdy nie nazwałbym jej "miłością swojego życia" . Szkoda tylko, że zorientowałem się o tym tak późno, gdyby nie moje wahania to wszystko byłoby dobrze, a co najważniejsze Ludmila nie żyłaby moim kłamstwem. Nadal nie powiedziałem jej, że przy naszym pocałunku nazywała mnie Federem. Źle mi z tym, ale wydaje mi się, że nie powinniśmy wracać już do przeszłości, która nie ma już zbyt wielkiego znaczenia. 
- A tak w ogóle, to jak idzie Ci z tym twoim nowym boyfriendem? Rayanem tak? - blondynka delikatnie kiwa głową na "tak", jednak po jej minie sądze, że będzie kolejnym wybrakowanym elementem jej życia 
- Rayan to nie moja bajka 
- Czemu? Jest przystojnym włochem, o grzyweczce wysoko postawionej na żel, na dodatek uwielbia literaturę angielską i pisze poematy, którego z punktów twojego "idealnego mężczyzny" nie spełnia?
- Jest delikatny w łóżku, nie lubi dawać klapsów w pupę i ma małego penisa, te trzy argumenty w zupełności mi wystarczają - normalna osoba na moim miejscu wybuchła by jej śmiechem w twarz, ale ja niestety przerabiam ten scenariusz już poraz setny
- No tak, normalne dziewczyny pragną w związku być kochane, a ty od związku oczekujesz dominacji swojego partnera w łóżku, poza tym porównywanie facetów do Pasquarelliego nie pomoże Ci w znalezieniu miłości swojego życia.
- Diego przepraszam za określenie, ale chuj Ci do tego. Federico jest moim ideałem i chce mieć przy sobie kogoś takiego jak on.
- Masz chore podejście - no dobra, to przeze mnie ona cierpi, to przeze mnie porównuje ich wszystkich do siebie i to przeze mnie jest sama, ale to Federico wyjechał i nie mogę się za to obwiniać. Cholera jasna, zaprzeczam sam sobie.
Nagle po pomieszczeniu rozlega się huk drzwi, no tak w końcu znajdujemy się w szpitalu, a w takim miejscu ludzie nie mają za grosz prywatności. Do pokoju wchodzi mój gówny lekarz, który pomaga mi w rehabilitacjach pan Jackson Hanks, jest jednym najlepszych w swoim fachu, kolejna zasługa Lu, ściągnęła go dla mnie ze Stanów.
- Pani Ferro, mógłbym prosić panią o wyjście? - zwraca się do blondynki, na co ta żegna się ze mnią i spełnia polecenie doktora.
- A więc panie Hernandez mam dwie wieści. Dobrą i złą. Którą, chciałby usłyszeć pan jako pierwszą?
- Dobrą - mężczyzna zerka na mnie spod swoich firmowych Ray Banów
- Za jakiś tydzień będę mógł wypisać pana do domu, jedynym warunkiem jest to, że zamieszka pan z opiekunem, a w tej roli widzę tylko panienkę Ferro. Oczywiście, jeżeli wyrazi zgodę nad opieką nad panem
. - A zła?
- Dalsze rehabilitacje będą zbędnę, z pana niepełnosprawnością nie da się zrobić już nic.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejoł <3

Wiem, pewnie dostane OPIERDOL za kolejny "skok" w przyszłość, ale to była ostatnia tak podróż. Teraz czas będzie leciał normalnie :)

W NEXCIE SPODZIEWAJCIE SIĘ POWROTU PEWNEJ POSTACI :D

WY JUŻ WIECIE O KIM MOWA <3

POZDRAWIAJĄ WAS

OLA I MAR <3