Menu:

piątek, 31 lipca 2015

Wyniki konkursu- Miejsce pierwsze


Przyszedł czas na miejsce pierwsze, One Shot, który wybrałam razem z Maravillosą, ponieważ miałam problem z pierwszym i drugim miejscem, więc to ona pomogła mi zdecydować <3

Os jest śliczny bardzi mi się podoba, mam nadzieje, że wam także będzie się podobał. Tak wiec zapraszam do czytania <3


Tytuł: "Przyszłość - czyli koniec Violetty moimi oczami"
Autor: Dolor.

 Wszystko kiedyś się kończy. Nic na tym świecie nie trwa wiecznie. Jednak gdy coś przeminie, następuje nowość. Żyjemy w jednym, wielkim ciągu zdarzeń. Czasem są one tragiczne, innym razem idealne. Pomimo wszystko zawsze wnoszą do naszego życia coś nowego, innego. A to co przeminęło, nigdy nie zostanie zapomniane. Każda, nawet najbardziej błaha sytuacja ma wpływ na nasze przyszłe życie.

"Idę ku nowym drogom
z tym, co przeżyliśmy
Magia i kreatywność
Prawda w sercach
Niebo w milionach kolorów
To chcę zapamiętać"
~Crecimos Juntos

 Co z Leónem i Violettą? Od początku ich wieloletniej znajomości widać było, że idealnie do siebie pasują. Byli jak dwie połówki jabłka. Kiedyś musieli się połączyć. Pomimo wielu przeszkód, które napotykali na drodze, nic i nikt nie było w stanie ich rozdzielić. Po każdej z wielu kłótni związek tej dwójki odradzał się na nowo, silniejszy i dojrzalszy.

- Wszystko dobrze? Dlaczego jesteś smutna? - zapytał, gładząc ją po policzku.
- Będę tęsknić. Za Studio, wspólnym śpiewaniem, lekcjami z naszymi nauczycielami i... za przyjaciółmi. - jej oczy zaszkliły się.
- Przecież to nie koniec. - posłał jej uśmiech. - Nadal będziesz mogła śpiewać, tańczyć, spełniać marzenia. Przyjaciele również cię nie zostawią. Jesteśmy niczym jedna, wielka rodzina. A do Studio zawsze możemy wpaść w odwiedziny. Wiesz przecież, że jako absolwenci jesteśmy tam mile widziani.
- Masz rację León. Jestem głupia. Przecież wiedziałam, że nasza nauka  w szkole kiedyś się skończy...
- Nie jesteś głupia. Po prostu boisz się przyszłości bez tego, co do tej pory miałaś. Myślę, że nie powinnaś. Pamiętaj, łączy nas muzyka, która nigdy nie umrze.
- Dziękuję. Jesteś najwspanialszy na świecie.
 I złączyła ich usta w długim, szalenie namiętnym pocałunku. Niby taki mały gest, a jednak dla dwóch serc, które biją dla siebie nawzajem, znaczy bardzo wiele.

 Kilka dni po osiemnastych urodzinach Violetty, León kupił dla nich dom. Zamieszkali razem. Z każdym dniem ich miłość stawała się coraz silniejsza. Obydwoje byli pewni, że trafili na właściwą osobę, z którą chętni są spędzić resztę życia.
 Dwunastego lipca wyjechali na wycieczkę do Paryża. Gdy tylko byli na miejscu, chłopak zaprosił ukochaną na romantyczną kolację. Wiedział, że chwila, która odmieni ich życie zbliża się nieubłaganie. Musiał zrobić ten krok.

- Violetta, muszę ci coś powiedzieć. - przełknął ślinę.
- Dlaczego tak oficjalnie? Coś złego się wydarzyło? - w jej głosie można było wyczuć nutkę strachu.
- Nie! To znaczy... Tak! Coś się wydarzyło, ale... to jest dobre.
- No to mów. - posłała mu lekki uśmiech.
 Westchnął ciężko i wstał z krzesła. Drobna blondynka również to zrobiła. Verdas zbliżył się do niej i uklęknął na jednym kolanie. Przez pierwsze kilka sekund nic nie rozumiała. Nie wiedziała, o co chodzi jej ukochanemu. Jednak gdy wyjął z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko w kształcie serca, Violetta pojęła wszystko.
- Musisz wiedzieć, że jesteś najwspanialszą osobą, którą spotkałem w życiu. Mogąc każdego poranka budzić się przy tobie, staję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jesteś moim niebem, słońcem, księżycem, gwiazdą, po prostu życiem. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie. Dzięki tobie każdy dzień staje się najpiękniejszym. Obiecuję, że moja miłość do ciebie z każdą sekundą będzie rosła tak, jak robi to teraz. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się spędzić u mego boku resztę życia?
- León... - szepnęła, a w jej oku pojawiła się łza. - Chcę spędzić z tobą całą wieczność.
 Wyciągnął pierścionek z pudełka i założył go na palec ukochanej. Następnie wstał, zbliżył się do niej i złączył ich usta w najdłuższym oraz najbardziej namiętnym pocałunku na świecie. W tamtej chwili oficjalnie stali się jednością, której nie dało się rozerwać.

 Trzy miesiące później odbył się ślub kościelny, a po nim huczne wesele w domu państwa Verdas. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Jednak tego dnia nikt na świecie nie był szczęśliwszy od Leóna i Violetty, którzy właśnie oddali serca sobie nawzajem.

- Kocham cię. - wyszeptała do jego ucha.
- Ja ciebie bardziej księżniczko. - odpowiedział i czule ją pocałował.

"To nie przeznaczenie
Ani szczęście, że przyszłaś do mnie...
Wyobraźmy sobie,
że to magia przywiodła cię tu."
~Podemos

 Francesca przeżyła w swoim życiu wiele zawodów miłosnych. Najpierw był Tomas, który nie odwzajemniał jej uczuć. Potem przyszedł Marco, jednak wyjechał i zerwał z ukochaną. Jednak dziewczyna nie załamała się. Nadal szukała miłości życia. Znalazła ją.

- Wiesz co? Patrzę na te wszystkie gwiazdy i myślę, że twoje oczy lśnią jaśniej, niż one. - posłał jej uśmiech.
- Nigdy nie myślałam, że spotkam w życiu tak wspaniałą osobę. Kocham cię Diego.
- Ja ciebie bardziej Fran.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie...
 Wpił się w jej usta. Pogłębiła pocałunek. W jej brzuchu wirowało stado motyli. Była wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie licząc jego. Wiedział, że Francesca jest kobietą, z którą chce spędzić całe życie.

 Była szczęśliwa. Wydawało jej się, że razem mogą zrobić wszystko. Patrząc na chłopaka myślała o szczęśliwej rodzinie, którą mogą w przyszłości założyć. Jednak złośliwy los lubi płatać figle. W jednej chwili całkowicie zmienił jej plany.

- Fran! Francesca! Chodź tutaj! Proszę! - krzyczał.
 Wpadła do pomieszczenia jak oparzona. Diego dotykał dłonią ściany i wolnym krokiem szedł w stronę drzwi. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co się stało? - zapytała.
- Fran, ja nic nie widzę.
 - Ale... Ale jak to nic nie widzisz?
- Normalnie! Błagam, pomóż mi!
- Musimy jechać do szpitala.
 Wzięła go pod ramię i zaprowadziła do samochodu. Dobrze, że kilka dni temu zdała egzamin i otrzymała prawo jazdy. Wsiedli do pojazdu. Przekręciła kluczyk w stacyjce. Wyjechali z garażu.
- Fran... boję się. - powiedział wyraźnie zdenerwowany chłopak.
- Nie masz czego. To na pewno chwilowe. - próbowała go uspokoić.
 Zdanie, które wypowiedziała nie było szczere. Nie miała pewności. A co jeśli Diego cierpi na jakąś poważną chorobę spojówek i być może nigdy nie będzie widział?

 Dojechali do szpitala. Szybkim krokiem weszli do budynku. W recepcji dowiedzieli się, że gabinet okulisty jest na trzecim piętrze. Udali się do windy i  wybrali odpowiednią cyfrę. Francesca cały czas trzymała jego dłoń i powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Wierzyła w to, ale pewności nie miała.
 Na szczęście nie było kolejki. Diego wszedł do gabinetu niemalże kilka sekund po przybyciu pary pod odpowiednie drzwi. Zrezygnowana dziewczyna opadła na krzesło w poczekalni i wyciągnęła z kieszeni telefon. Musiała z kimś porozmawiać.

- Halo?
- Cześć Cami. Nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie kochana. Coś się stało? Jesteś jakaś nieswoja...
- Ja... - przełknęła ślinę. - Jestem w szpitalu.
- Francesca! O czym ty mówisz?! Co się stało?! - w jej głosie słychać było zdenerwowanie.
- Diego... On... nic nie widzi. - powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza.
- Jak to?!
- Nie wiem! Gotowałam obiad, a on nagle zaczął wrzeszczeć! Od razu przyjechaliśmy tutaj!
- W którym jesteście szpitalu?
- Tym na Różanej.
- Ja i Broadway zaraz do ciebie przyjedziemy.
- Dziękuję. - wyszeptała.
 Potem nacisnęła czerwoną słuchawkę i zaczęła tępo wpatrywać się w drzwi, za którymi zniknął jej ukochany. Miała nadzieję, że szybko stamtąd wyjdzie.

 Po kilkunastu minutach wyczekiwania salę opuścił lekarz. Zerwała się na równe nogi i podeszła do mężczyzny. Patrzyła na niego z przerażeniem. Dlaczego to on wyszedł z pomieszczenia, a nie Diego?

- Co z nim panie doktorze? - zapytała. - Niech pan powie, że to tylko chwilowe...
- Niestety mam złe wieści. Pacjent najprawdopodobniej cierpi na czerniaka ciała rzęskowego.
- C... co? - wyszeptała. - Nie! To nie może być prawda! Przecież...
- Niech pani się uspokoi. Ta choroba bardzo często ujawnia się dopiero wtedy, gdy przedostanie się do przedniej części oka.
- Czy... Diego będzie widział?
- Nie mogę tego pani obiecać. Zabieram pana Hernandez'a na specjalistyczne badania.
 I poszedł, zostawiając ją w niepewności, której nienawidziła. Opadła na krzesło i zaczęła płakać. Wylewała ocean łez. Jednak wciąż miała nadzieję. W końcu ona umiera ostatnia.

 Kilka minut później przyszła do niej rudowłosa przyjaciółka. Nie mogła patrzeć na smutek Włoszki. Mocno przytuliła dziewczynę i wyszeptała do jej ucha, że wszystko będzie dobrze.

- Broadway nie przyjechał z tobą? - zapytała zdziwiona Francesca.
- Nie rozmawiajmy teraz o nim. Co ci powiedział lekarz?
- Że... Diego... ma czerniaka ciała rzęskowego. Cami! On może stracić wzrok na zawsze!
 Rudowłosa zasłoniła usta ręką. Nie potrafiła ukryć swojego przerażenia. Nigdy nie przepadała za Hernandez'em, ale nie życzyła mu ślepoty. Tym bardziej, że był ukochanym jej przyjaciółki.

 Minęło kilka dni. Szpital został stałym miejscem bytowania dziewczyny. Spędzała w nim każdą, wolną minutę. Siedziała obok łóżka ukochanego i rozmawiała z nim. Cały czas trzymała dłoń chłopaka.

- Francesca... - szepnął. - Ja nie mogę tak żyć.
- Tak, to znaczy jak?
- Musisz odejść.
- Co?! Nie kochasz mnie już?!
- Oczywiście, że kocham. Jesteś moim życiem. I właśnie dlatego nie pozwolę, żebyś męczyła się ze mną.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Słyszałem rozmowę lekarzy. Muszą usunąć mi obydwie gałki oczne. Będę ślepy Fran. Nie chcę, żebyś każdego dnia musiała się ze mną męczyć. Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie. Znajdziesz chłopaka, który da ci szczęście i nie będzie kaleką.
- Diego... - wyszeptała ze łzami w oczach. - Czyś ty kompletnie zwariował?! Choćbyś miał stracić wzrok, słuch i wszystkie kończyny, ja na zawsze będę przy tobie. Zająłeś całe moje serce. Nie jestem w stanie pokochać nikogo innego.
 Po jego twarzy spłynęła słona łza, którą starła kciukiem. Wiedziała, że pomimo wszystko on jest tym jedynym. Będą razem na zawsze.

 Kilka miesięcy później Diego opuścił szpital. Niestety nie przesłyszał się, lekarze musieli usunąć mu obydwie gałki oczne. Jednak on starał się tym nie przejmować. Pomagała mu Francesca, która czuwała przy chłopaku każdego dnia i każdej nocy. Nie mogła postąpić inaczej, kochała go.

- Wiesz co Fran? - zapytał. - Nie przeszkadza mi moja ślepota. A wiesz dlaczego?
- No, dlaczego? - uśmiechnęła się.
- Lekarze mówili, że będę widział tylko wieczny mrok. Pomylili się. Odkąd straciłem wzrok, przed oczami mam tylko i wyłącznie twoja twarz. Uśmiechasz się. Jesteś piękna. Kocham cię Fran.
- Ja ciebie też Diego. - namiętnie pocałowała go w usta.

"Przytulisz mnie i zobaczysz
Że jesteś wszystkim, czego potrzebuję
I nie znajduję sposobu, by powiedzieć
Że dajesz światło mojemu życiu
Odkąd Cię ujrzałem"
~Abrázame y verás

 Camila i Broadway. Niby tak różni, a jednak tacy sami. Od początku widać było, że ich do siebie ciągnie. Pomimo zazdrości, która często oddalała od siebie tę dwójkę, oni potrafili wrócić do siebie i wybaczyć.

- Wyjedźmy gdzieś. - powiedział. - Może do Hiszpanii?
- Nie mogę. - musnęła jego policzek. - Za dwa dni jest casting do filmu, w którym chcę wziąć udział. Zależy mi na głównej roli.
- Będzie jeszcze wiele casting'ów. Możesz pójść na następny.
- Ale ten jest dla mnie na prawdę bardzo ważny. Jeśli nie dostanę roli, pojedziemy.
- No dobrze. - powiedział z wielką niechęcią. - Idź na ten casting.

 Poszła. Była perfekcjonistką. Idealnie wczuła się w postać, którą kazano jej odegrać. Dzięki temu dostała główną rolę. Była najszczęśliwszą osobą na świecie. Chciała podzielić się swoją radością z ukochanym. Jednak nie był to najlepszy pomysł.

- Broadway! Kochany!
- Nie krzycz tak! - warknął. - Boli mnie głowa. Co się stało? - zapytał od niechcenia.
- Dostałam główną rolę! Będę grać w filmie! Jestem taka szczęśliwa!
- Tak, tak... gratuluję. A co z naszą wycieczką do Hiszpanii?
- Musimy ją przełożyć.
- Znowu? Camila... Mówiłem ci, że bardzo chcę zwiedzić ten kraj.
- Ale muszę najpierw odegrać rolę. Jeśli chcesz, jedź sam.
- Nie chcę. - pocałował ją w policzek. - Poczekam na ciebie.
- Jesteś kochany.

 Kiedy ich związek zaczął się rozpadać? Dokładnie tego dnia, w którym Broadway dowiedział się, że główną rolę męską w filmie Cami odgrywa Seba. Tak, perkusista Rock Bones. Co wtedy poczuł? Strach. Bał się, że chłopak odbierze mu ukochaną. Musiał działać!

- Camila, porozmawiajmy.
- Dobrze. - wyszczerzyła się. - Tylko szybko. Za pół godziny muszę być na planie.
- Nie możesz zagrać w tym filmie.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. Zadzwoń do reżysera i powiedz, że nie dasz rady...
- Broadway! Czy ty oszalałeś?! Wygranie castingu było moim największym marzeniem. Nie zrezygnuję z filmu.
- Na pewno chodzi ci tylko o odegranie roli?! A może chcesz tam być dlatego, że Sebastian gra twojego chłopaka?!
- I znowu ta twoja zazdrość. - przewróciła oczami. - Przestań, dobrze?
- Nie! Nie przestanę! Natychmiast dzwoń do reżysera i powiedz, że nie zagrasz w filmie!
- Jesteś nienormalny.
 Po tych słowach opuściła dom. W jej głowie pojawiły się wątpliwości co do miłości Broadway'a. A co jeśli chłopak uważa, że ona jest jego własnością?

 Wszystkie sceny, które kręcili tego dnia odegrała świetnie. Reżyser powiedział jej, że jest wspaniałą aktorką i powinna rozwijać się w tym kierunku. Była szczęśliwa. Z pozytywnym nastawieniem wróciła do domu. Czekała tam na nią niemiła niespodzianka.

- W którym jesteście szpitalu?
- Tym na Różanej.
- Ja i Broadway zaraz do ciebie przyjedziemy.
- Dziękuję.
 Włożyła telefon do kieszeni i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Miała nadzieję, że Broadway będzie chciał jechać z nią do szpitala. W końcu Diego był jego przyjacielem.
- I co?! Fajnie bawiłaś się z Sebą? - zapytał.
- Broadway... Ty jesteś pijany!
- Bywa. - zaśmiał się. - Na pewno nie poszedłbym do baru, gdybyś została w domu i mnie nie zdradziła.
- Nie zdradziłam cię idioto! - krzyknęła. - A ty nie możesz zakazywać mi gry w filmie! To moje marzenie i będę je spełniać!
 Zbliżył się do dziewczyny i całej siły uderzył rudowłosą w twarz. Po jej policzkach popłynęły słone łzy. Wybiegła z domu i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu. Musiała przecież jechać do Fran. Wyjęła z torebki chusteczki i wytarła oczy oraz twarz. Na szczęście nie robiła makijażu. Miała nadzieję, że Francesca nie będzie jej o nic pytać.

 Mijały kolejne dni. Broadway stawał się coraz bardziej agresywny wobec swojej ukochanej. Camila musiała maskować siniaki i zadrapania, które powstały w wyniku jego uderzeń. W końcu nie wytrzymała...

 Otworzyła dużą szafę i zaczęła wyjmować z niej swoje ubrania. Wpakowała je do walizki. Broadway'a nie było w domu. Na szczęście... Gdy spakowała wszystkie rzeczy, wyniosła bagaż przed dom. Włożyła walizkę do bagażnika swojego samochodu. Następnie zajęła miejsce kierowcy w pojeździe.
- A gdzie ty się wybierasz? - usłyszała znajomy głos.
 Broadway stał obok samochodu i wpatrywał się w ukochaną ze złością. Ona tylko przełknęła ślinę. Wiedziała, że musi być dzielna.
- Odchodzę. - szepnęła. - Zabiłeś miłość, którą do ciebie czułam.
- Bardzo śmieszne... - zaśmiał się. - Wysiadaj z tego samochodu.
- Nie. Żegnaj Broadway.
 Przekręciła kluczyki w stacyjce i opuściła garaż. Nic nie było w stanie jej zatrzymać. Od teraz to wolna kobieta, która nie ma zamiaru podporządkowywać się żadnemu facetowi.

"Szukam mojego przeznaczenia
Magicznego marzenia
Ponieważ ja
Nauczyłam się mówić żegnaj"
~Aprendi a decir adiós

 Natalia Vidal. Zwykła, szara myszka. Służąca wielkiej gwiazdy Ludmiły Ferro. Czy ona odnalazła miłość? Owszem. Jej bratnią duszą okazał się być Maxi Ponte, niski raper w kolorowych czapeczkach. On zauważył w niej to, czego nie widzieli inni. Pokochał ją taką, jaką jest.

- Natalia? Muszę cię o coś zapytać.
- Słucham. - posłała mu lekki uśmiech.
- Czy... kochasz mnie tak bardzo, jak ja ciebie? Chciałabyś w przyszłości założyć ze mną rodzinę?
- O niczym innym nie marzę Maxi.
 Złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Kochała chłopaka najbardziej na świecie. Odkąd zaczęli się spotykać wiedziała, że jest to miłość na całe życie.

 Nic nie było w stanie zniszczyć tej miłości. Obydwoje wiedzieli, że są sobie pisani. Nie mięli wątpliwości. Chcieli spędzić ze sobą resztę życia.

- Natalio Vidal. Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Kocham cię prawdziwie i szczerze. Wiem, że nigdy nie przestanę. Moje uczucie do ciebie z każdą sekundą będzie rosło. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie u boku. Czy zgodzisz się zostać moją żoną?
- Maxi... Tak! Zostanę twoją żoną! Kocham cię najbardziej na świecie!
 Wziął dziewczynę na ręce i mocno przytulił. Następnie złączył ich usta w długim, namiętnym pocałunku. Była to magiczna chwila, którą obydwoje zapamiętają do końca życia.

 Państwo Ponte zamieszkali w Rzymie. Byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Ich małżeństwo zdecydowanie należało do tych udanych. Obydwoje wiedzieli, że nie popełnili błędu biorąc ślub. Jednak po dwóch latach wspólnego życia zaczęły się problemy.

- Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziała, po czym oparła ręce na biodrach.
- Słucham kochana.
- Powiedziałeś, że chcesz założyć ze mną rodzinę. Myślę, że powinniśmy w końcu pomyśleć o dziecku. W końcu bez niego nie da się żyć szczęśliwie w małżeństwie.
- Natalia, ja... - zamilkł na moment. - Nie chcę jeszcze mieć dzieci.
- Jak to? Przecież mówiłeś, że kochasz maluchy i bardzo chętnie zajmowałbyś się nimi. Dlaczego więc nagle zmieniłaś zdanie?
- No bo... nie jesteśmy jeszcze gotowi. - powiedział bez przekonania.
- Maxi... Czy ty masz inną kobietę? I dlatego nie chcesz mieć dziecka? Przygotowujesz się do rozwodu?
- Natalia! To nie tak! - przekonywał ją.
- No więc jak?!
- No... - westchnął.
- Nie chcę z tobą rozmawiać! Śpisz dziś na kanapie!
 Wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. On opadł na kanapę i ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego życie musi być tak skomplikowane?

 Maxi postanowił wyznać żonie bolesną prawdę. Jednak najpierw udał się do kwiaciarni, gdzie kupił dla Natalii bukiet białych róż. Kochała te kwiaty. Uśmiechnął się na samo wspomnienie jej miny, gdy pierwszy raz je od niego dostała.

- Natalia. Przyszedłem ci wszystko wyjaśnić. - powiedział pewnie.
- Słucham.
- No bo... To dla ciebie. - wręczył jej bukiet.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Myślisz, że kwiaty zastąpią mi dzieci?! Mylisz się!
- Nie Natalia. Wcale tak nie myślę.
- Więc?
- Chodzi o to... my nigdy nie będziemy mieć dzieci.
- Teraz przesadziłeś! Jesteś najgorszym facetem na świecie! Aż tak boisz się odpowiedzialności?!
- Natalia, ja...
- Przestań! Myślałam, że jesteś bardziej dojrzały! Najwidoczniej się pomyliłam!
- Jestem bezpłodny. - spuścił głowę.
- Przecież obiecywałeś... Że co? Co ty powiedziałeś?
- Jestem bezpłodny. Nie mogę mieć dzieci.
- Jak to... Co?! Skąd to wiesz?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Dwa tygodnie temu zrobiłem badania. Wynik był jednoznaczny. Nie powiedziałem ci, bo... bałem się. Tak bardzo chciałaś założyć ze mną rodzinę. Ja z tobą również. Dziecko jest moim marzeniem. Ale to marzenie nigdy się nie spełni...
- O Maxi... - podeszła bliżej i mocno go przytuliła. - Nie musiałeś bać się mojej reakcji. Kocham cię najbardziej na świecie. Jeśli nie możesz mieć dzieci, zaadoptujemy jakieś maleństwo, które straciło rodziców.
- Nie jesteś zła?
- Oczywiście, że nie. Doskonale cię rozumiem. Sama nie wiem, co zrobiłabym na twoim miejscu. Na pewno też starałabym się omijać temat. - posłała mu uśmiech.
- Kocham cię Natalia.
- Ja ciebie też Maxi.

 Jak postanowili, tak zrobili. Kilka miesięcy później rodzina Ponte powiększyła się o czteroletnią Martinę i dwumiesięcznego Jorge, których rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Maxi i Natalia pokochali dzieci tak, jakby były ich biologicznymi.

- Tato! Tato! Pójdziemy na plac zabaw? - mała dziewczynka przytuliła się do nogi Maxiego.
- Oczywiście kochanie. - wziął ją na ręce i pocałował w policzek. - Dla mojej księżniczki wszystko.
- Mamo! Ja i tata idziemy na plac zabaw! Chcesz z nami?
- Oczywiście kochanie. - powiedziała Natalia. - Tylko ubiorę Jorge. Poczekajcie kilka minut.
- Dobrze. A potem pójdziemy jeszcze na lody, tak? - dziewczynka zwróciła się do ojca.
- Oczywiście. - posłał jej uśmiech.
 Odkąd dzieci pojawiły się w życiu państwa Ponte, dom zaczął tętnić życiem. A młodzi rodzice cieszyli się, że w końcu rodzina jest pełna.

"Pamiętam dzień, w którym cię poznałam.
Miłość we mnie urodziła się
Twój uśmiech mnie nauczył
Że za chmurami zawsze będzie słońce."
~Nuestro camino

 Ludmiła zawsze była twardą i silną kobietą. Nikomu nie pozwoliła sobą pomiatać. Wszyscy myśleli, że jest zimną i oschłą dziewczyną, która nie ma uczuć. Jednak jeden chłopak odkrył jej prawdziwą twarz. Okazało się, że to bardzo delikatna i uczuciowa kobieta, która pod naciskiem swojej matki stara się wspiąć na sam szczyt.

- No więc? Kiedy wielka trasa koncertowa LudmiłaTour?
- Bardzo śmieszne Federico. - powiedziała z poirytowaniem.
- Czy ja się śmieje? Śpiewasz świetnie i lada moment dostaniesz propozycję trasy koncertowej po Europie. - wyszczerzył się.
- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe. Wiesz ile absolwentów naszej szkoły świetnie śpiewa? Na przykład Violetta...
- WOW! - wytrzeszczył oczy. - Co stało się z tą zdeterminowaną Ludmiłą, która jest pewna, że nikt jej nie dorówna?
- Została zamordowana. A wiesz kto jest pierwszym podejrzanym? Wesoły idiota z grzywka postawioną na żelu.
- Dlaczego tak o mnie mówisz? Jestem smutny... - popatrzył jej w oczy.
 Ona tylko przygryzła dolną wargę, po czym wpiła się w jego usta z szaloną namiętnością. Odwzajemnił jej pocałunek. Mimo wszystkich wad dziewczyny kochał ją nad życie. Zmieniła się na lepsze właśnie dzięki niemu. Był z tego zadowolony. Ona również żywiła do niego uczucie, które nigdy wcześniej nie gościło w jej sercu. Wiedziała, że Federico Pasquarelli jest miłością jej życia.

 Federico miał rację. Kilka dni po zakończeniu roku szkolnego w Studio, do Ludmiły zadzwonił znany producent muzyczny. Zaproponował jej wyjazd w trasę koncertową po Hiszpanii. Dziewczyna wiedziała, że zmieni to jej życie. Stanie się rozpoznawalna i ludzie będą marzyć o spotkaniu z nią. Jednak miała pewne wątpliwości...

- Fede! Federico! Mam dobre wieści! - krzyczała.
- Co się stało kochana? - objął ją w talii.
- Zadzwonił do mnie producent! Mam szansę na trasę koncertową po Hiszpanii!
- Naprawdę?! Kochanie! To fantastycznie! - posłał jej uśmiech.
- Tylko jest jeden problem...
- A mianowicie?
- No bo... Trasa obejmuje osiem miast w Hiszpanii. Oprócz tego sesje, wywiady i być może drugoplanowa rola w jakimś filmie. Musiałabym wyjechać tam na trzy miesiące.
- Trzy miesiące?! No... Sporo czasu.
- I właśnie dlatego się waham. Nie chcę cię zostawiać.
- Ludmiła! Oszalałaś?! Musisz jechać w tą trasę!
- Będę za tobą tęsknić...
- Ale przecież wrócisz. - złożył na jej policzku delikatny pocałunek. - A ja każdego dnia i każdej nocy będę wyczekiwać twojego powrotu.
- Jesteś pewien, że mogę tam pojechać?
- Oczywiście! Kocham cię nad życie i chcę, żebyś była szczęśliwa. Ta trasa da ci możliwość wspięcia się na sam szczyt. - uśmiechnął się.
- Dziękuję Fede. Jesteś najwspanialszy na świecie. - przytuliła go.
- Ale nie myśl, że tak łatwo się ode mnie uwolnisz. - poruszył zabawnie brwiami. - Między wywiadami, koncertami i tym wszystkim będziemy rozmawiać przez telefon, internet i pisać do siebie wiadomości. Nie pozwolę ci o sobie zapomnieć.
- Nigdy w życiu o tobie nie zapomnę. Gdy wrócę, pojedziemy na wakacje.
 Zbliżył się do niej i pocałował ją bardzo namiętnie. Chciał, żeby zapamiętała chwile spędzone z nim jak najlepiej. W końcu kochał ją nad życie.

 Nadszedł dzień wyjazdu blondynki. Federico kupił dla niej prezent i pojechał na lotnisko. Chciał jak najczulej się z nią pożegnać. Miał nadzieję, że Ludmiła będzie tęsknić za nim tak bardzo, jak on za nią. Była jego słońcem.

- Lu! Poczekaj! - krzyczał.
- Federico? Co ty tu robisz?
- Nigdy w życiu nie pozwoliłbym odlecieć ci bez pożegnania. Mam nawet prezent. - uśmiechnął się.
- Nie musiałeś...
- Musiałem. - wręczył jej małe, czerwone pudełeczko i kopertę. - Otwórz to w samolocie, dobrze?
- Jasne. Będę za tobą tęsknić.
- Ja bardziej. - pocałował ją. - Biegnij! Bo samolot odleci.
 Przytuliła go, po czym ruszyła za swoim nowym manager'em. Federico stał na lotnisku, dopóki samolot nie odleciał. Potem wrócił do domu, gdzie zabrał się za pisanie nowej piosenki.

 Gdy tylko usiadła na swoim fotelu, od razu otworzyła kopertę. Chciała wiedzieć co chłopak w niej schował. Okazało się, że był to list. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła czytać.

"Droga gwiazdo,
 Jeśli to czytasz, na pewno jesteś już w drodze do Hiszpanii. Jak się czujesz? Występują już turbulencje? Mam nadzieję, że wszystko dobrze.
 W moim krótkim liściku chciałbym napisać, że kocham Cię nad życie. Nigdy nie czułem do żadnej kobiety czegoś tak silnego i prawdziwego. Jesteś najwspanialszą gwiazdą, która lśni własnym blaskiem. Chciałbym być blisko ciebie. Jednak myśl, że spełniasz swoje marzenia jest dla mnie miodem na serce. Kocham cię Lu.
 Gdy dolecisz do Hiszpanii i trochę odpoczniesz, zadzwoń do mnie. Już tęsknię za dźwiękiem twojego głosu. Jest taki piękny.
~Twój Federico
P.S. Otwórz pudełko!"
 Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Ona również już za nim tęskniła. Otarła mokry ślad kciukiem. Potem otworzyła czerwone pudełeczko. Znalazła w nim obrączkę, na której wygrawerowany był napis: "Federico&Ludmiła Forever". Szybko założyła ją na palec. Wyjazd w trasę był jej wielką szansą. Pomimo szczęścia, które towarzyszyło dziewczynie, Lu liczyła na jak najszybszy powrót. W końcu Federico tam na nią czeka...

"Poczekam, bo nauczyłaś mnie jak teraz żyć
Pójdę z tobą dlatego, że chcę dać ci mój świat
Będę czekać, aż powrócisz
I zrobię wszystko, by znów cię widzieć"
~Te esperare

 Gery i Clement. Połączył ich spisek dotyczący rozdzielenia Leóna i Violetty. Każde z nich działało na korzyść własną i drugiej strony. Jednak gdzieś po drodze zgubili chęć związania się z osobami, które mogłyby być tymi niewłaściwymi. W zamian poczuli miłość do siebie nawzajem.

- Wiesz co Gery? Dobrze się stało. - posłał jej uśmiech. - Wyobrażasz sobie co by było, gdyby faktycznie udało nam się rozdzielić Leóna i Violettę?
- Żylibyśmy w związku z tymi niewłaściwymi osobami. - odpowiedziała spokojnie.
- Jesteś ze mną szczęśliwa? - zapytał po chwili.
- Najszczęśliwsza na świecie. Kocham cię Clement.
- Ja ciebie też Gery.
 Połączył ich rozgrzane wargi w długim, namiętnym pocałunku. Był on magiczny. Już wtedy miał stuprocentową pewność, że Gery jest wybranką jego życia. Znali się bardzo krótko, ale ona zdążyła ulokować się w jego sercu. On również ma swoje miejsce u niej. Kochają się.

 Para wyjechała na wakacje do Rzymu. Obydwoje zawsze chcieli zwiedzić to piękne miasto. Nie musieli wynajmować hotelu, ponieważ starsza siostra Gery mieszkała we Włoszech od dwóch lat. Była samotna, więc pozwoliła im się u siebie zatrzymać. Po tygodniu odczuli skutki tej fatalnej decyzji.

- Cześć Clement. - szepnęła uwodzicielskim głosem. - Gery nie ma w domu?
- Nie. Umówiła się z Naty. Ona i Maxi mieszkają w Rzymie. - posłał jej uśmiech.
- Świetnie się składa. - usiadła obok niego. - Prędko nie wróci, prawda?
- Przed chwilą wyszła.
- Genialnie. W takim razie możemy trochę się pobawić. - chwyciła go za krawat i przyciągnęła do siebie. - Nie mów, że wcale cię nie pociągam.
 Zdjęła szlafrok, który miała na sobie. Oczom chłopaka ukazało się jej nagie ciało. Była naprawdę przepiękną kobietą. Nie jeden chłopak w takiej sytuacji poddałby się jej. Jednak nie on.
- Wyjdź stąd Valeria. - powiedział z poirytowaniem. - Kocham Gery całym swoim sercem i nigdy jej nie zdradzę.
- Przecież nie musimy rozmawiać z nią na ten temat. - szepnęła do jego ucha. - Zobaczysz, że nie pożałujesz. Jestem naprawdę ostra.
- Idź stąd. - odsunął się od dziewczyny na kilka metrów. - Już mówiłem, że nie zdradzę Gery.
 Westchnęła ciężko, po czym zbliżyła się do niego i złączyła ich usta w pocałunku. Nie był on magiczny, wręcz przeciwnie. Clement natychmiast odepchnął dziewczynę, wstał z łóżka i opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami.

 Gdy tylko Gery wróciła do domu, chłopak od razu podszedł do niej i zaczął rozmowę. Wiedział, że nie mogą dłużej mieszkać z siostrą Gery. W końcu kobieta darzyła go jakimś dziwnym uczuciem. Ono nigdy nie powinno się pojawić.

- Słuchaj Gery... Musimy się stąd wyprowadzić. - powiedział pewnie.
- Jak to? - spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Dlaczego?
- Bo twoja siostra chciała mnie dziś zgwałcić.
- Co? Moja siostra co chciała ci zrobić? Bardzo śmieszne. - na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Mówię poważnie. Gdy byłaś na spotkaniu z Naty, przyszła do pokoju w samym szlafroku. Potem go zrzuciła i zaczęła zachęcać mnie do "zabawy".
- Wiesz... jakoś tak ci nie wierzę. - założyła ręce na piersi. - Valeria ma chłopaka, z którym jest szczęśliwa.
- Najwidoczniej przechodzą jakiś kryzys. - wzruszył ramionami.
 Po chwili podeszła do nich siostra Gery. Słyszała całą rozmowę. Przez chwilę wpatrywała się w chłopaka z poirytowaniem. Potem powiedziała:
- Jesteś idiotą! Dlaczego okłamujesz moją siostrę?! I to jeszcze w tak chamski i bezczelny sposób! Świnia z ciebie!
- Ze mnie?! Pff... Śmieszna jesteś! Nie ja przyszedłem do ciebie z jakąś porypaną propozycją! Ogarnij się kobieto!
 Dziewczyna odwróciła się na pięcie i z wymuszonymi łzami w oczach pobiegła do swojej sypialni, w której zamknęła się na klucz.
- Dlaczego jesteś dla niej niemiły?! - zapytała zdenerwowana Gery.
- Ej! Ona chciała mnie zgwałcić, a ty jeszcze jej bronisz?!
- Nie mam ochoty na rozmowę z tobą.
 Po tych słowach Gery poszła do łazienki, zostawiając oszołomionego chłopaka samego. Clement usiadł na jednym z krzeseł w kuchni i oparł głowę o blat stołu. Czemu Valeria kłamie? Powinna się przyznać!

 Clement i Gery pokłócili się na dobre. Chłopak był zmuszony spać na kanapie. Miał nadzieję, że kłamstwo Valerii szybko wyjdzie na jaw i jego ukochana przyzna mu rację. W końcu się doczekał.

- Śpisz. - usiadła okrakiem na leżącym chłopaku.
- Spadaj stąd! Bo zacznę wrzeszczeć i przyjdzie tu Gery! - warknął.
- Spokojnie kochaniutki. Przecież nie zrobię ci krzywdy. - przygryzła dolną wargę. - Mówiłam ci już, że bez koszulki wyglądasz seksownie.
 Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ dziewczyna złączyła ich usta w długim pocałunku. Kilka sekund później do pokoju weszła Gery. Popatrzyła na całującą się parę. Po jej policzkach zaczęły płynąć słone łzy.
- Dlaczego Clement? - szepnęła. - Dlaczego?
 Valeria oderwała się od chłopaka siostry. On natychmiastowo wstał i podszedł do ukochanej. Ujął jej dłonie, jednak ona szybko je wyrwała i uderzyła go w twarz.
- Myślałam, że mnie kochasz!
- Kocham cię! Mówiłem, twoja siostra to wariatka! Przyszła tu całkiem naga i zaczęła się do mnie dobierać!
- Tak? To dlaczego twoja koszulka i jej ubrania leżą na podłodze?!
- Ja... Nie mam pojęcia. Ona musiała porozrzucać to, zanim na mnie wskoczyła!
- Nie wierzę ci... Z nami koniec! Możecie wrócić do poprzedniego zajęcia! Ja idę się spakować...
 Dziewczyna pobiegła po schodach na górę. Clement rzucił Valerii pogardliwe spojrzenie. Ta tylko uśmiechnęła się.
- No co? - zapytała. - Masz ją z głowy. Możesz zająć się mną.
- Przecież ci mówiłem, że kocham tylko Gery! Ciebie mam głęboko w dupie! - krzyknął.
- Nie bądź taki... Starałam się. Porozrzucałam ubrania, zażywałam tabletki antykoncepcyjne. Musisz mi to jakoś wynagrodzić.
 Już chciał odpowiedzieć, gdy nagle Gery zbiegła po schodach i rzuciła mu się na szyję. Clement odwzajemnił uścisk. Potem ze zdziwieniem spojrzał na ukochaną.
- Jesteś wariatką! - krzyknęła Gery. - Nie chcę cię znać!
- O co chodzi? To twój chłopak zaciągnął mnie do łóżka. - przykryła się kołdrą.
- Idiotko! Słyszałam wcześniejszą rozmowę! Specjalnie udawałam, że biegnę się spakować Tak naprawdę cały czas stałam na schodach!
- Musiałaś się...
- Zamknij mordę! Jesteś zwykłą szmatą! Ja i Clement nie będziemy dłużej u ciebie mieszkać! Idziemy się spakować.
- I bardzo dobrze! Jesteście najgorsza parą na świecie! Nie zasługujesz na niego!
- A ty nie zasługujesz na nikogo! - krzyknął chłopak. - Chodźmy Gery.
 Para udała się do pokoju, w którym do niedawna mieszkali. Spakowali swoje rzeczy do walizek i opuścili dom Valerii. Postanowili zamieszkać w hotelu. Po akcji z siostrą Gery związek pary stał się silniejszy. Byli w stu procentach pewni, że mogą sobie ufać. Kochali się. Najbardziej.

"Odkryłam, że uczucie
To takie światło,
którego nie możesz zgasić
A życie jest jak bajka
I miłość
zawsze zwycięża nad złem"
~Descubri

 Violetta nigdy nie ingerowała w związki swojego ojca. Chciał jednak, żeby był szczęśliwy ze swoją partnerką. Ale German nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Po śmierci Marii, wariactwach Jade, oszustwie Esmeraldy oraz mściwości Priscilli można było myśleć, że nigdy nie znajdzie odpowiedniej kobiety. Jednak to byłby błąd...

- Ogłaszam was mężem i żoną! Możesz pocałować pannę młodą.
 German złożył na ustach swojej ukochanej długi, namiętny pocałunek. Goście, którzy byli na uroczystości klaskali i płakali ze wzruszenia. Dla wszystkich była to chwila szczęśliwa, jednak dwójka nowożeńców czuła się jak w siódmym niebie. Po wieloletniej znajomości w końcu wyznali sobie miłość przed Bogiem i zadeklarowali, że będą kochać się na zawsze.

 To był jeden z najpiękniejszych dni w ich życiu. Nikt nie spodziewał się, że tych dwoje połączy namiętna miłość, którą mieli zamiar pielęgnować do końca życia. Jednak los lubi nas zaskakiwać.

- German? Jesteś tu?
- Tak kochanie. - podniósł głowę i spojrzał w stronę drzwi wejściowych. - Podpisuję dokumenty. Coś się stało?
- Nie... To znaczy... Tak. Muszę ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch.
 Weszła do pomieszczenia. Zbliżyła się i usiadła na biurku. Mężczyzna patrzył na nią z uśmiechem. Jednak jej twarz pozostawała kamienna. Trochę go to przerażało, jednak nie chciał tego okazywać.
- Jestem w ciąży. - wyszeptała po chwili.
- Co?! - wstał z krzesła i podszedł do ukochanej. - Będziemy mięli dziecko?
- Nie złość się. Ja...
- Złościć się? - zapytał ze zdziwieniem. - Angie! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Od zawsze marzyłem o drugim dziecku! Violetta na pewno też będzie szczęśliwa.
- Myślałam... Przecież... Nie jesteśmy już młodzi.
- Ale nie za starzy na dziecko. - przytulił ją. - To wspaniała wiadomość aniołku.

 Osiem miesięcy później Angie urodziła zdrowego synka. W wyborze imienia pomogła im Violetta, która była zachwycona widokiem młodszego braciszka. Pomimo tego, że nie mieszkała z ojcem, chciała częściowo uczestniczyć w wychowaniu maleństwa. Chłopiec miał na imię Jorge.

- Jestem szczęśliwa German. - pocałowała go w policzek. - Teraz jesteśmy prawdziwą, pełną rodziną.
- Zgadzam się z tobą kochana. A nasz synek to przystojniak. - wyszczerzył się.
- Nie wiem co bym zrobiła, gdybym was nie miała. Ty, Violetta i Jorge jesteście moim najcenniejszym skarbem, którego za nic nikomu bym nie oddała.
 I złączyła ich usta w bardzo długim i szalenie namiętnym pocałunku. Był on magiczny. Zawsze, gdy go całowała czuł, że ma dla kogo żyć. Kocha ją. I to nigdy się nie zmieni.

"Powiedz czy to prawda
Przychodzisz zmieniać
Jednym pocałunkiem świat
Nie wiem jak to wyrazić słowami, że
Kiedy patrzę w twoje oczy wiem,
Że kochałem cię tysiąc poprzednich żyć"
~Mil vidas atras

 Pomimo tego, że każdy poszedł w swoja stronę, czasem spotykają się i wspominają dawne czasy. Violetta i León są szczęśliwym małżeństwem, Fran pomimo wszystko pozostała przy Diego i razem żyją szczęśliwie, Cami rozstała się z Broadwayem i czeka na prawdziwą miłość, przy okazji spełniając się jako aktorka, chłopak zrozumiał swój błąd i próbuje zbliżyć się do rudowłosej, Natalia i Maxi żyją w szczęśliwym małżeństwie z dwójką adoptowanych dzieci, Ludmiła nagrała solową płytę i dostała propozycję trasy po Europie, którą przyjęła, Federico nie wytrzymał samotności i jeździ za ukochaną, cały czas przypominając jej o swojej miłości, Gery i Clement żyją w szczęśliwym związku planując ślub i huczne wesele, a Angie, German i ich synek Jorge tworzą naprawdę szczęśliwą rodzinę. Mimo przeciwności losu są szczęśliwi. Nigdy nie zapomną o Studio, dzięki któremu zaczęła się ich wspólna historia.

"Razem dorastaliśmy
i przypadkowo natknęłam się na twoje dłonie
Dorastaliśmy
z każdą nutą tamtego fortepianu"
~Crecimos Juntos



Gratuluje kochana <3
Wszystko czytało się z przyjemnością <3


A korzystając z okazji, że już pisze jakiś post, to chce was zaprosić na pierwszy rozdział na moim nowym blogu:

http://my-life-federico.blogspot.com/?m=1 <3


Jeszcze raz gratuluje <3
Pozdrawiam i kocham
Ola <3






czwartek, 30 lipca 2015

Nowy blog, zapraszam ♥

Jak sama nazwa mówi, chciałabym zaprosić was na mój nowy blog, o Federico ♥
Na którym pojawił się już pierwszy post:
http://my-life-federico.blogspot.com/?m=1

Zapraszam was, blog będzie dla mnie miłą odskocznią ♥

Dzisiaj miałam dodać drugą część OS'a niestety przez przypadek go usunęłam :( ♥

poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter 37



~ Federico~

- Kopę lat bracie - mówi stojący w drzwiach Leon, a ja stoje jak ten głupi i przyglądam się jego twarzy.
- Po co tu przyszedłeś? - pytam patrząc mu w oczy, ostatnio jakoś nie miał zamiaru przebywać w moim towarzystwie.
- Chciałem Cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie - pociera ręką skóre na karku - Przepraszam.
- Czemu niby miałbym je przyjąć? - marszcze brwi i krzyżuje ręcę na piersiach.
- Bo mi Cię brakuje, stary - no nie teraz wyskoczy mi z tą swoją smutną gadką, a ja zmiękne i mu wybacze. Dlaczego oni wszyscy wykorzystują moje biedne, wrażliwe serduszko? - A poza tym niewidziałem Cię od dwunastu lat, twoje przybycie było dla mnie szokiem, rozumiesz? Martwiłem się o Ciebie jak głupi, zostawiłeś mnie tak z dnia na dzień. Myślałem, że nie żyjesz, ale jesteś tutaj i...
- Dobra skończ z tymi ckliwymi wyznaniami, bo boje się, że za chwile wyznasz mi miłość - śmieje się pod nosem, aby rozluźnić trochę atmosfere. No ja wiem powinienem być zły, wredny, chamski i w ogóle, ale do chuja pana, mam okazje odnowić relacje z byłym przyjacielem, takie wyjście wydaje mi się rozsądne, ale niech sobie nie myśli, że ulegnę tak od razu, jeszcze trochę się pomęczy i dopiero wtedy powiem mu co postanowiłe. A tak w ogóle to bardzo dojrzałe z jego strony, że zadał sobie tyle trudu, aby tu przyjechać i mnie przeprosić.
- Federico, ja wiem schrzaniłem, ale daj mi jeszcze jedną szanse, obiecuje Ci, że nie popełnie drugi raz tego samego błędu.
- Zaczynam się Ciebie bać, mówisz jak zdesperowana laska, błagająca swojego faceta o powrót.
- Zdesperowany akurat jestem, ale homoseksualista ze mnie żaden - tym razem obydwoje wybuchamy głośnym śmiechem.
- Chcesz wejść? - robie przejście w drzwiach i zapraszam go gestem ręki.
- Mogę? Ludmila i Diego nie będą mieli nic przeciwko? Wiem od Violetty, że tu mieszkają.
- Nie, spokojnie. To mieszkanie należy do Lu, ja mieszkam z nią, bo tak jakby jesteśmy razem, a Diego dzisiaj robi wypad z domu.
  Zamykam drzwi za Verdasem i kieruje go do kuchni.
- Tylko cicho, bo Luśka jeszcze śpi i nie chce, żeby się obudziła, miała wczoraj ciężki dzień - wzdycham - ale chyba dzisiaj będzie dobrze.
- Rozwodzi się z Diego? - patrze na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Jakie rozwodzi? Ona z nim nie jest - prostuje dla jasności.
- To dziwne, jak widać Violetta coś sobie ubzdurała, bo powiedziała mi, że kilka dni temu gadała z Ludmilą, a ona powiedziała jej, że z Diego są małżeństwem.
- Co? Może źle coś zrozumiała? Oni nigdy nie byli razem, poza tym Hernandez przyznał się, że chciał ją zgwałcić - Leon zaczyna dławić się powietrzem. Jak widać jest zaskoczony, ja też przez chwile byłem. Potem czułem tylko złość i chęć rozjebania mu ryja o podłogę.
- Co chciał zrobić? - wybałusza oczy i otwiera buzie, nie za ciekawy widok.
- Ehh, dwanaście lat temu, po treningu, wtedy kiedy...
- Najebały się z Violettą?
- Tak - parskam śmiechem na samo wspomnienie z tamtego dnia - no i wszedł do domku wcześniej niż my i zaczął się do niej dobierać, a Lu myślała, że to ja.
- No co ty pierdolisz! Naprawdę?
- Tak, myślałem, że chuja zabije. Ale spokojnie Ludmila wywaliła go za to z domu i mam ją tylko dla siebie.
- I właśnie dlatego to ty jesteś zwyciezcą kochanie - odwracam się za siebie i dostrzegam blondyneczke ubraną w moją wczorajszą koszule. Jest piękna nawet po wstaniu z łóżka - Leon? Co ty tu robisz?
- Przyszedł do mnie, chciał się pogodzić więc go wpuściłem, nie jesteś zła? - Ludmila podchodzi do mnie, po czym siada na moich kolanach i daje słodkiego całusa w kącik ust.
- Dlaczego mam być zła? Jestem szczęśliwa, że odnawiasz kontakty ze starymi znajomymi - uśmiecha się - a poza tym miło Cię widzieć Leon.
- Mi Ciebie też Lu, jak żyjesz? - pyta z wyraźnym zainteresowaniem.
- Bardzo dobrze - zerka w moją stronę - przynajmniej od niedawna - a tak w ogóle czy Diego już się wyniósł?
- Nie spał tutaj, pewnie szuka jakiegoś miejsca do zamieszkania - trochę mi go nawet szkoda, ale wole nie mówić tego na głos.
- Gówno mnie interesuje co on robi, albo weźmie swoje graty z mojego mieszkania, albo wypierdole je na śmietnik.
- Jeżeli zaczełaś temat Diego, to Leon poinformował mnie o bardzo interesującej informacji, powiedz mi kochanie, od kiedy ty i Diego jesteście małżeństwem co? - mówie rozbawiony zerkając na Lu, która suszcza główkę w dół. Widząc to od razu poważnieje - nawet nie waż się powiedzieć, że wzięłaś potajemny ślub z Hernandezem.
  Razem z Leonem patrzymy na Lu wyczekująco, nie powiem, że jestem spokojny, bo ręka to, aż mnie świerzbi. Czyżby miłość mojego życia ślubowała już coś innemu? Czuje jak skręca mi się żołądek.
- Lud, powiedz mi o co chodzi? - pospieszam ją. Jej drobne rączki mocniej zaciskają się na mojej szyji. Czyli coś jest jednak nie tak.
- No bo ostatnio spotkałam Violette w centrum handlowym no i ona zaczęła chwalić się swoim cudownym życiem, a ja - przerywa i wbija wzrok w czubki moich butów, jak widać trudno wydusić jej to co chce powiedzieć - a ja byłam sama, bez Ciebie, bez niczego więc wymyśliłam związek małżeński z Diego, przepraszam.
-Ahh, co ostatnio dzieje się z tą moją żoną, pewnie zaczęła Ci się wszystkim wychwalać, ostatnio przechodzi samą siebie. Jest wścipska, podła i wybredna jak cholera... - szepczę Verdas i patrzy na Lu przepraszającym wzrokiem.
- Ale dlaczego akurat Diego? - warczę do ucha Lu, tak aby szatyn naprzeciwko nic nie słyszał.
- No, bo tylko jego miałam przy sobie. Przepraszam kochanie, nie wiedziałam, że jesteś w Londynie. To był impuls, poczułam się źle, bo ona miała wszystko, a ja miałam na karku niepełnosprawnego idiote - chwytam za ją za podbródek i głośno wzdycham.
- ... No i ona cały czas każe mi gotować, ja wiem jestem kucharzem, ale po pracy też chce się trochę zluzować przy ziółkach, no i te ziółka, te pieprzone ziółka, które każe mi pić zamiast piwa. Czasami mam ochote włożyć jej je w dupe... - Verdas gada jak najęty, trochę mi go nawet szkoda, ta Violetta nieźle go tyra, ale wracając.
- Nie jestem zły, skarbie - delikatnie całuje kącik jej ust.
- ... Czasami zastanawiam się w co jeszcze oprócz małżeństwa udało jej się mnie wkręcić. A no tak ziółka, ja trace męskość, rozumiecie trace męską naturę, a najgorsze...
- Naprawdę nie jesteś zły kochanie? - pyta słodko trzepocząc rzęsami, no i jak tu być na taką zły?
- Nie, ty wybaczyłaś mi lata nieobecności, nie mam prawa być zły o taką błahostkę - na jej bladej twarzycze znowu pojawia się ten piękny uśmiech, odrazu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Dziękuje - przykłada usteczka do mojej skroni - a tak w ogóle to chyba powinniśmy zacząć słuchać Leona.
 Obydwoje zerkamy na Verdasa uderzającego głową w stół.
- ... no niech mnie ktoś przytuli. Błagam zrobie wszystko. Albo nie, nie zrobie żadnego kurczaka, ani jednego kurwa. Jak ja nienawidze kurczaków... - przez chwile wydaje mi się nawet, że ten baran ryczy. Co ta kobieta z nim zrobiła?
- Co robimy? Ja go nawet nie słuchałam.
- Ja też nie, ale udawaj, że wiesz o czym mówi - Lu wstaje z moich kolan, podchodzi do Leona i mocno go przytula.
- Tak Ci współczuje Leon. Ja naprawdę nie wiem co powiedzieć - blondynka próbuje go pocieszyć, niestety na marne.
- Nie wiesz co powiedzieć, bo mnie nie słuchałaś, cały czas migdaliłaś się z tym tutaj - wskazuje palcem na mnie, no czyli jednak nas słyszał - nikt mnie nie rozumie! Nikt!
  Jak to się mówi całe życie z wariatami, a ja przeczuwam, że od teraz moje życie będzie lepsze niż kiedykolwiek.

~Diego~

Od razu po wizycie w klinice razem z Fran pojechaliśmy do mieszkania Ludmili po moje rzeczy. Już wcześniej wszystko spakowałem, więc tylko zapakowaliśmy torby do samochodu i zniknęliśmy. Zajęło nam to może z trzy minuty. Nawet nie spotkaliśmy Ferro ani Pasquarelliego. Teraz siedzimy u Fran i po trochu rozkładamy moje szpargały. Nie ma tego za wiele, w końcu podczas śpiączki nie potrzebowałem tony ciuchów czy też "umilaczy czasu". Francesca układa każdą parę spodni, koszulkę, wiesza koszule na wieszaki - robi to tak dokładnie i delikatnie, że aż zgroza będzie ruszyć cokolwiek ze stertki. Przyglądam się jak chowa walizki do garderoby i z delikatnym uśmiechem podchodzi do mnie i kuca przy moich kolanach. Spogląda mi prosto w oczy i mówi:
- Może napijemy się czegoś mocniejszego? - kiwam głową na zgodę. - Wiem, że pewnie wolałbyś whisky lub czystą, ale chwilowo mam w barku tylko wino i domową wiśniówkę mojej babci - jej wzrok jest przepraszający co trochę mnie bawi.
- Ej, piękna. Nic się przecież nie stało. Z chęcią napiję się wina z tak cudowną dziewczyną.
Fran cudownie się rumieni, czyli prawidłowa reakcja na moje słowa.
- W takim razie zapraszam do salonu, a ja przyniosę kieliszki.
Po chwili z pomocą Francesci rozsiadam się na kanapie, delektując się smakiem czerwonego wina. Nie mogę uwierzyć jakie szczęście mnie spotkało. W końcu znamy się od tylu lat i przeszliśmy od przyjaźni przez nienawiść do... do... Diego, przyznaj to przed samym sobą - owinęła cię sobie wokół paca. Teraz zostaje tylko jedna sprawa, wyznanie wszystkiego Fran.
- Dziękuję ci za wszystko. Fran, jesteś naprawdę niesamowita. Będę ci wdzięczny do końca życia.
- Diego, nie ma sprawy. Kiedyś się przyjaźniliśmy. Nie mogłam zostawić cię w potrzebie - w jej oczach widzę coś więcej niż tylko dawną przyjaźń. Obym się nie mylił.
- Właśnie w tym rzecz. Fran, muszę ci to powiedzieć. Wiem, że po tym co teraz powiem możesz nie chcieć ze mną mieszkać, ale chcę abyś znała prawdę - w jej oczach widzę strach. - Francesca, coś do ciebie czuję. Co ja gadam?!? Kocham cię jak wariat! - przymykam powieki i ciężko oddycham. Z niecierpliwością czekam na jen reakcję. Boję się, że nie będzie chciała mnie znać. Nagle czuję ciepłe, kobiece wargi na swoich ustach. Fran całuje mnie, a ja oddaję pocałunek aż brakuje nam tchu. Wtedy odrywamy się od siebie, a Resto szepcze przy moich wargach:
- Też cię kocham, Diego - uśmiecham się na dźwięk jej słów.
- Fran, zostaniesz moją dziewczyną? - pytam tak dla pewności. Cicho się śmieje.
- Tak, głuptasie - nie daje mi nic powiedzieć, bo zamyka moje usta w czułym pocałunku. Mimo tego, że czuję się przy niej cudownie, nagle smutnieję.
- Kochanie, co się dzieje? - przed nią nic się nie ukryje. - Mi przecież możesz powiedzieć.
- Wiem skarbie, ale to nie jest dla mnie przyjemne. Ludmila wyrzuciła mnie od siebie z domu, bo powiedziałem jej prawdę, że sabotowałem jej związek z Fede, że tamtego pamiętnego dnia to ja się do niej dobierałem, a ona ciągle sądziła, że to Pasquarelli. Wyznałem jej jaki byłem w niej zakochany za czasów szkoły i gdy ją zobaczyłem cholernie się napaliłem... - łapię głęboki oddech. - Jest mi tego tak w chuj wstyd. Po tych wszystkich latach...
Nie mogę już dalej mówić. Głos mi się łamie z mieszanki uczuć. Czuję delikatną dłoń na swoim policzku.
- Kochanie, nie denerwuj się. Ludmila na pewno niedługo ci wybaczy. Jestem przy tobie i pomogę ci we wszystkim. Pamiętaj o tym.

~Violetta~

Kurwa, kurwa, kurwa. Jestem wściekła na tego pieprzonego Lwa. Jak on mógł mnie tak potraktować? Przecież chciałam dobrze. Zawsze chcę dobrze, muchy bym nie skrzywdziła. O mnie zupełnie nie rozumie, tylko wytyka mi błędy, których nawet nie popełniłam. Sam nie jest lepszy. To ja spędzałam z nim cały czas podczas najgorszych faz jego deprechy po odejściu Pasquarelliego i tak mi się odpłaca, niedorobiony patafian. Siedzę i skubię tego cholernie smacznego kurczaka. Gdzie on się tak nauczył gotować? Pewnie od matki, jeszcze przed naszym feralnym obozem kulinarnym. Nagle czuję, że moje policzki robią się wilgotne od słonych łez. Nie wierzę. Jak to możliwe? Przecież nauczyłam się nie płakać przez facetów. Może Leon ma rację? Może naprawdę jestem zbyt wścibska? Może Verdas ma powód żeby mnie odrzucać? Bez niego jestem zupełnie nikim. Nie mam nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, wysłuchać czy nawet opierdzielić. Lata temu straciłam przyjaciółki i radość, którą znałam z czasów znajomości z Ludmi i Fran, potem Diego i Fede - oni też byli mi bliscy. Jakim cudem ich straciłam i nie potrafiłam zaprzyjaźnić się z kimś innym, nowym? Został mi tylko Leon, który chwilowo ma mnie w bardzo głębokim poważaniu. Jestem sama, kompletnie sama. Mimo to nie mogę się poddać. Muszę dowiedzieć się co jest między Diego, Ludmilą i Federico. Dla ich dobra. Jeżeli Hernandez i Ferro naprawdę się pobrali to Lu rani ich wszystkich, zdradzając Diego z Fede, ale jeżeli oni kłamią... Muszę poznać prawdę. Każdy powinien wiedzieć na czym stoi, chyba że oni tak wszyscy razem?! Może są w trójkąciku. Za czasów szkoły jęki Luśki i Pasquarelliego było słychać w całym domku, to możliwe że chcą jakiś nowych doznać czy coś. Nie rozumiem takich zachowań, ale po tych ludziach można się wszystkiego spodziewać. Leon zrozumie, że musiałam dowiedzieć się prawdy dla własnego i ich spokoju.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W każdym razie mamy 37 rozdział. Jeszcze tylko dwa i epilog, strasznie dziwnie mi to wszystko kończyć :c
Ale nic nie trwa wiecznie :(
Zapraszam so komentowania <3

Pozdrawiają Ola i Mar <3




piątek, 24 lipca 2015

Sto lat, Sto lat

  Dziś mamy bardzo wyjątkowy dzień, zapewne zapytacie dlaczego? A więc w dniu dzisiejszym urodziny ma pewna bardzo ważna osoba, dla mnie, jak i dla tego bloga. Bez tej dziewczyny nie poradziłabym sobie z tą historią, ponieważ strasznie mnie męczy. Tym kimś jest oczywiście moja cudowna wspólniczka Maravillosa Sabio.
Kochana w tym ważnym dla Ciebie dniu chce życzyć Ci wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, rozwijania swoich pasji, wytrwałego dąrzenia do upragnionego celu. Zdrowia, bo bez tego ani rusz.
Uśmiechu na twarzy, dobrego humoru, przez duże H. Poznania pewnego uroczego, włoskiego przystojniaczka. Napisania własnego opowiadania, ponieważ masz talent i tworzysz cuda. I już nie bądź taka skromna i nie mów, że nie mam racji. Ja mam zawsze racje.

Współpracujesz ze mną od 22.02.2015 roku, pierwszy rozdział, który ze mną napisałaś to Chapter 14. Początki były dla mnie trudne, bałam się, że pisanie z kimś nie zrobi mi dobrze, ale po kilku tygodniach stwierdziłam, że pisząc z tobą czerpie z tego przyjemność. Zawsze dajesz rade sprostać wyzwaniom i chorym pomysłom.
Jestem w szoku, że dajesz rade.
Momentami pewnie masz mnie dosyć i kiedy widzisz wiadomość ode mnie myślisz sobie "Cholera znowy ta truje mi dupe rozdziałem", ale chce żebyś wiedziała, że bez Ciebie nie byłoby mnie tutaj już dawno temu.
Za niedługo będziemy się rozstawać ( dlatego właśnie pisze rozdziały na zapas, bo nie wiem czy czasowo będę dawała radę ) i to będzie bardzo trudne, przynajmniej dla mnie. Zawsze dawałaś mi rady odnośnie One Shotów, czy rozdziałów czy innych notek, które Ci tam wysyłałam i oczywiście bardzo dziękuje za każdą z nich.
I nie zdziw się jak któregoś dnia napisze do Ciebie i zapytam "Hej, napisałaś już swoją część" . W każdym razie jeszcze raz życzę Ci wszystkiego najlepszego, spełnij swoje marzenia i bądź sobą. 

Kocham Ola <3

czwartek, 23 lipca 2015

Chapter 36




~Ludmila~

 Jak spędziłabym swój idealny wieczór? Odpowiedz jest prosta! W ramionach ukochanego faceta. Niestety, mój ukochany facet siedzi w pokoju z Diego, a ja zapierdalam z kolacją. No ja wiem, miałam iść do cudownej restauracji, ale nie wyszło. Nie mogę zostawić Hernandeza samego w domu, postawiłoby mnie to w złym świetle, a jako minister wolałabym tego uniknąć.
- Ludmi, muszę Ci coś powiedzieć, ja czuję - Hernandez drze się jak jakiś nienormalny.
- Tak, ja też czuje Dieg. Federico też czuje, ludzie zazwyczaj czują - zaśmiałam się pod nosem, czym zdenerwowałam przyjaciela, ponieważ ten wjechał mi na pięty wózkiem.
- Nie rozumiesz, ja czuje nogę- z rąk wylatuje mi szklanka, która rozbija się na setki kawałków.
- Jak to? Jakim cudem? To fantastycznie - nie ukrywam mojego entuzjazmu ciesze się, że mój przyjaciel może za niedługo stanie się samodzielny.
- Normalnie, Federico mnie uderzył i...
- Co zrobił? Uderzył? Pasquarelli, idioto chodź tutaj ! - po chwili w drzwiach zjawia się ten przystojny kretyn posyłający mi ten swój niewinny uśmieszek.
- Lu, to on zaczął - wskazał palcem na Hernandeza i skierował na niego wściekłe spojrzenie.
- Nieprawda Lu, ja byłem niewinny. To jego winna, to on zaczął - Diego broni się jak może.
- Nie, ja byłem grzeczny. No on wszedł - wywrócił oczami - no dobra, wjechał do mojego pokoju i zaczął mnie specjalnie denerwować.
- Nieprawda - oburzył się inwalida - To ty zacząłeś!
- Nie, bo ty!
- Ty!
- Ty!
- Dosyć! - wrzasnęłam, aby uspokoić te dzieci, ewentualnie bezmózgie stworzenia - przestańcie się kłócić i marsz, do swoich pokoi.
- Lu! - warknęli w tym samym czasie.
- Żadnych Lu! Skoro zachowujecie się jak dzieci, to właśnie tak będę was traktować. Diego do siebie, a ty Fede idź do mnie i zaczekaj tam na mnie.
 Oburzeni panowie spuszczają głowy w dół i znikają za drzwiami swoich sypialni. Czyżbym była za ostra? Nie chciałam źle, po prostu nie będę tolerować przemocy w moim domu, nie ma opcji. Ehh, a jednak wypadałoby ich przeprosić, nawet nie wysuchałam Diego, ostatnio w ogóle zamiedbałam nasze kontakty. Nie chce go stracić, przecież ma tylko mnie, nikogo innego. No dobra Ferro, weź się w garść, czas na szczerą rozmowe z Hernandezem.

  Pukam do drewnianych drzwi, a po chwili ciągne za klamkę i wchodzę do pokoju przyjaciela.
- Nie przeszkadzam? - pytam, ponieważ widzę, że intensywnie nad czymś myśli.
- Nie mogę tu dłużej zostać Ludmi - mówi prosto z mostu, a ja nadal stoje zaskoczona przy drzwiach.
- Dlaczego?
- Ty i Federico chcecie zacząć wszystko od nowa, a ja tylko wam w tym przeszkadzam i utrudniam - jego słowa wydają mi się absurdalne, przecież on nic nie zrobił, to Federico zawinił.
- Przestań tak mówić - podchodzę bliżej i kładę mu rękę na ramieniu - to raczej nie był dobry pomysł, aby Fede z nami mieszkał, powiem mu, żeby znalazł sobie jakąś kawalerkę.
 Wcale nie widzi mi się taka perspektywa, nie chce, aby Federico odchodził, ale nie mogę też zostawić Diego, on nie ma pracy, pieniędzy, ani domu. I co niby miałby ze sobą zrobić siedząc na wózku?
- Lu, ja... trudno mi to powiedzieć, ale ja sabotowałem twój związek z Federico - wybucham śmiechem.
 Sabotował mój związek. To zabawne, czego ten Diego nie wymyśli, abym tylko była szczęśliwa z Fedim.
- Jasne, jasne. A ja mam rybi ogon i na imię Arielka.
- Wysłał Ci kwiaty z liścikiem, spaliłem je w kominku, abyś tylko nie wiedziała, że wrócił - poważnieje i przypominam sobie rozmowe z włochem, w której wspomniał o bukiecie kwiatów, o kurwa.
- Dlaczego? - niedowierzam w jego wyznania, ale cholera to nie jest raczej zbieg okoliczności.
- Już raz Cię zranił. Bałem się, że to się powtórzy. Ale to nie wszystko - czuje jak pod powiekami zbierają mi się łzy - to ja go teraz sprowokowałem, nazwałem go psem, ponieważ chciałem, aby mnie uderzył, chciałem żebyś go wyrzuciła na zbity pysk.
- Diego, ale...
- Nie przerywaj mi Lu, to nie wszystko. Dwanaście lat temu, chciałem Cię skrzywdzić, pamiętasz zdarzenie przez które Federico wyjechał? To wcale nie ty rzuciłaś się na mnie, byłem w tobie zakochany - uśmiecha się delikatnie, a do moich oczu napływa coraz więcej łez - byłem w tobie cholernie zakochany, tego dnia wcześniej wróciłem z treningu, Leon i Federico zostali dużej, bo nagle wyszli tłumacząc trenerowi, że wasz domek się pali, a ty i Violetta jesteście zagrożone. Gdy wrócili musieli zostać dłużej, kiedy ja przyszedłem do domku, zastałem Cię na podłodzę, byłaś taka seksowna, podnieciłaś mnie i zapragnąłem mieć Cię dla siebie, zacząłem się do Ciebie dobierać, a ty cały czas myślałaś, że jestem Federem. Przepraszam - podchodzę do niego i wymierzam mu cios z otwartej ręki w twarz.
- Masz czas do jutra, rano ma Cię tu nie być - wychodzę z jego pokoju i zaczynam głośno płakać, jak on mógł. Cały czas go broniłam, miałam za przyjaciela. Chciałam wynagrodzić mu to co zrobił Federico, ale teraz życzę mu najgorszego. Cierpiałam, przez jego pierdolone popędy seksualne, straciłam faceta, który jest dla mnie wszystki, bo on nie potrafił się powstrzymać.
 Nagle na mojej tali czuje dotyk ciepłych dłoni i od razu czuje się bezpieczniejsza.
- Nie wiem co się stało księżniczko - Federico odwraca mnie tak, że stoimi twarzą w twarz - ale zawsze możesz na mnie liczyć.
 Wtulam się w jego ciepły tors niczym w misia, który ochroni mnie przed potworami wychodzącymi spod łóżka i po raz kolejny wybucham płaczem. Teraz mogę ufać tylko jemu.

~Francesca~

Po spotkaniu z Marco siedzę jeszcze chwilę przy stoliku, ale już wyprostowana popijając mocną kawę i pochłaniając ciasto. Kończę słodkości i kieruję się do łazienki. Kilkoma sprawnymi ruchami poprawiam makijaż i próbuję się uśmiechnąć. Wychodzi mi tylko niekształtny grymas, lecz mimo to jestem już odrobinę pewniejsza siebie. Nim się obejrzę przeglądam najnowszą kolekcję jednego ze sklepów. Znajduję sporo ciekawych rzeczy, ale ostatecznie decyduję się tylko na jedną - czarną sukienkę w białe groszki. Wiem, że niektórzy mogą uznać ją za dziecinną lub zbyt nieodpowiednią dla mojego wieku, lecz niespecjalnie się tym teraz przejmuję. Tego mi było trzeba, już od dawna. Wracam do domu i szykuję się na spotkanie z Diego, mój nowy zakup idealnie sprawdzi się na tę okazję. Dobrze, że ta kiecka jest taka wygodna, bo jak Hernandez odwali coś chociaż troszkę podobnego do ostatniej akcji w barze to duszę być w pełni dysponowana. Moje szykowanie przerywa mega denerwujący dźwięk smsa. Koniecznie muszę go zmienić.

Od Diego:
Mam niesamowitą wiadomość, nie do przekazania przez telefon. Słoneczko, powiedz że możesz za pół godziny w Starbucksie ? ♥ ♥ ♥

Do Diego:
Jasne, że mogę. Który Starbucks? ♥ ♥ ♥

Ciekawe co się stało. Byliśmy umówieni za około dwie godziny, a Hernandez przyspiesza nasze spotkanie. Do tego wieść, której nie chce lub nie może mi przekazać telefoniczne. Ostatnio, czyli przez jakieś dwanaście lat nie byliśmy w zażyłych stosunkach. Nie zawahałabym się użyć stwierdzenia, że nasz kontakt zupełnie został zerwany. Głównie przeze mnie...

Od Diego:
W tym najbliżej mnie. Trafisz, wierzę w Ciebie Jakby co to pisz. ♥ ♥

Natychmiast wsiadam w samochód. Chyba zaraz zwariuję z ciekawości. Na moje nieszczęście prawie piętnaście minut stoję w korku.

Do Diego:
Spóźnię się. Korek chyba na ćwierć Londynu. Przepraszam ☹ ♥

Nagle robi mi się cholernie smutno. Przymykam powieki, a spod nich lecą strużki łez. Bez sensu. Dopiero co byłam szczęśliwa z Marco, przynajmniej tak mi się wydawało, a teraz siedzę w samochodzie w drodze na spotkanie z kolesiem co do którego moje uczucia w ciągu trzydziestu lat wahały się od nienawiści do miłości. W międzyczasie odsunęłam się od Lu i Vilu - moich przyjaciółek i zaufałam Camili, która mimo swoich starań wspierania mnie jest obecnie z moim byłym. Podkreślając, że dopiero co z nim zerwałam. Ścieram łzy z policzków, jest mi gorąco, a do tego nie wiem czy czuję zażenowanie swoim dotychczasowym życiem czy podekscytowanie informacją, z którą czeka na mnie Diego.
Ostatecznie dojeżdżam pod Starbucksa spóźniona o jakieś dwadzieścia minut. Wbiegam do środka i od razu zauważam Hernandeza. Macha do mnie, a ja zaróżowiona od płaczu i stresu siadam naprzeciwko niego. Uśmiecham się, tym razem szczerze i promiennie.
- Przepraszam za spóźnienie. Co chciałeś mi powiedzieć?
- Zamówiłem dla ciebie kawę, taką jaką lubiłaś jeszcze za czasów szkolnych - Diego podsuwa mi kubek z parującym napojem. Kiwam głową na znak podziękowania. - Mam dwie wiadomości. Pierwsza: Chcę wyprowadzić się od Ludmili - milknie, czeka na moją reakcję.
Mimowolnie się uśmiecham. W końcu nie codziennie słyszy się takie wieści.
- Mam propozycję. Zamieszkaj u mnie. Obecnie nie znajdziesz nic lepszego. Mieszkam sama, a poza tym miałbyś podwózkę na zajęcia z włoskiego.
- Przemyślę to, ale chyba jestem na tak. Podoba mi się ten pomysł. Druga sprawa, o której chcę ci powiedzieć... Nie uwierzysz - Diego uśmiecha się tak szeroko jak tylko się da. - Pasquarelli. Zamieszkał u Lu i posprzeczaliśmy się, no i kopnął mnie w nogę - trudno ogarnąć dlaczego mówi to z taką radością. Robi dramatyczną przerwę, a po chwili wypala - poczułem ból. W kolanie. W sparaliżowanym kolanie.
To niesamowite. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Robię wielkie oczy po czym wstaję i przytulam przyjaciela.
- To cudownie, Diego. Zabiorę cię do kliniki. Przecież to może oznaczać, że staniesz na nogi - mój głos wydaje się zbyt głośny, bo połowa Starbucksa patrzy na nas. W tej chwili wydaje mi się to zupełnie nieważne. Postanawiam nie zwlekać i już po niecałej godzinie jesteśmy w szpitalu, w którym przez ostatnie lata leżał Diego. Siedzę przed gabinetem, czekając aż doktor zbada Hernandeza i poda jakieś konkrety. Nosi mnie. Co chwila wstaję i siadam z powrotem. Kompletna nerwówka. Nagle gościu w białym kitlu prosi mnie do siebie.
- Pan Hernandez prosi aby pani też była przy słowach podsumowania co do jego stanu - mam dobre przeczucie. - Diego, po dzisiejszych badaniach mogę stwierdzić, że pojawiła się szansa na twoje wstanie z wózka. Przyznaję, nie dawałem ci na to żadnych szans, ale teraz jest to prawdopodobne - lekarz uśmiecha się do nas. Nie mogę wytrzymać. Jestem taka szczęśliwa, ale to nic w porównaniu do Diego. Przytulam go z całych sił i naprawdę nie wiem jak i kiedy się to dzieje, ale nasze usta łączą się w pocałunku. Z Marco nigdy się tak nie całowałam - jednocześnie namiętnie i delikatnie. Opieram się o Diegito tak, że nasze czoła stykają się ze sobą.
- Pomogę ci w rehabilitacji.
- Dziękuję, słońce. Ale teraz z łaski swojej zamknij się - wyszeptał w moje rozchylone wargi, aby znów zamknąć je w pocałunku. Doktorek chyba sobie poszedł, chociaż nawet gdyby został olałabym jego obecność w stu procentach.

~Federico~

- Zabije tego jebanego frajera, rozumiesz zabije go - mocniej przytulam do siebie zrozpaczoną Lu.
 Jestem wściekły, cały ten czas myślałem, że chciała mnie zdradzić, całe jebane dwanaście lat spędziłem w wojsku zastanawiając się czy powinienem jej wybaczyć. Jaki ja byłem głupi, nie zauważając tego że, chciał skrzywdzić moją królewnę. Jak w ogóle można pomyśleć o zranieniu tak niewinnej istotki? I to tłumaczenie, że był w niej zakochany, gdyby naprawdę tak było to nie zrobiłby jej czegoś takiego.
- Federico? - jej słaby głosik dociera do moich uszu.
- Tak królewno? - przystawiam dłoń do jej policzka i delikatnie ścieram z niej łezki.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej - szepcze błagalnie do mojego ucha.
- Nie zostawie, będziemy razem już na zawsze i nikt tego nie zniszczy. Kocham Cię królewno - całuje czubek jej głowy, chcę, aby poczuła się bezpiecznie, w końcu w mojej obecności nic jej nie grozi.
- Ja też Cię kocham i chcę z tobą być. Przez Diego straciliśmy tyle czasu, oddaliliśmy się od siebie, a przecież jesteś dla mnie wszystkim. Nie chce już tego jebanego dystansu między nami. Nie zniosę, ani jednej minuty bez Ciebie rozumiesz?
- Tak skarbie, czuje dokładnie to samo. Tyle lat straciłem na zastanawianiu się czy wybaczenie Ci będzie dobrym pomysłem. Nagle okazuje się, że uratowałem Cię przed - zatrzymuje się i przez chwile zerkam na jej reakcje, w moich objęciach jest jednak bardzo spokojna - uratowałem Cię przed gwałtem, ta świnia mogła zrobić Ci krzywdę. Chce mi się rzygać kiedy o tym pomyśle, ale jednak do niczego nie doszło. Wszedłem do was w odpowiednim momencie, szkoda tylko, że nie wysłuchałwm Cię i zrezygnowałem tak szybko. Gdybym zareagował inaczej, już dawno bylibyśmy szczęśliwym małżeństwem z uroczą córeczką i przystojnym synkiem - dodaje kiedy widzę, że ma zamiar mnie upomnić.
- Na dzieci jeszcze nie jest za późno kochanie - szepczę mi uwodzicielsko do ucha, po czym przygryza jego płatek.
- Lusiu, zaczekajmy jeszcze trochę. Chcę, aby wszystko było idealnie.
- Nie mogę już dłużej czekać, pragnę Cię.
- Kochanie, wystarczy już tych emocji jak na jeden dzień. Powinnaś się przespać - zgarniam jej loki za ucho i wzrokiem ilustruje twarz, która brudna jest od rozmazanego tuszu.
 Wstaje z jej łóżka i podchodzę do tak zwanej toaletki, zabieram z niej kilka wacików i jakiś płyn do demakijażu, moja księżniczka nie może spać w takim stanie. - Co robisz Fedi? - przygląda się każdemu mojemu ruchowi.
- Zmywam Ci makijaż królewno - niepewnym ruchem dotykam jej policzka kawałkiem mokrej waty. Wszystko ładnie schodzi, a jej twarz wkońcu jest oczyszczona, szczerze robie to pierwszy raz, mam jednak nadzieje, że pierwszy i nie ostatni.
- Przebierzesz mnie jeszcze w piżamę? - jej usteczka wyginają się w słodką podkówkę, a ja jak zwykle jej ulegam. No cóź, taka moja rola.
 Powolutku rozpinam jej jeansową koszulę i rzucam za siebie. Chwytam za guzik spodni, który po chwili odpinam. Ludmila jedyne co robi to leży na łóżku i mnie prowokuje. Gdy jej spodnie lądują na podłodzę postanawiam zostawić ją w samej bieliźnie i przykryć kołdrą, dzisiaj jest ciepło, a poza tym blondi nie protestuje.
- Zostaniesz ze mną? Obiecuje nie uprawiać z tobą seksu - śmieje się pod nosem, po czym zdejmuję ubranie i rzucam się na łóżko obok niej. Nie chce jej dzisiaj zostawiać, zwłaszcza że nie jest w najlepszym stanie przez tego cwela. Rano rozkwasze mu mordę, obiecuje.
- Kocham Cię Fede - składa delikatny pocałunek na moich wargach.
- Ja też Cię kocham Lu - dziewczyna wtula się w moje ramiona i razem odpływamy do krainy Morfeusza, gdzie wszystko jest proste, a życie skończycz może się tylko happy endem.


~Leon~

Violetta wróciła niedawno z zakupów i piekę jej teraz tego cholernego kurczaka. Już nawet w domu nie mogę odpocząć od gotowania, jak jakaś kura domowa. Czasem Vilu mogłaby upichcić. Nieważne... Sama zainteresowana siedzi przy blacie i przygląda się moim poczynaniom z iskierkami w oczach.
- Leoś, nie zgadniesz kogo spotkałam dzisiaj na zakupach! - trajkocze jak jakaś nienormalna.
- Nie mam zielonego pojęcia, ale zgaduję, że zaraz mi powiesz - ironia jest wszechobecna w moim głosie, ale pani Verdas nie zwraca na to uwagi.
- Diego Hernandez. Spotkałam Diego. Pytałam o jego małżeństwo z Ferro. Musiałam mieć potwierdzenie czy Lu nie kłamała. Niby Hernandez potwierdził wszystko, stwierdził że świetnie im się układa, ale coś mi w tym nie gra. Zaprosiłam ich oboje na spotkanie w jednej z twoich restauracji, tak na odnowienie kontaktów, że niby tęsknimy - nawiasem mówiąc ja na serio tęsknię, ale nie będę jej wyprowadzał z błędu. - Odpowiedział, że musi się skontaktować z żoną, bo nie chce podejmować samodzielnie decyzji w takiej sprawie. Zbył mnie. Rozumiesz to? Gołym okiem widać, że coś tu nie gra. Dałam mu swój numer i kazałam oddzwonić. Zaproszenie skierowałam też do Pasquarelliego, bo teraz mieszkają we trójkę. Że ten dom jeszcze stoi. Dziwne, co? - mam dosyć tych tekstów.
- Jesteś zwyczajnie wścibska - wkładam kurczaka do piekarnika. - Ich życie, ich decyzje. Nie czepiaj się. Są dorośli, sami potrafią rozwiązywać swoje problemy w mniej lub bardziej cywilizowany sposób.
- Nie obrażaj mnie. Sam nie jesteś lepszy.
- Nie jestem? - rzucam rękawice kuchenne na blat. - Kurwa, uważasz mnie za kogoś tak wścibskiego i ohydnego we wtrącaniu się w życie innych jak ty? - nie jestem w stanie trzymać nerwów na wodzy.
- Nie jestem taki jak ty, chociaż w życiu czasem błądzę potrafię odnaleźć właściwą drogę w przeciwieństwie do ciebie. Ty zawsze idziesz coraz głębiej w las.
Między nami zapada niezręczna cisza. Pochylam głowę i łapię się za pulsujące skronie.
- Wychodzę. Wyłącz kurczaka za jakieś pięćdziesiąt minut.
Po chwili zatrzaskuję za sobą drzwi i czuję lekki powiew wiatru we włosach. Na powietrzu dopada mnie odrobina ulgi, ale też cholerne wspomnienia. Violetta dała mi dużo do myślenia. Głównie o Fede i Diego. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a od dwunastu lat zero kontaktu. To jest przecież chore. Każdy znał nas jako team, nierozłączni Pasquarelli, Hernandez i Verdas. Głośno wciągam powietrze, tego nie da się przetrawić na trzeźwo, ale nie chcę się też upijać. Dobra Verdas, zluzuj gacie. Przecież było tyle pozytywnych chwil. Pierwsze chwile w szkole, przypadkowe poznanie Lu, Violi i Fran, nagie zdjęcia Cami, tyle wygranych meczy rugby. Do tego kwiaty z wierszami od Federa do Lu oraz teksty naszej matematyczki. Niezapomniane chwile. Szkoda żeby odeszły gdzie pieprz rośnie. Przydałoby się pogodzić i z powrotem mieć takich kumpli, bo teraz ,tak naprawdę jestem sam jak palec. Violka mówiła, że Fede i Diego mieszkają razem u Lu, idealnie się składa. Dwie pieczenia na jednym ogniu. Tylko pytanie czy oni też będą tacy skorzy do godzenia się. Pierdzielić domysły, dam radę i kropka. Jakimiś autobusami, metrem i taksówką udaje mi się dotrzeć pod mieszkanie tej wybuchowej trójki. W jednym się zgodzę z Vils: Jakim cudem do jasnej ciasnej to w ogóle jeszcze się trzyma? Powinno wyglądać jak po przejściu tornado albo wybuchu bomby atomowej. Może nie będzie tak źle jak myślałem. Wdech. Wydech. Spiąć pośladki. Pukam. Długo nie czekam. W progu stoi nie kto inny jak Federico Pasquarelli.
- Kopę lat bracie.
Mam nadzieję, że nie przyfasoli mi w twarz tylko zawrzemy rozejm. Póki co stoi z kamienną twarzą jakby w każdej chwili mógł zacząć się uśmiechać lub ciskać pięściami tak jak załatwił swego czasu Hernandeza.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witamy i pozdrawiamy <3
Szczerze jestem dumna i z siebie i z Maravillosy <3 W sumie z Mar jestem zawsze dumna, bo zadziwia mnie swoimi zdolnościami i jest systematyczna. Ale, że ja napisałam wszystko na czas, to jestem w szoku xD
W każdym razie mamy nadzieje, że wam się podoba, jak widać wszystko zaczyna się układać <3
Przynajmniej Diecesca i Fedemila XD
Skoro już mamy to za sobą to pozdrawiamy, kochamy i całujemy <3
Pozdrawiają Mar i Ola <3



wtorek, 21 lipca 2015

Wyniki konkursu- Miejsce drugie



 Tak więc jestem <3
Ola, robi wielkie wejście xD
Przyszedł czas na miejsce drugie, które zajęła....
Nie jeszcze was trochę pomęcze moim gadaniem xD
Dzisiaj jest cholernie gorąco prawda? Od kilku dni jest tak gorąco co strasznie mnie wkurwia -,-
Ogólnie jestem też bardzo happy, ponieważ blog zdobył 90.000 wyświetleń <3
Bo jak nie my to kto? Bo jak nie my to nikt, tego pewnie nie zrobi tu xD
Obecnie oglądam powtórki Violetty, Lu odpycha Fedem a ja szatańsko się śmieje, bo zasłużył włoski bałwan xD
Ale i tak go kocham <3
Dobra, a teraz tak na poważnie drugie miejsce w konkursie "Zakończenie Violetty moimi oczami" na blogu pod nazwą Rescata mi corazon, pod adresem ratujmojeserce.blogspot.com, w notce
dotyczącej konkursu, który zorganizowałam na blogu na którym się znajdujesz kochany czytelniku <kisski, loffki dla Ciebie> zajmuje moja psiapsi, która na to w pełni zasłużyła :)
Jej praca była interesująca, zabawna i zawierała wątek każdej pary osobno :)
A więc zapraszam was na prace pod tytułem "Zakończenie Violetty oczami care pasquarelli" no to gratulejszyn kochanie <3


5 lat później
~Lu~
-Lu no błagam cię, ja naprawdę muszę tu wejść, otwórz te przeklęte drzwi - Fede już od dobrych pięciu minut próbuję się dostać do łazienki, którą zajęłam.
-Jak tak bardzo musisz skorzystać to idź do innej łazienki, przypominam Ci że mamy ich jeszcze trzy! - odkrzyknęłam mu i dalej starannie rysowałam kreski e-linerem. Dziś musiały wyglądać idealnie w końcu nie na co dzień idzie się na ślub najlepszego przyjaciela. Tak Diego i Francesca biorą ślub. Już od tygodni cała nasza paczka żyje tylko tym wydarzeniem.  Nadal dziwię się, że tak bardzo się z nimi zżyłam. Po zakończeniu studia wiele się zmieniło.  Odnowiłam swoją przyjaźń z Diego i jesteśmy blisko jak nigdy. Zaprzyjaźniłam się też z Fran i Cami, które są świetnymi przyjaciółkami. Oczywiście są też Leon, Maxi, Brodwey i Andres z którymi też śmiało mogę powiedzieć że też się przyjaźnie. No i Gery oraz Clemont ich nazwałabym raczej bliskimi kolegami. Z mamą nie utrzymuje żadnego kontaktu, nawet nie wiem gdzie jest. Rok temu zakończyła terapię i wybyła w świat daleki. Za to często widuję się z Germanem i Angie, stali się dla mnie prawdziwą rodziną. Nie rozumiem jak Violetta... . Moje przemyślenia przerwał donośny huk. Natychmiast popatrzyłam w stronę drzwi, co ja mówię jakich drzwi. Drzwi już nie było, a w miejscu gdzie dawniej stały zobaczyłam uśmiechniętego Federico w dresowych spodniach, które służyły mu za  piżamę.
-Czyś ty do reszty zbaraniał!? Żeby drzwi wywarzać- powiedzieć że byłam w szoku to jak nic nie powiedzieć. No bo kto normalny wywarza drzwi do łazienki,  skoro wie że w domu ma jeszcze trzy inne.
-Gdybym wiedział że czeka tu na mnie taki widok zrobiłbym to dużo wcześniej- Włoch uśmiechną się szelmowsko i powoli suną wzrokiem po moim przykrótkim szlafroczku z czerwonej satyny. Poczułam że się rumienię. Jesteśmy ze sobą już od dobrych 5 lat, a ja wciąż reaguję na niego jak zakochana po uszy nastolatka. Mężczyzna zaśmiał sie cicho, podszedł do mnie i przytulił od tyłu. Jego wargi błądziły po mojej szyi, drażniąc skórę dwudniowym zarostem.
-Kocham Cie- wyszeptał seksownie tuż przy moim uchu. Momentalnie splotłam swoje dłonie z jego i wtuliłam się w niego bardziej. Podniosłam głowę i lekko ją obróciłam. Nie musiałam długo czekać by poczuć jego wargi na swoich.
- Czy tobie się gdzieś nie śpieszyło? - spytałam ciężko dysząc gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Śpieszyło- jego wargi znów były coraz bliżej moich- do ciebie.- już miałam coś odpowiedzieć, lecz Fede przeszkodził mi w tym namiętnie całując. Poczułam jak tracę grunt pod nogami i kierujemy się w stronę sypialni, to że spóźnimy się na ślub było pewne.

~Clemont~
-Clemi wróciłam- usłyszałem głos mojej narzeczonej. Znów nazwała mnie Clemi, przecież dobrze wie jak tego nie znoszę. Jak ta kobieta lubi mnie denerwować. - O tu jesteś- Gery weszła do salonu w którym stałem i delikatnie cmoknęła mnie w policzek. -Jesteś zły? - zauważyłem w jej oczach strach.
-Nie jestem po prostu się martwię. Za dużo ostatnio pracujesz. Zresztą to ja powinienem całymi dniami siedzieć w firmie ojca, to ja powinienem tam pracować. -znów byłem na siebie zły. To przeze mnie Gery musiała przejąć firmę mojego ojca. Zrobiła to bym mógł spełniać swoje marzenia.
- Clemont- przyłożyła swoją drobną dłoń do mojego policzka i spojrzała mi głęboko w oczy- rozmawialiśmy już o tym. Wiesz że naprawdę lubię tą prace. Poza tym teraz jest sezon wakacyjny więc jest ciężej ale za niedługo wszystko wróci do normy. Obiecaj mi, że przestaniesz się zamartwiać.- Delikatnie ująłem jej twarz i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniła.
- Obiecuję, że się postaram- posłałem jej delikatny uśmiech-  a teraz choć musimy się przebrać bo inaczej spóźnimy się na ślub.

~Brodwey~
-Wyglądam jak tłusty hipopotam- wymamrotała Cami patrząc w lustro.
-Kochanie to normalne że w ciąży się tyje-próbowałem ją pocieszyć.
-Twierdzisz, że przytyłam?! - rudowłosa odwróciła się w moją stronę z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Przecież sama powiedziałaś, że wyglądasz jak tłusty hipopotam- łapałem się ostatniej deski ratunku.
- A ty powinieneś temu zaprzeczyć! A nie znajdować przyczyny!- fukneła gniewnie po czym wyszła przed dom trzaskając drzwiami. Boże jeśli ktoś ni kiedyś powie, że kobiety w ciąży nie mają humorków to obiecuję, że dam mu wtedy po twarzy. Cams zawsze była trudna ale teraz przechodzi samą siebie. Powoli wyszedłem z domu, dokładnie zamykając drzwi i przekręcając w nich klucz. Ledwo co odwróciłem się w stronę podjazdu a poczułem na wargach pocałunek składany przez moją narzeczoną.
- Już nie jesteś zła- spytałem gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Nie-  uśmiechnęła się słodko i położyła ręce na swoim średniej wielkości brzuszku- Przecież nasza Ksenofilia musi mieć ojca- dodała i ruszyła w stronę samochodu.
-Nasza co?! Cami chcesz nazwać dziecko Ksenofilia?   Camilla nie rób mu takiej krzywdy! Słyszysz, nie możesz tego zrobić! - krzyczałem za nią, ta jednak nic sobie z tego nie robiąc wystawiła mi środkowy palec i wsiadła do samochodu. Boże co ja takiego zrobiłem, że tak okrutnie mnie ukarałeś.

~Naty~
-I pamiętaj, że woda w wanience musi mieć równo 23, 6°C. I pod żadnym pozorem nie wynoś jej na dwór zaraz po kąpieli- Maxi już od dobrych dziesięciu minut tłumaczy Lenie jak ma opiekować się Sophie. Ta tylko patrzy na mnie błagającym spojrzeniem, prosząc o jakąś interwencję.
-Maxi, spokojnie Lena da sobie radę. Przecież nie będzie nas tylko przez kilka godzin- próbowałam przemówić mojemu mężowi do rozumu. Odkąd urodziła się Sophie stał się bardzo opiekuńczy, chłopaki często śmiali się, że zachowuję się jak mocno nadopiekuńcza matka. Maximiliano jednak nic sobie z tego nie robił i ciągle powtarzał, że gdy będą mieć własne dzieci to zrozumieją.
-Ale Naty, Lena...
-Lena w razie czego ma nasze numery i umie do nas zadzwonić, a teraz musimy już iść bo inaczej się spóźnimy. - Maxi popatrzył mi tylko w oczy i zrezygnowany wypuścił powietrze z płuc. Uśmiechnęłam się triumfalnie, poczym oboje pocałowaliśmy w główkę nasza dziesięciomiesięczną córeczkę i udaliśmy się w stronę samochodu.

~Leon~
Momentalnie podniosłem się z łóżka i gwałtownie nabrałem powietrza do płuc. Czułem się tak jakby ktoś dusił mnie poduszką. Rozejrzałem się po pokoju i wtedy wszystko stało się jasne.
-Andres! Andres do cholery choć tu natychmiast!
-Leon, Leon co jest? Wszystko w porządku? - zapytał przejęty wpadając do mojego pokoju.
-Ile razy mam Ci powtarzać żebyś nie wpuszczał tego- wskazałem na rudą kupę sierści, zwaną również kotem. Który teraz bezczelnie spał sobie na mojej poduszce,  choć jeszcze przed chwilą próbował mnie udusić - do mojego pokoju! Wogóle co Cię naszło na kupno kota? -przecież eie jak się kończyły jego poprzednie przygody ze zwierzętami.
-Nie wiem o co Ci chodzi Leon, przecież sam ciągle powtarzasz, że zostaniemy starymi kawalerami z bandą kotów. Leonie zrozum, ja tylko staram się spełnić twoje marzenia- wyjaśnił spokojnym głosem. Poczułem jak krew zaczęła się we mnie gotować. Dlaczego ja zamieszkałem z tym kretynem. No tak, do wyboru miałem jeszcze mieszkanie z Fede i Lu ale po pierwszej nocy tam zrezygnowałem. Nie żeby obecność Lu mi przeszkadzała, co to, to nie. Ja po prostu miałem dość wysłuchiwania ich wspólnych jęków. No bo ludzie, czy oni są jakimiś cyborgami. Cała noc słychać ich krzyki ekscytacji, a rano wypoczęci, pełni energii. Jak to jest wogóle możliwe? !
-Andres bardzo Cię proszę wyjdź- powiedziałem zamykając oczy i licząc do dziesięciu by się uspokoić.
- Ale Leon...
-Bierz tego kota i wynocha! - oficjalnie straciłem nad sobą kontrole.
-Pff- Argentyńczyk dumnie wzniósł głowę do góry, po czym zabrał kota- Chodźmy Książę tu nas nie doceniają. - Gdy tylko słyszę dźwięk zamykanych drzwi opadam na łóżko. Mój wzrok ląduje na ramce ze zdjęciem z ostatnich wakacji. Jeszcze niedawno byłoby tam zdjęcie Violetty ale teraz jest tam zdjęcie naszej paczki. Tych którzy mnie wsparli kiedy ona zostawiła. Poświęciłem dla niej tyle ważnych dla mnie rzeczy, jak motocross czy przyjaźń z Lu. Tylko by być przy niej. Ale jak się okazało byłem tylko tanim, łatwym zamiennikiem. Gdy wróciła ze swoich koncertów z Hiszpanii zachowywała się dziwnie, była jak nie ona. Następnego dnia spakowała walizki i wyjechała. Zostawiła mi tylko liścik.
"Leonie
W Hiszpanii spotkałam Tomasa. Nasze uczucie odżyło. Między nami koniec."
Tyle żadnego przepraszam, żałuje. Po prostu odcięła się od wszystkich którzy ją kochali. German przeżywał to najbardziej, jego mała córeczka go opuściła. Taa i teraz jest najbardziej rozkapryszoną i wyuzdaną gwiazdeczką show biznesu. Rzygać mi się chce od samego myślenia o niej. Dobra koniec tego Verdas! Musisz się ogarnąć na ślub Francesci. Może czeka tam na ciebie kobieta życia... taa jasne bo jeszcze uwierzę.

~German~
-Przestrzeń osobista Ramallo, przestrzeń osobista!- z kuch co chwilę dochodziły mnie krzyki wiecznie kłócącej się dwójki moich pracowników. Kiedyś potrafił bym się z tego śmiać, ale teraz gdy moja córka mnie opuściła, już nic nie potrafiło wywołać na mej twarzy uśmiechu. Dopiero niedawno poradziłem sobie z depresją, ale i tak nie byłem jeszcze do końca zdrowy.
- Jak się czujesz German?- spytała moja żona siadając obok. Popatrzyłem na nią, nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie. Myślałem, że nareszcie będziemy mogli być szczęśliwi. Angie miała bardzo wychudzoną twarz i worki pod oczami, ona także ciężko przeżywała odejście Violetty. Bo właśnie tak się czuliśmy, jakby odeszła, umarła. A teraz jakiś zły duch przejął kontrolę nad jej ciałem. Mimo własnego smutku Angie jednak opiekowała się mną i dobrze zdawałem sobie sprawę, że to ja doprowadziłem ja do takiego stanu. Muszę to naprawić. Od teraz koniec z Violettą, nie ma jej. Uchwyciłem swoją małżonkę za ręce i patrząc jej w oczy powiedziałem:
-Angie, tak bardzo Cię przepraszam. Obiecuję, że od teraz będziemy już szczęśliwi. Choćby nie wiem co. Tak bardzo Cie kocham.
-Ja też Cie kocham German- wyszeptała cicho po czym wpadliśmy sobie w ramiona. Po dłuższej chwili usłyszałem- Myślę, że powinniśmy się już zbierać, jeśli nie chcemy się spóźnić.- wypuściłem ją z objęć. I razem udaliśmy się w stronę garderoby.
- Jak myślisz kto będzie następny? -spytałem, ona tylko popatrzyła na mnie zdziwiona- no kto następny weźmie ślub?
-Aa- pokiwała głową- to zależy. Wydaję mi się, że Cami z Brodweyem, chyba, że Federico z Ludmilą wpadną i dowie się o tym pan Ferro. Wtedy będą musieli się pobrać, zanim on przyjedzie z Afryki by zamordować Federico.

~Diego~
Od dobry parunastu minut krążę po pokoju starając się uspokoić. W sumie sam się sobie nie dziwię nie codziennie bierze sie ślub. Nie no ja oszaleję, zaraz zacznę sobie włosy wyrywać i będę mieć zakola jak mój ojciec. Ogarnij się Diego! Przecież Francesca nie ucieknie Ci sprzed ołtarza! A jeśli jednak, postanawiam się upewnić, że moja piękna Włoszka nie robi nic wbrew sobie. Szybko wychodzę z pokoju w którym się znajduję i udaję na drugi koniec korytarza. Już mam pukać do drzwi, kiedy czuję na swoich plecach coś ciężkiego i padam jak długi na podłogę.
-Czyś ty do reszty postradał rozum?- świetnie zostałem powalony przez własnego ojca, który teraz jeszcze bezczelnie na mnie siedzi - Dobrze wiesz, że pan młody nie może zobaczyć sukni panny młodej przed ceremonia! - rany od kiedy on taki przesadny.
-Tato po pierwsze błagam zejdź ze mnie bo łamiesz mi kręgosłup, a po drugie ja nie chcę zobaczyć sukni tylko Francesce- mój ojciec w końcu ze mnie zszedł. Powoli podniosłem się z podłogi.
-Diego? Co się tam dzieję? - za drzwi usłyszeliśmy głos Fran. Klamka gwałtownie się zniżyła i drzwi już miały się otworzyć, gdy mój tata do nich doskoczył i trzasnął nimi mocno. On mnie zadziwia najpierw rzuca się na mnie jak jakiś ninja a teraz popisuje się całkiem niezłym jak na jego wiek refleksem.
-Nikt nie otworzy tych drzwi przed ceremonią! Czy wy oboje chcecie mieć nieszczęśliwy związek? -tatusiek stanął w drzwiach i ani myślał się  stamtąd ruszać.
-Ale ja muszę bardzo pilnie pogadać z Francesca
-Ależ rozmawiajcie czy ja wam bronie? - zrobił zszokowaną mine. Krew zaczęła się we mnie gotować.
- Dobra mów Diego, przecież wiesz, że i tak nie odpuści- usłyszałem jak moja przyszła żona ciężko wzdycha.
-Ymmm no bo ja eeee ja nooo- zacząłem się jakąś jak jakaś ciamajda- Ja chciałem się upewnić, że nie uciekniesz sprzed ołtarza- wyrzuciłem z siebie szybko. Na moment zastała grobowa cisza, a następnie uderzył we mnie głośny śmiech Fran zza drzwi i końskie rżenie mojego ojca. Z jego oczu spływały łzy, a twarz zrobiła się czerwona jak pomidor. Nie ma to jak wsparcie rodziny.

~Fede~
- Jak zawsze przez ciebie się spóźnimy- warknęła Lu wlepiając wzrok w krajobraz za szybą.
- Jakoś nie wydaje mi się, żeby Ci się nie podobało. -rzuciłem, ta tylko popatrzyła na mnie wzrokiem mordercy i z gracja obróciła głowę. Uwielbiam się z nią droczyć, moja kochana złośnica. Popatrzyłem na nią, wyglądała dziś zjawisko, czyli w moim mniemaniu jak zawsze. Czerwona koronkowa, rozkloszowana sukienka i beżowe szpilki bardzo do niej pasowały. I te jej krwisto czerwone usta. Nagle poczułem niebywałą ochotę zatrzymania samochodu i powtórzenia powodu naszego opóźnienia. Ogarnij się Federico, jeszcze przyjdzie na to czas! Delikatnie splatam swoją dłoń z jej.
- Oj no nie bądź na mnie zła, przecież wiesz, że to wszystko z miłości. - próbowałem ją jakoś udobruchać. Zawsze kiedy jest na mnie zła, lub kiedy jest daleko przypomina mi się mój największy życiowy błąd. Zostawienie jej, gdy najbardziej mnie potrzebowała, gdy powinienem być dla niej wsparciem ja tylko mnożyłem jej problemy. I to już do końca życia będę starał się jej wynagrodzić. Poczułem, że moja księżniczka ściska lekko moją dłoń.
- Uznajmy, że Ci wybaczam- powiedziała z pięknym uśmiechem a następnie dała mi buziaka w policzek.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś- wyszeptałem patrząc na nasze splecione ręce.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wskoczyłeś mi na scenę podczas koncertu i się mi oświadczyłeś- oboje zaśmialiśmy, tak to na pewno były oryginalne oświadczyny. Pamiętam, że nieźle się tym stresowałem. Najbardziej obawiałem się tego, że się nie zgodzi, szczerze głęboko miałem 20-tysięczną publiczność, która na to patrzyła.
- Jednak nic nie pobije reakcji twojego taty, który zadzwonił z pytaniem czy wpadliśmy- podsumowałem. Tak między nami od pewnego czasu papa Ferro budzi we mnie lekki postrach. Wszystko od naszej pamiętnej rozmowy w cztery oczy pod tytułem " Skrzywdzisz moją córkę, ja skrzywdzę twoje organy".
- Taa, wpadliśmy- wymamrotała Lu
-Co? -spytałem nie do końca rozumiejąc jej wypowiedź
- O patrz nie spóźniliśmy się- zmieniła temat i szybko wyszła z samochodu.

~Leon~
Cudowny ślub, cudowny. Szczególnie gdy siedzi się samemu przy stoliku. Wszyscy moi przyjaciele tańczą właśnie wolnego ze swoją drugą połówką. Nawet Andres! Pomińmy fakt, że tańczy z tą rudą wywłoką, mówię oczywiście o jego kocie. Cała ceremonia przebiegła bez zarzutu, nie licząc jednej małej wpadki. O dziwo popełnił ją Gregorio, który w momencie wygłaszania obietnicy ślubnej przez Diego wykrzyczał "Mów szybciej bo jeszcze Ci ucieknie a drugie takiej nie znajdziesz! ". A gdy para młoda się pocałowała on tak po prostu zemdlał. Podnoszę się z krzesła z zamiarem przewiezienia, przeciskałem sie przez środek parkietu gdy nagle ktoś we mnie wpadł.
- Oj przepraszam-  przede mną stała niska brunetka w błękitnej sukience- naprawdę nie chciałam-  podniosła wzrok- Leon? -patrzę na nią zdziwiony. Czyli ona mnie zna? Bo ja na pewno jej nie kojarzę, zapamiętał bym taką ślicznotkę do końca życia. - Ale jaja naprawdę mnie nie poznajesz? - spytała z szerokim uśmiechem, błagam powiedz jak się nazywasz bo mnie zaraz cholera trafi. Zacząłem się jej intensywnie przyglądać marszcząc czoło.
- Jestem Baroni, Lara Baroni.
-LARA?! - wykrzyknąłem tak głośno, że wszyscy na sali na mnie popatrzyli, chwyciłem Larę za nadgarstek i wyprowadziłem na zewnątrz- Jezu kompletnie Cie nie poznałem.- wciąż zszokowany się jej przyglądałem.
- Uznam to za komplement Verdas-  uśmiechnęła się, a ja poczułem ja coś przewraca mi się w brzuchu. Co do cholery się ze mną dzieję, to pewnie przez szok.
 -Co ty tu robisz?
- Jestem jako osoba towarzysząca- poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu. O co chodzi? - mój kuzyn jest dźwiękowcem Francesci i poprosił mnie abym z nim przyszła- na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Zatem panno- podniosłem brew w pytającym geście by upewnić się, że nie zmieniła stanu cywilnego. Lara kiwnęła głową bym kontynuował- Zatem panni Baroni czy uczyni nmi pani ten zaszczyt i podaruję mi taniec-  podaję jej dłoń z nadzieją, że ją ujmie. Na szczęście dziewczyna właśnie to robi.
- Z wielką radością panie Verdas. - po chwili oboje wybuchamy szczerym śmiechem. Już zapomniałem jak genialnie czułem się w jej towarzystwie, jednak teraz czuję się jeszcze lepiej.
 *dwie godziny później*
Z Larą gada mi się naprawdę dobrze, nie wiem jak mogłem pozwolić by nasz kontak się urwał. Jednak jest pewna myśl która mnie martwi, a mianowicie moja przesadnie duża wewnętrzna euforia na wieść, że jest wolna. Czy to możliwe, że po tak długiej rozłące zaczynam coś do niej czuć. Właśnie tańczymy kolejnego wolnego, nasza bliskość wcale nam nie przeszkadza, wręcz przeciwnie mi marzy się więcej. Nagle po sali roznosi się piskliwy głos, a goście momentalnie się rozstępują.
- Nie ładnie Francesca- nie błagam wszyscy tylko nie ona-  żeby nie zaprosić najlepszej przyjaciółki na własny ślub.  - Castillo a może już Herieda, uśmiecha się perfidnie. Momentalnie zaciskam dłonie w pięści tak mocno że aż bieleją mi kłykcie. Nagle czuję, że ktoś łapię moją dłoń. Odwracam głowę w prawo i widzę Larę, która posyła mi lekki uśmiech wsparcia. Splatam swoje palce z jej, teraz czuję się gotowy na starcie z tą małpą. Rozgladam sie po sali, okazuje się że cała nasza paczka stoi w pierwszym rzędzie przed Violettą. Wodze po nich wzrokiem, Andres z kotem na rękach, Gery i Clemont, Brodwey z Cami, Diego który stoi wysunięty lekko do przodu tak, że atakowana Fran jest częściowo schowana za nim, następnie ja z Lara, Fede z Lu która wygląda na nieźle wkurwioną oraz Naty i Maxi.
- Naprawdę nic mi nie powiecie-  po sali rozchodzi się prowokacyjny śmiech tej kretynki. Oczywiście pierwsza kontrolę traci Lu.
-Ty...- jednak nie dane jej było dokończyć gdyż reakcja Federa była natychmiastowa. Mój przyjaciel szybko obejmuje ją w pasie i zatyka usta dłonią, Lu próbuje się wyrwać ale żelazny uścisk jej ukochanego uniemożliwia jej to.
- Doprawdy żałosne- małpa teatralnie przewraca oczami. - Jesteście. .
- Wystarczy! - przerywa jej donośnym krzyk Germana który przedziera się przez gości i staję na przeciwko córki- Jedyną żałosną osobą w tym pomieszczeniu jesteś ty. Ta, która zdradziła wszystkich, którzy ją kochali. Jeżeli liczysz na kolejny skandal to nie masz tu czego szukać. Radzę Ci wyjść zanim wezwiemy ochronę- wszyscy patrzymy na niego zdziwieni, nie spodziewaliśmy się po nim takiej reakcji. Violetta prycha z pogardą, jednak w jej oczach widać, że nie spodziewała się tego.
-Jeszcze tego pożałujecie. - powiedziała mierząc każdego z nas wzrokiem po czym wyszła.

~Lu~
Tylko spokojnie oddychaj, wydech, wdech, nie myśl o tej małpie, wydech, wdech, w twoim stanie nie można się denerwować.
-Cholera- warknęłam cicho, to wcale nie pomaga, a sam fakt, że nie mogę się denerwować jeszcze bardziej mnie irytuje.
- To powinno pomóc na nerwy- usłyszałam za sobą i szybko się. Przede mną stał Federico z dwoma kieliszkami szampana.
-Nie mogę-  wymamrotałam i znów obróciłam się w stronę poręczy tarasu na którym stałam .
- Przynieś Ci coś mocniejszego? - mój narzeczony podszedł do mnie i przytulił opierając głowę na mym ramieniu.
-Nie, nie mogę.
-Czemu? - oj Fede błagam wysil trochę tego orzeszka zwanego mózgiem i się domyśl bo mi to przez usta nie przejdzie.
-Federico błagam pomyśl trochę. Nie mogę pić alkoholu, mam poranne mdłości,  zmienne humorki, no co mi może być- spytałam odwracając się w jego stronę i patrząc w wielkie czekoladowe oczy, które teraz były maksymalnie rozwarte.
- Jesteś w ciąży-  wyszeptał cicho, a ja pokiwałam głową. Już po chwili Włocha nie było, po prostu sobie poszedł, zostawił mnie. Mimowolnie do moich oczu zaczęły spływać łzy. Bałam się jego reakcji, ale nie myślałam że będzie aż tak źle. Przyłożyłam swoje dłonie do brzucha i rozpłakałam się na dobre. Po chwili poczułam, że ląduje w czyichś dużych ramionach a aksamitne wargi całują moje policzki tym samym pozbywając się łez. Powoli otworzyłam oczy. Federico połączył nasze czoła i noski tak, że się stykały.
- Siedemnasty września- wyszeptał
-Co? -szczerze nic z tego nie zrozumiałam.
-Siedemnasty września, termin naszego ślubu, właśnie ustaliłem to z księdzem. A ty co myslałaś? - spytał wyraźnie ucieszony tym wszystkimi.
- Że mnie zostawiłeś bo nie chcesz tego dziecka- wychlipałam
-Kochanie spójrz na mnie- mimowolnie podniosłam wzrok- nigdy nie mógłbym zostawić Ciebie i naszego małego skarbusia. Kocham Cię, was najbardziej na świecie. - nie czekając na moją odpowiedz wpił się w moje usta z takim uczuciem jak jeszcze nigdy.
-Jak myślisz to chłopczyk czy dziewczynka? - usłyszałam gdy oderwaliśmy się od siebie.
-Skąd ja mam to wiedzieć? - zaśmiałam się.
- Oj no nie udawaj to przez matczyny instynkt, wy wiecie wszystko, poza tym Naty i Cami mówiły, że się to czuję. - przewróciłam oczami i nieświadomie przygryzłam wargę.
- Myślę, że to chłopczyk-  powiedziałam pewnie patrząc w jego oczy. Od razu znalazłam się w jego objęciach. Miejscu gdzie chciałam spędzić wieczność.


Jakie były dalsze losy naszych par? Andres o dziwo znalazł sobie dziewczynę która także kochała koty. Gery poprzez swój stan błogosławiony pracowała mniej, dzięki czemu Clemont odzyskał spokój ducha. Cami nie nazwała córki Ksenofilia co bardzo ucieszyło Brodweya. Maxi zluzował majty i przestał być taki nadopiekuńczy do czasu aż Naty nie urodziła drugiego dziecka. German i Angi dożyli spokojnej starości słuchając kłótni Olgi i Ramalla. Leon zrozumiał, że to Lara była miłością jego życia i razem stworzyli prawdziwą rodzinę opartą na miłości. Gregorio wyjawił swój kolejny talent, którym była walka na patelnie, o czym boleśnie przekonał się Diego gdy wyjawił ojcu, że spłodził Fran trojaczki. Federico nawiązał dobry kontakt ze swoim teściem który wypowiedział pamiętne słowa "Mózgu masz nie za wiele ale wnuki robisz najlepsze na świecie". A Violetta cóż to pozostanie już inną historią...

KONIEC ♥